Pamiętam dobrze, jak wyglądała emigracja rodzin z dziećmi za komuny. Strach, czy dzieci sobie poradzą w przedszkolu czy szkole powodował, że rodzice robili wiele dziwnych rzeczy, które dzisiaj wydają się całkowicie niewyobrażalne. Między innymi wprowadzali zasadę: od dzisiaj w domu mówimy wyłącznie w języku kraju emigracji. Oczywiście pełni dobrych intencji, używając koronnego argumentu: „żeby dziecku nie namieszać w głowie”. I niemiłosiernie kalecząc ten niemiecki/angielski/inny nieświadomie sprawiali wielką krzywdę dziecku, które zapominało swojego ojczystego języka, a jednocześnie nabywało złych nawyków w języku obcym. Takiej krzywdy doznał między innymi mój uczeń języka polskiego, którego rodzice wyjechali do Francji, gdy miał 3 latka i od tego czasu rozmawiali wyłącznie po francusku. Po polsku rozmawiali tylko między sobą – cicho i nie przy dziecku, które przecież miało być wychowane jak typowy Francuz. Thomas (tak, tak, zmienili mu też imię) dorósł i dotąd nie może się pozbyć wyrzutów w stosunku do swoich rodziców. Teraz uczy się języka polskiego jak języka obcego… Języka swoich przodków… A to w końcu Polak pełnej krwi, z urodzenia i pochodzenia.
Dzisiaj pojęcie młodych emigrantów zmieniło się diametralnie, o 180 stopni – od pełnego obaw, czy dziecko sobie poradzi, do wiary, że sobie na pewno poradzi. Wiary niekiedy pełnej niefrasobliwości. Oczywiście – poradzi sobie z zyskiem dla siebie i wyrośnie na małego poliglotę, ale jak to zrobić, żeby uchronić dziecko i siebie od niespodzianek i niepowodzeń na drodze do wielojęzyczności?
Na pewno nie zaszkodzi znajomość teorii – co to jest wielojęzyczność i jak się powinno do tego wszystkiego zabrać?
W przeszłości wielojęzyczność określano jako znajomość wielu języków w takim stopniu jak języka ojczystego. Obecnie lingwiści odchodzą od takiej definicji, twierdząc, że nie jest możliwe opanowanie dwóch- lub wielu języków obcych w takim samym stopniu – zawsze jeden z nich będzie wiodący w pewnych, określonych sytuacjach. Na przykład dzieci polskich rodziców uczęszczające do francuskojęzycznej szkoły mówiące płynnie po polsku mogą nie być w stanie wypowiedzieć się na temat lekcji matematyki po polsku, ani na temat Świąt Bożego Narodzenia po francusku, co nie znaczy, że nie są bilingualne.
Czy wielojęzyczność oznacza po prostu znajomość kilku języków obcych? Absolutnie nie! Obecnie neurolingwiści spierają się, jaka jest granica wieku, po przekroczeniu której człowiek nie ma już szans nauczenia się drugiego języka tak jak języka ojczystego, jednak wszyscy się zgadzają, że 8-11 lat to jest absolutne maksimum. Co nie oznacza oczywiście, że potem nie jest możliwe nauczenie się płynnego posługiwania się językiem obcym. Inaczej jednak będzie pracował nasz mózg podczas posługiwania się językiem/językami ojczystymi, a inaczej językami obcymi, bez względu na ich stopień znajomości.
Czy wielojęzyczności da się „nauczyć”?
To jest też przedmiotem dyskusji naukowców, pomimo, że większość nie zgadza się z tym stwierdzeniem. Oczywiście wiele renomowanych szkół językowych i szkół międzynarodowych chwali się swoim innowacyjnym programem, który ma zadanie wykształcić dwujęzyczne dzieciaki, jednak ja bym takie opowieści wrzuciła pomiędzy marketing i „z nami nauczysz się języka w dwa tygodnie”. Co oczywiście nie znaczy, że uważam, że intensywne nauka języków obcych w młodym wieku może zaszkodzić komukolwiek. Dobre podstawy, jak sama nazwa wskazuje, to podstawa!
Żeby dziecko było dwujęzyczne, a nie tylko używało mieszanki dwóch języków, należy poznać pewne fundamentalne zasady nauki języka:
OPOL (one parent – one language) – czyli jeden rodzic, jeden język. Każdy rodzic konsekwentnie rozmawia z dzieckiem w swoim ojczystym języku. Rozmowy pomiędzy rodzicami muszą się odbywać również w jednym ustalonym języku. Ma to ogromne znaczenie, szczególnie wtedy, gdy nie zwracamy na to uwagi – gdy dziecko jeszcze nie mówi, tylko się przysłuchuje. Staramy się wtedy za wszelką cenę nie mieszać języków w rozmowie. Ta teoria jest łatwa do przeprowadzenia tylko w teorii (ach, jakie cudowne masło maślane!). Co ma zrobić ta biedna Polka, która stara się mówić do swojego dziecka tylko po polsku, gdy przychodzą do niej szwajcarscy znajomi, teściowa, w sklepie, w szkole? Posługiwać się oczywiście językiem obcym, ale tylko i wyłącznie w przypadku wystąpienia danej sytuacji. I wtedy również nie mieszać języków. Nie ma: „Jaka piękna chou”, zapomnij o „chcesz petit misia?”, jeśli nie chcesz zrobić w głowie malucha niezłej sieczki.
Jak mają postępować polscy rodzice – emigranci?
Zasada ML@H (minority language at home) – język ojczysty w domu. W domu rozmawiamy tylko i wyłącznie w języku polskim. Nie staramy się w żadnym wypadku uczyć języka obcego, szczególnie jeśli nie jesteśmy na sto procent pewni, że opanowaliśmy go w stopniu perfekcyjnym. Natomiast postarajmy się oczywiście stosunkowo wcześnie oddać dziecko do lokalnego przedszkola.
Wielojęzyczność – co trzeba wiedzieć
Dzieci wielojęzyczne rozwijają się później i później zaczynają mówić. Mają w dodatku mniejszy zasób słów niż ich rówieśnicy. Nie panikujemy i konsekwentnie „robimy swoje”.
Tutaj mam taką osobistą historię. Jak byłam malutka, moi rodzice planowali ucieczkę do Kanady. Mój tata chciał mnie i siostrę nauczyć języka angielskiego, mówiąc do nas cały czas po angielsku. Przyniosło to nieoczekiwanie dobre rezultaty – aż za dobre. Nieświadome niczego, zaczęłyśmy z siostrą oczywiście niemiłosiernie mieszać języki: „Daj mi baterflaja!”, „Uer is mama?” oraz używać języka angielskiego mówiąc do innych ludzi – Polaków. Niestety kres mojej dwujęzyczności położyła mama, która stwierdziła, że przez eksperymenty taty dzieci są opóźnione w rozwoju i przyjdzie jeszcze czas na naukę języków. I w taki właśnie sposób nie zostałam osobą dwujęzyczną…
Nawet jeśli dziecko zwraca się do nas w języku obcym, odpowiadamy w języku, na który wskazuje nam odpowiednia sytuacja. Nie obawiajmy się, że dziecko sobie nie poradzi. Badania wykazują, że dzieci są w stanie przyswoić do 4 języków w młodym wieku. Przyswoić, a nie nauczyć! Następna sprawa – dzieci najczęściej na samym początku używają tych słów, które są łatwiejsze. Dlatego nie zdziwcie się, jeśli wybierze „salut” a nie „cześć”, ale „kot” a nie „chat”.
Najczęstsze błędy popełniane przez rodziców / otoczenie wielojęzycznego dziecka:
1) Próby „uczenia” języka obcego przez niekompetentnych rodziców. Rodzice boją się, że dzieci sobie nie poradzą w przedszkolu, więc, sami nie znając języka w stopniu wystarczającym, starają się go nauczyć swoje dziecko. Nie obawiajmy się wysłać dziecko do przedszkola! W większości miejsc na świecie kwestia dzieci emigrantów jest już „przepracowana” i niemal wszystkie przedszkola mają gotowe rozwiązania małych przyszłych poliglotów!
Dobrze to brzmi tylko w teorii – w praktyce naprawdę ciężko jest – nawet nieświadomie nie nauczyć dziecka, jeśli się na co dzień mówi w danym języku. Moja koleżanka Kasia mówi po polsku i angielsku (z polskim akcentem, ale dobrze), jej partner, nie ojciec dziecka po holendersku, angielsku i francusku. Pomiędzy sobą rozmawiają po angielsku – obydwoje nie native speakerzy. Kasia z córką rozmawia po polsku, a Yann z małą po francusku. Dorośli zdawali sobie sprawę z tego, że ich angielski nie jest idealny, dlatego starali się nie rozmawiać po angielsku przy dziecku, żeby nie załapało złych nawyków. I jak im to wyszło? Tak, że mała teraz mówi po polsku, francusku i angielsku. Kasia i Yann szukają obecnie pracy w Anglii, ponieważ chcą nieco „wyprostować” akcent małej, gdy jeszcze organy głosowe są plastyczne.
2) „A powiedz po niemiecku: Nazywam się Staszek!” – to akurat jest najczęstszy błąd dziadków po powrocie do Polski na wakacje. Dziadkowie nie dowierzają, że dziecko posługuje się językiem obcym, więc dopytują wnuka, jak jest to i jak jest tamto. Dziecko najczęściej nie wie, o co chodzi, bo w tym małym móżdżku się zupełnie nie mieści kwestia języków. On w przedszkolu mówi po niemiecku, bo tak się tam mówi, i bardzo często nie zdaje sobie sprawy, że to jest jakiś inny język. Natomiast jeśli dziadek wytęży komórki mózgowe i zapyta wnuka po niemiecku Wie heisst du? najczęściej zburzy całkowicie porządek rzeczy małego Staszka, dla którego dziadek przecież zawsze mówił inaczej, a nie jak panie w przedszkolu! Z drugiej strony dzieci nie rozumieją kwestii akcentów i jeśli ktoś mówi po niemiecku z polskim akcentem, ich mózg traktuje to jako „inny język”, a nie po prostu kaleczony niemiecki. Daj Boże, jeśli po prostu nie rozumie takiego języka, a nie jak zacznie powtarzać nieprawidłowo.
3) Trzeci błąd – bardzo brzemienny w skutki – rozpoczęcie języka polskiego zbyt późno, gdy dzieci już zaczynają mówić. Rezultat obserwowałam w zeszłym roku, gdy pilnowałam dwóch synków koleżanki. Zawsze mnie dziwiło, że mimo, że Ania mówi zawsze do chłopaków po polsku, oni odpowiadają po francusku. Ania przyznała, że to skutek zaniedbania polskiego na samym początku, jak jeszcze nie mówili. Dziewczyna rozmawiała z mężem Szwajcarem po francusku, „bo tak przecież łatwiej, a chłopcy się przecież w końcu nauczą polskiego ze mną i z dziadkami”. Okazało się to trudniejsze niż przewidywała i obecnie chłopcy (5- i 7-letni) porozumiewają się płynnie po francusku i dziwną mieszanką francusko-polskiego, którą można zrozumieć dopiero po kilku godzinach przebywania z nimi.
Znowu bardzo madry tekst i ciekawy. Napewno pada w nim wiele madrych stwierdzen i obserwacji. Ja osobiscie przyczepilabym sie jednego zagadnienia tylko – wielojezyczne dzieci maja problem z wypowiedzeniem sie na tematy jakby bardziej zwiazane z konkretnym jezykiem w drugim jezyku. Jedna z moich sasiadek – Serbka, kiedys mi zarzucila ta sama teorie, mowiac ze jej corce musi tlumaczyc szkolna matematyke po francusku, bo po serbsku nie idzie. Ja osobiscie tego nie widze, moze dla tego, ze moj syn z marszu zostal zarzucony trzema jezykami i opoznieniem i utrudnieniami radzi sobie balansujac pomiedzy trzema. Teraz jak wreszcie ma zadawane prace domowe do domu, to wlasnie mam wrazenie, ze komentujac i tlumaczac mu je po polsku(matematyka) ukladam mu lepiej nowe wiadomosci w glowie. Taka moja teoria, ze jak umie je przedstawic potem w obu jezykach to ma to takie przetrawione – czytaj naprawde ulozone w glowie.
Ta stara teoria mowienia do dziecka w jezyku kraju, do ktorego sie emigrowalo niestety nadal jest spotykana. A prawda jest, ze nie ma to jak jezyk mamy na wysokim poziomie i reszta przychodzi latwiej. Mnie szczesliwie udalo sie z dyscyplina mowienia do dzieci po polsku, maz mowi po wegiersku, a otoczenie po francusku i jakiekolwiek odstepstwo od tej reguly wywoluje u nich smiech, zdziwnienie czy wrecz pytanie – dlaczego.
Dziecieca wielojezykowosc to dlugi i ciekawy temat, moze sie jeszcze znajdzie kontynuacja na tym blogu!
Dzieki za temat!
Sama nie mam podobnych doświadczeń – bo po prostu nie mam dzieci, ale widzę jak to się odbywa u mojej przyjaciółki: odbieramy dzieci ze szkoły, pytamy po polsku: No to jak było w szkole? Chłopaki zastanawiają się przez minutę i potem odpowiadają szybko po francusku. Na szczęście mama chłopców to mądra dziewczyna, więc nie poddając się zawsze dopytuje: Jeszcze raz! To jak było na tej matematyce? Mówisz, że dostałeś dobrą ocenę? A na basenie mało się nie podtopiłeś? I w ten sposób chłopcy przyswajają słownictwo polskie. Natomiast niestety pierwsza odruchowa odpowiedź jest zawsze po francusku.
ciekawy post, może przydać się w przyszłości 😉
Znakomity, świetnie napisany tekst. Jako doświadczona matka, interesująca się tym tematem od lat, nie mogę się powstrzymać od dorzucenia swoich dwóch groszy.
Przewrotnie, sparafrazowałabym to tak: „ Jak SOBIE zrobić prezent w postaci dwujęzycznego dziecka”. Wydaje mi się bowiem, że jeśli rodzice zrozumieją jak ważne jest dla nich nauczenie dziecka ich ojczystego języka, to dużo łatwiej im przyjdzie przezwyciężyć wszystkie problemy związane z kultywowaniem i utrzymywaniem dwujęzyczności u potomka na emigracji.
Bardzo dawno temu przeczytałam, że nie ma znaczenia w jakim języku dziecko nauczy się mówić-chińskim czy tajskim-chodzi o to, aby poznało strukturę języka i emocje jakie są nim przekazywane. Bo przecież nigdy, ale to przenigdy, nie wyrazimy w języku obcym tych samych emocji, jakie jesteśmy w stanie przekazać we własnym języku. A więc, jeśli język zostanie przekazany dziecku wraz z emocjami i kulturą, która mu towarzyszy, to będzie ono tylko z tego korzystać a my, razem z nim.
A konkretnie? Mówienie do dziecka w języku ojczystym buduje więź emocjonalną. Staje się takim sekretnym językiem między nami i dzieckiem: dziecko się w nim zwierza, opowiada sekrety. Gdy już dorośnie, można rozmawiać z nim o wszystkim a także, przekazać w tym języku naszą własną kulturę-bajki, filmy, literaturę. Bo język przecież temu przekazowi ma służyć. Natomiast jeśli dziecko nauczy się znakomicie obcego języka w szkole, a matka w domu będzie mówiła do niego w tym języku słabo, bo będzie to dla niej obcy język, to nigdy taki związek emocjonalny między nią a dzieckiem nie wytworzy się. I nie przekaże też własnej wiedzy i kultury. Bo w jaki sposób? Będzie mu czytać „Pana Tadeusza” do poduszki po francusku, angielsku czy niemiecku?
Niezwykle ważne jest wspomaganie nauki języka pomocami, takimi na przykład jak szkoła polska. Oczywiście ważne są zajęcia, ale jeszcze ważniejsze wspólne odrabianie lekcji, czytanie lektur, pomaganie dziecku w pisaniu i przyswajaniu wiedzy historycznej czy literackiej. Oczywiście wymaga to heroicznej pracy, ale nie ma innego sposobu na sukces. Inną pomocą jest oglądanie polskich filmów, bajek i kontakt z żywym teatrem. Ja wprowadziłam kiedyś zasadę, że gdy dzieci chciały oglądać telewizję i kasety, to mogły, ale tylko po polsku. O francuski nigdy się nie martwiłam-tego dzieci tak czy inaczej nauczą się w szkole.
I jeszcze jedno. Są różne poziomy znajomości języka. Każdy język, jeśli dziecko mówi dwoma-trzema, trzeba szlifować, wzbogacać, doskonalić. Tak jak u dorosłych-języki mniej używane zapominamy, tracimy. Tak może być nawet z naszym językiem ojczystym. Jeśli chcemy, aby nasze dziecko posiadało znajomość języka na literackim poziomie, to nie ma siły, trzeba na to też zapracować-kupować książki, oglądać z dzieckiem filmy i przedstawienia.
Ale nie wszystkie dzieci przyswajają języki tak samo. Są dzieci tzw. „werbalne”, które uczą się szybko i mówią bezbłędnie i inne, którym przychodzi to trudniej (tak mądrze tłumaczyła mi to psycholożka, gdy skarżyłam się, że jedno mówi lepiej a drugie gorzej).
Wiek? Nie wiem… mam znajome, która wyjechały za granicę jako nastolatki i są adwokatkami, skończyły prawo i aplikacje bez większych trudności. Wydaje mi się, że w dzisiejszym świecie, mówienie bez akcentu, nie jest już takie ważne. Trzeba mówić poprawnie. No, może we Francji tak do końca nie jest, akcent nas „klasuje”, ale wszędzie indziej, chyba nie ma większego znaczenia.
Temat jest pasjonujący i bardzo złożony. Przyznam się, że dziś już mnie troszkę mniej interesuje, mogę powiedzieć, że odniosłam sukces, bo dzieci mówią do mnie tylko po polsku i są całkowicie dwujęzyczne, ale wiem, że to nie jest łatwe zadanie…
Twój artykuł jest strzałem w dziesiątkę – właśnie się rozczytuję w tego typu literaturze. Na razie nie mam problemów z komunikacją z dziećmi po polsku – od niemowlaka mówiłam do nich tylko po polsku. Także wtedy kiedy moja teściowa jęczała co ona zrobi kiedy dziecko zwróci się do niej po polsku, a ona nie zrozumie. Jakoś takich sytuacji nie było – dzieci płynnie (jak na swój wiek) używają języków w zależności od sytuacji. Przyznam się, że miałam jednak w nosie czy w danej sytuacji byłam sama czy w otoczeniu włoskich krewnych/znajomych – do dzieci zwracałam i zwracam się tylko i wyłącznie po polsku. Teraz mam zamiar nauczyć młodą (4l) czytania, aby wyprzedzić język dominujący czyli włoski. Nie chodzi mi o popisywanie, że moje dziecko jest takie do przodu i czyta, ale o wzbogacenie jej słownictwa i uczynienie z dwujęzyczności – dwukulturowości. Tu jest bardzo ciekawy artykuł na ten temat:
http://www.polonika.at/artykuly/w-naszym-domu-mowimy-po-polsku/214-jak-uczyc-czytac-po-polsku
Mieszkajac na emigracji dostrzegam rozne sposoby komunikacji i uczenia dzieci jezykow. Moj siostrzeniec i bratanek w domu i z innymi polskimi dziecmi tylko po polsku. Poza domem do innych po angielsku.
Od malego byli uczeni i poprawiani. Jak zaczynali odpowiadac na jezykk polski po angielsku to mowilo sie do nich: nie rozumiem. powiedz po polsku. Wymagalo to od rodziow sporo pracy.
Niestety mamy przypadki kiedy:
1) Znajomi A – chca byc bardziej angielscy niz Anglicy. Mimo, ze do dziecka przy nas mowia po polsku i dziecko rozumie, to dziecko odpowiada po angielsku. Kiedy natomiast ida na miasto to zostali przyuwazeni, ze mowia do dziecka po angielsku. Ale potem przy wszystkich marudza jak to ona nie chce mowic przeciez po polsku…
2) Znajomi B – lenistwo. Mowia do dziecka po polsku, dziecko odpowiada po angielsku, a na okolo mowia, ze ona wybrala sobie i nie chce mowic po polsku… Dla czytelnika – ONA ma 3 lata…
dlugo by pisac 😉
Świetny wpis! Jestem bojowniczką w walce o dwujęzyczność, więc argumenty znam na pamięć, ale fajnie, że ujęłaś to w jedną całość, którą będę polecać. Niestety, we własnej rodzinie nie bardzo się mnie rozumie, przytaczając koronny argument, że „jak będziesz miała własne dzieci, to sama zobaczysz, że się nie da”, toteż o jakiąkolwiek dyskusję trudno.
Oj tak! Na ten temat jest wiele mitów! Ale nawet mój Steve mi czasem odpowiada, że to niemożliwe, żebym ja gadała z dzieckiem po polsku (jakbyśmy je mieli;)), bo przecież on nie będzie rozumiał. I dopiero po moim wyłożeniu teorii wielojęzyczności coś do niego dotarło.
Witam, czytam sobie bloga od dawna a od niedawna na tablecie. Niestety na tablecie nie wyświetlają mi się polskie znaki i tylko na tej stronce. Na komputerze stacjonarnym się wyświetlają poprawnie. Może uda się to naprawić? Jakiś problem z kodowaniem strony?
Z zagamanicy piszę jak by co 🙂
To jest problem twojego tableta. Jakoś mój mi dobrze wyświetla. Z zagranicy piszę, jakby co.
Mi też się dobrze wyświetla. Co prawda to ten interfejs na tablecie jest cholernie niewygodny, ale korzystam z gotowego szablonu wordpressu i dlatego ja nie mogę nic z tym zrobić…
No nic, dziękuję Wam za odpowiedzi. Będę jeszcze próbowała molestować ustawienia tabletu. Taka jeszcze propozycja na nowy wpis, co jest tańsze a co droższe w Szwajcarii a co w Polsce? Bardzo mnie to ciekawi. pozdrawiam
Wspomnialas ze nalezy wczesniej poslac dziecko do przedszkola aby uczylo sie jezyka. A co z dziecmi 7-8 lat, ktore nie znaja francuskiego i niemieckiego (troche angielski) i musza sie przeniesc do Szwajcarii? Szkoly wymagaja jakis dodatkowych zajec dla dziecka? Jak wyglada ich poczatkowa nauka?
Nie ma się czego obawiać, w końcu to jest Szwajcaria – są naprawdę przyzwyczajeni do cudzoziemców i dzieci, które nie znają języka. Nie zdziwiłabym się, gdybyś później odkrył, że w klasie dziecka jest tylko 2-3 Szwajcarów, a reszta to imigranci.
Dziecko normalnie idzie w takim przypadku do szkoły z resztą uczniów, a po lekcjach codziennie ma jeszcze zajęcia wyrównujące z niemieckiego/francuskiego zależnie od języka kantonu. Po pierwszym roku uczeń, nauczyciel i rodzice wspólnie decydują, czy dziecko powtarza klasę, czy zdołało załapać jednak z programu nauczania na tyle, żeby iść dalej. Nie ma co się tym stresować, ani obawiać pozostawienia na drugi rok, ponieważ w Szwajcarii uczniowie nagminnie powtarzają rok. Nikogo to nie napiętnuje, wręcz znam kilku wysokich menedżerów, którzy zaliczyli taką powtórkę. Na pewno będzie dobrze i dziecko bardzo szybko załapie język i pozna nowych kolegów i koleżanki!