Tak, tak, dziś będzie o stereotypach. Gdy ktoś mnie pyta „jacy są Szwajcarzy?”, reaguję pytaniem „a jacy są Polacy?”. Zwykle mój rozmówca odpowiada: „gościnni i otwarci” albo „zakompleksieni i honorowi”. Ja wtedy znowu pytam: „czy Ty, Twój wujek i sąsiad jesteście gościnni i otwarci?”. Rozmówca na to „ja bardzo lubię gości i jestem otwarty. Jeśli chodzi o wujka, to zależy który. Mam jednego, który jakby mógł, to by gości witał widłami, ale reszta raczej w porządku. Sąsiadów nie znam, bo mieszkam w nowym bloku. Tu mało kto mówi „dzień dobry”. Odpowiadam mu wtedy. „No właśnie. Szwajcarzy są odpowiedzialni i pragmatyczni. Mój partner taki jest. Jego wujek za to kupił Ferrari i go rozbił na drzewie, skąd dał nogę. A siedemdziesięcioletni sąsiad głosuje w każdym referendum i jest bardzo zaangażowany politycznie i społecznie, ale co dwa dni w środku pandemii rozkręca imprezy. Jeśli jednak zapytasz mnie o cechy narodowe Szwajcarów, nadal wymienię odpowiedzialność i pragmatyzm.”
Czytaj dalej …stereotypy
Ten jeden dzień w Bazylei
To miał być pełen atrakcji i zwiedzania weekend. Nie mogłam się zdecydować, czy odwiedzę Muzeum Tinguely’ego z ruszającymi się jednostajnym ruchem cyberpunkowymi dziełami sztuki, Muzeum Anatomii, gdzie nakarmię swojego wewnętrznego Hannibala Lectera, czy Muzeum Lalek w poszukiwaniu pustych, nieruchomych oczu wymalowanych kukiełek… A może jednak bardziej klasycznie podążę do Muzeum Sztuki (Kunstmuseum) po uderzeniową dawkę zbawiennego piękna.
Wiedziałam, że nie dam rady zrobić wszystkiego. Tym bardziej, że wyjazd nie był całkowicie dla przyjemności. Dla mojego partnera był to wyjazd służbowy – oficjalny początek start-upu z innymi nerdami z bazylejskiej farmy. Jednym słowem: białe kołnierzyki, brilliant minds i szwajcarskie niekonwencjonalne pomysły oparte na popularnych tu wirtualnych walutach. Co prawda ja tam nie byłam potrzebna, ale szef całego przedsięwzięcia zapowiadał:
– Koniecznie musisz przyjechać, Joanna. Zajmie się tobą moja żona. Weźmiecie moją małą i tę świnię, naszego psa i połazicie po mieście. Zobaczysz sama, na pewno się sobie spodobacie!
Ja co prawda nie mam nic przeciwko podobaniu się cudzym żonom, ale powyższa perspektywa nie wywoływała na moich policzkach rumieńców niecierpliwości. Thermomix, kudłata świnia i „o, upadł ci smoczek, trzeba wyparzyć” nie za bardzo idą w parze z moim ideałem spędzania wolnego czasu pod mostem dyskutując o naturze dobra i zła.
Kategorie emigrantów obrzydliwie podlane mizantropią i stereotypami
Przyznaję, że napisałam ten tekst będąc w wieczornej fazie nienawiści do świata i ludzi trollując niemiłosiernie wielu czytelników i nie oszczędzając też samej siebie. Publikacja tego to wyjątkowo bolesny strzał w stopę, z czego zdaję sobie sprawę. A jednak podejmuję to wyzwanie.
Skoro tak często opisuję Szwajcarów odmieniając ich przez wszystkie możliwe stereotypy i uproszczenia, dlaczego nie mogę chociaż raz „zgwałcić” samych imigrantów? Oto pięć najbardziej charakterystycznych kategorii imigrantów w Szwajcarii:
EKSPATA – Ekspata to zwierzę luksusowe przebywające najczęściej na wypasionym 2-letnim kontrakcie w międzynarodowej korporacji. Ekspata całkiem szczerze przyznaje, że Szwajcarów widuje tylko w sklepach. Ale żeby oddać mu sprawiedliwość, specjalnie zabiera swoje dzieci uczęszczające do międzynarodowych szkół na imprezy folklorystyczne, żeby tak jak krowę na wsi zobaczyły sobie raz Szwajcara… Ekspata mówi po angielsku i nawet w głowie mu nie postało, żeby zacząć uczyć się języka urzędowego swojego kantonu. A po co skoro wszystko można załatwić po angielsku, a rzeczone luksusowe zwierzę i tak nie zamierza zostawać w Szwajcarii po zakończeniu kontraktu. Ekspata spotyka się z międzynarodowymi znajomymi poznanymi na spotkaniach Internations lub glocals, gdzie wymieniają gorzkie uwagi o tym, że Szwajcarzy są zamknięci i zimni. Ekspata to sama góra piramidy dziobania.
STOSUNEK SZWAJCARÓW DO EKSPATÓW: Mimo swojej niechęci do uczenia się lokalnych języków jest najczęściej hołubiony, obchuchiwany i bynajmniej nie należy do tych „złych imigrantów, którzy łamią, okupują miejsce w szwajcarskich pociągach, zabierają mieszkania i pracę”.
O fantastycznych kobietach, nieudanych randkach i innych rzeczach które kształtują nasz sposób myślenia
Na wstępie opowiem Wam taka małą historyjkę z mojego życia, którą chciałabym Wam zobrazować dzisiejszy temat. Rzecz działa się jeszcze za czasów singielskich, kiedy radośnie i beztrosko spotykałam się z każdym, kto nosił spodnie. A i to w zasadzie niekoniecznie. Razu jednego wyszłam na randkę z Holendrem pracującym w jednej z krakowskich korporacji. Randka nie była długa i nie miała dalszego ciągu. Dziwnym trafem nie miałam ochoty kontynuować znajomości, z kimś kto spotyka Polkę i na tym spotkaniu opowiada, że wszystkie Polki to dziwki, Polacy to niewolnicy, bo godzą się na głodowe pensje, a Polska jest brzydka, brudna i niebezpieczna. Co lepsza, parę lat po tej feralnej randce dostałam od niego zaproszenie na facebooku, które z durnej ciekawości przyjęłam. Mój niedoszły kochanek miał już żonę Polkę i pół-polskie dziecko, a na swojej tablicy umieszczał popularne wówczas w Holandii rasistowskie filmiki o Polakach, którzy przyjeżdżają w 30 osób w jednym zdezelowanym busiku do pracy… Przeżyłam ponowny szok, trzy razy większy niż w czasie naszej pierwszej randki.
Uważam się za osobę otwartą, znam i się koleguję z wieloma obcokrajowcami. I nie powiem złego słowa o człowieku nie poznawszy go dobrze. Na pewno nie na podstawie stereotypów. Ale wybaczcie mi: za każdym razem, gdy jadę do Amsterdamu, a pech chciał, że bywam tam dość często, jeżę się wewnętrznie jak ryba najeżka. Gdy tylko mówię jakiemukolwiek Holendrowi, że jestem z Polski to obserwuję uważnie każdy nawet najmniejszy grymas twarzy w poszukiwaniu nawet cienia pogardy. I to nic, że od tego czasu poznałam dziesiątki fajnych, otwartych i wesołych Holendrów, którzy akceptowali i doceniali mnie bez żadnych uprzedzeń. Miliony pozytywnych doświadczeń nie zatarły w mojej pamięci tego pierwszego. Wpłynęło to na mnie tak bardzo, że nie jestem w stanie go z siebie wypędzić, mimo że jestem świadoma tego, że nie powinnam być tak negatywnie nastawiona do kogoś tylko dlatego, że się urodził w takim, a nie innym kraju…
X zdań, których nigdy nie usłyszysz od Szwajcarów
Ogłaszam odwilż od tych wszystkich mądrych dumań! Dziś nie przeczytacie tu nic, co wymasuje Wam mózg od wewnątrz. Będą same stereotypy, klisze i przesądy światło ćmiące. I dobrze. Ćmienie światła to w końcu bardzo rozluźniająca czynność.
Dlaczego „X”? Otóż zasada jest prosta – ja podaję pierwsze 10! Reszta należy do Was! Podawajcie swoje propozycje w komentarzach. Te w komentarzach na blogu pozostaną bez mojej ingerencji, a jeśli coś się pojawi na facebooku, to ja to pracowicie kopiuj-wkleję pod spód z dopiskiem, kto jest autorem.
Czego by nigdy nie powiedział Szwajcar / Szwajcarka?
- Wyskoczymy na kawkę za godzinę?
Eeeee, czy ta godzina to znaczy tydzień? Dwa tygodnie? Bo mogę wyskoczyć na kawę, ale za miesiąc! To nic, że autorka prawdopodobnie nie dożyje do następnego miesiąca. Ale przecież musi jakoś dożyć, bo umówiła się na kawę kurde ze Szwajcarką!
Wilk jest zły, a czerwony kapturek niewinny, czyli krótka historia o złych Arabach i stereotypach, które czasem są stereotypowe
Historia, którą Wam dzisiaj opowiem zdarzyła się już jakiś czas temu. Potrzebowałam jednak tych kilku miesięcy na zmiędlenie tego w głowie, przetrawienie i wymyślenie morału. I co? I morału nie ma! Bo w zasadzie, jak zwykł mi powtarzać taki jeden profesorek na jednym z moich licznych kierunków studiów – news jest wtedy, gdy to Czerwony Kapturek zje wilka. Gdy wilk zje Czerwonego Kapturka, to nuda, panie…
U mnie właśnie wilk zje Czerwonego Kapturka. Ni ma puenty. Stereotyp jest stereotypowy i nie ma wywrotowego przekazu, który daje do myślenia i frapuje jeszcze po północy. Za to pewnie czeka na mnie milion komentarzy, które będę musiała moderować. Dlatego apeluję, Panie i Panowie, ja jako autorka tego bloga odpowiadam za to, żeby wszystko tutaj się odbywało w granicach obowiązującego prawa. Za komentarze też odpowiadam. Więc jeśli coś będzie miało nawoływało do nienawiści rasowej albo innych takich sympatycznych spraw, to ja będę zmuszona to usunąć. I to nie będzie ani oficjalna deklaracja moich poglądów ani pokaz politycznej poprawności…
My, alpejscy terroryści
A mogło być tak pięknie! A mogłam być blond symbolem zepsutej Europy, europejską Joanną może i bez szabelki, tarczy i gołej piersi, ale z szerokim uśmiechem… i z tą piersią to może nie przemyślałam sprawy. A tutaj cholerny DAESH i jeszcze gorsze generalizacje zabrały mi moją rolę życia!
Opowiem Wam jednak nie tylko sam morał, ale również całą historię, bo na to zasługuje – jest rześko awanturnicza i cudownie dziwaczna. Ostrzegam jednak – mówi ona przede wszystkim o generalizacjach i stereotypach. Jeśli ktoś ma już tych tekstów powyżej uszu, to lepiej nich sobie przełączy na coś o lżejszej lub cięższej tematyce.
Czego nie lubię w Szwajcarii?
Zwykle Szwajcarię stawiam za wzór mocno kontrastując ją z naszą ukochaną Polską. Pewnie niektórym z Was mogłoby się wydawać, że jak młody pelikan świeżą rybkę łykam wszystko to, co mi się tutaj poda. Albo jak dziecko w sklepie z zabawkami, nie wiem, gdzie położyć oko, tudzież rękę i z zamkniętymi rękami bym podpisała dokument dobrowolnej adopcji przez właścicieli sklepu…
Otóż nie, tak nie jest. Jak to w praniu, tak to w życiu – nigdy nie jest całkowicie biało, ani całkowicie czarno – jest raczej szaro, bo zawsze się jakaś zbłąkana czarna skarpetka trafi do kosza z białymi koszulami…
50 odcieni szarości – wersja prawdziwa (wg Chujowa Pani Domu)
Pijany jak Polak – zaczęło się od komplementu a wyszło jak zawsze…
Po francusku jest takie powiedzenie „pijany jak Polak” – « ivre comme un Polonais ». I śmieszy, i wkurza, z akcentem na to drugie – w końcu nikt nie lubi jak się mu przyprawia jakąś niekoniecznie pozytywną łatkę. Jak tu być poważnym człowiekiem na emigracji, robić biznesy, rzetelnie pracować i płacić podatki, skoro tylko jak powiemy, że jesteśmy z Polski, ktoś nam wypomina, ile to we krwi mamy procentów.
„Samosierra” January Suchodolski Czytaj dalej …
X oznak, że stajesz się Szwajcarem
Dzisiejszy artykuł bardzo lekki i dość kontrowersyjny. W końcu – nie oszukujmy się – 90% tego, co się tu znajdzie będzie bazowało na stereotypach, nie na prawdzie. Prawdopodobnie nie istnieje również Szwajcar, który posiadałby wszystkie opisane przeze mnie cechy. Pamiętajcie jednak, że w stereotypach tkwi małe ziarenko prawdy… Przedstawione poniżej punkty są również oczywiście nieco podkręcone / wyolbrzymione. Mam wrażenie, że 99% moich czytelników wyłapuje ironię, ale dla tego jednego procencika należy się małe wyjaśnienie.
Dlaczego „X” cech, a nie na przykład 50, czy 30? Bo lista nie jest skończona. Co to znaczy? Mam nadzieję, że prześlecie mi swoje propozycje, które z chęcią opublikuję pod spodem tej listy z dodaniem w nawiasie autora. Tylko błagam, nie chcę publikować zdań typu: „Jestem idiotą i wykorzystuję biednych Polaków”. Czytaj dalej …