„Czy to prawda, że w szwajcarskich mieszkaniach nie można mieć pralki?” Takie pytanie padło w jednym z komentarzy na moim blogu. Uznałam, że temat pralkowy jest o tyle ciekawy, że aż warty osobnego wpisu.
Wyobraźcie sobie, że wprowadzacie się ze swoją 4-osobową rodzinką do przepięknego szwajcarskiego nowoczesnego apartamentu ze spektakularnym widokiem na Jezioro Genewskie. Sto metrów, nowoczesne sprzęty…piekarnik, w którym prawdopodobnie można dolecieć na Marsa, kuchenka, która mogłaby grać główną rolę zamiast Sandry Bullock w Gravity, zmywarka, która wygląda jak międzygwiezdny satelita rozpoznawczy, pralk… Eeee, kochanie, czy mógłbyś zadzwonić do naszej agentki nieruchomości i zapytać, GDZIE JEST PRALKA?
Taki scenariusz zapewne czeka wszystkich, którzy przeprowadzą się do Szwajcarii i nie przeczytają wcześniej mojego bloga! Pralka, Proszę Państwa, jest wspólna! W większości budynków w podpiwniczeniu znajduje się pralnia dla wszystkich mieszkańców wyposażona w pralkę, suszarkę bębnową i kilka sznurków rozwieszonych przez całą szerokość pomieszczenia. Szczęśliwi Ci, którym było dane zamieszkać w budynku, w którym jedna pralka przypada na 4 rodziny… W sporych budynkach jest to jedna pralka na 10 rodzin. Pralka i suszarka działają na monety (1 lub 2 franki za pranie lub suszenie) lub na ładowaną kartę magnetyczną.
W większości budynków dostaje się ścisły harmonogram, kiedy można prać. I załóżmy, że 4-osobowa rodzina, gdzie tatuś i mamusia pracują dostanie termin prania we wtorek od 7 do 14, co jest zupełnie normalne. Jak żyć? Jak żyć? Kiedy prać? Ewentualnie można wtedy prać w sobotę, która najczęściej jest dniem otwartym, ale ryzykuje się wtedy utratą zębów w bitwie ze starą Portugalką, weteranką wojen o pralnię.
Można też wystąpić z uniżoną suplikacją do konsjerża z prośbą o zmianę terminu. Tak, tak, konsjerża (fr. concierge). I nie myślcie, żeby tego konsjerża prosić o zabukowanie stolika w restauracji, czy kupienie biletów do kina. Ichniejszy konsjerż może ewentualnie przepchać Wam kibel. To taki po prostu, z braku innych słów na podorędziu, cieciu (bez obrazy, ciecie!). W każdym większym budynku znajduje się konsjerż, który dzięki swojej pozycji trochę może sobie dorobić. Konsjerż zajmuje się sprawami administracyjnymi swojego bloku, drobnymi naprawami, odśnieżaniem, odladzaniem, pomieszczeniami wspólnymi i wszelkimi duperelami, o których się pamięta dopiero, gdy nie działają. Daj Boże mieć dobrego konsjerża i w dodatku mieć z nim dobre relacje! Dwa lata temu mieszkaliśmy w dość zaniedbanym budynku z konsjerżem, notabene Portugalczykiem, który regularnie kradł, co popadło. Oskarżenia niebezpodstawne, bo później rowery, opony zimowe i inne tałatajstwo można było znaleźć w starym garażu na obrzeżach wioski. Garaż był tak przerdzewiały, że widać było jego zawartość, a i często zaparkowany przed nim samochód konsjerża. Z wiadomego względu nieodmiennie darliśmy z nim koty, natomiast czysta eksplozja wściekłości konsjerża nastąpiła po tym, jak w dość żywiołowy sposób cieszyliśmy się ze zwycięstwa Hiszpanii z Portugalią w Mistrzostwach Europy w Piłkę Nożną. Nie ma to jak kibicować przeciwko!
Nieważne zresztą, wracam do tematu prania! Nawet, jeśli masz czas, żeby co wtorek robić pranie od 7 do 14, to wyobraź sobie, co się dzieje, gdy masz dwójkę dzieci płci brudzącej i w jak najbardziej brudzącym wieku i męża płci brudzącej, który jeszcze w dodatku pracuje w brudzącym zawodzie (na przykład na budowie, albo w biurze, gdzie się nadmiernie poci na widok szefa). Wtedy, podpowiadam, bo mam koleżankę, która podpada idealnie pod ten model, nie jesteś w stanie się wyrobić z wypraniem i wysuszeniem tych wielkich stert ubrań, a dzień prania wygląda w taki sposób, że z obłędem w oczach i wielkim koszem w garści biegasz po schodach niczym Justyna Kowalczyk podczas treningu.
W niektórych budynkach nie ma żadnego harmonogramu prania. Z jednej strony może być to zaletą, szczególnie dla tych, którzy mają czas na pranie w godzinach pracy, w wielkich budynkach zamieszkałych przez jaskiniowców (Portugalczycy, Francuzi) może to być jednak wadą. W ten sposób ryzykujemy, że ktoś po naszym skończonym praniu po prostu wyrzuci ubrania z bębna pralki i zacznie swoje pranie, często za nasze pieniądze. I wojna sąsiedzka gotowa jak znalazł.
Następny problem to znikające „lepsze” ubrania z suszarni. W ten sposób można się naprawdę oduczyć prania ręcznego delikatnych kaszmirowych sweterków. Zwolennicy ekologii po kilku tygodniach w Szwajcarii przepraszają się z suszarką bębnową. A i każdy przy następnej wizycie w sklepie odzieżowym z uwagą obejrzy metkę, czy ta cudowna szmizjerka nadaje się do suszenia w suszarce.
Dlaczego nie można mieć pralki w swoim mieszkaniu? No cóż, teoretycznie można. Trzeba mieć „tylko” ubezpieczenie od zalania i zgodę agencji lub administracji budynku. Jak niesie legenda miejska, ktoś kiedyś nawet tą zgodę uzyskał…
Uczennice mi o tym cudzie opowiadały. Dzięki za wpis!
O ile zabawnie to brzmi jak się słucha o pralkach z boku, to nie wyobrażam sobie walki o pranie na co dzień (aczkolwiek jedna już za mną! w niemieckich akademikach pralki też są wspólne i często jest ich zdecydowanie za mało, a wyrzucanie cudzego prania bywa niestety wśród amerykańskich studentów normą).
To okropne!!! (Nie wpis, wpis mi sie bardzo podoba 😉 Życie ze wspólną pralką to koszmar, wymaga zbyt dużo planowania.. Kiedy wyprać? Kiedy wybrudzic? Nie mówiąc już o konieczności wiecznej walki z sąsiadami… A swoją drogą bardzo mi się podoba określenie „płeć brudząca”.
świetny artykul jak zawsze,przyznam sie ze akurat tego zwyczaju w Szwajcarii nie bylam swiadoma,usmialam sie strasznie 😛
Ale głupota… A jak się mieszka w domku jednorodzinnym? Też trzeba się ubezpieczyć?
Jeśli się jest właścicielem no to chyba wolnoć Tomku w swoim domku. A jeśli się wynajmuje, to niestety trzeba najczęściej mieć polisę uwzględniającą wszystkie możliwe szkody, między innymi zalanie. Jest to też o tyle rozsądne, że agencje nieruchomości czepiają się nawet zarysowań na parkiecie, także można naprawdę stracić przez głupie zaniedbanie całą kaucję (a kaucja to 3-krotność miesięcznego kosztu, czyli najczęściej bardzo dużo).
A gdyby wstawić pralkę „na dziko”? Polak się we mnie odezwał :).
Można, ale chyba trzeba wtedy 1. wyposażyć mieszkanie w taką specjalną rurkę odpływową, której się tutaj raczej nie spotyka w łazienkach, 2. trzeba mieć sąsiadów nie-kapusiów 🙂
A tej rurki odpływowej nie można metodą polskich blokowisk wsadzić do kibla? Albo do wanny (ja tak mam i działa).
Socjalizm i jego wiekopomne osiągnięcia…
Ja mieszkam w okolicach Zurichu, w drugim wynajmowanym mieszkaniu i nie uważam wspólnej pralki za żaden problem. W jednym i drugim przypadku były listy, gdzie każdy rezerwował sobie dogodne terminy. Nigdy nie byłam świadkiem „walki o terminy”a już o kradzieży ubrań z suszarni, to nigdy nie słyszałam. Mam małe dziecko, piorę często i naprawdę wszystko gra…
Dodam tylko, że nie mieszkam w żadnym apartamentowcu, tylko w starym budownictwie. Wśród moich znajomych także nie słyszałam o podobnych problemach.
W życiu planuje się dużo ważniejsze rzeczy niż pranie, dlatego uważam, to nie jest żaden problem:) Pozdrawiam.
ja mieszkałam jak dotąd w 3 miejscach i w 2 było ok, w 1 – masakra. A dopiero się zauważa, jak bolesne może być uwieranie buta, jak kupimy za mały… 😀 Pozdrowienia!
My mamy szczęście posiadania pralki w mieszkaniu – kamienica z 17go wieku w Winterthur. W poprzednim mieliśmy wspólne trzy pralki i suszarki, był harmonogram i żadnych problemów. Tutaj konsjerż, albo Hausmeister, jest uroczym starszym panem, bardzo pomocnym, choć z nieco niezdrową obsesją na punkcie gołębi. 🙂
No to jest bardzo piekna sprawa!
Szkoda ze w Polsce tak nie ma…
Dzieki temu nie slychac po nocy wirujacych pralek sasiadow, czasami samoistnie poruszajacych sie po lazience:)
Na balkonach nie widac kolorowych wieszakow z praniem psujacych widok…
U nas okolice Bern mamy 6 rodzin w budynku, 2 pralki, suszarke no i osobne pomieszczenie z wieszakami do suszenia prania z Secomatem! Dzieki temu w 4-6h mamy suchutkie praniem 🙂
No i nie placimy za pranie – jest to pewnie wliczone w czynsz.
Pozdrawiam.
Czy ty aby na pewno mieszkasz w Szwajcarii?! 😉
w kazdym razie w niemieckojezycznej czesci jest pelna kulturka i bez wojen, jak zapomnisz zdjac pranie to sasiadka ci posklada w kosteczke :-))
To ja chyba szczęściarą jestem , bo nie dość że mam pralkę i suszarkę wyłącznie dla siebie , w mieszkaniu, to jeszcze jest przeznaczone do tego oddzielne miejsce.
Pozdrawiam z Biel.
M.
A do tych kaszmirowych sweterków nie można mieć kawałka sznurka W MIESZKANIU? Muszą one wisieć w suszarni? W ogóle pranie ręczne można chyba zrobić w łazience (jeśli jest wanna), albo w kuchni (gdy w łazience jest mało miejsca i tylko prysznic). Ja tam bez względu na warunki pralkowe pranie ręczne (jedwab, wełna) robię zawsze w misce, u siebie w mieszkaniu. Potem wieszam na sznurku (tj. na wieszaku wiszącym na sznurku), pranie se okapuje (woda z niego leci do podstawionej miski) i gra muzyka.
Up! Serio nie można suszyć w domu?
Można! Ale zwykle nie ma sznurków na suszenie. Trzeba sobie kupić taką stojącą suszarę 😛
Hej! Przeprowadziłam się do Niemiec i właśnie rozpoczynam swojego bloga.
Chciałam dziś zrobić chłopakowi pranie w jego mieszkaniu i dopiero wtedy dotarło do mnie, że oni tu mają wspólne pralki. Przygotowuję o tym wpis na swoim blogu i kiedy wpisałam coś hasłowo w google, pojawił mi się Twój wpis na ten temat. Czy mogę zrobić odniesienie w swoim poście do Twojego posta?
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do odwiedzenia mojego bloga. Stawiam dopiero pierwsze kroki i miło znaleźć kogoś, kto pisze o podobnej tematyce:)
P.S> A oto adres mojego bloga:
http://mala-emigracja.blog.pl/
Zapraszam:)
Oczywiście, Nika! Powodzenia w blogowaniu! 😀
Taaak… Pralki w Szwajcarii… Kiedy mieszkaliśmy w Zurichu, korzystaliśmy z pralni. Był grafik, super extra. Wszystko grało. Aż tu nagle wprowadziły się dwie rodziny hinduskie. No i pewnego dnia przychodzę, a moje ciuchy leżą w misce mokre, namydlone, bezczelnie wywalone z pralki zatrzymanej na nie wiem jakim etapie prania. A w pralce piorą się bajecznie kolorowe hinduskie szatki. Próby pisania karteczek, a nawet próby dogadania się w sprawie przestrzegania grafika spełzły kompletnie na niczym. Np. mówię i pokazuję pani z kropką na czole, że jak wpisałam się we wtorek od 14 do 16, to jest to MÓJ czas prania. A ona mi na to, że ona też się wpisała na wtorek od 14 do 16. No to ja tłumaczę, że ja się pierwsza wpisałam na ten termin i ona już nie może się w tym czasie wpisać, bo ja byłam PIERWSZA. Nic. Nastawiałam pranie i latałam po schodach góra – dół, żeby sprawdzić, czy moje rzeczy piorą się nie niepokojone przez bezczelnych sąsiadów. Z jednym dzieckiem „na stanie” i drugim w brzuchu była to mocno niekomfortowa sprawa. Kiedy szukaliśmy nowego mieszkania, jednym z warunków była pralka w mieszkaniu. I udało się. Mieszkamy w bloku, gdzie pralki i suszarki są na wyposażeniu mieszkań. I gitara gra! I to rozumiem!