Gdzie najlepiej się mieszka i pracuje w Szwajcarii?

Jakiego języka mam się uczyć, gdy chcę zamieszkać w Szwajcarii? Jestem zakochana we włoskojęzycznym Ticino i koniecznie chcę się tam przeprowadzić. Czy to dobry pomysł?  – takie pytania często lądują w mojej skrzynce odbiorczej.

Jechać tam gdzie jest pięknie, czy jechać tam, bo jest praca? Oto jest pytanie! Lozanna, Ouchy.

Szwajcaria, ale gdzie? Gdzie jest najlepiej? Gdzie jest najlepsza jakość życia, najtańsze mieszkania, najmniejsze bezrobocie? No cóż, najpierw doprecyzuj – wybierz dwa z powyższych i zapomnij o pozostałym. A w niektórych przypadkach nawet wybierz jedno z nich i zapomnij o reszcie…

Części niemiecko-, francusko- i włoskojęzyczna Szwajcarii bardzo różnią się od siebie. To stwierdzenie jest niczym kot Schroedingera – to jednocześnie największy truizm jak i najczęściej pomijana lub zapominana kwestia. Przeciętny Polak, który mieszka w Polsce i nic go ze Szwajcarią nie łączy myśli, że każdy Szwajcar mówi po niemiecku – sic! – a niektórzy w bonusie po francusku lub włosku. Części językowe lub milion dialektów alemańskich, które żyją, a nie są elementem językowego skansenu nie za bardzo mieszczą nam się w głowie.

Czytaj dalej …

Wasze najlepsze (najgorsze) pomyłki językowe i kulturowe

Ale się uśmiałam! Każda opisana wpadka była bezkonkurencyjna i najlepsza… eeee, znaczy się, najgorsza! Wybór 3 najciekawszych komentarzy spośród 48 nadesłanych był bardzo trudny. Miałam ochotę zamknąć oczy, wyciągnąć palec i dziobać monitor. W kogo bym trafiła, ten by wygrał. Niestety, zasady to zasady! Uważnie więc przeczytałam wszystkie odpowiedzi śmiejąc się non-stop i wybrałam 3 najciekawsze.

Autor: Hannah Wright, Źródło: Unsplash

Przeczytajcie wpadki naszych zwycięzców:

Czytaj dalej …

Siedem szokujących zdań na siedem lat emigracji

Tak w sumie to siedem i pół, ale pół zdania trudno byłoby wymyślić. Siedem i pół roku temu przyjechałam do Szwajcarii. Czy planowałam związać się z nią profesjonalnie? Czy planowałam zacząć pisać bloga, wydać o niej kilka książek? Ani trochę! Myślę, że jeśli ktoś by mi wtedy opowiedział, co mnie czeka w życiu, wybuchłabym histerycznym śmiechem, a potem… zaczęłabym to robić szybciej! Zmieniło się coś jeszcze. Całkowicie zmieniła się moja perspektywa.

Autor: Chris Holgerson, Źródło: Unsplash

Tak to już jest, że nasz ogląd na rzeczywistość zależy od naszej pozycji. Gdy mieszkamy w małym, zielonym pokoiku, który znamy go od podszewki, możemy go opisać najdokładniej. Wiemy, że kanapa, na której śpimy jest wygodna, choć trochę nas bolą plecy. Ale to nasza kanapa, wygnieciona przytulnie w kształt naszej sylwetki. Soczysta zieleń na ścianach nas czasem denerwuje, ale w sumie nam się podoba. Właściciel mieszkania nas trochę ciśnie z czynszem i sąsiedzi tupią, ale przywykliśmy. Śpimy jak zabici nawet gdy latają nam nad głowami garnki, a na stole leży kolejna, wyższa faktura za czynsz. To w końcu nasza ostoja, bezpieczna przystań, no i reszta lokatorów ma przecież tak samo! Za jakiś czas jesteśmy zmuszeni opuścić nasz zielony pokoik. Wzywa nas przygoda, rodzina, praca. Przenosimy się do innej części miasta, do innego pokoiku. Jest biały i ascetyczny. Nie lubimy białego. Zamiast naszej ukochanej kanapy stoi jakieś zimne łóżko. Właściciel od początku żąda od nas więcej, ale potem nie podnosi nam czynszu przez wiele długich lat. Kochamy i wspominamy nasz zielony pokoik, przypomina nam o domu, dzieciństwie i daje poczucie bezpieczeństwa, ale… po kilku latach wiemy już, że lepiej się śpi na łóżku niż na kanapie, oczy mniej bolą, gdy otaczamy się chłodnymi kolorami i dobrze się wypoczywa w ciszy. Patrzymy jednak z tęsknotą przez okna do wnętrza naszego zielonego pokoiku na następnych lokatorów. Chcielibyśmy im powiedzieć, że jak go przemalują będzie się tam lepiej mieszkać, że kanapę można wymienić na łóżko, a z tym właścicielem to niesprawiedliwe i bezprawne i że razem z innymi lokatorami powinni się dogadać i mu przeciwstawić. W końcu w kupie siła! Nowi lokatorzy jednak, gdy próbujemy im coś poradzić, mówią: „Wy tam już nie mieszkacie! Nie wiecie, jak tam się mieszka! Odczepcie się od nas i dajcie nam decydować!”

Czytaj dalej …

Jak rozpoznać świeżaka w Szwajcarii…

… czyli 10 niezawodnych sposobów na rozpoznanie nowego i turysty

Koniec z mądrymi tekstami. Blabliblu to w końcu nie tylko polityka, praca i kurs franka szwajcarskiego. Korzenie bloga tkwią przecież w absurdalnym humorze emigranckim, tragikomicznych historyjkach nowej na rewirze i jej szwajcarskiego otoczenia. Z czasem nowa zdziadziała i teraz zamiast śmiechujków produkuje eseje o obronności. Świat schodzi na psy!

A propos kursu franka szwajcarskiego – ostatnio szwajcarska Polonia namiętnie wypłaca bilon, który planuje użyć na grillu u Kasi i Zbycha. Jak się nie da rozpalić, bo węgielki mokre, zawsze można podrzucić bloczek stówek. Pamięć okrągłych z zazdrości oczu znajomych ze studiów będzie potem osładzać piąte rano w oborze u szwajcarskiego rolnika przez kolejne sześć miesięcy. God save the grill!

Autorka Blabliblu też by z chęcią użyła takiej podpałki, ale zgubiła lupę. Bez lupy nic się nie da dojrzeć na koncie.

Bez wielkich wstępów: jak poznać świeżutkiego imigranta w Szwajcarii, jeszcze pachnącego polskim złotym, podwawelską oraz krwią i potem przelewanymi w niezliczonych internetowych bojach? Podaję 10 niezawodnych sposobów, choć nie twierdzę, że są jedyne, dlatego liczę na Wasze pomysły w komentarzach.

Czytaj dalej …

Czytelnicy, czytelnicy, urodziny…

Dzisiaj garść ogłoszeń, podsumowań, dalszych ciągów, sekretów, na które nigdy nie ma miejsca w codziennych postach na fanpejdżu, a tym bardziej w osobnych artykułach na blogu. Czasami zbierze się ich tak wiele, że zaczynają się niecierpliwić czekając na specjalną okazję i dopukując w to specjalne miejsce w mózgu, które odpowiada za rzeczy nienapisane. Jaka specjalna okazja? Urodziny! Nie bloga, a moje. Dlatego jeśli tu jesteś po informacje praktyczne, historię Szwajcarii, czy ciekawostki podróżnicze, śmiało sobie odpuść. Ten artykuł jest raczej dla czytelników, którzy podglądają bloga na tyle długo lub dokładnie, że znają bądź czują, że znają jego autorkę. Czytany jako pierwszy będzie miał tyle sensu, co serial, który się ogląda od 5 odcinka 2 sezonu.

A na urodziny urodzinowa dziewczyna!

Czytaj dalej …

Jacy są ci Szwajcarzy tak naprawdę?

Rzadko się zdarza na tym etapie Blabliblu, że powstają artykuły, które zawierają więcej pytań niż odpowiedzi. Jako „pani Szwajcaria” nawykłam raczej do tego, że bardziej wiem albo przynajmniej mogę przedstawić swoją opinię niż nie wiem i rozkładam ręce w zdumieniu. Tymczasem jest temat, którego nie potrafię zsyntetyzować i się do niego odnieść.

Mieszkam w Szwajcarii od ponad 6 lat i poznałam tu wielu ludzi: Szwajcarów, ekspatów, Polaków na emigracji. I nigdy nie spotkała mnie żadna przykrość z powodu mojej narodowości. Nigdy nie czułam się dyskryminowana. Owszem, spotykały mnie epizodyczne konflikty. Ktoś na mnie burknął na poczcie, więc w akcie przypadkowej zemsty nieświadomie świsnęłam pocztowy długopis. Pani w urzędzie nie raz przewróciła oczami na moje dziwne pytania albo uśmiechnęła się z ząbkami (ostrymi!), gdy coś źle wbiłam w maszynie do wysyłania listów. Ktoś mnie zapytał, czy moi rodzice mają potrójne okna albo czy mam dużo rodzeństwa. Akurat takie pytania uwielbiam, ponieważ dzięki nim mogę nieco pofantazjować o tym, że polskie dzieci uwielbiają siłować się z białymi niedźwiedziami w zamieci. Jak przeżyją, to będą żyć. Szeroko otwarte z przerażenia oczy moich rozmówców sprawiają, że mój wewnętrzny złośliwiec zaciera ręce. Jak widzicie, nikt mnie nigdy nie chciał ze Szwajcarii wyrzucić. Nikt nie sugerował, że miejsce Polek jest w Polsce. Fakt – językowo to raczej ja się musiałam dopasowywać do innych, a nie oni do mnie, ale taka specyfika Romandii – Szwajcarzy francuskojęzyczni raczej kiepsko mówią po angielsku.

Czytaj dalej …

Niczego nie żałuję!

Jeszcze powinnam dodać „Jestem jaka jestem” i „Wyciskam życie jak 50 kg na klatę” i wtedy mogłabym rozdać wszystkim jednorazowe woreczki. Przynajmniej jeśli na Was też nadmiar banału działa jak nadmiar cukru.

Tymczasem pytania „czy żałujesz wyjazdu na emigrację” i „czy chciałabyś wrócić” nieustannie przewijają się przez moją skrzynkę odbiorczą, a znaczą zawsze „czy JA będę żałowała”. Dlaczego „żałowała”, a nie „żałował”? Bo w zasadzie takie pytanie zadaje jeden typ ludzi: wykształcone kobiety, które w Polsce mają całkiem fajne prace, a i tak chcą emigrować. Motywacje są różne: brak perspektyw, chęć przeżycia przygody, chęć dołączenia do drugiej połówki, strach o dzieci. Mam wrażenie, że takie kobiety widzą we mnie siebie i zadając takie pytanie chcą oszukać Naczelnego Zegarmistrza i porozmawiać z samą sobą za kilka lat. A tymczasem tak się nie da.

Czy żałuję wyjazdu z Polski?

Nie wiem, co by się zdarzyło, gdybym podjęła inną decyzję. Nikt jeszcze nie wynalazł palantiru czy innego magicznego lustra, które dałoby mi wgląd do świata równoległego, w którym właśnie piję kawę w Krakowie, tulę swoje dziecko w Australii, czy serwuję śniadanie dla zielonych trupnic z mojej psującej się wątróbki w Kolorado. Dlatego, żeby nie zwariować od gdybania i pobożnych życzeń, trzeba sobie wmówić, że ta rzeczywistość, w której żyjemy jest najlepszą z możliwych i to z niej trzeba wyciągnąć jak najwięcej! Parafrazując T.S. Eliota, którego słowa ostatnio sobie ciągle powtarzam, trzeba robić swoje jak najlepiej się potrafi, a reszta się ułoży. Na resztę nie mamy wpływu, więc nie ma sobie nią co zaprzątać głowy.

Czytaj dalej …

Analiza osobowościowa mniejszości portugalskiej w Szwajcarii

Nie dziękuj, panie Nawałka, J.La. zawsze do usług! Wszyscy przecież gramy do jednej bramki. Na następny tydzień zamawiam konieczność przeprowadzenia dogłębnej analizy osobowościowej Belgów lub Walijczyków. Chuj tam, że nie wiem o nich nic, a Szwajcaria ma się do tych krajów jak Loew do zapachu fiołków. Coś się wymyśli. Jak trzeba będzie, to żeby powiązać je tematycznie napiszę o ilości psów bernardynów zamieszkujących Walię albo ulubionych belgijskich piwach Szwajcarów. Chcieć to móc!

Apropos pisania na temat, to pamiętam, że na maturze jeden zdolny kolega aż tak bardzo nie wierzył w swoje umiejętności spłodzenia kilkustronicowego eseju (ja jestem z rocznika ’82 i pisałam jeszcze tę starą maturę), że chciał wykuć na pamięć kilka „pewniaków”, które przy lekkich zmianach będzie można wszędzie wcisnąć.

Czytaj dalej …

Emigracja czyli jak się przyjaźnić… z dala od przyjaciół

Dziś obudziłam się z poczuciem, że czegoś już od dłuższego czasu nie zrobiłam. O joggingu 3 razy w tygodniu pamiętam. Za ubezpieczenie, mieszkanie, prąd i media płacę, nawet czasem się to uda w terminie. O pracy jeszcze nie zdołałam zapomnieć mimo wielu starań. Nawet o blogu pamiętam, co prawda spada mi nieco wydajność, ale nie pracuję tu na akord. Zapomniałam za to całkowicie ostatnio o… przyjaciołach.

Pewnie większości z Was, którzy mieszkacie w jednym miejscu od dłuższego czasu ten problem wydaje się tak sztuczny i wydumany, że aż nieważny wspomnienia. Niejeden pewnie skomentuje: „Przyjaciele mogą się nie widzieć rok, a jak się w końcu zobaczą, to jakby się widzieli wczoraj”. Faktycznie tak jest. Gdy się widzę raz na ruski rok z przyjaciółmi z Krakowa, czy Lublina, Warszawy, Berlina, Hamburga czy Paryża, to nasze rozmowy są głębsze niż Rów Mariański i codzienność nie ma wpływu na nasze relacje.

Czytaj dalej …

Polski Kopciuszek? O, nie! Gdzie Polaków wiedzie ambicja (i kompleksy, ale o tym ciiiiii…)

Wśród moich szwajcarskich znajomych z Vaud jest taka legendarna Polka. Dlaczego legendarna? Bo zawsze widujemy się tylko na minutę podczas jakiś wspólnych imprez, zawsze próbujemy się umówić na dłużej i nigdy nam nie wychodzi! Gdy ja w Polsce, ona ma wolne, gdy ona się włóczy po Andach, ja piszę do niej właśnie smsa z propozycją wspólnego winka…

Dziewczyna pracuje na pół etatu w biurze, na drugie pół w restauracji, a także okazyjnie zajmuje się dzieciarnią i oczywiście robi podyplomówkę, uczy się jakiś egzotycznych języków obcych, a oprócz tego nie zaniedbuje życia towarzyskiego. To taka chodząca legenda, o której wszyscy znajomi Szwajcarzy mówią z nabożeństwem: „Ja zdychałem po tej nocy w klubie przez dwa dni, a Ada miała do pracy na 8…”

Czytaj dalej …