Szwajcaria leci w Kosmos!

Kultowe polskie pismo „Kosmos dla dziewczynek” wchodzi do Szwajcarii! Już niedługo Helwetki zostaną zarażone duchem dziewczyńskiej mocy rodem z Polski. W niedzielę wystartowała kampania crowdfundingowa na szwajcarskiej platformie Wemakeit – żeby wystrzał w szwajcarski kosmos był możliwy, wystarczy 400 – 450 sprzedanych prenumerat magazynu „Kosmos” w języku niemieckim lub francuskim (i zaledwie po kilku dniach zrzutki pierwszy cel już został osiągnięty!).

Trzymajmy mocno kciuki za szefową przedsięwzięcia – Martę Kosińską i jej szwajcarski zespół! Blabliblu oprócz kciuków dokłada swoją cegiełkę do tego wspaniałego projektu. Kupiłam jedną prenumeratę, ale nie mam córki, więc z chęcią zrobię prezent małej marzycielce w trampkach. Jeśli takowa pęta wam się po salonach, koniecznie weźcie udział w konkursie, którego zasady tłumaczę na końcu artykułu.

Czytaj dalej …

Biznesmen na hujalnodze, czyli 10 szwajcarskich zaskoczeń

Czy coś mnie jeszcze zaskakuje w Szwajcarii po tych dobrych kilku latach? Bardziej występuje taki efekt meta-zdziwienia, czyli ja się dziwię, że ktoś się dziwi. Ewentualnie, gdy pojadę do innego kantonu i zobaczę, że tam jest inaczej niż w Vaud… No dobra, zdarza się to również, gdy się nieco zapomnę i przypedałuję dwie wioski dalej. A i w mojej wiosce występują okazjonalne szczęko-doły i gały-wyszły, na przykład gdy sąsiad, który zwykle wpada z winkiem i pomaga kosić trawę otworzy niepozorny garaż, a tam miliony koni… mechanicznych. Podsumowując: nadal się dziwię i codziennie uczę czegoś nowego. I dobrze. Dziwienie to w końcu cecha dzieci. Gdy przestajesz się dziwić, a zaczynasz wiedzieć wszystko, stajesz się starym zgredkiem.

Zebrałam dla Was 10 największych szwajcarskich zaskoczeń. Niekoniecznie je napotkasz jako turysta zabunkrowany w komfortowym hotelu i przemierzający utarte szlaki. Ale wystarczy tylko nieco z nich zboczyć, żeby napotkać szwajcarskie „to niemożliwe!”

Czytaj dalej …

Mali Szwajcarzy z wolnego wybiegu

Ile razy przeprowadzałam tę rozmowę ze świeżymi polskimi imigrantami w Szwajcarii…

– Drogie Szwajcarskie Blabliblu! Właśnie otrzymałam list ze szkoły nakazujący mi zaprzestać odprowadzania mojego dziecka do szkoły. Co za absurd! Czy ktoś w ogóle może mi tego zakazać?

– Tak, droga czytelniczko. Może. Jeśli sytuacja będzie się powtarzała, zostaniesz wezwana na rozmowę do dyrektora szkoły. Jeśli się zbuntujesz, wyślą cię z dzieckiem do psychologa. Jakie są dalsze środki, tego sama tego nie wiem. Zakładam, że gdyby ktoś z tego powodu miał problem z uzyskaniem pozwolenia czy szwajcarskiego paszportu, to by się szybko przedostało do mediów, więc raczej tak daleko to nie sięga. Mówię o tych paszportach i pozwoleniach, bo tylko imigranci się buntują. Samodzielne chodzenie do szkoły jest częścią szwajcarskiej kultury…

– Szwajcarskiego czego?!!! Moje dziecko ma X lat. Nie trafi do domu. Po drodze są pedofile, wściekłe psy, nieodpowiedzialni kierowcy i czyhający na rogu dilerzy. W nosie mam taką kulturę! Jeśli trzeba, będę odprowadzała swoje dziecko ukradkiem i chowała się za drzewem pod szkołą…

Samodzielność po szwajcarsku

W dobie polskiej mody na rodzicielstwo helikopterowe, albo instagramowe stawianie dziecka na pierwszym planie, idea, żeby założyć dziecku klucz jak w latach 90-tych i wysłać je samemu do szkoły wydaje się faktycznie zwariowana. A jednak w Szwajcarii jest normą i symbolem szwajcarskiej metody wychowawczej. Metody, która zwykle stanowi prawdziwy szok kulturowy dla nowo przybyłych imigrantów.

Czytaj dalej …

Problem z dwujęzycznością…

Dzisiaj postanowiłam zrobić coś, czego dotąd nie było: opublikować e-maila od czytelniczki. Nie obawiajcie się jednak – to wyjątkowa rzecz: otrzymałam zielone światło na publikację tej wiadomości i radykalnie zredagowałam fragmenty, które mogą wskazywać na autorstwo listu. Nie publikuję nigdy materiałów, które otrzymuję w zaufaniu bez wyraźnej zgody autora, inaczej nikt nie chciałby ze mną rozmawiać.

Czytelniczka prosi mnie w nim o radę i pomoc i ja się tego zadania podjęłam. Przyszło mi do głowy jednak, że po pierwsze co kilkaset głów to nie jedna, a po drugie – to jest naprawdę fajna historia emigracyjna, która przeczy wielu stereotypom.

Czytaj dalej …

Różne style wychowywania dzieci – PROJEKT dziecko czy dziecko mimochodem

Ostatnio poznałam bardzo fajną Szwajcarkę, matkę trojga. Szwajcarka pracuje na 60%, chodzi raz w tygodniu na siłownię, uczy się włoskiego i robi kurs księgowości. Dwójka dzieciaków chodzi do szkoły, jedno do przedszkola na 3 dni w tygodniu, oprócz tego w domu jest zatrudniona niania na 4 dni w tygodniu.

Koleżanka wraz z mężem pracuje dla jednej korporacji, „dzięki” czemu miała możliwość mieszkać po kilka lat w różnych miejscach w Europie – pierwszy syn urodził się w Berlinie, drugi we Francji, a najmłodsza córeczka w Szwajcarii. Przyznaję, że to właśnie ona otworzyła moje oczy na znaczące różnice w podejściu do wychowywania dzieci w Polsce a w Szwajcarii… Czytaj dalej …

Lenie i karierowicze kontra wyrodne matki i dzieci

Rozmowa z kolegą Szwajcarem, młodym tatą:

Ja: – A Twoja rodzina Wam trochę pomaga?

On: – Oczywiście! Mama nawet specjalnie przyjechała na jego urodziny!

Ja: – Aha! Specjalnie przyjechała? To gdzie mieszka?

On: – W Senegalu. Buduje tam szkołę i zajmuje się sierotami.

Ja: – To raczej nie macie pomocy babci?

On: – Jak to nie mamy? Teraz nawet przyjeżdża na pierwsze urodziny. A raz w tygodniu gadamy przez skypa, to mama może zobaczyć małego.

Ja: – A ile Melanie zostaje z dzieckiem w domu?

On: – No, przez cały czas jest w domu.

Ja: – No to przynajmniej zaoszczędzicie na niani.

On: – Nie, no oczywiście mamy nianię! Przecież Mel pracuje na 30% etatu, musi wyjść troszkę z koleżankami, po jakieś zakupy, chodzi też na jogę i jogging.

Ja: – (Kurczak pieczony marynowany w ziołach i papryce!!!)

On: – Chociaż ja mam też kilka wieczorów na naszego małego. Mel ze mną zostaje w domu, albo może sobie gdzieś wyjść. Czytaj dalej …