Nie sposób uciec przed porównaniami szwajcarskiej Jury do mitycznych Bieszczadów. Najbiedniejszy kanton, położony na uboczu, niemal w objęciach Francji, dość słabo zaludniony (choć kantony alpejskie jeszcze słabiej). Piękny, łagodnie pofalowany, z niewysokimi górami porośniętymi romantycznym zielonym badziewiem. Prawdziwą dumą Jury są przepiękne konie z Saignelegier. Turyści? Ci fotografują dramatyczne szczyty w Alpach i zimny marmur banków w Zurychu. Ja też jestem za to odpowiedzialna. Gdy po zakończeniu pracy nad przewodnikiem dostałam zadanie od mojej redaktorki z Pascala usunięcia 70 stron z książki, Jurę wykreślało mi się z najmniejszym żalem. Dlaczego? Łatwiej wykreślić „nad wzgórzami rozciąga się tajemnicza mgła, która osiada na dzikich kwiatach drobniutkimi kropelkami rosy” niż „jest tu bardzo popularne muzeum, najbardziej stroma kolejka linowa, most wiszący i świetna baza dla paralotniarzy”. Podsumowując: magiczna atmosfera < napakowany emocjami, nastawiony na turystów rollercoaster. Bo na Jurze nie zrobisz najbardziej Instagramowych fotek, chyba że prowadzisz profil dla drwali i odludków. A takie się kiepsko sprzedają.
kanton Jura
Ostatni rewolucjoniści. Szwajcarski Belfast i spór o tożsamość
Posłuchajcie historii o jurajskich separatystach! Tak, tak, Szwajcaria też ma swoich buntowników. Nikt jednak nie jest aż takim straceńcem, żeby próbować się od niej odłączyć. Co to to nie – a nawet odwrotnie – niektórzy nieśmiało, i trochę w żartach, proponują przyłączenie się do Konfederacji („A jakby tak wypowiedzieć wojnę ze Szwajcarią i od razu się poddać?”).
Szwajcaria ma za to buntowników międzykantonalnych! Żeby jednak pojąć całkowicie problematykę walki o autonomię regionów, musicie zrozumieć, że szwajcarskie kantony o to wiele więcej niż nasze województwa. Można je porównać do amerykańskich stanów, choć to jest również niezbyt trafione zestawienie. Otóż Szwajcarzy mają bardzo emocjonalne podejście do swoich kantonów. Zwykło się mówić, że mieszkańcy górskiego kantonu Valais są przede wszystkim Valaisańczykami, a dopiero potem Szwajcarami, tak samo jak mieszkańcy włoskojęzycznego Ticino – przede wszystkim Ticinesi… Na domach flagi kantonów powiewają na równi z białym krzyżem na czerwonym tle, a przywiązanie Szwajcarów do swoich regionów jest wręcz legendarne i można o nim opowiadać godzinami. Na przykład, według moich nieformalnych doniesień, w niektórych regionach nie da się kupić nieruchomości bez nazwiska pochodzącego z danych okolic (nawet rodowity Szwajcar z innego kantonu nie będzie w stanie nic wskórać!).
W tych pięknych okolicznościach przyrody jest jeden podzielony region. Mieszkańcy Moutier już w przyszłym tygodniu zdecydują, dla kogo bije ich serce… Ale o tym opowie Wam Tomek Streit, gość na moim blogu. (Powitajcie Tomka brawami, róbcie sobie kawkę i zasiadajcie do lektury!)