Wspólna kolacja czy samotne podjadanie?

Pewnego majowego dnia dostałam wiadomość od czytelniczki:

„Cześć Joanno!

Trochę chcę się pożalić, a trochę poprosić o radę. Przyjechali do mnie do Szwajcarii rodzice. Pandemia, te sprawy i to ich pierwsza wizyta u mnie od trzech lat, od kiedy się przeprowadziłam do Szwajcarii. Są od tygodnia i zostają do połowy maja, a ja mam ochotę wystrzelić się w kosmos.

Źródło: Unsplash

Jeśli chodzi o zwiedzanie, nie jest tak źle. Są samodzielni, mają samochód, mówią trochę po angielsku, tata po niemiecku. Pracuję z domu, więc trochę jeżdżę razem z nimi, trochę zostaję w domu. Mój szwajcarski mąż dzielnie to znosi, bo to chyba pierwszy raz, gdy ktoś u nas mieszka i kompletnie nie jest do tego przyzwyczajony.

Najgorsza sprawa to jedzenie. Zaczynamy od obfitego śniadania, jak to w Polsce. Mojego męża już wtedy nie ma, bo wcześnie zaczyna pracę. O 12, gdy Szwajcarzy jedzą, moi rodzice nie są głodni (a ja jestem głodna jak hoho). Zachęcam ich do tego, żeby jednak zjedli coś w restauracji, bo o 14:30 wszystko się zamknie. Udało mi się dwa razy ich namówić. Wzięli sałatkę na pół i patrzyli na mnie dziwnie, jak jem makaron. O 14 mają ochotę na obiad, a ja im mogę zaproponować tylko Maca lub powrót do domu. No więc wracamy i mama gotuje dwa dania. O 18 przychodzi mój mąż i jest głodny. Zwykle o tej porze siadamy razem, coś gotujemy, rozmawiamy, bo to jedyny moment, gdy możemy się spotkać razem przy stole. Moi rodzice tego kompletnie nie rozumieją, bo nie jadają gorących kolacji. Albo w ogóle albo kanapki. Ledwo się da ich namówić, żeby z nami usiedli. A ja już też kompletnie nie jestem głodna, bo jadłam duże śniadanie, lunch i obiad z rodzicami. Ale jem, bo przecież nie zostawię z tym zdezorientowanego męża samego.

Czytaj dalej …

Pomidorowe fondue – czyli to, co autorka kocha najbardziej

(oczywiście nie wliczamy pierogów!)

Każdy wie, że fondue to tradycyjne danie Szwajcarii. Natomiast nie wszystkim wiadomo, że jest wiele rodzajów tego dania. Jest klasyczne moitié-moitié oparte na rozpuszczonym serze (tradycyjnie ½ Vacherin, ½ Gruyère), z borowikami, piwem, whisky, szampanem, winne z mięsem, chińskie na bulionie, burgundzkie na oleju czy czekoladowe z owocami. Często pytacie, jakie jest moje ulubione. Mogłabym odpowiedzieć dyplomatycznie, że lubię wszystkie i to byłaby w zasadzie prawda, ale tylko częściowa. Bo faktycznie, jest jedno fondue, które bardziej niż inne łechce moje kubeczki smakowe – fondue pomidorowe (fr. fondue à la tomate), które pochodzi z alpejskiego kantonu Valais.

Wygląda całkiem jak zupa pomidorowa, ale niech Was ten kolor nie zmyli. Fondue à la tomate zawiera mniej więcej połowę sera, a połowę pomidorów, cebuli i innych różnych różności. Jest lżejsze niż klasyczne serowe fondue i mniej zatykająco-aromatyczne.

Czytaj dalej …

Świątecznie w Szwajcarii

Jak Szwajcarzy spędzają Święta Bożego Narodzenia? Czy kultywują zwyczaje, takie jak nasze polskie sianko pod obrusem lub dodatkowe nakrycie dla zbłąkanego wędrowca? Jakie są szwajcarskie potrawy świąteczne? Zapnijcie pasy, opowiem Wam dziś o świętach w Szwajcarii.

Lozanna, Place de Palud

To Wasze pierwsze święta z nową szwajcarską rodziną i nie wiecie, czego się spodziewać? Zapomnijcie o takich hucznych i tradycyjnych celebracjach jak w Polsce. Posiłek jest jeden, najczęściej jest to długa, suta, mięsna, kilkudaniowa kolacja. Kiedy? To zależy. W Szwajcarii nawet daty świętowania są opcjonalne. Co prawda najczęściej rodzina zbiera się na wspólny posiłek 25 grudnia wieczorem, ale inne daty też wchodzą w rachubę. Wigilii nie ma, trzydniowego świętowania też nie.

Czytaj dalej …

Dieta pudełkowa, czyli jak wprowadzić nowe do Szwajcarii + KONKURS

Historię Piotrka i Adeliny można by opowiedzieć na kilka różnych sposobów, a każdy z nich byłby wyjątkowy. Jak przeprowadzić się do Szwajcarii i zacząć swój własny biznes? Jak przekuć pasję w zawód? Jak nauczyć się pracy w gastronomii na swojej własnej restauracji?… I jak wyjść obronną ręką z koronawirusowego kryzysu, a także wprowadzić w Szwajcarii coś, co dopiero raczkuje?

W dzisiejszym artykule odpowiem na dwa ostatnie pytania. I uwaga, tak, tak, to jest artykuł sponsorowany, więc jeśli Cię to uwiera, popracuj trochę palcem wskazującym. Jedź niżej, niżej, jeszcze niżej… o! jesteś na artykule o życiu frontalierów. Całą resztę zapraszam na pyszną opowieść o diecie pudełkowej w Szwajcarii. Na końcu artykułu zaś czeka na Was konkurs, w którym do wygrania jest wybrana dieta pudełkowa na 3 dni.

Czytaj dalej …

Gotujemy po szwajcarsku – jak zrobić papet vaudois?

Czy Szwajcarki można nazwać Matkami – Szwajcarkami? Czy tak jak Polki starają się być idealne na wszystkich polach? Oczywiście każda odpowiedź na to pytanie inna niż „to zależy” byłaby uogólnieniem, ale myślę, że w tej dziedzinie możemy zaryzykować. Nie! Szwajcarki nie dały się wpędzić w błędne koło oczekiwań społecznych. Świeże ciasto w piekarniku – awans w pracy – wieczorne pisanie wierszy – regularny crossfit – codziennie kilka godzin wartościowej zabawy z dziećmi – intensywna nauka hiszpańskiego – jak zwykła mawiać moja koleżanka z Zurychu: wybierz z tego 2, a o reszcie zapomnij, jeśli nie chcesz zwariować. Te słowa dobrze obrazują podejście Szwajcarek do życia, dzieci i pracy, a także, niewątpliwie, do gotowania i przyjmowania gości. Zdarzają się oczywiście Szwajcarki, które lubią kulinarne popisy i długie godziny w kuchni. Większość jednak wybiera bezproblemowe jednogarnkowce, z których słynie Szwajcaria. Świetnym przykładem są potrawy serowe – fondue lub raclette, których przygotowanie trwa kilka minut i większość pracy mogą wykonać dzieci. Gospodyni może i nie zbiera achów i ochów, braw i oklasków, ale wypoczęta i zadowolona może cieszyć się gośćmi i rodziną, a o to przy wspólnym jadaniu przecież chodzi.

Dziś Wam opowiem o tym, co na tej patelni!
Czytaj dalej …

Polak potrafi, czyli o bardzo polskim jedzeniu w bardzo niepolskich okolicznościach (wyniki konkursu)

Zgodnie z obietnicą dziś dowiemy się, kto najbardziej mnie przekonał swoją historią o tym, jak Polacy potrafią sobie kreatywnie radzić z tęsknotą za polskimi produktami. 3 zwycięzców otrzyma kupon na 50 chf do Polish Shopu, gdzie sobie będą mogli nakupić śledzi i ogórków kiszonych i przynajmniej na moment zapomną o uporczywych ciągotach żurkowo – bigosowych. Już po otrzymaniu trzeciej historii byłam całkiem zdecydowana, kto będzie zwycięzcą, po czwartej wiedziałam, że będzie ciężko, po piątej drapałam się z zakłopotaniem po głowie, a potem po prostu oklapłam z żalu. Wszystkich nie dało się nagrodzić. Jakoś musiałam wybrać 3 osoby!

Źródło: Unsplash

Wybór był oczywiście bardzo subiektywny i nie zdziwiłabym się, gdybyście na moim miejscu zdecydowali inaczej. Przeczytajcie 3 historie, których autorzy dostaną voucher na 50 chf do Polish Shopu:

  1. Magdalena Zofia S. (historia z facebooka):

Zabawna historia jedzeniowa… Moja ulubiona bardziej nostalgiczna niż zabawna i nie związana z emigracja to nasz rodzinny wynalazek na kolacje. W okresie przemian ustrojowych było ciężko. Baardzo ciężko. Moja mama pięknie ukrywała fakt że kolacje dla całej rodziny musiała zrobić za 3 zł. Robiła nam te pyszne kanapki z koncentratem pomidorowym, cebulą pokrojona w kosteczkę i świeżo zmielonym pieprzem.
Do dziś z bratem jak przyjeżdżamy z naszych metropolii, lodówka ugina się od sopockiej, grujerow i innych burżuizmów, my spokojnie robimy sobie te koncentratowe kanapki. Myślę, że każdy w domu ma takie comfort food, które naszym rodzicom kojarzą się z ekonomicznym dramatem, a nam ze słodkim dzieciństwem 🙂

Czytaj dalej …

Przy stole w Szwajcarii

Mamy niezwykłą tendencję do tworzenia uogólnień na podstawie naszego otoczenia. Dla jednych świat schodzi po schodach w dwupiętrowym apartamencie, dla drugich świat schodzi na psy. A prawda, jak zwykle, merda się gdzieś pomiędzy i bardzo trudno ją uchwycić. Bo nawet jeśli uśrednimy te ekstrema, wyjdzie nam nie świat-przeciętny, ale świat-nikt.

Dlatego nie zamierzam dołączać do moich artykułów kilku stron małym druczkiem po gwiazdce: *nie dotyczy: Szwajcarów niemieckojęzycznych, Szwajcarów, którzy przebywali więcej niż 2 lata w Polsce, Szwajcarów w zielonych spodniach, pół-Szwajcarów, niby-Szwajcarów, mieszkańców kantonu Jura, Szwajcarów, którzy lubią piwo, Szwajcarów, którzy wychowali się na wsi mniejszej niż 500 mieszkańców i w mieście większym niż 100 tysięcy mieszkańców, „nowych” Szwajcarów, pana Schmidta z Zurychu z ulicy Bahnhoffstrasse 38 i teściów Kasi, Zosi i Małgosi, a także wszystkich przebrzydłych szefów… Nie, nie, nie! Jeśli tak zrobię, wyjdzie mi umowa kredytowa, a nie artykuł. Także przyjmijmy raz na zawsze, że ja piszę z mojej perspektywy, wy piszecie komentarze ze swojej i wszyscy się kochamy i wyrozumiale głasiamy po dzióbkach.

Dzisiejszy artykuł będzie mówił o zwyczajach jedzeniowych Szwajcarów. Zamiast jednak zaglądać im do garów, skupię się bardziej na okolicy jadalni. Jak jadają Szwajcarzy w swoim domowym zaciszu, lub gdy przychodzą do nich goście?

Czytaj dalej …

W piekle dietetyków

Rok temu odwiedził mnie w Szwajcarii tata. A w Szwajcarii, jak dobrze wiecie, żeby być szczęśliwym trzeba sobie wmówić, że walutą tego pięknego kraju są złotówki. I tak, jak płacisz w restauracji za przepyszny obiadek dla 2 osób 100 jednostek czegośtam, to jeśli sobie będziesz często powtarzać, że to 100 złotych, a wtedy mniejsze będą szansę ubytku w zdrowiu psychicznym i autonienawiści. Niestety mój tata uparcie skubany przeliczał. Tak więc ze Stevem robiliśmy wszystko, żeby tylko skupił się na czymś innym. Jak weszliśmy do restauracji na tradycyjne fondue, to ja zagadywałam, a Steve zamawiał. Zjedliśmy ze smakiem, ale nie oczekiwaliśmy ataku bohaterstwa ze strony tatusia, który to zabrał rachunek z miną Leonardo di Caprio z Wielkiego Gatsbiego i zabrał się do samodzielnego uiszczenia. No nic. Trzeba przyznać, że nawet słowem nie skomentował rachunku, trzymał klasę jak polski Bill Gates na wakacjach. Tylko potem dosłyszałam, jak tata opowiadał mamie wrażenia ze Szwajcarii: „Wiesz co, zapłaciłem 400 złotych za garnek sera! Ale żeby jeszcze dali każdemu po garnku tego sera! A oni dali jeden na spółę!” Czytaj dalej …