Blogi umarły?

Anno Domini 2021. Czy znacie jeszcze jakieś blogi osobiste, które żyją i mają się dobrze, są czytane i komentowane? Ja znam tylko portalo-blogi prowadzone przez specjalistów od danej dziedziny, strony na facebooku i mikro-blogi na Instagramie. Nawet jeśli bloger, tak jak ja, ma stronę, facebooka i instagrama, to tylko te dwa ostatnie są żywo komentowane. Blog jest jak głaz – jest, ale niewiele go rusza. Czy to dobrze, czy to źle? Myślę, że na dwoje babka wróżyła – nie umrze tak łatwo jak konta na mediach społecznościowych, ale jednocześnie już jest, tak jakby, martwy… Prawdziwy kot Schroedingera!

Czytaj dalej …

O pisaniu i o życiu

Coś się kończy, coś się zaczyna. 2020 rok nas nie rozpieszczał, dlatego nie będę go podsumowywać, bo taki bilans mógłby być jednym z bardziej depresyjnych tekstów na blogu. Ale tak czy siak chciałabym stworzyć artykuł inny niż zwykle. Nie o Szwajcarii, nie o emigracji, tylko o blogowaniu i pisaniu. A tak naprawdę o życiu.

Bloguję już od siedmiu lat, w zeszłym roku wydałam dwie książki, a razem na koncie mam ich cztery. Wydawałoby się, że już jestem sezonowanym, dojrzałym twórcą, żadnym tam świeżakiem. A jednak ciągle się uczę – od czytelników, od innych autorów, od recenzentów, od pracowników wydawnictw i od redaktorów gazet… Jedni powiedzą, że muszę być wyjątkowo odporna na wiedzę, skoro przez kilka lat nie pojęłam, jak działa ten biznes. Ja wolę mówić, że nie przestałam się rozwijać. Gdy stanę w miejscu, chyba będę musiała zamknąć ten kram i wziąć się za coś całkowicie innego.

Czytaj dalej …

Jak zostać sławnym i bogatym blogerem

Żebym ja tylko wiedziała jak…

 

Ostatnio otrzymuję mnóstwo pytań na temat blogowania jako-takiego.

  • Jak wybrać szatę graficzną?… Czy to w ogóle jest istotne?
  • Skąd wzięłaś czytelników swojego bloga?
  • Czy ważne jest ujawnianie, kim jestem? Czy nie lepiej jest stworzyć fałszywą tożsamość? (W domyśle: Ja nie chcę pisać o sobie!)
  • Czy mogę stworzyć takiego bloga „na próbę”, a potem się zobaczy?

 

Nie czuję się wcale ekspertem w tym temacie. Jest wiele blogów na temat samego blogowania, gdzie możecie znaleźć o wiele lepsze i bardziej fachowe porady. Mam jednak wrażenie, że pewne aspekty blogowania są całkowicie przemilczane. Podejrzewam, że wielu początkujących blogerów inaczej by podeszło do sprawy, gdyby wiedziało z czym to się je. Po drugie, skoro to mnie właśnie pytacie, to dlaczego to ja mam Wam nie odpowiedzieć, tylko odsyłać do blogowych mastodontów.

Czytaj dalej …

Blogini Blabliblu, teksty, co mają płeć i kobiece „nie umiem”

W dzisiejszym artykule więcej pytań niż odpowiedzi. Mam kilka bardzo konkretnych spostrzeżeń i nie potrafię na ich podstawie wysnuć żadnych wniosków. Mam nadzieję, że mi w tym pomożecie.

Tekst literacki zwykle ma płeć. Perspektywa kobieca lub męska zawsze gdzieś tam brzęczy w warstwie niewidzialnej na pierwszy rzut oka. Przyciąga jednych i drażni drugich. Sprawia, że testy kobiece przemawiają silniej do kobiet, a teksty męskie do mężczyzn. To było dla mnie oczywiste przez wiele, wiele lat. Co więcej, zawsze zdawało mi się, że piszę dla kobiet – silnych, świadomych siebie, wyzwolonych, a jednocześnie bardzo kobiecych kobiet. A tu niespodzianka…

Ostatnio dostałam propozycję współpracy z pewnym typowo kobiecym portalem.

– Jesteśmy pod wrażeniem… plepleple…, ale proszę nam przedstawić czarno na białym, że pani teksty są chętnie czytane przez dziewczyny. Najlepiej po prostu proszę nam przesłać kopię statystyk bloga.

Ależ oczywiście, przecież to tylko formalność. Dlatego możecie sobie wyobrazić moją nietęgą minę, gdy okazało się, że 60% moich czytelników to mężczyźni… Kreatywny marketing jest niczym kreatywna księgowość, więc szybko sięgnęłam do statystyk fanpejdża na fejsbuku, z których wynikało, że 75% moich fanów to dziewczyny. Niestety, moja rozmówczyni była bezlitosna.

– No tak, ale kobiety są ogólnie o wiele bardziej aktywne na mediach społecznościowych, więc to o niczym nie świadczy. Bardzo prosimy o statystyki z bloga.

– Eeee… czy 40% czytelników w spódnicach to według Was dobry wynik?…

Próbowałam jeszcze argumentować, że to na pewno kobiety czytają mojego bloga na komputerach mężów, ale zdaje się, że moje tłumaczenia nie trafiły na bardzo podatny grunt.

Czytaj dalej …

Syndrom żony piłkarza

Ja się po prostu nie nadaję. Nie pasuję. Jestem prawdziwym dzikusem z pola kukurydzy z widłami w łapie… – z takim przekonaniem wychodzę ze wszelkich webinarów, podcastów pełnych porad „jak dobrze blogować”, „jak wydać książkę”, „jak zarządzać czasem”, „jak zarabiać na swoim hobby”, „jak się samorealizować”… Samorealizacja, piękni, uśmiechnięci ludzie, okrągłe hasła i, co gorsza, artykuły pełne prawdy! Bo jeśli zawartość tych wszystkich mądrych poradników, webinarów, podcastów, wykładów, TED’ów, seminariów byłaby idiotyczna i nieprawdziwa, łatwiej mi by było je wyśmiać i olać.

Tymczasem są tam i wszystkie śmieją się ze mnie, wydeptującą sobie pracowicie ścieżkę pośród chaszczy, mimo że obok mnie biegnie trakt, po którym biegają tłumy.

Kilka tygodni temu spotkałam się z koleżankami i powiedziałam im, że nie chcę iść za rękę z żadnym wydawnictwem. Nie bawi mnie żebranie, chodzenie na kompromisy i nachalna „sprzedaż” mojego produktu. Chciałabym wydać książkę sama i albo założyć wydawnictwo albo dokonać tak popularnego teraz self-publishingu. Koleżanki, przedsiębiorcze i ogarnięte dziewczyny, od razu stworzyły mi niemal kompletny plan działań. Zajrzyj na tę stronę – odnajdziesz tam kompletny kosztorys, jak to zrobić. Stwórz społeczność dookoła siebie jak to zrobił XYZ. A ABC napisał o tym książkę, a CDE radzi, żeby zacząć od tego i śmego (…)

Czytaj dalej …

Sto lat, Szwajcarskie Blabliblu! Rozwiązanie konkursu kubkowego

To już cztery lata. Szmat czasu… a zdawałoby się, że to było wczoraj. Dokładnie 30 kwietnia 2013 roku siedziałam sobie na maluśkiej plażyczce na brzegu Jeziora Genewskiego z laptopem na kolanach i pisałam maila do przyjaciółki. Sama się śmiałam ze swojego tekstu… Potem do tego maila dołączyłam kilku innych odbiorców, potem jeszcze kilku… a później po prostu stwierdziłam, że założę bloga i wszystkim znajomym podam jego adres. Już w czerwcu na moim blogu zaczęli pojawiać się nieznajomi. A potem tak się sama w to wkręciłam, że trudno mi było przestać.

Było wiele wzlotów i wiele upadków. Popełniłam całe mnóstwo błędów i nadal popełniam. Wielu rzeczy nie potrafiłam i nadal nie potrafię. Ale uczę się z każdym dniem. Lista rzeczy, które osiągnęłam dzięki blogowi jest długa. Ludzie, których poznałam dzięki blogowi są nie do przecenienia. A przede wszystkim, dzięki blogowi odnalazłam siebie i dowiedziałam się, co chcę robić w życiu! Każdemu tego życzę!

Co możecie mi dać na urodziny bloga? Jest dla mnie coś o wiele ważniejszego niż życzenia. Są to wspomnienia! Dajcie mi na urodziny swoje ulubione wspomnienie związane z Szwajcarskim Blabliblu. Jakąś Waszą chwilę, gdy Was coś poruszyło, dotknęło, związało ze mną… To da mi o wiele więcej kopniaka niż najpiękniejsze „sto lat”!

Czytaj dalej …

Pigułki polskości czyli szwajcarskie spojrzenie na Polskę

Kilka dni temu odkryłam blog Szwajcarki z Lozanny, która mieszka w naszej stolicy i prowadzi bardzo ciekawy blog o Polsce. Dziewczyna pisze co prawda po francusku, ale nie przejmujcie się, pismo odręczne ma zupełnie nieczytelne, także naprawdę nie ma znaczenia, w jakim języku pisze…i tak nie da się odczytać! Za to świetnie rysuje. Oto link do bloga:

http://pilulespolonaises.blogspot.ch/

Blog nazywa się pilulespolonaises, czyli dosłownie polskie pigułki – pigułki polskości. Autorka we wstępie zadaje pytanie: Czy to prawda, że są takie pigułki, dzięki którym się stajesz Polakiem? Czytaj dalej …