Przedsprzedaż – nowa książka – Szwajcaria, czyli jak przeżyć między krowami a bankami. Bilet w jedną stronę.

Stało się. Mleko zostało wylane. Statek wpłynął do portu. Nowa książka Blabliblu napisana z Wydawnictwem Pascal już 25 marca wyląduje na półkach dobrych polskich księgarni i sklepów internetowych. Jeśli nie możecie się jej doczekać tak bardzo jak ja, możecie ją zamówić w przedsprzedaży w Empiku:

https://www.empik.com/szwajcaria-czyli-jak-przezyc-miedzy-krowami-a-bankami-bilet-w-jedna-strone-lampka-joanna,p1240007136,ksiazka-p

Czytaj dalej …

Zaufanie społeczne mocniejszą walutą niż frank szwajcarski

Na początku mojej emigracyjnej przygody, gdy podejmowałam pierwszą pracę w Szwajcarii, okazało się, że muszę zmienić typ pozwolenia na pobyt. Drżącymi dłońmi złożyłam w gminie wszystkie potrzebne dokumenty.

– Dziękuję – powiedziała pani urzędniczka – odpowiedź powinna przyjść najpóźniej za 3 miesiące.

– Ale… ja… ja mam zacząć pracę już za dwa dni! – wydukałam nieśmiało.

– No to proszę tę pracę zacząć – powiedziała pani urzędniczka – papiery zostały złożone.

Mój francuski był wtedy zbyt kiepski, żeby wytłumaczyć, że panie z HR wyraźnie mnie prosiły o uzyskanie pozwolenia z gminy. Zapisałam sobie na karteczce bezpośredni numer telefonu do urzędu i zadzwoniłam do działu HR mojej firmy.

Czytaj dalej …

Homofobia przestępstwem?

9 lutego 2020 roku Szwajcarzy zdecydują w referendum ogólnokrajowym, czy dyskryminacja ze względu na orientację seksualną będzie karana. Obecnie szwajcarski kodeks karny uznaje za przestępstwo wyłącznie dyskryminację rasową, etniczną i religijną. 14 grudnia 2018 roku parlament przegłosował, że do tego przepisu dołączy ochrona przed homofobią jak w Austrii, Holandii, Danii i Francji. Jednak w Szwajcarii każda zmiana prawa może być oddana pod referendum – wystarczy tylko zebrać 50 tysięcy podpisów w 100 dni, co nie jest trudne w tak zaangażowanym społeczeństwie. Tak też się stało w tym wypadku. Komitet referendalny stworzony przez ultrakonserwatywne grupy (niereprezentowaną w parlamencie Federalną Unię Demokratyczną i młodych partii SVP) oświadczył, że wprowadzane przepisy uderzają w wolność słowa, a osoby homo- i biseksualne nie potrzebują specjalnej ochrony. Kto ma rację? Zanim wejdę trochę głębiej w temat referendum, chciałabym odmalować jego tło – obecną sytuację osób nieheteroseksualnych w Szwajcarii.

Autor: Yoan Hornung, Źródło: Unsplash
Czytaj dalej …

Siedem szokujących zdań na siedem lat emigracji

Tak w sumie to siedem i pół, ale pół zdania trudno byłoby wymyślić. Siedem i pół roku temu przyjechałam do Szwajcarii. Czy planowałam związać się z nią profesjonalnie? Czy planowałam zacząć pisać bloga, wydać o niej kilka książek? Ani trochę! Myślę, że jeśli ktoś by mi wtedy opowiedział, co mnie czeka w życiu, wybuchłabym histerycznym śmiechem, a potem… zaczęłabym to robić szybciej! Zmieniło się coś jeszcze. Całkowicie zmieniła się moja perspektywa.

Autor: Chris Holgerson, Źródło: Unsplash

Tak to już jest, że nasz ogląd na rzeczywistość zależy od naszej pozycji. Gdy mieszkamy w małym, zielonym pokoiku, który znamy go od podszewki, możemy go opisać najdokładniej. Wiemy, że kanapa, na której śpimy jest wygodna, choć trochę nas bolą plecy. Ale to nasza kanapa, wygnieciona przytulnie w kształt naszej sylwetki. Soczysta zieleń na ścianach nas czasem denerwuje, ale w sumie nam się podoba. Właściciel mieszkania nas trochę ciśnie z czynszem i sąsiedzi tupią, ale przywykliśmy. Śpimy jak zabici nawet gdy latają nam nad głowami garnki, a na stole leży kolejna, wyższa faktura za czynsz. To w końcu nasza ostoja, bezpieczna przystań, no i reszta lokatorów ma przecież tak samo! Za jakiś czas jesteśmy zmuszeni opuścić nasz zielony pokoik. Wzywa nas przygoda, rodzina, praca. Przenosimy się do innej części miasta, do innego pokoiku. Jest biały i ascetyczny. Nie lubimy białego. Zamiast naszej ukochanej kanapy stoi jakieś zimne łóżko. Właściciel od początku żąda od nas więcej, ale potem nie podnosi nam czynszu przez wiele długich lat. Kochamy i wspominamy nasz zielony pokoik, przypomina nam o domu, dzieciństwie i daje poczucie bezpieczeństwa, ale… po kilku latach wiemy już, że lepiej się śpi na łóżku niż na kanapie, oczy mniej bolą, gdy otaczamy się chłodnymi kolorami i dobrze się wypoczywa w ciszy. Patrzymy jednak z tęsknotą przez okna do wnętrza naszego zielonego pokoiku na następnych lokatorów. Chcielibyśmy im powiedzieć, że jak go przemalują będzie się tam lepiej mieszkać, że kanapę można wymienić na łóżko, a z tym właścicielem to niesprawiedliwe i bezprawne i że razem z innymi lokatorami powinni się dogadać i mu przeciwstawić. W końcu w kupie siła! Nowi lokatorzy jednak, gdy próbujemy im coś poradzić, mówią: „Wy tam już nie mieszkacie! Nie wiecie, jak tam się mieszka! Odczepcie się od nas i dajcie nam decydować!”

Czytaj dalej …

Szafuza (Schaffhausen), czyli wiele anegdotek o jednym, małym kantonie

Uwielbiam polskie odpowiedniki szwajcarskich nazw. Niezbyt inspirujące nazwy niemieckie lub francuskie po polsku mają niesamowity potencjał narracyjny! Aargau, który po niemiecku brzmi tak interesująco jak anagram „regału” to średniowieczna Argowia z rycerzami i damami dworu. Kanton Graubünden, o którym po niemiecku można powiedzieć tyle, że jest szary i nijaki, pod nazwą Gryzonia żyje w mojej głowie jako kraina rządzona przez mordercze świstaki. Za to Schaffhausen – szafa w porządnym niemieckim Hause – to Szafuza, podstarzała szafiarka ze skrzeczącym głosem niegdyś seksownej nałogowej palaczki.

Dziś bierzemy na warsztat szafiarkę. Czy naprawdę niegdyś była seksowna, a dziś już nie? Ha! To pewnie zależy od gustu, ale jedno mogę powiedzieć o tym malutkim kantonie – niewiele jest miejsc w Szwajcarii, których dotyczy tak wiele anegdotek i ciekawostek. Szafuza – to dopiero jest osobliwość!

Czytaj dalej …

Samotność na emigracji

Są różne rodzaje samotności. Jest samotność w tłumie, w nieudanym związku, w rodzinie. Jest samotność mentalna, gdy nie znaleźliśmy swojego plemienia i siedzimy w wytartych kapciach na kanapie z osobami, która nas nie rozumieją, ale nie zmieniamy kanapy, bo razem jest raźniej. Tak fizycznie raźniej, nawet jeśli nie psychicznie. Jest samotność gdzieś na końcu świata, gdy naprawdę nie mamy dookoła śladu człowieka. Jest też samotność taka najbardziej realna, która teraz jest niemodna. „Jestem sama, ale nie samotna”. „Jaka samotna? Jestem singielką.” Samotność brzmi dramatycznie jak przyznanie się do porażki. Może dlatego tak bardzo mnie rusza, gdy ktoś mówi:

– Jestem samotny.

Źródło: Unsplash, Autor: Dustin Scarpatti

Świadomie użyłam męskiej końcówki. Z moich obserwacji wynika, że dziewczyny o wiele lepiej radzą sobie z samotnością. W ich wykonaniu to bardziej wygląda jak na planie „Seksu w wielkim mieście”, nawet gdy w przypadku Szwajcarii jest to miasteczko lub wieś i rano po fakcie kioskarka klepie nas znacząco po ramieniu i częstuje fajkiem. Polskie dziewczyny mają tu dobrą markę, więc pozostają długo samotne, tylko i wyłącznie wtedy, gdy wybierają, przebierają i mają bardzo specyficzne wymagania. Mężczyźni? No cóż. Tu już jest trochę inaczej.

Czytaj dalej …

Edukacja seksualna w Szwajcarii

W 2011 roku kilku mieszkańców Bazylei wnioskowało o możliwość wykluczenia swoich dzieci z zajęć na temat seksualności. Dzieci były w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Dyrekcje szkół prośby odrzuciły, a sprawa trafiła do sądów. Ostatecznie kwestię prawa rodziców do decydowania, czy ich dzieci mają mieć dostęp do wiedzy o życiu intymnym, rozstrzygnął Sąd Najwyższy w 2014 roku.

W swoim wyroku Sąd uznał, że szkoła miała prawo nie zgodzić się na wykluczenie dziecka z zajęć. Wyrok zezwala na częściowe ograniczenie prawa rodziców do decydowania, czy ich dziecko ma mieć zajęcia, których celem jest prewencja przemocy seksualnej i ochrona zdrowia. Sąd uznał, że przekazanie młodym ludziom wiedzy na temat temat leży w „istotnym interesie publicznym”.

Szwajcarski sąd w uzasadnieniu wyroku powiedział jasno, że na tak wczesnym etapie rodzice są podstawowym źródłem wiedzy i postaw na temat życia intymnego. Szkoła pełni jedynie funkcję uzupełniającą. Należy zaznaczyć, że w Bazylei przedszkolaki nie miały wcale mieć typowych lekcji wychowania seksualnego. Zadaniem nauczycieli i nauczycielek było jedynie reagować na pytania i pojawiające się problemy.

Czytaj dalej …

Szwajcaria w pigułce – kanton Berno

To niełatwe zadanie napisać o centralnym kantonie, w którym znajduje się stolica-nie-stolica Szwajcarii – Berno. Po pierwsze – kanton Berno ma bardzo ciekawą historię i jeszcze ciekawszą teraźniejszość. Niegdyś szwajcarski dominator znienawidzony przez sąsiednie kantony przez swoją ekspansywną politykę zewnętrzną. Obecnie na tyle osłabiony, że pełni rolę stolicy kraju. Sic, dobrze przeczytaliście to pełne paradoksów zdanie. Nie na tyle silny, ale na tyle osłabiony, żeby pełnić rolę stolicy Szwajcarii. Szwajcarskie kantony nigdy by się nie zgodziły, żeby wzmocnić jedno miasto kosztem innych umieszczając tam stolicę. Dlatego nie jest nią największy Zurych, ani dominująca w części francuskojęzycznej Genewa. Berno jest niewielkie, nie jest centrum biznesowym ani nawet nie ma lotniska. Nie zagraża zdecentralizowanej Szwajcarii. Ale żeby się upewnić, że na pewno nie zagraża, tak na wszelki wypadek Szwajcarzy nie wpisali swojej stolicy do konstytucji. Berno jest tylko miastem związkowym, siedzibą rządu i większości instytucji państwowych. Czyli de facto można by i je nazwać stolicą, ale de jure nią nie jest.

Kolejna przyczyna, dla której, jak pisałam wcześniej, kanton Berno jest niezwykle trudny do opisania jest jego rozległość i różnorodność. Zwykłam nawet mówić, że kanton Berno najbardziej ze wszystkich kantonów przypomina Szwajcarię w pigułce. No bo w końcu są Alpy, samo serce Alp ze spektakularnym Berneńskim Oberlandem. Są jeziora, a konkretnie Region 3 Jezior – Jezioro Neuchatel, Biel i Murten. Średniowieczne miasta i miasteczka jak Berno czy Thun. Wielojęzyczność? Ależ proszę bardzo! Niech za siebie mówią chociażby dwujęzyczne nazwy miast takie jak Biel/Bienne. Mamy tu emblematyczną rzekę Aare o mlecznoturkusowym kolorze, w której Szwajcarzy uwielbiają dryfować po pracy i do pracy i w przerwach w pracy… Jeśli chcesz poznać Szwajcarię na podstawie tylko jednego kantonu – zdecydowanie powinieneś wybrać kanton Berno!

Czytaj dalej …

Na wózku, czyli jak się żyje niepełnosprawnym imigrantom w Szwajcarii

Na początku rozmowy z Maćkiem Stanasiukiem, młodym polskim imigrantem zamieszkałym w okolicy Zurychu, miałam wrażenie jakbyśmy robili kolejny wywiad z serii o pracy w różnych zawodach. Zaczęliśmy od tego, od czego zawsze zaczynam: powodów wyjazdu, trudnych początków, zaskoczeń i odkryć. Dałam się uśpić. Z Maćkiem, inteligentnym i energicznym mężczyzną, który osiąga sukcesy zawodowe, „chodzi” do restauracji i do teatru i podróżuje po świecie bardzo łatwo było zapomnieć o tym, że prawdziwym tematem naszego wywiadu miało być życie niepełnosprawnych imigrantów w Szwajcarii. Życie, w którym Maciek jest ekspertem. W końcu sam porusza się na wózku.

Maciek z żoną Asią zdobywają wodospad na Renie.

– Dlaczego emigracja? Dlaczego Szwajcaria?

– Przyznaję, że wraz z moją żoną podjęliśmy decyzję o emigracji do Szwajcarii po wnikliwej lekturze Twojego bloga. Było to jakieś 2 i pół roku temu. Wyjechaliśmy nie ze względów finansowych, ale polityczno- społecznych. W Polsce żyliśmy dość komfortowo, obydwoje pracowaliśmy na dobrych stanowiskach. Nawet muszę dodać, że na początku nasz dochód w Szwajcarii był wyższy o mniej więcej 10% niż ten, którym dysponowaliśmy w Polsce…

Czytaj dalej …

A gdyby tak wszystko rzucić i pojechać… na Jurę?

Nie sposób uciec przed porównaniami szwajcarskiej Jury do mitycznych Bieszczadów. Najbiedniejszy kanton, położony na uboczu, niemal w objęciach Francji, dość słabo zaludniony (choć kantony alpejskie jeszcze słabiej). Piękny, łagodnie pofalowany, z niewysokimi górami porośniętymi romantycznym zielonym badziewiem. Prawdziwą dumą Jury są przepiękne konie z Saignelegier. Turyści? Ci fotografują dramatyczne szczyty w Alpach i zimny marmur banków w Zurychu. Ja też jestem za to odpowiedzialna. Gdy po zakończeniu pracy nad przewodnikiem dostałam zadanie od mojej redaktorki z Pascala usunięcia 70 stron z książki, Jurę wykreślało mi się z najmniejszym żalem. Dlaczego? Łatwiej wykreślić „nad wzgórzami rozciąga się tajemnicza mgła, która osiada na dzikich kwiatach drobniutkimi kropelkami rosy” niż „jest tu bardzo popularne muzeum, najbardziej stroma kolejka linowa, most wiszący i świetna baza dla paralotniarzy”. Podsumowując: magiczna atmosfera < napakowany emocjami, nastawiony na turystów rollercoaster. Bo na Jurze nie zrobisz najbardziej Instagramowych fotek, chyba że prowadzisz profil dla drwali i odludków. A takie się kiepsko sprzedają.

Nic szczególnego… Ale jak spokojnie!

Czytaj dalej …