Zasady parkowania w Szwajcarii

Dzisiejszy artykuł będzie tak epicki, pełen doskonałych porównań i abstrakcyjnych zwrotów wydarzeń, że na pewno wyląduje w kanonie literatury współczesnej jako nowy Gombrowicz. A tak naprawdę to tak nie będzie, bo dzisiaj będzie sucho i na temat i w dodatku dla bardzo wyspecjalizowanego czytelnika: dla osób, które wybierają się do Szwajcarii i chłoną wszystkie wskazówki jak jamochłony chłoną jamy.

Zainspirowałam się wątpliwościami mojego kolegi, który przyjechał do Szwajcarii swoim czterokołowcem i nieświadomy jakichkolwiek zasad stanął na miejscu, gdzie „cośtam” cytując kolegę było napisane, a że on języka Marcela Prousta nie kuma, a parkomatów nie było w pobliżu to oczywiście olał sprawę. Po powrocie zastał gustowny mandacik na 40 chf. A że kolega z tych, co uważają, że jeśli coś wyprą z pamięci, to to zniknie (moja krew!), to o sprawie przypomniał sobie dopiero, jak dostał pisemne wezwanie listem poleconym. Na szczęście żadnych odsetek mu za to nie policzyli. Czytaj dalej …

Jak na wakacje to do Szwajcarii

Dzisiejszy artykuł jest częścią cyklu „W 80 blogów dookoła świata”. Dla niewtajemniczonych – cykl zakłada publikację artykułów na jeden zadany temat w tym samym czasie przez blogerów opisujących różne kraje lub języki. Czyli podsumowując mamy jeden temat i wiele, wiele różnych podejść.

Do ostatnich dwóch edycji cyklu nie dałam rady podejść, bo za pierwszym razem, gdy blogerzy polecali książki z danego kraju, to ja się wakacjowałam. Ale obiecuję, że coś kiedyś podlinkuję dla zapalonych czytelników. Drugi temat to były ciekawe lub trudne słowa w danym języku. Nie ukrywam, że dla mnie trudne słowa po francusku to wszystkie, które mają więcej niż 4 litery, dlatego bez żalu opuściłam ten cykl.

Dzisiejszy cykl to „Wakacje w kraju X”, który przyjmuję z wielką radością, ponieważ przecież każdy wie, że wakacje w Szwajcarii to szczyt marzeń każdego Rockefellera. A że szczyt marzeń każdego to być Rockefellerem, co nas szybko prowadzi do konkluzji, że wakacje w Szwajcarii to szczyt marzeń każdego. Najgorsze jest to, że jedyne co mi przychodzi do głowy to głupkowate wskazówki. I to nie w stylu: weź czapkę z daszkiem i dobry humor, tylko te w stylu: weź sprzęt nurkowy i podwodną wiertarkę udarową. Skarbce słynnych banków pod Jeziorem Genewskim zapraszają! Za dobrą radę pobieram 20% łupów. Czytaj dalej …

Kompendium wiedzy dla e-dymkowych w Szwajcarii

Jakieś dwa lata temu pewnego majowego ranka podczas naszej wizyty w Krakowie Steve stwierdził: a wiesz co, chodź kupię sobie wersję testową. Szmyk-myk, 20 zł… I tak Steve z palacza z piętnastoletnim stażem 2 paczki dziennie dość płynnie przeszedł na e-palenie. Jakbyśmy wówczas wiedzieli, że wypali wtedy swojego ostatniego tradycyjnego papierosa w życiu, to byśmy odpalili jakiegoś siampona… A tak to nawet nie wiedział, że w tak niepozorny sposób pożegna się ze śmierdzącym nałogiem. Oczywiście, teraz pali e-papierosy, niby też nałóg, ale przynajmniej mniej kłopotliwy towarzysko i, w co wierzę, mniej szkodliwy dla zdrowia.

Czytaj dalej …

Operacja „Ciapa” czyli pies w Szwajcarii

Pozostaję dziś w temacie Lumpich i ich przyjaciół Burków. Wiele osób przenosi się do Szwajcarii ze swoimi ulubieńcami, bądź właśnie tutaj dochodzi do wniosku, że ich życie jest zbyt nudne i poukładane i szczekające futro z mnóstwem kłaków na dywanie i schrupanymi kapciami doskonale je urozmaici. I tutaj należy Wam wiedzieć, że Szwajcaria posiada dość ostre przepisy odnośnie psów i ich właścicieli. Przepisy te oczywiście warto znać i się do nich stosować, żeby zaoszczędzić stresu sobie i zwierzakowi i oczywiście pieniędzy. 

Przywóz futrzaka

Doskonale zdaję sobie sprawę, że część Polaków przewiozła swojego ulubieńca samochodem na kolankach, na granicy wrzucając pieska pod nogi i modląc się, żeby akurat nie padło na nas przy rutynowej kontroli przygranicznej. Większości się oczywiście uda i będą sobie żyć długo i szczęśliwie nie niepokojeni przez nikogo ani nic. Chyba, że COŚ się zdarzy. W Szwajcarii jest się zwykle o wiele mniej anonimowym niż w Polsce – nie ma tutaj wielkich metropolii, a ludzie nie boją się wzywać policji w razie jakichkolwiek problemów, dlatego zatopienie się w tłumie jest o wiele trudniejsze. Dlatego dla spokoju umysłu radziłabym jednak przewieźć psa oficjalnie.

Czytaj dalej …

Slow down, take it easy!

Tydzień temu wróciłam z Ojczyzny. Żywa o dziwo, chociaż było blisko. Czy chodzi o to, że z frustracji dostałam wstrząsu mózgu po tym jak waliłam głową o klamkę drzwi do polskich lekarzy, którzy przyjmują na NFZ? Nie, nie, nie chciałam sobie fundować takich ciężkich przeżyć i zdecydowałam się pójść prywatnie i zapłacić za wizyty, mimo, że płacę tyle za ubezpieczenie, że się mi należy jak psu kość.

Nie, moja żywotność była bardzo mocno testowana na polskich drogach. Raz mi jeden pan o mało nie przejechał po stopach na przejściu dla pieszych. Miałam ochotę z całej siły kopnąć w jego dychawicznego renaulta i z przeszłością i po przejściach, ale po pierwsze ów rzęchot prawdopodobnie by się wtedy rozpadł, a po drugie jak wszyscy dobrze wiedzą, nie ma sensu kopać się z koniem. Co więcej, notorycznie wchodziłam na przejście dość niefrasobliwie, myśląc, że w końcu takie prawo pieszego, po czym ze zdziwieniem konstatowałam, że żaden kierowca nawet nie zwalnia, w końcu może sobie ten pieszy poczekać, przecież w końcu nie jest -20 stopni, a ja się śpieszę! Czytaj dalej …

Jak zostać szwajcarskim miliarderem?

Czytacie tak mojego bloga i pewnie sobie myślicie: a może rzucę ten niewdzięczny etat w Ojczyźnie i wyjadę do tej Szwajcarii! W końcu tam drogi są wybrukowane frankami, a z każdej kałuży można wyłowić garniec złota. I patrz Zyziu, jak tam ludzie mieszkają, wille nad jeziorem w sąsiedztwie Schumachera, ja też tak chcę! Trochę talentu mam, w końcu szef jeszcze nie zwolnił, pracy się nie boję, w try miga kupię to Maserati i będę się stołował u Chodorkowskiego, a za mój zegarek będzie można wykarmić całkiem spore państwo afrykańskie.

To takie proste! Tylko, że Szwajcarzy zdają sobie sprawę, że w ogarniętej kryzysem Europie wiele osób sobie jawi Szwajcarię jako zieloną wyspę pośród morza problemów gospodarczych. I Szwajcarzy właściwie jako jedyni w Europie bronią swoich granic i dostępu do rynku pracy. Polacy właściwie tylko przez 2 lata mieli swobodny dostęp do szwajcarskiego żłoba. Od 1 maja 2012 roku Szwajcarzy ponownie ograniczyli swój rynek pracy dla „nowych” krajów EU – próbnie na rok. Każdy wówczas z niepokojem czekał na rozwój wydarzeń i miał nadzieję, że Szwajcaria ponownie otworzy się po „przeczekaniu” tego ciężkiego czasu. I co się stało 1 maja 2013 roku? Szwajcaria…. poszła dalej w tym kierunku i zamknęła całkowicie swój rynek pracy dla praktycznie wszystkich. Nieważne, czy jesteś Niemcem, czy Anglikiem, żeby pracować w Szwajcarii musisz się postarać o pozwolenie o pobyt i później pozwolenie na pracę. Czytaj dalej …

W piekle dietetyków

Rok temu odwiedził mnie w Szwajcarii tata. A w Szwajcarii, jak dobrze wiecie, żeby być szczęśliwym trzeba sobie wmówić, że walutą tego pięknego kraju są złotówki. I tak, jak płacisz w restauracji za przepyszny obiadek dla 2 osób 100 jednostek czegośtam, to jeśli sobie będziesz często powtarzać, że to 100 złotych, a wtedy mniejsze będą szansę ubytku w zdrowiu psychicznym i autonienawiści. Niestety mój tata uparcie skubany przeliczał. Tak więc ze Stevem robiliśmy wszystko, żeby tylko skupił się na czymś innym. Jak weszliśmy do restauracji na tradycyjne fondue, to ja zagadywałam, a Steve zamawiał. Zjedliśmy ze smakiem, ale nie oczekiwaliśmy ataku bohaterstwa ze strony tatusia, który to zabrał rachunek z miną Leonardo di Caprio z Wielkiego Gatsbiego i zabrał się do samodzielnego uiszczenia. No nic. Trzeba przyznać, że nawet słowem nie skomentował rachunku, trzymał klasę jak polski Bill Gates na wakacjach. Tylko potem dosłyszałam, jak tata opowiadał mamie wrażenia ze Szwajcarii: „Wiesz co, zapłaciłem 400 złotych za garnek sera! Ale żeby jeszcze dali każdemu po garnku tego sera! A oni dali jeden na spółę!” Czytaj dalej …

Savoir vivre przy szwajcarskim stole

Wiem, że na pewno co najmniej kilka osób prychnie kawą na komputer. Tym razem nie ze śmiechu, a z oburzenia. „Przecież wiem, jak się zachować w restauracji”. Tak, ja też wiedziałam… do mojego przyjazdu do Szwajcarii. Jedzenie na mieście to nieodłączny składnik szwajcarskiego stylu życia i bardzo możliwe, że nawet jeśli będziecie w Szwajcarii ze względów finansowych unikali restauracji jak teściowej, to w końcu wylądujecie z kolegami z pracy, znajomymi, czy po prostu sami przy dźwięku ssania dochodzącym z żołądka w jakiejś przytulnej, wiejskiej oberży, czy innej restauracji. Musicie wiedzieć, że w Szwajcarii panują nieco inne zasady niż w Polsce w nawet najbardziej luksusowych przybytkach dogadzania tasiemcowi. Oto mały przewodnik poruszania się po wzburzonych wodach szwajcarskiej gastronomii. Nie znajdziecie tutaj wskazówek, czym jeść bezę, ale raczej krótkie wyjaśnienie, co się tu robi inaczej. Czytaj dalej …

Szwajcaria pociągiem, autobusem i statkiem czyli komunikacja publiczna, gdy nasze Porsche jest w naprawie

Dzisiejszy wpis jest przeznaczony dla tych wszystkich, którzy kiedyś planują korzystać z komunikacji publicznej w Szwajcarii z racji wakacji, odwiedzin znajomych, czy pracy w tym pięknym kraju. Czyli tym razem nie tylko harcerska gawęda „Jak to u nas źle/dobrze, panicku”, ale mnóstwo praktycznych rad, gdzie, co, jak, z kim, i jak długo. Hmmm, i jakby co, nie płacę później alimentów!

Zintegrowany system komunikacji

Szwajcaria ma doskonale zorganizowany transport publiczny, szczególnie kolejowy. Jak to działa? Za system transportu publicznego w każdym kantonie odpowiedzialna jest jedna firma. Dlatego opiszę go na podstawie mojego kantonu – Vaud, gdzie rządzi firma Mobilis. Dlaczego użyłam tak modnego słówka „zintegrowany”? Tym razem nie jest to zwykła marketingowa wata do uszu. System faktycznie jest zintegrowany – nie kupuje się biletu na autobus, potem na pociąg, a jeszcze potem na metro, jeśli jedziemy z 2 przesiadkami, ale na liczbę stref, które przemierzamy. Czytaj dalej …

Gdzie jest pralka?

„Czy to prawda, że w szwajcarskich mieszkaniach nie można mieć pralki?” Takie pytanie padło w jednym z komentarzy na moim blogu. Uznałam, że temat pralkowy jest o tyle ciekawy, że aż warty osobnego wpisu.

Wyobraźcie sobie, że wprowadzacie się ze swoją 4-osobową rodzinką do przepięknego szwajcarskiego nowoczesnego apartamentu ze spektakularnym widokiem na Jezioro Genewskie. Sto metrów, nowoczesne sprzęty…piekarnik, w którym prawdopodobnie można dolecieć na Marsa, kuchenka, która mogłaby grać główną rolę zamiast Sandry Bullock w Gravity, zmywarka, która wygląda jak międzygwiezdny satelita rozpoznawczy, pralk… Eeee, kochanie, czy mógłbyś zadzwonić do naszej agentki nieruchomości i zapytać, GDZIE JEST PRALKA? Czytaj dalej …