Półmetek krów i banków

Mówi się, że cykl życia książki trwa 3 miesiące. Potem wszystko zwalnia, a ponownie nabiera tempa dopiero, gdy czytelnicy przypominają sobie o autorze przy kolejnej książce. 25 maja miną 2 miesiące od premiery mojej najnowszej książki „Szwajcaria, czyli jak przeżyć między krowami a bankami”. To więcej niż półmetek, więc czas na małe podsumowanie!

To były ciężkie 2 miesiące dla mnie jako autorki. Koronawirus przejechał walcem po planach promocji i sprzedaży. Uważa się, że powinny być to żniwa dla branży wydawniczej, bo zamknięci w domu czytelnicy wreszcie mają czas na czytanie. A tu klops. Według statystyk, zamknięte tradycyjne księgarnie i brak atmosfery, żeby zatopić się w lekturze wywołały jeden z większych kryzysów czytelniczych. Ogólna tendencja nałożyła się na problemy szczególne mojej książki, czyli zamknięte granice. Przez pierwsze 5 tygodni po premierze miałam w rękach tylko ebook. Wielbiciele tradycyjnych papierówek mieszkający w Szwajcarii też musieli uzbroić się w cierpliwość. A w Polsce… kto teraz czyta emigranckie opowieści, gdy granice zamknięte, a smętna rzeczywistość sprowadza wszystkie marzenia do parteru?

Czytaj dalej …

Belalp Hexe czyli uwaga, wiedźmy na stoku!

Panie i Panowie, na Blabliblu pisze gościnnie KOBIETA! Tak, tak, prawdziwa kobieta! Nawet ma długie włosy i się maluje! Maluje! Na kolorowo! :O Powitajcie z entuzjazmem (bo jeszcze ucieknie i już nie wróci) Kaję Kurczewską:

———————————————————–

Co roku w styczniu alpejski ośrodek narciarski Blatten-Belalp w Szwajcarii schodzi na… czarownice! I to całkiem dosłownie. Z okrzykiem „D’Häx isch los!“ (czyli w wolnym tłumaczeniu, “z drogi śledzie, wiedźma jedzie!”) dziesiątki narciarzy i narciarek szusują w najbardziej szalonym wyścigu alpejskim w całej Krainie Sera i Czekolady.

W niemieckojęzycznej części kantonu Wallis w miejscowości Blatten od 35 lat odbywa się impreza której nie może przegapić żaden szanujący się fan nieco bardziej alternatywnego narciarstwa – Hexenabfahrt. Na jeden tydzień w styczniu stoki Belalp przejmują najprawdziwsze czarownice. Skąd pomysł na to aby wiedźmy szusowały w styczniu w Alpach? Czy nie powinny aby wtedy siedzieć w jaskiniach i warzyć eliksiry z ogonów jaszczurzych na potencję czy szczęście w miłości? Otóż, jak głosi po trochu legenda, a poniekąd również historia regionu Wallis, na przełomie XVI i XVII wieku okolice Blatten borykały się z plagą czarownic, a zwłaszcza z jedną konkretną wiedźmą która ponoć ukatrupiła była swego szanownego małżonka. Z problemem radzono sobie w dość standardowy sposób – podejrzane o ten proceder kobiety palono na stosach. Ku upamiętnieniu tej dość makabrycznej tradycji, a także aby zachęcić turystów do odwiedzania Belalp również w styczniu (znanym w branży turystycznej jako “martwy okres”), w latach 80-tych ubiegłego stulecia kilku pasjonatów białego szaleństwa wpadło na pomysł zorganizowania w styczniu właśnie wyścigu narciarskiego w przebraniach czarownic. Idea przypadła do gustu włodarzom Blatten i tak oto rozpoczęła się ponad 35-letnia już tradycja. „Używamy utożsamiania się z czarownicą Belalp nie tylko w styczniu, ale przez cały rok”, wyjaśnia Frédéric Bumann, dyrektor Belalp Bahnen, kolejek linowych i gondoli wożących narciarzy i turystów na stoki Belalp na wysokość 3112 m. „Jednocześnie jest to bardzo popularne medium reklamowe zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym”. Czyli nie taka wiedźma straszna jak ją malują, czy coś w ten deseń. 

Czytaj dalej …

Szwajcaria rajem dla ekspatów?

czyli jak to jest z tą przyjaźnią po szwajcarsku…

 Który kraj jest najlepszy dla osób, które się decydują opuścić swój kraj ze względów zawodowych? Szwajcaria! Przynajmniej tak odpowiedzieli respondenci sondażu 2014 HSBC Expat Explorer. Szwajcaria znalazła się na pierwszym miejscu bijąc na głowę Singapur i Chiny.

Powiem Wam tak – naprawdę się zdziwiłam. Doceniam Szwajcarię, przeszedł mi już szok kulturowy, mam wielu lokalnych znajomych i przyjaciół, a jednak nie mieści mi się to w łepetynie to, że jest to top topów dla ekspatów. Chyba nie jestem w mojej opinii jedyna, ponieważ w mediach szwajcarskich rozgorzała naprawdę ciekawa dyskusja, czy to nie jakaś humbug-podpucha i ktoż to odpowiadał na te pytania, że Szwajcaria wylądowała tak wysoko. Czytaj dalej …

Futbolowo w Szwajcarii

Dzisiaj półfinał, a co się działo dokładnie tydzień temu? Dokładnie tydzień temu Szwajcaria grała z Argentyną. Ze Stevem stwierdziliśmy, że idziemy na publiczne oglądanie meczu, w końcu dzielone szczęście smakuje podwójnie, a dzielone łzy są o połowę lżejsze.

Zdecydowaliśmy się iść do niewielkiego baru na otwartym powietrzu w pobliżu dworca w Morges. Tutaj należy nadmienić, że ten bar został zorganizowany w miejscu, które jest zwykle okupowane przez bezdomnych i to w pewien sposób dominowało jego atmosferę. Czy to znaczy, że jego klientami byli bezdomni? Powiedzmy tak: nieco różniłam się od jego klienteli. Ja wieczorem myję zęby, a oni nie. I to nie dlatego, że mają problemy z higieną osobistą, o nie. Ja wieczorem myję zęby, a oni wieczorem myją ząb. Jaka oszczędność na paście i szczoteczka się mniej zużywa! Czytaj dalej …

Kompendium wiedzy dla e-dymkowych w Szwajcarii

Jakieś dwa lata temu pewnego majowego ranka podczas naszej wizyty w Krakowie Steve stwierdził: a wiesz co, chodź kupię sobie wersję testową. Szmyk-myk, 20 zł… I tak Steve z palacza z piętnastoletnim stażem 2 paczki dziennie dość płynnie przeszedł na e-palenie. Jakbyśmy wówczas wiedzieli, że wypali wtedy swojego ostatniego tradycyjnego papierosa w życiu, to byśmy odpalili jakiegoś siampona… A tak to nawet nie wiedział, że w tak niepozorny sposób pożegna się ze śmierdzącym nałogiem. Oczywiście, teraz pali e-papierosy, niby też nałóg, ale przynajmniej mniej kłopotliwy towarzysko i, w co wierzę, mniej szkodliwy dla zdrowia.

Czytaj dalej …

Lenie i karierowicze kontra wyrodne matki i dzieci

Rozmowa z kolegą Szwajcarem, młodym tatą:

Ja: – A Twoja rodzina Wam trochę pomaga?

On: – Oczywiście! Mama nawet specjalnie przyjechała na jego urodziny!

Ja: – Aha! Specjalnie przyjechała? To gdzie mieszka?

On: – W Senegalu. Buduje tam szkołę i zajmuje się sierotami.

Ja: – To raczej nie macie pomocy babci?

On: – Jak to nie mamy? Teraz nawet przyjeżdża na pierwsze urodziny. A raz w tygodniu gadamy przez skypa, to mama może zobaczyć małego.

Ja: – A ile Melanie zostaje z dzieckiem w domu?

On: – No, przez cały czas jest w domu.

Ja: – No to przynajmniej zaoszczędzicie na niani.

On: – Nie, no oczywiście mamy nianię! Przecież Mel pracuje na 30% etatu, musi wyjść troszkę z koleżankami, po jakieś zakupy, chodzi też na jogę i jogging.

Ja: – (Kurczak pieczony marynowany w ziołach i papryce!!!)

On: – Chociaż ja mam też kilka wieczorów na naszego małego. Mel ze mną zostaje w domu, albo może sobie gdzieś wyjść. Czytaj dalej …

Stereotypowo o szwajcarskich wieśniakach i bankierach

Stereotypy mają to do siebie, że w 99% są krzywdzące. Patrząc przez pryzmat stereotypu, nie zauważymy żywej osoby wraz z jej wadami, zaletami i unikalną osobowością, ale na przykład patrząc na Joannę L.  – cycastą wieśniaczkę, która ubija masło jak nikt inny. Co akurat bardzo mi pasuje. Wolę to, niż żeby każdy się zastanawiał, czy w spodniach mam akurat to, a nie nic innego, a brody nie mam tylko dlatego, że się wyjątkowo z rana ogoliłam.

Niemniej jednak, należy pamiętać, że z czegoś te stereotypy wynikają, gdzieś istnieje jakiś ułamek prawdy. Nad tym ułamkiem dzisiaj się będę rozwodzić, ale nie w kontekście stereotypów dotyczących narodowości, ale że tak powiem stereotypów funkcjonujących „wewnątrz” Szwajcarii – Szwajcarów o Szwajcarach…z innych kantonów. Czytaj dalej …

Smutna sprawa z misiami

Stolica Szwajcarii – Berno – jest pięknym miastem. Bardzo duże i zadbane stare miasto okala seledynowa dość wartka rzeka Aar. I nie tak, jak wszędzie – stolica nie gra w Szwajcarii najważniejszej roli pod względem ekonomicznym, nie ma tutaj wielkich korporacji, wielkich pieniędzy, ba! nawet międzynarodowego lotniska! Dlatego Berno jest zwykle omijany przez turystów, ku mojej radości, a dla ich szkody. Bo miasto jest bardzo spokojne, bardzo prowincjonalne (tak jak Kraków, w centrum czujesz się jak w małej wiosce) i naprawdę piękne. Z ręką na sercu mogłabym stwierdzić, że jeśli miałabym się gdzieś przeprowadzić w Szwajcarii, to z chęcią właśnie tam.

Ale dzisiaj nie piszę tego, żeby Was zachęcać do odwiedzin Berna. Dzisiaj będzie o symbolu Berna – niedźwiedziach. Nie wiem, czy wiecie, ale w samym centrum Berna na wale rzeki Aar znajduje się wielki park niedźwiedzi. Park został zaprojektowany w taki sposób, że naprawdę wiele osób może obserwować zwierzęta z bliska nie zakłócając ich spokoju. Bezspornie park jest jedną z największych atrakcji szwajcarskiej stolicy. Czytaj dalej …

Szwajcarska masakra bronią automatyczną

Szwajcaria liczy 8 milionów mieszkańców, którzy posiadają 3 – 4,5 miliona broni.  Czyli mniej więcej co trzeci, co drugi Szwajcar trzyma w domu zgrabnego SIGa, czy inną zabójczą maszynę. Jednocześnie zdecydowana większość przestępstw z użyciem broni dotyczy broni posiadanej bez zezwolenia; statystyki samobójstw przy użyciu broni również nie powalają na kolana. Dlaczego tak się dzieje? Eksperci tłumaczą te statystyki używając jak zwykle słowa-klucza: mentalność Szwajcarów.

Szwajcaria nie prowadziła żadnej poważnej wojny od 160 lat, jednak zamiast fałszywego poczucia bezpieczeństwa mieszkańcy wciąż twierdzą, że rozmiary państwa wymuszają na nich pozostanie w gotowości. W teorii wygląda to tak: w razie wejścia obcych wojsk na teren Szwajcarii, każdy mieszkaniec miałby chwycić za broń i w ciągu 24 godzin „wywalczyć sobie drogę” do punktu zbiórki. Brzmi to trochę jak majaczenia paranoika, ale taka prawda, Panie i Panowie. W praktyce jednak nie miałoby to większego sensu, ponieważ od 2007 roku szeregowi żołnierze nie mogą przechowywać amunicji w domu. Czytaj dalej …

Niekochane dzieci Le Corbusiera

Czy wiecie komu Polacy zawdzięczają Dworzec Kolejowy w Katowicach (chyba już nieistniejący), czy krakowski Bunkier Sztuki? Tak, to bóg minionego stylu, niekochany i nierozumiany przez większość, uwielbiany przez niektórych, do których na pewno się zaliczają fani japońskich, urbanistycznych horrorów – Szwajcar Le Corbusier.

Po lewej jego pierwsze i najsłynniejsze dzieło – budynek mieszkalny Unité d’Habitation w Marsylii (1952).

Przyznaję, że surowe, betonowe, geometryczne formy nie są estetyczne, ale mogą fascynować swoją potęgą i brzydotą. I, o żywo, tak cudownie nadają się do scenografii, gdzie ze ściany wyłazi porzucona, długowłosa japońska dziewczynka z jednooką lalką. Czytaj dalej …