Emigracja na wykresie czyli jak przetrwać szok kulturowy

Przyznaję, że dostaję mnóstwo e-maili i wiadomości prywatnych od osób, które się zastanawiają, czy nie wyjechać do Szwajcarii, albo są tuż przed wyjazdem. Pełne strachu, wątpliwości, oczekiwań. Zawsze pojawia się to znamienne pytanie: „Czy sobie poradzę?”. Odpowiedź na nie jest zawsze niemożliwa, ale zwykle udzielam dość ogólnych rad, jak się przygotować do takiego wyjazdu. Jedna rada – dotyczy wszystkich – już w Polsce należy pójść na jak najbardziej intensywny kurs językowy. Jeśli akurat świetnie się porozumiewacie w języku kantonu, do którego się wybieracie – dołóżcie sobie drugi język! W Szwajcarii niesamowicie punktuje znajomość niemieckiego plus angielskiego plus francuskiego. Ta kombinacja jest w zasadzie skazana na sukces bez względu na inne kompetencje zawodowe. Druga sprawa jest taka, że nauka języków obcych w Polsce jest o niebo tańsza niż za granicą i na pewno będziecie sobie pluć w brodę po przyjeździe do Szwajcarii, że nie zabraliście się do tego wcześniej. Opowieści, że „Zbyszek jak przyjechał to ani be ani me, a teraz szprecha jak stary Hans” włóżcie między bajki. Oczywiście, tak, to się zdarza, ale Zbyszek opowiadając tą historię pominął te lata upokorzeń, gdy nie potrafił się porozumieć z pracodawcą, kolegami, w sklepie i na stacji benzynowej.

Druga rada – potraktujcie wyjazd do Szwajcarii jak wielką przygodę! Nie palcie mostów, na twarz załóżcie wakacyjny uśmiech i takie też podejście. Wtedy nie będziecie się przejmować, że po dwóch kierunkach studiów zmywacie naczynia – bo przecież na wakacjach wszystko uchodzi!

Z doświadczenia wiem, że im więcej się o czymś wie, tym mniej straszne się to wydaje, dlatego postanowiłam przegrzebać moje notatki ze studiów, żeby Was uzbroić w wiedzę o tym, co się dzieje w głowie „świeżego” emigranta. Wówczas, gdy zacznie się z Wami dziać coś dziwnego, będziecie mogli z łatwością rozpoznać symptomy.

Teorie na temat kontaktów międzykulturowych zawdzięczamy przede wszystkim holenderskiemu psychologowi społecznemu Geertowi Hofstede, który to prowadził badania wśród pracowników IBM wyjeżdżających na zagraniczne kontrakty i ich rodzin i fińskiemu antropologowi Kalervo Obergowi, który zajmował się głównie zjawiskiem szoku kulturowego.

Oto jak wyglądają fazy emigracji na wykresie (K. Oberg):

fazy

  1. Przed wyjazdem za granicę trwa huśtawka nastrojów. Od euforii do depresji. Pytania, czy sobie poradzę, czy znajdę przyjaciół, pracę, mieszkanie, pozwolenia. Ostatnie przygotowania, spotkania z rodziną, przyjaciółmi. Im mniejsze oczekiwania, tym jest to mniej bolesne, dlatego właśnie doradzam potraktowanie Szwajcarii jako przygody, nawet jeśli jedziemy tam z całą rodziną i pełną ciężarówką tobołów z Polski. A co, z rodziną nie możecie przeżywać przygód?
  2. Miesiąc miodowy po przyjeździe. Spodziewacie się, że to na początku będzie tak źle, ale zwykle nie jest to prawdą. Na początku czujecie się troszkę jak na wakacjach. Odkrywacie nowe zapachy, smaki, widoki, jesteście w stanie dostosować się do warunków o wiele gorszych niż na co dzień z uśmiechem na ustach, poznajecie nowych przyjaciół. Wszystko jest kolorowe i intensywne, dzień trwa 24 godziny, a Wy macie mnóstwo energii (ach ta adrenalina we krwi!).
  3. Szok kulturowy. To „uczucie rozpaczy, bezradności i wrogiego nastawienia wobec nowego środowiska” (G. Hofstede). Szok kulturowy jest aktywizowany najczęściej przez jedno niepozorne zdarzenie, które nie przebiega tak, jak tego oczekujemy. W mózgu mamy zapisany pewien wzorzec zachowania pochodzący z Polski. Ktoś odpowiada w sposób, do którego nie jesteśmy przyzwyczajeni, co tworzy nam totalny chaos pod czachą. „Jak to, on nie powinien się na mnie obrażać za coś takiego!”, „Dlaczego pani w sklepie mnie nie zrozumiała i coś sobie sarknęła pod nosem?”. To tak, jakby nas ugryzł w palec ukochany, bezbronny króliczek.

Przyczyny szoku kulturowego. Przyczyny są zarówno psychiczne, społeczne, jak i fizyczne. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni funkcjonować jak dorośli, radzący sobie z różnymi sytuacjami ludzie. W Szwajcarii jesteśmy zmuszeni do działania trochę tak jak dzieci. Do dopytywania o najbardziej oczywiste rzeczy, do uczenia się nowych rzeczy, do poznawania nowych ludzi i sytuacji. Tracimy naszą dotychczasową sieć wsparcia i jesteśmy zmuszeni radzić sobie sami, a naprędce poznani „przyjaciele” się zwykle nie sprawdzają. Dużą rolę pełni tutaj również stres, z którym nie wszyscy sobie dobrze radzą. Naukowcy dodają, że przyczyny szoku kulturowego mogą być również fizyczne – zmiana diety, otoczenia, klimatu, rytmu życia.

Symptomy szoku kulturowego. Depresja, zmęczenie, problemy medyczne, niepokój, stres, bezsenność, zagubienie, idealizowanie polskiej kultury przy jednoczesnej deprecjacji kultury szwajcarskiej. W tej fazie uważa się, że Szwajcarzy to głupie i zimne pastuchy, góry są beznadziejne, ich żarcie jest paskudne, ich język niezrozumiały i nie do nauczenia. Za to Polska to kraj odwiecznej szczęśliwości, gdzie każdy jest uśmiechnięty i pomocny, w rzekach płynie wódka, a w powietrzu unosi się pokojowa woń ziół…

Jak wyjść z szoku kulturowego? Wiedza to potęga. Jeśli sobie uświadomicie, co oznacza Wasz stan, to będzie już pierwszy krok do sukcesu. Niestety, żeby się otrząsnąć z szoku kulturowego, należy od nowa się nauczyć sobie radzić ze Szwajcarią. Znaleźć sposób komunikacji z otaczającymi nas ludźmi, nauczyć się nowych wzorców zachowań, zbudować swoją „sieć wsparcia”. Często podnosząca się sinusoida koreluje z sukcesami w nauce języka kantonu, do którego przybyliście. Osoby, które mają pracę lub codzienne zajęcia poza domem o wiele lepiej radzą sobie z szokiem kulturowym.

4. Stabilizacja. Gratulacje! Wyszliście z szoku kulturowego. Następny szok Was czeka po powrocie do ojczystego kraju, ponieważ się okaże, że ta idealizowana ojczyzna wcale nie jest taka idealna jak w naszej głowie.

Nie będę Wam może robiła wywodów na temat enkulturacji, aklimatyzacji i akulturacji. Powiedzmy tylko tyle, że jeśli wyszliście z szoku kulturowego, przyjęliście w pewien sposób szwajcarskie normy, sposób myślenia, wartości i zwyczaje. Są cztery metody wyjścia z szoku kulturowego, które klasyfikują w pewien sposób podejście i zachowania emigrantów po tej początkowej fazie: integracja, separacja, marginalizacja i asymilacja. Ta klasyfikacja jest niezmiernie ciekawa i bardzo widoczna, choćby w wypowiedziach w grupie na facebooku „Polacy w Szwajcarii”. Przyjrzyjmy się sposobom radzenia sobie z odmienną kulturą:

INTEGRACJA. Ta strategia uważana jest za najlepszą w społeczeństwach wielokulturowych. Dobrze zintegrowany imigrant w rzeczywisty sposób postrzega obie kultury i łączy ich elementy. Zwykle mówi płynnie w obydwu językach, ma przyjaciół pochodzących zarówno z Polski jak i ze Szwajcarii, dostrzega wady i zalety obydwu narodów, kultur i sposobów myślenia, nie ma kompleksów odnośnie tego, że jest Polakiem, ale też nie podkreśla wyższości Polski na żadnym innym krajem.

SEPARACJA czyli GETTOIZACJA.  Polega na podtrzymaniu własnej tożsamości kulturowej przy ograniczeniu do minimum kontaktów z kulturą szwajcarską. Osoby, które w taki sposób sobie radzą z syndromem szoku kulturowego zwykle nie są pewne swojej znajomości języka obcego, obracają się w Szwajcarii wśród Polaków, przywożą wagony polskich produktów do Szwajcarii, oglądają tylko polską telewizję i nie mają dobrego zdania o Szwajcarach i ich kulturze i sposobie życie, ani nie są w stanie dostrzec ich pozytywnych stron.

ASYMILACJA. Jest to sytuacja całkowicie odwrotna, gdzie elementy nowe wypierają kulturę ojczystą. Taka osoba ukrywa lub wstydzi się tego, że jest Polakiem, stara się rozmawiać tylko w języku swojego kantonu, z chęcią przyjmuje wartości i normy szwajcarskie i podkreśla jej wyższość nad kulturą polską.

MARGINALIZACJA czyli DEKULTURACJA. Jest to odwrotność integracji – utrata własnej tożsamości kulturowej przy jednoczesnej braku identyfikacji z kulturą kraju imigracji. Z jednej strony z tą postawą identyfikują się tzw. „obywatele świata”, jednak ma to również swoją ciemną stronę. To zjawisko opisuje sytuację tych, którzy po kilku latach na emigracji nadal kiepsko mówią w języku obcym, ale również zaczynają mieć problemy z językiem polskim.

Na jakim „etapie” jesteście? Jaki model emigracji przyjęliście? Jesteście dobrze zintegrowani, ciągle w fazie szoku kulturowego, czy raczej sceptyczni wobec szwajcarskiej kultury? Czy rozpoznajecie przedstawione tutaj etapy w Waszym życiu? Zapraszam do dyskusji!

29 komentarzy o “Emigracja na wykresie czyli jak przetrwać szok kulturowy

  • 30 września, 2014 at 12:40 pm
    Permalink

    U mnie w takim razie podręcznikowo. Szok po przyjeździe, później żmudna praca nad francuskim i próby ściągnięcia rodziny. Teraz już znam język, mam przyjaciół Szwajcarów, jestem dobrze zintegrowany, ale było ciężko. Teraz żona ma kryzys i chce wracać, dzieci już mają znajomych w szkole i nie chcą, ale ona siedzi w domu i dopiero uczy się języka.

    Reply
    • 30 września, 2014 at 12:42 pm
      Permalink

      Marek, to w takim razie artykuł idealnie dla niej! Pozdrawiam i trzymajcie się w takim razie!

      Reply
  • 30 września, 2014 at 12:44 pm
    Permalink

    Rety ! To doskonale przekłada się na to, co myślę o Norwegii ! Tylko nigdy nie wiedziałam jak to ubrać w słowa ! 🙂 Z tą gettoizacją mają do czynienia moje koleżanki, które przyjechały tu na au-pair. Cierpię przez to ja, bo dla nich wszystko co norweskie jest ble, język ble, jedzenie ble, sposób życia ble, wystrój domów ble, a Norwegów to w Norwegii powinno w ogóle nie być – ja mam chłopaka Norwega, ale już zanim zaczęłam z nim być to uderzały mnie ich opinie, bo przecież one tu przyjechały przedstawić swoją kulturę i jednocześnie okazać szacunek dla kultury i zasad panujących w tym kraju. Szczególnie, że na au-pair jedzie się poznawać kulturę i tradycję – więc tej negacji zupełnie nie rozumiem. Ja jestem dumna, że jestem z Polski, bardzo mi miło kiedy Norwegowie mówią „Wow, nauczyłaś się naszego języka w ciągu 14-miesięcznego pobytu tutaj ! Szacunek! Język polski nam zająłby jakieś 20 lat!” Świetny post ! Pozdrawiam, Pati

    Reply
    • 30 września, 2014 at 12:49 pm
      Permalink

      Ja niestety też mam tendencje do idealizacji Polski, szczególnie przy Szwajcarach! Czasami to za język się łapię, jak im opowiadam, jaka to Polska jest wspaniała, bogata, piękna i ach och 😀 Ale wydaje mi się, że obraz Polski mam rzeczywisty w głowie, to tylko moja taka prywatna strategia promocji Polski na arenie międzynarodowej. Także ja bym powiedziała, że aspiruję do pudełka „integracja”, ale połową palca u stopy jeszcze tkwię w pudełku „separacji”.

      Reply
      • 30 września, 2014 at 1:16 pm
        Permalink

        W calosci podpislabym sie pod tymi slowami! Ja tez wychwalam Polske, glownie z checi walki ze spaczonym imagem naszego kraju. Czesto obcokrajowcy czerpia z opowiesci ludzi zwiedzajacych nasz kraj w czasach socjalizmu i jak slysze Polki, ktore tu przyjedzaja jako nanki lub do sprzatania, ktore dopelniaja ten obraz opowiesciam w stylu jak zle i jaka bieda jest w naszym kraju, to mnie szlag trafia, bo umacniaja ten obraz trzeciego swiatu. Oczywiscie punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia..ale bez przesady..A co do sposobu radzenia sobie to chyba przeszlam wszystkie fazy i mylse, ze tez jestem gdzies pomiedzy zintegrowaniam (chociaz nadal borykam sie z francuskim, ale z drugiej strony otacza mnie mieszanka narodowosciowa poslugujaca sie angielskim) a marginalizacja – od taki obywatel Europy 🙂

        Reply
  • 30 września, 2014 at 1:16 pm
    Permalink

    Bzdura. Może to miało miejsce wśród niewykwalifkowanych robotników w latach sześćdziesiątych, ale dzisiaj nie istnieje już coś takiego jak szok kulturowy szczególnie dla ludzi wykształconych i przyzwyczajonych do wyjazdów zagranicznych.
    Przyjechałem do Szwajcarii 3 lata temu do pracy. Wiedziałem, czego się spodziewać, nie miałem żadnego problemu z aklimatyzacją. A kompleksy minęły, jak się okazało, co potrafią Szwajcarzy po studiach, a co potrafię ja po polskiej uczelni.

    Reply
    • 30 września, 2014 at 1:25 pm
      Permalink

      Ja bym z taką lekkością nie podważała teorii, które powstały na dość sporej próbce emigrantów, szczególnie, że większość osób identyfikuje swoje historie z przedstawionymi w niej fazami (włącznie ze mną – z wykształceniem wyższym i znajomością języków obcych). Jeden wyjątek nie stanowi reguły.

      Reply
    • 30 września, 2014 at 7:51 pm
      Permalink

      No coz zeli tak stwierdzisz to nigdy nie byłeś np w Toalecie w jakiejs restauracji u lekarza w markecie wiesz ile razy szukałam guzika, czujnika albo zadawała sobie pytanie jak to działa- żeby umyć ręce !!! Pierwsze 6 miesięcy to była katastrofa, często kobiety obok mnie pokazywaly mi z uśmiechem jak to działa .
      Z innej strony Au pair maja ciężko często so wykorzystywane przez pracodawców a po za tym mieszkają u obcych .

      Reply
      • 6 października, 2014 at 2:57 pm
        Permalink

        Heh, wydaje mi się że jest ogromna różnica jeśli przyjeżdża się do obcego kraju z pracą „w kieszeni ” lub po to by ją dopiero tam znaleźć… i nie wykształcenie tu się liczy a napotkane problemy, osobiste apsiracje, to czego się chce od życia. Osobiście dziękuję za opublikowanie tego wykresu. Idealnie po 6-ciu latach się w niego wpisuję. 🙂

        Reply
  • 30 września, 2014 at 2:13 pm
    Permalink

    Artykuł uniwersalny – dotyczy chyba nie tylko Polaka-emigranta do Szwajcarii, ale ogólnie Polaka emigranta.

    Nie byłam w Szwajcarii (ups byłam! – w Zurychu – tranzytem z Dublina do Warszawy he he), ani nie wybieram się tam, ale blog chętnie będę odwiedzać. Tak naprawdę, choć ta Szwajcaria wcale nie jest od Polski daleko, to wiem o niej jedno wielkie nic! A już zwłaszcza o normalnym życiu w tym kraju. A lubię wiedzieć! I czytam sporo blogów o życiu poza Polską, w której to na co dzień sama mieszkam. E(I)migrantem jest natomiast mój mąż. Co prawda nie mieszka w Polsce na 100 % -owe stałe (przynajmniej ostatnimi czasy), ale kilka lat już się tu „tłucze” ;-). Nazwałabym go typem integralno-asymilacyjnym, ale pewnie wynika to z faktu, że swój kraj opuścił blisko 15 lat temu, a zanim związał się z Polską mieszkał i bywał w wielu innych krajach. I bywa nadal.

    Zawsze mnie cieszy, kiedy znajdę w sieci blog pisany bardzo poprawnie, ciekawie i inspirująco. Pozdrawiam zatem serdecznie!

    Reply
    • 30 września, 2014 at 2:35 pm
      Permalink

      Dzięki Amisha!
      W sumie ja się ciekawię, czy już utknęłam w swojej kategorii, czy też z czasem się bardziej zasymiluję!

      Reply
  • 30 września, 2014 at 2:32 pm
    Permalink

    Bardzo uniwersalny ten Twój wpis, więc pozwolę sobie się do niego odnieść, pomimo wyemigrowania do Szkocji ;). Przyjechałam tu niedawno, może bez jakichś większych oczekiwań, ale miesiąca miodowego u mnie nie było (tylko raczej takie neutralne przyglądanie się wszystkiemu), a teraz zaczyna się u mnie szok kulturowy i dużo rzeczy jest na nie, a mój kraj nagle taki piękny ;). Język co prawda znam, ale pracuję z domu, w nieregularnych godzinach, więc trudno mi się zaprzyjaźnić z lokalsami. Staram się z tego wyjść i mam już pomysł, jak sobie z tym poradzić, ale potrzebuję na to trochę czasu.

    Reply
    • 30 września, 2014 at 2:55 pm
      Permalink

      A może to ta szkocka jesień?
      Trzymam kciuki w takim razie, żeby szybko się udało z tego wyjść!
      U mnie szok kulturowy się zaktywizował po pół roku, gdy wredna baba na poczcie mi powiedziała, że nie rozumie mojego francuskiego, a angielskiego nie zna, więc: Następny proszę! Wpędziło mnie to w niezłego doła na jakiś miesiąc i długo potem musiałam odbudowywać moją pewność siebie mówiąc po francusku.

      Reply
  • 30 września, 2014 at 2:36 pm
    Permalink

    Joanna, swietny artykul. jesli o mnie chodzi to po prawie 4 latach zintegrowalam sie na ile bylo to mozliwe, obracajac sie raczej w srodowisku miedzynarodowym. Chociaz jedyny Szwajcar w naszym departamencie to akurat moj najlepszy kolega… Jednakze po prostu nie lubie Szwajcarii, nie doceniam ich kultury jest dla mnie mdla i nijaka, chyba po prostu kraj nie dla mnie.

    Reply
    • 30 września, 2014 at 3:00 pm
      Permalink

      Dzięki Katarzynka!
      A może to po prostu te międzynarodowe środowisko tworzy taką globalną wioskę, która w sumie w jakiś sposób się izoluje od kultury szwajcarskiej? Ja przez długi czas uważałam, że Szwajcarzy właściwie nie mają swojej tożsamości narodowej, do czasu, kiedy się przekonałam, że to nie jest prawda. Oni po prostu nie lubią tych samych frazesów, co my:D

      Reply
  • 2 października, 2014 at 1:26 am
    Permalink

    Gdyby tak łatwo było zamknąć emigracyjne postawy w formułkach-integracja, asymilacja, marginalizacja…Do Szwajcarii, a konkretnie do Genewy, przyjechałam 27 lat temu. Nie mówiłam słowa po francusku, z moim « brązowookim » rozmawialiśmy po angielsku. Integracja przyszła prawie błyskawicznie, po rocznych studiach na Uniwersytecie genewskim, radziłam sobie znakomicie z francuskim, znalazłam pracę, przyjaciół. Śmieszyło mnie jedynie to, że przez miasto przejeżdżał tylko jeden tramwaj, tymczasem u nas, w Warszawie…Zachęcona tak szybką i łatwą integracją, gdy padła propozycja pracy w Bernie, powiedziałam bez namysłu tak. Bo to oznaczało, że będziemy mieszkać 160 km bliżej Polski, że poznam nowy język i nową kulturę a miasto wydawało mi się bardzo piękne. Ale integracja w Szwajcarii niemieckojęzycznej to rzecz, w moim mniemaniu, szalenie trudna. Język ? Owszem, zaczęłam się uczyć niemieckiego, ale przecież nikt nie chciał, a czasem po prostu nie potrafił, ze mną w tym języku rozmawiać-wszechobecny był dialekt ! Wszędzie- w teatrze, na ulicy, na targu, w sklepie, u lekarza. Oczywiście, że ratowałam się zawsze francuskim, ale to nie to samo. Na przykład w towarzystwie, przez kilka minut, grzecznościowo, wszyscy rozmawiali ze mną po francusku, po czym przechodzili na « ojczysty » czyli na dialekt. Czułam się obco. I mentalność, trudna do ogarnięcia i jak bardzo różna od naszej- policyjna, z obsesją na punkcie ekologii, segregowania śmieci, przestrzegania godzin ciszy nocnej…przykłady szoku kulturowego jakiego doznawaliśmy oboje mogłabym mnożyć w nieskończoność. Po siedmiu, bardzo trudnych latach, wróciliśmy do Genewy. To jest moje miasto, moje miejsce na ziemi, mój dom. Nie tylko mój, bo mam wrażenie, również wielu innych Polaków, których spotykałam w rozmaitych organizacjach polonijnych oraz w Szkole polskiej. Za co kocham Szwajcarów? Za tolerancję, za uśmiech na dzień dobry, za wspaniałą zdolność integracji, za demokrację-taką prawdziwą, za szacunek do drugiego człowieka i niewtrącanie się w jego życie. Od sześciu lat mieszkam w Paryżu (a obiecywałam sobie, że już nigdy nie opuszczę Genewy), pokusa była jednak zbyt wielka. Owszem, to cudowne miejsce, stymulujące, bogate w historię, zabytki – tyle tu się dzieje. Ale to nie to samo… Tęsknię za jeziorem, za Genève-plage, za widokiem na Jurę, za górami, za śniegiem…Cieszę się więc, że mogę na Twoim blogu odnaleźć klimaty tego pięknego kraju. A może idealizuję? Bo przyznam Ci się, że nie mam żadnej ochoty się integrować. Regularnie przywożę do Paryża szwajcarskie sery, czekoladę Toblerone, szwajcarskie wina i pierniczki z Migros i biegam do Instytutu Kultury szwajcarskiej. Jak to się naukowo nazywa? Gettoizacja?

    Reply
    • 2 października, 2014 at 10:19 am
      Permalink

      To się nazywa bardzo nienaukowo tęsknota 😉

      Reply
  • 2 października, 2014 at 9:07 am
    Permalink

    Uwielbiam podróżować, ale nie wiem, czy umiałabym mieszkać w innym kraju.

    Reply
  • 2 października, 2014 at 10:53 am
    Permalink

    Mój pierwszy miesiąc w Holandii minął bardzo szybko, nawet nie wiem, kiedy. Trochę irytujące jest, gdy na pytanie po angielsku niektórzy Holendrzy z marsową miną odpowiadają po holendersku, z czego rozumiem może 20% tej wypowiedzi, ale wiem, że jeśli chcę zostać tu na dłużej, muszę nauczyć się języka kraju, w którym mieszkam, sam angielski nie wystarczy; chyba że jest się turystą 🙂

    Reply
  • 2 października, 2014 at 10:57 am
    Permalink

    Dodam, że w zaznajamianiu się z kulturą pomogły mi blogi polskich emigrantów. Spostrzeżenia innych można konfrontować z własnymi, wciąga to bardziej, niż Moda na sukces 🙂

    Reply
  • 2 października, 2014 at 2:06 pm
    Permalink

    Ja byłem w Holandii 3 lata i pod wszystkim co tu opisujesz podpisuję się obydwiema rękami! Słuszne spostrzeżenia

    Reply
  • 2 października, 2014 at 2:24 pm
    Permalink

    Fajny artykuł. Na razie jestem w tej pierwszej fazie przed wyjazdem. Wyjeżdżam do pracy w Niemczech i mam właśnie taką huśtawkę – z jednej strony super, wow, ale z drugiej obawy – jak to będzie, czy sobie poradzę itd. Widzę, że czeka mnie więcej emigracyjnych wrażeń. Ale przynajmniej wiem na co się przygotować:) Super artykuł i sprawdzi się nie tylko w kierunku emigracji Polska- Szwajcaria, ale tak ogólnie w każdym innym kierunku też.

    Reply
      • 3 października, 2014 at 12:58 pm
        Permalink

        Strzało, i ja jestem w pierwszej fazie przed wyjazdem do Szwajcarii niemieckojęzycznej. A nastroje mi drgają jak na wykresie kardiografu. Zostać, wyjechać, a może zostać… Ale tak jak radzi Jo potraktuję ten wyjazd na tyle na ile to możliwe jak przygodę. Chętnie odwiedzę Twój blog. Może opiszesz na nim swoje pierwsze wrażenia po przyjeździe? Jestem ich bardzo ciekawa.

        Reply
  • 5 października, 2014 at 1:22 pm
    Permalink

    Przede wszystkim gratuluję pomysłu na ten artykuł! Znajomość pewnych mechanizmów pozwala nam zrozumieć samego siebie i przeciwdziałać.
    Jeśli chodzi o mnie, uważam się za zintegrowanego imigranta 🙂 Duża zasługa w tym mojego charakteru oraz wcześniejszych pobytów w różnych krajach. Przeprowadzając się do Francji, wiedziałam mniej więcej, co może mnie spotkać, znałam już troszkę francuską mentalność. Oczywiście bez zaskoczeń, również się tych negatywnych się nie obeszło. Najgorzej wspominam okres szukania swojego zawodowego powołania. W Polsce wszystko było jasne, we Francji trzeba było na nowo się określić. Teraz jestem na etapie „rozdwojenia jaźni”, zawieszona gdzieś w czasoprzestrzeni między Polską a Francją 😉

    Reply
  • 12 października, 2014 at 9:36 am
    Permalink

    Bardzo ciekawy artykul. Dokladnie tez pamietam co bylo tym momentem aktywizujacym szok kulturowy. Teraz jestem na etapie integracji I dobrze mi z tym. Znajomi z roznych stron swiata, tubylczy, praca jaka chcialam miec I do ktorej dazylam, mieszkanie w miejscu, ktore jest bezpieczne dla dzieci, mile dla oka I wspomaga te integracje. Jednoczesnie umiem spojrzec I przyjaznie I krytycznie na oba moje kraje. Wciaz jednak nie moge sie pozbyc jednej mysli a propos roznic pomiedzy Polska I Polakami a innymi krajami europejskimi: niestety jak sie odwiedzila wlasny kraj nie mozna sie oprzec wrazenie,ze gdzie indziej ludzie sa szczesliwsi, bardziej zrealaksowani, starsi ludzie dobrze ubrani I pogodni. W Polsce Miej usmiechu, wiecej pospiechu, jakas taka szarosc I zdenerwowanie, I to nie w wygladzie czy stance posiadania, po prostu ot tak, w postawie, pierwszym wrazeniu, w zderzeniu z roznymi sytuacjami.

    Reply
  • 12 października, 2014 at 9:38 am
    Permalink

    Z gory przepraszam za bledy powyzej-pisanie na tablecie ma swoje minusy! Jak widac…

    Reply
    • 12 października, 2014 at 12:20 pm
      Permalink

      E tam, e tam:) ale fakt, że ja też nienawidzę pisać na tablecie. Idzie mi to tak wolno i z błędami, że nawet na komentarze odpowiadam dopiero wtedy, jak dorwę komputer! No, chyba, że komentarz wymaga szybkiej reakcji.

      Reply
  • 10 marca, 2015 at 6:54 pm
    Permalink

    Oj ten brak uśmiechu wśród Polaków jest widoczny baaardzo, podczas tej pierwszej konfrontacji polskiej rzeczywistości po powrocie do kraju. Strasznie mnie denerwuje to, że Polacy mają taką brzydka manierę narzekania na wszystko dookoła. Nie ma rzeczy, która by im się podobała. Niestety udziela się to i mnie.
    Faktem jest, że żyjąc w Polsce i zarabiając przeciętne wynagrodzenie ( ale nie to „przeciętne” wg GUSu 😛 ), wiele rzeczy człowieka może irytować, bo brak pieniędzy nie jest powodem do uśmiechu. Ale ale! Przecież są rzeczy, które cieszą mimo wszystko… i Polacy nie chcą ich widzieć.

    Pamiętam swój szok, gdy wyjechałam do pracy do Niemiec. Klasyczna Niemiecka para to odwrócenie pary polskiej. On – zadbany, dobrze ubrany, przystojny. Ona – strzecha na głowie, na sobie wór po ziemniakach, sympatyczna, ale niezadbana.
    To, że Niemcy to schludny kraj, zauważyłam stawiając swą stopę ponownie na peronie szczecińskim.
    Uderzyło mnie to, że nasze chodniki są TAK KOSZMARNIE ZAKLEJONE GUMĄ DO ŻUCIA! Nigdy wcześniej nie widziałam tego tak wyraźnie. W pierwszej chwili brzydziłam się chodzić po tym chodniku…:D
    Ten sam szok odnośnie chodnika i gum na Marszałkowskiej w Warszawie – oczom nie wierzyłam, że centrum stolicy może być tak uflejane! A przecież byłam tam nie raz i co…? Nie wiedziałam? No jakoś nie… .
    Dwa, to jak ujrzałam polską parę na owym szczecińskim peronie – ona zadbana, w normalnej kobiecej kurteczce ( zima ), Z TOREBKA DAMSKĄ, w eleganckich kozaczkach, delikatny make up i schludnie upięte włoski. On – dobrze zmasowany dres, co drugi krok słał gęstą melę na chodnik, szedł pół kroku za kobietą, wymiatając ramionami to na lewo, to na prawo… .
    Z tego wszystkiego zrodziło się we mnie pytanie ” Dlaczego te szczecińskie kobiety nie pojada te parędziesiąt km na zachód, gdzie są faceci w sam raz dla nich?! ”
    heh, życie… 😀
    A wracając do nastrojów – Niemcom po prostu żyje się lżej, myślę, że Szwajcarom podobnie. Niemieccy renciści spędzali całe święta i Sylwestra w hotelu, gdzie za dobę płacili 200 euro, ba! Za jednorazowa kolację para zostawiała nam rachunek 80 euro. Potrafiłam dostać napiwek 20 euro od babci albo dziadka. To mnie trochę bolało, zważywszy, że wiem w jakiej sytuacji są moi dziadkowie. Właściwie gdyby nie dzieci, stali by przed wyborem ” chleb czy leki”?
    Moga zapomnieć, że będzie ich stac na samotne życie, bez obaw o jutro, a o urlopie świątecznym na morzem, nie mają nawet co myśleć.

    I to mnie bardzo boli. Ekonomiści na moim wydziale mówią wprost – wasze pokolenie ma dwa wyjścia – albo rozkręcicie tak świetny biznes, ze będzie was to utrzymywało na starość, albo wyjechać z kraju, bo emerytur dla was nie będzie NA PEWNO. Jakby tego było mało, że emerytury są nikłe… .
    „Trochę” dołująca wizja. :/
    Z tego co widzę, Polska staje się krajem zbytu dla zachodnich marek. To co polskie funkcjonowało, obecnie zostało wytrzewione. Jak coś nowego powstaje – zostaje zduszone w zarodku, przez ZUS i zachodnią konkurencję. Jak ludzie próbują protestować, np ostatnio górnicy, to w mass mediach robi się z tych ludzi idiotów, którzy niepotzrebnie robią korek na Warszawie. W wiadmościach na temat sytuacji górników było tylko tyle, że zarabiają „tyle co lekarze, a jeszcze dodatkowo mają zasiłki lekarskie” – no patrzcie jak im dobrze! Nikt słowem się nie zająknął, że Ci mężczyźni w wieku 40 lat będą już niedołężni… .
    Najgorszy jest w tym wszystkim brak dojrzałości polskiego społeczeństwa. Poszczuć jedną grupę na drugich to dla mass mediów jak zabrać lizaka dziecku, z uśmiechem na ustach. Ludzie to łykają jak młode karpie. Jest taka specyficzna agresja wśród naszego narodu skierowana DO naszego narodu.
    Chyba takie radzieckie pozostałości, bo inaczej tłumaczyć nie potrafię… . O polonii polskiej w Niemczech, z która miałam „przyjemność” pracować powiem tyle „Polak Polaka w łyżce wody utopi” . I zdecydowanie lepiej odnosili się do mnie Łotysze, Litwini i sami Niemcy niż Polacy, którzy tez tam pracowali. tragedia :/
    Nigdy więcej pracy z Polakami za granicą… .

    W Polsce jest ogromny brak tolerancji i jeszcze większa hipokryzja. Niejednokrotnie obserwowałam zachowanie ludzi, którzy bardzo agresywnie krytykowali jakąś grupę społeczną, którą akurat obsmarowywano w TVNie czy innym Polsacie, podczas gdy jeszcze kilka dni wstecz, przed medialną nagonką, wypowiadali się w zupełnie innym tonie – często nawet stając po stronie „obsmarowywanej” grupy”. Polacy lubią „ładnie wyglądać medialnie” – coś jak „no bo co ludzie powiedzą”.

    Mam ostatnimi czasy takie niemiłe uczucie, że wisi nade mną taka moralna konieczność, żeby stąd wyjechać. Dla dobra moich dzieci. Bo pomijając już fakt, że moje pokolenie zostanie na lodzie – to w jakiej sytuacji znajdą się moje dzieci, gdy dorosną? Zapewne będzie to już pokolenie „przebudzone”, bardziej świadome… i co im po tym przebudzeniu? Zobaczą co najwyżej jakie zgliszcza im pozostawili poprzednicy do życia. Co się dało to sprzedali, rozkradli… i sami spieprzyli z kraju, jak Mr. T.

    Także pierwsze szoki emigracyjne za mną ( po Niemczech ) i wiem, że wyjazd i przebywanie za granicą boli tak samo bardzo, jak powrót do kraju, który po „miodowym pierwszy miesiącu” po powrocie na łono kochanej ojczyzny, staje się katorgą nie do zniesienia.

    Człowiek-imigrant męczy się niesamowicie, ale z myślą „dla dzieci” można przełknąć wszystko. Bo chłopakom na pewno będzie łatwiej i przyjemniej żyć np. w takiej Szwajcarii, niż mnie.

    Sad but true.

    P.S. teraz straszna rozkmina, czy szlifowac mój raczkujący niemiecki, czy może zaczynać francuski od zera, albo może włoski?
    Alemański i jego 50 odcieni trochę mnie przerażają, słoneczne Ticino kusi, bo nie ma nic lepszego niż słoneczko, a Żnwła zachęca swoim kosmopolitycznym stylem, gdzie nikt nie jest u siebie, czyli każdy jest u siebie. 🙂

    Sorry, że tyle tego 😛

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.