Są różne rodzaje samotności. Jest samotność w tłumie, w nieudanym związku, w rodzinie. Jest samotność mentalna, gdy nie znaleźliśmy swojego plemienia i siedzimy w wytartych kapciach na kanapie z osobami, która nas nie rozumieją, ale nie zmieniamy kanapy, bo razem jest raźniej. Tak fizycznie raźniej, nawet jeśli nie psychicznie. Jest samotność gdzieś na końcu świata, gdy naprawdę nie mamy dookoła śladu człowieka. Jest też samotność taka najbardziej realna, która teraz jest niemodna. „Jestem sama, ale nie samotna”. „Jaka samotna? Jestem singielką.” Samotność brzmi dramatycznie jak przyznanie się do porażki. Może dlatego tak bardzo mnie rusza, gdy ktoś mówi:
– Jestem samotny.
Świadomie użyłam męskiej końcówki. Z moich obserwacji wynika, że dziewczyny o wiele lepiej radzą sobie z samotnością. W ich wykonaniu to bardziej wygląda jak na planie „Seksu w wielkim mieście”, nawet gdy w przypadku Szwajcarii jest to miasteczko lub wieś i rano po fakcie kioskarka klepie nas znacząco po ramieniu i częstuje fajkiem. Polskie dziewczyny mają tu dobrą markę, więc pozostają długo samotne, tylko i wyłącznie wtedy, gdy wybierają, przebierają i mają bardzo specyficzne wymagania. Mężczyźni? No cóż. Tu już jest trochę inaczej.
– Czyli jesteś singlem? – dopytuję się jeszcze tak dla porządku, gdy słyszę takie dramatyczne wyznanie.
– Tak, jestem singlem / jestem rozwiedziony – brzmi odpowiedź – ale „jestem samotny” lepiej oddaje mój stan. Widzisz, dobija mnie kompletnie wracanie do pustego, ciemnego mieszkania. Weekendów nie cierpię, gdy jest zła pogoda. Gdy jest ładnie, całe dnie jeżdżę na rowerze / wspinam się / latam paralotnią / chodzę po górach / żegluję. Gdy jest brzydko, nie wstaję z łóżka.
Tutaj budzi się we mnie zwykle załatwiacz cudzych problemów. Nie masz pracy? Tu są strony z ogłoszeniami. Pracodawca cię oszukał? Możesz zrobić to i to. Jesteś samotny?…. Ech… A Tinder? Portale randkowe? Kółka zainteresowań? Imprezy? Powoli zaczynam sobie zdawać sprawę z tego jednak, że podczas gdy to są świetnie rady w przypadku kobiet, w przypadku mężczyzn nie jest to takie oczywiste.
Weźmy pod uwagę najpierw chociażby portale randkowe. Nie wiedzieć czemu w Szwajcarii jest olbrzymia dysproporcja między ilością kobiet a mężczyzn na tychże. Dysproporcja, która właściwie nie wiadomo, skąd się wzięła. Przecież nie ma znaczącej różnicy między ilością panien i kawalerów w Szwajcarii. Dlaczego więc dziewczyny tak niechętnie korzystają z wirtualnych pomocy do znalezienia partnera? Polacy stają więc w szranki z nie tylko z nieproporcjonalnie większą ilością mężczyzn, ale także nierzadko z mężczyznami o wyższym statusie społecznym – Szwajcarami czy ekspatami. Wiem, poruszony przeze mnie temat jest co najmniej kontrowersyjny i odnosi się do stereotypów, że kobiety wybierają mężczyzn, którzy im imponują. Jak jednak mają dokonać wstępnej selekcji, skoro profile w aplikacjach randkowych zawierają zdjęcia i zaledwie kilka słów o kandydacie – słów, w których trudno zawrzeć to, kim tak naprawdę jesteśmy? Portale sprzyjają płytkim kontaktom i wzmacniają stereotypowe podejmowanie decyzji o partnerze. Tam zawsze bankier będzie stał wyżej od kierowcy, i to nic, że bankier w czasie wolnym uprawia hazard, a kierowca jest muzykiem…
Skoro więc nie aplikacje randkowe, to może kluby, spotkania na żywo? To faktycznie może działać, jeśli jest się duszą towarzystwa. Zbyt często rozmawiam jednak z ludźmi, którzy nie lubią imprez, źle się czują wśród nieznajomych, ale mimo to w Szwajcarii uczestniczą w całej gamie wydarzeń, na które w Polsce nawet nie zwróciliby uwagi. Kolejny samotny wieczór w domu wydaje im się trudniejszy niż kilka godzin sztucznych uśmiechów.
Mam wrażenie, że dziewczyny mają łatwiej nie tylko pod względem dostępności męskiego towarzystwa, ale również koleżanek. Chociażby na takim polonijnym facebooku w Szwajcarii w bród grup matek, pięknych, feministek, szyjących, przedsiębiorczych, wymieniających się ubraniami, kobiet sukcesu. Nie trzeba tak mocno szukać, żeby znaleźć bratnie dusze dopasowane intelektualnie, artystycznie, światopoglądowo… Kluby oparte na wspólnych zainteresowaniach tylko dla mężczyzn? Nie znam, ale jeśli istnieją, jestem w stanie sobie wyobrazić jakie wzbudzają emocje i zarzuty o dyskryminację. Grupy koedukacyjne skupiające osoby o podobnych zainteresowaniach są za to o wiele mniej aktywne towarzysko i otwarte niż te wyłącznie kobiece.
Trudno jest być samotnym mężczyzną na emigracji. Znam dwóch takich, którzy postanowili do sprawy podejść niestandardowo, zapoznali Polki w Polsce i potem je sobie wyeksportowali do Szwajcarii. Ale to nie jest zawsze skuteczne. Jednemu z nich się udało i po dziś dzień żyją sobie szczęśliwie jak dwie ptaszynki. Drugi został sam jak palec albo pies.
– Mam tego dosyć. Wracam do Polski. Żadne pieniądze ze Szwajcarii nie są tego warte.
– (…)
Nie wiem, co na to odpowiedzieć. Być może w Polsce naprawdę byłoby łatwiej?
Zdaję sobie sprawę z tego, że mogę nie mieć racji. W końcu ilu ludzi, tyle historii. Znam kilka par Polaków ze Szwajcarkami i ekspatkami. Znam związki poznane przez Tinder. Znam kilku stałych bywalców burdeli, którzy twierdzą, że bliskość sobie już dawno odpuścili. Znam też kilka Polek, które były same w Szwajcarii przez kilka dobrych lat i nie znalazły nikogo, mimo aktywnych poszukiwań. Dlatego bardzo interesują mnie Wasze doświadczenia. Samotny na emigracji? Singiel na emigracji? Jak to jest, gdy w domu nie czeka na Was druga połówka, dzieci i pies?
Tylko pozornie dziewczyny mają łatwiej.
W życiu na planie „Seksu w Wielkim Mieście” też można być samotnym i to chyba nawet bardziej. Bo faktycznie, jeśli się chce sexu i spotykania się bez zobowiązań, to jest łatwiej, ale żeby stworzyć parę, ani trochę.
Ja byłam w Szwajcarii przez 2 lata i nie spotkałam nikogo. Potem wróciłam do Polski i po miesiącu poznałam mojego męża Szwajcara, który w Polsce szukał dziewczyny, bo powiedział, że w Szwajcarii się nie da. Taki paradoks.
W Szwajcarii jest ogólnie trudno być samotny.
Ciekawa historia, dzięki za to, że się nią podzieliłaś 🙂 I zgadzam się, że spotykając się z ludźmi, randkując też można być samotnym. To nie ma nic wspólnego z bliskością…
Myślę, że ciężko tu generalizowac, czy mężczyźni mają trudniej/łatwiej, czy kobiety.. Czasy ogólnie są takie, że kontakty bezpośrednio międzyludzkie stają się wyzwaniem, w sieci wszystko jest łatwiejsze i bardziej oczywiste. O ile w kraju ojczystym jest trudniej o samotność bo i rodzina obok i znajomi i sąsiedzi wieloletni, o tyle na emigracji niełatwo o coś więcej niż powierzchowne kontakty. Uważam że samotność jest tu sprawiedliwa, nie ma płci.
Nie wiem, czy kiedyś było łatwiej.
Gdy się poznało kogoś nieodpowiedniego naprawdę trudno się było z tego wyplątać.
Ofiary przemocy pozostawały często bez wsparcia i nawet od najbliższych często słyszały „że to krzyż, który się musi nieść”.
Nie wiem, czy w niektórych przypadkach samotność nie jest faktycznie lepsza.
Hej, jestem z tych na niewłaściwej kanapie.
Czekam na artykuł „Rozwód w Szwajcarii”.
Może się doczekasz 😉
Ale tu do współpracy muszę zaprosić specjalist/kę, bo sama oprócz opowieści znajomych nie mam z tym doświadczenia.
Dołączam się do prośby Krzyśka.
Rozwód w Szwajcarii? Jak to mówią znajomi – „Nie stać Cię” 😀
Lol
jeśli kolega ma żonę Polkę, to można się rozwieźć w Polsce.
Taniej, ale więcej zachodu.
Ale co to znaczy siedzieć na niewłaściwej kanapie? Szantażuje cię, wyciąga kasę, obgaduje, tłucze, zrzędzi, nie gotuje? 🙂
To chyba do mnie było pytanie.
Rozjechaliśmy się w dwóch różnych kierunkach. Mieszkamy sobie razem jak współlokatorzy, nawet już nie jak przyjaciele ani dobrzy znajomi.
Nie ma nawet co ratować.
Kobiety może i mają troszkę łatwiej bo „większy wybór” ale łatwiej nie znaczy że łatwo. Zwłaszcza jak szuka kogoś na poważnie. Gdyby nie to że mojego partnera poznałam w pracy i że nie jest on Polakiem to pewnie nie miałabym za wielu okazji… znam wprawdzie pary z Tindera ale stereotyp jest raczej taki że to jednarazowe spotkania więc jak któraś takich właśnie szuka to zapewne nie ma problemów. Ale to nie rozwiązuje problemu samotności.
Co tu dopisać… sądzę, że w CH konkurencja jeśli chodzi o status społeczny jest dużo większa niż w Polsce. Wydaje mi się, że jak zarabiasz 10000zł brutto w PL to żyjesz dobrze i jesteś konkurencyjny na damsko męskim rynku, zarabiasz 10000fr brutton w CH to i tak jest wokół sporo ludzi, którzy są o wiele bardziej majętni.
10000 chf to też bardzo dobra pensja w Szwajcarii.
Ale masz rację, że chyba o wiele bardziej popularna niż 10000 zł w Polsce.
Według mnie powodzenie na „rynku damsko-męskim” dzięki pieniądzom to bardzo zwodnicza sprawa. To co, że poznajesz więcej osób, skoro tych osób nie obchodzisz Ty, tylko Twoja kasa…
Z tymi koleżankami i grupami kobiet to lekka przesada. Należy wziąć pod uwagę, że nie każda kobieta jest zainteresowana dziećmi, modą, kosmetykami, ubraniami – faktycznie takich grup jest na pęczki i próbowałam znaleźć sobie koleżankę w ten sposób, ale nie nadawałam na wspólnej fali z żadną z tych kobiet i w efekcie zostałam tutaj sama.
Są koło mnie spotkania kobiet emigrantek, pomyślałam, że to strzał w dziesiątkę, ale to jest dokładnie to samo. Właściwie można się tam poczuć jak w przedszkolu, same matki. Nie było z kim porozmawiać o czymkolwiek innym, a tak się składa, że pieluchy mnie nie interesują.
Chętnie poznam, mieszkam w Salmsach