Niczego nie żałuję!

Jeszcze powinnam dodać „Jestem jaka jestem” i „Wyciskam życie jak 50 kg na klatę” i wtedy mogłabym rozdać wszystkim jednorazowe woreczki. Przynajmniej jeśli na Was też nadmiar banału działa jak nadmiar cukru.

Tymczasem pytania „czy żałujesz wyjazdu na emigrację” i „czy chciałabyś wrócić” nieustannie przewijają się przez moją skrzynkę odbiorczą, a znaczą zawsze „czy JA będę żałowała”. Dlaczego „żałowała”, a nie „żałował”? Bo w zasadzie takie pytanie zadaje jeden typ ludzi: wykształcone kobiety, które w Polsce mają całkiem fajne prace, a i tak chcą emigrować. Motywacje są różne: brak perspektyw, chęć przeżycia przygody, chęć dołączenia do drugiej połówki, strach o dzieci. Mam wrażenie, że takie kobiety widzą we mnie siebie i zadając takie pytanie chcą oszukać Naczelnego Zegarmistrza i porozmawiać z samą sobą za kilka lat. A tymczasem tak się nie da.

Czy żałuję wyjazdu z Polski?

Nie wiem, co by się zdarzyło, gdybym podjęła inną decyzję. Nikt jeszcze nie wynalazł palantiru czy innego magicznego lustra, które dałoby mi wgląd do świata równoległego, w którym właśnie piję kawę w Krakowie, tulę swoje dziecko w Australii, czy serwuję śniadanie dla zielonych trupnic z mojej psującej się wątróbki w Kolorado. Dlatego, żeby nie zwariować od gdybania i pobożnych życzeń, trzeba sobie wmówić, że ta rzeczywistość, w której żyjemy jest najlepszą z możliwych i to z niej trzeba wyciągnąć jak najwięcej! Parafrazując T.S. Eliota, którego słowa ostatnio sobie ciągle powtarzam, trzeba robić swoje jak najlepiej się potrafi, a reszta się ułoży. Na resztę nie mamy wpływu, więc nie ma sobie nią co zaprzątać głowy.

Czytaj dalej …

Emigracja na wykresie czyli jak przetrwać szok kulturowy

Przyznaję, że dostaję mnóstwo e-maili i wiadomości prywatnych od osób, które się zastanawiają, czy nie wyjechać do Szwajcarii, albo są tuż przed wyjazdem. Pełne strachu, wątpliwości, oczekiwań. Zawsze pojawia się to znamienne pytanie: „Czy sobie poradzę?”. Odpowiedź na nie jest zawsze niemożliwa, ale zwykle udzielam dość ogólnych rad, jak się przygotować do takiego wyjazdu. Jedna rada – dotyczy wszystkich – już w Polsce należy pójść na jak najbardziej intensywny kurs językowy. Jeśli akurat świetnie się porozumiewacie w języku kantonu, do którego się wybieracie – dołóżcie sobie drugi język! W Szwajcarii niesamowicie punktuje znajomość niemieckiego plus angielskiego plus francuskiego. Ta kombinacja jest w zasadzie skazana na sukces bez względu na inne kompetencje zawodowe. Druga sprawa jest taka, że nauka języków obcych w Polsce jest o niebo tańsza niż za granicą i na pewno będziecie sobie pluć w brodę po przyjeździe do Szwajcarii, że nie zabraliście się do tego wcześniej. Opowieści, że „Zbyszek jak przyjechał to ani be ani me, a teraz szprecha jak stary Hans” włóżcie między bajki. Oczywiście, tak, to się zdarza, ale Zbyszek opowiadając tą historię pominął te lata upokorzeń, gdy nie potrafił się porozumieć z pracodawcą, kolegami, w sklepie i na stacji benzynowej. Czytaj dalej …