Szwajcaria rajem dla ekspatów?

czyli jak to jest z tą przyjaźnią po szwajcarsku…

 Który kraj jest najlepszy dla osób, które się decydują opuścić swój kraj ze względów zawodowych? Szwajcaria! Przynajmniej tak odpowiedzieli respondenci sondażu 2014 HSBC Expat Explorer. Szwajcaria znalazła się na pierwszym miejscu bijąc na głowę Singapur i Chiny.

Powiem Wam tak – naprawdę się zdziwiłam. Doceniam Szwajcarię, przeszedł mi już szok kulturowy, mam wielu lokalnych znajomych i przyjaciół, a jednak nie mieści mi się to w łepetynie to, że jest to top topów dla ekspatów. Chyba nie jestem w mojej opinii jedyna, ponieważ w mediach szwajcarskich rozgorzała naprawdę ciekawa dyskusja, czy to nie jakaś humbug-podpucha i ktoż to odpowiadał na te pytania, że Szwajcaria wylądowała tak wysoko. Czytaj dalej …

Dwu- i wielojęzyczność, czyli jak dać dziecku prezent w postaci języka obcego

Pamiętam dobrze, jak wyglądała emigracja rodzin z dziećmi za komuny. Strach, czy dzieci sobie poradzą w przedszkolu czy szkole powodował, że rodzice robili wiele dziwnych rzeczy, które dzisiaj wydają się całkowicie niewyobrażalne. Między innymi wprowadzali zasadę: od dzisiaj w domu mówimy wyłącznie w języku kraju emigracji. Oczywiście pełni dobrych intencji, używając koronnego argumentu: „żeby dziecku nie namieszać w głowie”. I niemiłosiernie kalecząc ten niemiecki/angielski/inny nieświadomie sprawiali wielką krzywdę dziecku, które zapominało swojego ojczystego języka, a jednocześnie nabywało złych nawyków w języku obcym. Takiej krzywdy doznał między innymi mój uczeń języka polskiego, którego rodzice wyjechali do Francji, gdy miał 3 latka i od tego czasu rozmawiali wyłącznie po francusku. Po polsku rozmawiali tylko między sobą – cicho i nie przy dziecku, które przecież miało być wychowane jak typowy Francuz. Thomas (tak, tak, zmienili mu też imię) dorósł i dotąd nie może się pozbyć wyrzutów w stosunku do swoich rodziców. Teraz uczy się języka polskiego jak języka obcego… Języka swoich przodków… A to w końcu Polak pełnej krwi, z urodzenia i pochodzenia.

Dzisiaj pojęcie młodych emigrantów zmieniło się diametralnie, o 180 stopni – od pełnego obaw, czy dziecko sobie poradzi, do wiary, że sobie na pewno poradzi. Wiary niekiedy pełnej niefrasobliwości. Oczywiście – poradzi sobie z zyskiem dla siebie i wyrośnie na małego poliglotę, ale jak to zrobić, żeby uchronić dziecko i siebie od niespodzianek i niepowodzeń na drodze do wielojęzyczności? Czytaj dalej …

Emigracja na wykresie czyli jak przetrwać szok kulturowy

Przyznaję, że dostaję mnóstwo e-maili i wiadomości prywatnych od osób, które się zastanawiają, czy nie wyjechać do Szwajcarii, albo są tuż przed wyjazdem. Pełne strachu, wątpliwości, oczekiwań. Zawsze pojawia się to znamienne pytanie: „Czy sobie poradzę?”. Odpowiedź na nie jest zawsze niemożliwa, ale zwykle udzielam dość ogólnych rad, jak się przygotować do takiego wyjazdu. Jedna rada – dotyczy wszystkich – już w Polsce należy pójść na jak najbardziej intensywny kurs językowy. Jeśli akurat świetnie się porozumiewacie w języku kantonu, do którego się wybieracie – dołóżcie sobie drugi język! W Szwajcarii niesamowicie punktuje znajomość niemieckiego plus angielskiego plus francuskiego. Ta kombinacja jest w zasadzie skazana na sukces bez względu na inne kompetencje zawodowe. Druga sprawa jest taka, że nauka języków obcych w Polsce jest o niebo tańsza niż za granicą i na pewno będziecie sobie pluć w brodę po przyjeździe do Szwajcarii, że nie zabraliście się do tego wcześniej. Opowieści, że „Zbyszek jak przyjechał to ani be ani me, a teraz szprecha jak stary Hans” włóżcie między bajki. Oczywiście, tak, to się zdarza, ale Zbyszek opowiadając tą historię pominął te lata upokorzeń, gdy nie potrafił się porozumieć z pracodawcą, kolegami, w sklepie i na stacji benzynowej. Czytaj dalej …

Zasady parkowania w Szwajcarii

Dzisiejszy artykuł będzie tak epicki, pełen doskonałych porównań i abstrakcyjnych zwrotów wydarzeń, że na pewno wyląduje w kanonie literatury współczesnej jako nowy Gombrowicz. A tak naprawdę to tak nie będzie, bo dzisiaj będzie sucho i na temat i w dodatku dla bardzo wyspecjalizowanego czytelnika: dla osób, które wybierają się do Szwajcarii i chłoną wszystkie wskazówki jak jamochłony chłoną jamy.

Zainspirowałam się wątpliwościami mojego kolegi, który przyjechał do Szwajcarii swoim czterokołowcem i nieświadomy jakichkolwiek zasad stanął na miejscu, gdzie „cośtam” cytując kolegę było napisane, a że on języka Marcela Prousta nie kuma, a parkomatów nie było w pobliżu to oczywiście olał sprawę. Po powrocie zastał gustowny mandacik na 40 chf. A że kolega z tych, co uważają, że jeśli coś wyprą z pamięci, to to zniknie (moja krew!), to o sprawie przypomniał sobie dopiero, jak dostał pisemne wezwanie listem poleconym. Na szczęście żadnych odsetek mu za to nie policzyli. Czytaj dalej …

Operacja „Ciapa” czyli pies w Szwajcarii

Pozostaję dziś w temacie Lumpich i ich przyjaciół Burków. Wiele osób przenosi się do Szwajcarii ze swoimi ulubieńcami, bądź właśnie tutaj dochodzi do wniosku, że ich życie jest zbyt nudne i poukładane i szczekające futro z mnóstwem kłaków na dywanie i schrupanymi kapciami doskonale je urozmaici. I tutaj należy Wam wiedzieć, że Szwajcaria posiada dość ostre przepisy odnośnie psów i ich właścicieli. Przepisy te oczywiście warto znać i się do nich stosować, żeby zaoszczędzić stresu sobie i zwierzakowi i oczywiście pieniędzy. 

Przywóz futrzaka

Doskonale zdaję sobie sprawę, że część Polaków przewiozła swojego ulubieńca samochodem na kolankach, na granicy wrzucając pieska pod nogi i modląc się, żeby akurat nie padło na nas przy rutynowej kontroli przygranicznej. Większości się oczywiście uda i będą sobie żyć długo i szczęśliwie nie niepokojeni przez nikogo ani nic. Chyba, że COŚ się zdarzy. W Szwajcarii jest się zwykle o wiele mniej anonimowym niż w Polsce – nie ma tutaj wielkich metropolii, a ludzie nie boją się wzywać policji w razie jakichkolwiek problemów, dlatego zatopienie się w tłumie jest o wiele trudniejsze. Dlatego dla spokoju umysłu radziłabym jednak przewieźć psa oficjalnie.

Czytaj dalej …

Slow down, take it easy!

Tydzień temu wróciłam z Ojczyzny. Żywa o dziwo, chociaż było blisko. Czy chodzi o to, że z frustracji dostałam wstrząsu mózgu po tym jak waliłam głową o klamkę drzwi do polskich lekarzy, którzy przyjmują na NFZ? Nie, nie, nie chciałam sobie fundować takich ciężkich przeżyć i zdecydowałam się pójść prywatnie i zapłacić za wizyty, mimo, że płacę tyle za ubezpieczenie, że się mi należy jak psu kość.

Nie, moja żywotność była bardzo mocno testowana na polskich drogach. Raz mi jeden pan o mało nie przejechał po stopach na przejściu dla pieszych. Miałam ochotę z całej siły kopnąć w jego dychawicznego renaulta i z przeszłością i po przejściach, ale po pierwsze ów rzęchot prawdopodobnie by się wtedy rozpadł, a po drugie jak wszyscy dobrze wiedzą, nie ma sensu kopać się z koniem. Co więcej, notorycznie wchodziłam na przejście dość niefrasobliwie, myśląc, że w końcu takie prawo pieszego, po czym ze zdziwieniem konstatowałam, że żaden kierowca nawet nie zwalnia, w końcu może sobie ten pieszy poczekać, przecież w końcu nie jest -20 stopni, a ja się śpieszę! Czytaj dalej …

AAAA dom tanio kupię

Pewnie po długich i uporczywych kłótniach z wszechwładnymi agencjami nieruchomości niejednemu Polakowi w Szwajcarii wynajmującemu mieszkanie zaświtało to rozwiązanie: a, wezmę kredyt i kupię! I to ja będę kręcił nosem na lokatorów i to ja będę rozdawał karty w tym rozegraniu. Wynająć wynajmie się bez problemu, a i jeszcze będę wybierał i przebierał spośród chętnych, cenę ustalę taką, żeby i kredyt sam się spłacał, i żeby zostało na wygodne życie w Polsce.

W teorii brzmi to super. Nic tylko zebrać zaskórniaki i do dzieła. Tylko, że jak pewnie wiecie, teoria nie ma wiele wspólnego z praktyką. Czytaj dalej …

Savoir vivre przy szwajcarskim stole

Wiem, że na pewno co najmniej kilka osób prychnie kawą na komputer. Tym razem nie ze śmiechu, a z oburzenia. „Przecież wiem, jak się zachować w restauracji”. Tak, ja też wiedziałam… do mojego przyjazdu do Szwajcarii. Jedzenie na mieście to nieodłączny składnik szwajcarskiego stylu życia i bardzo możliwe, że nawet jeśli będziecie w Szwajcarii ze względów finansowych unikali restauracji jak teściowej, to w końcu wylądujecie z kolegami z pracy, znajomymi, czy po prostu sami przy dźwięku ssania dochodzącym z żołądka w jakiejś przytulnej, wiejskiej oberży, czy innej restauracji. Musicie wiedzieć, że w Szwajcarii panują nieco inne zasady niż w Polsce w nawet najbardziej luksusowych przybytkach dogadzania tasiemcowi. Oto mały przewodnik poruszania się po wzburzonych wodach szwajcarskiej gastronomii. Nie znajdziecie tutaj wskazówek, czym jeść bezę, ale raczej krótkie wyjaśnienie, co się tu robi inaczej. Czytaj dalej …

Szwajcaria pociągiem, autobusem i statkiem czyli komunikacja publiczna, gdy nasze Porsche jest w naprawie

Dzisiejszy wpis jest przeznaczony dla tych wszystkich, którzy kiedyś planują korzystać z komunikacji publicznej w Szwajcarii z racji wakacji, odwiedzin znajomych, czy pracy w tym pięknym kraju. Czyli tym razem nie tylko harcerska gawęda „Jak to u nas źle/dobrze, panicku”, ale mnóstwo praktycznych rad, gdzie, co, jak, z kim, i jak długo. Hmmm, i jakby co, nie płacę później alimentów!

Zintegrowany system komunikacji

Szwajcaria ma doskonale zorganizowany transport publiczny, szczególnie kolejowy. Jak to działa? Za system transportu publicznego w każdym kantonie odpowiedzialna jest jedna firma. Dlatego opiszę go na podstawie mojego kantonu – Vaud, gdzie rządzi firma Mobilis. Dlaczego użyłam tak modnego słówka „zintegrowany”? Tym razem nie jest to zwykła marketingowa wata do uszu. System faktycznie jest zintegrowany – nie kupuje się biletu na autobus, potem na pociąg, a jeszcze potem na metro, jeśli jedziemy z 2 przesiadkami, ale na liczbę stref, które przemierzamy. Czytaj dalej …

Gdzie jest pralka?

„Czy to prawda, że w szwajcarskich mieszkaniach nie można mieć pralki?” Takie pytanie padło w jednym z komentarzy na moim blogu. Uznałam, że temat pralkowy jest o tyle ciekawy, że aż warty osobnego wpisu.

Wyobraźcie sobie, że wprowadzacie się ze swoją 4-osobową rodzinką do przepięknego szwajcarskiego nowoczesnego apartamentu ze spektakularnym widokiem na Jezioro Genewskie. Sto metrów, nowoczesne sprzęty…piekarnik, w którym prawdopodobnie można dolecieć na Marsa, kuchenka, która mogłaby grać główną rolę zamiast Sandry Bullock w Gravity, zmywarka, która wygląda jak międzygwiezdny satelita rozpoznawczy, pralk… Eeee, kochanie, czy mógłbyś zadzwonić do naszej agentki nieruchomości i zapytać, GDZIE JEST PRALKA? Czytaj dalej …