Jeśli nie wierzysz, że malutka rzecz może mieć wielkie znaczenie wrzuć całą czarniutką, malutką skarpeteczkę do białego prania. Albo wybierz się razu jednego ze mną na jogę na otwartym powietrzu…
Zerknijcie sobie na to zdjęcie:
Polka na emigracji w Szwajcarii – blog o Szwajcarii
Jeśli nie wierzysz, że malutka rzecz może mieć wielkie znaczenie wrzuć całą czarniutką, malutką skarpeteczkę do białego prania. Albo wybierz się razu jednego ze mną na jogę na otwartym powietrzu…
Zerknijcie sobie na to zdjęcie:
25 lat temu
– Aśka, ty mała cholero, wyłaź z tego groszku, bo ci się robaki w brzuchu zalęgną!
– Ale babciu, ja dobrze gryzę, nie mają ze mną szans!
Właśnie dotarłam do gniazdka moich rodziców na polską prowincję klasy B, chociaż ja bym jej z prawdziwą dumą przyznała klasę C, a nawet i D. Jestem w Krasnymstawie. Kot się łasi, dżungla się dżungli. Wszystko jest takie woooolne. Moja mama siedzi rozłożona w fotelu z lornetką i obserwuje ptaki. To jej codzienny rytuał. Potem opowiada:
– Wczoraj był u nas rudzik i trzymał w dzióbku ważkę!
Dzisiaj będzie o języku i zimnych skokach do wody. A to wszystko dzięki mojemu nowemu uczniowi języka polskiego – Nicolasowi. Nicolas to Szwajcar około 30-stki. Dlaczego to on sponsoruje dzisiejszy artykuł? Bo jest wyjątkowy! Na czym polega ta wyjątkowość? Nie ma polskich przodków ani polskiej dziewczyny / chłopaka? Nie… To akurat wspólna cecha charakterystyczna wszystkich moich uczniów bez wyjątku. Nicolas, Panie i Panowie, nie mówi ani słowa po angielsku.
Francuski nie jest mi już jednak tak straszny jak na początku, także się tym nie łamię. Mogę tłumaczyć zawiłości aspektu dokonanego i niedokonanego w języku Prousta i Sartre’a (choć w moim wykonaniu to jest bardziej język Mata Pokory i Davida Guetty po ceremonii otwarcia Euro 2016 i na koksie). Ale, mili Państwo, ja nie rozumiem ani słowa z smsów w wykonaniu mojego ucznia!
Do czego to doszło? Ja Wam będę prawić o pogodzie, zamiast jak zawsze pięścią między uda polityką, religią lub stereotypami, które są w stanie postawić dziadkom wszystkie włosy na… tu i ówdzie!
Ale tak jakoś wyszło. Zainspirowało mnie to, że jako ogrodniczka-amatorka raz po raz dopytuję swojej rodzicielki, co też mam zrobić z kwiatkami. Podciąć im niewinne główki (czy może ukręcić)? Podlać? Zasadzić? Przykryć? I niestety odkryłam, że wszystkie dinksy, które się świetnie sprawdzają w Polsce, w Szwajcarii nie działają. Ale nie jest tak źle, bo w Szwajcarii jest łatwiej! Klimat jest o wiele łagodniejszy, więc: przykrywać – nie trzeba, wykopywać cebulek na zimę – nie trzeba, biegać z termometrem, gdy dzień jeszcze młody i starać się ratować florę ogrodową – także nie trzeba. No właśnie, piszę to ja siedząc w swoim ciepłym domu nieopodal Jeziora Genewskiego na wysokości 350 metrów n.p.m., a może teraz Ty czytając ten artykuł w swojej alpejskiej wiosce na wysokości 2500 metrów n.p.m. właśnie przeklinasz, bo Ci palce przymarzają do klawiatury…
A mogło być tak pięknie! A mogłam być blond symbolem zepsutej Europy, europejską Joanną może i bez szabelki, tarczy i gołej piersi, ale z szerokim uśmiechem… i z tą piersią to może nie przemyślałam sprawy. A tutaj cholerny DAESH i jeszcze gorsze generalizacje zabrały mi moją rolę życia!
Opowiem Wam jednak nie tylko sam morał, ale również całą historię, bo na to zasługuje – jest rześko awanturnicza i cudownie dziwaczna. Ostrzegam jednak – mówi ona przede wszystkim o generalizacjach i stereotypach. Jeśli ktoś ma już tych tekstów powyżej uszu, to lepiej nich sobie przełączy na coś o lżejszej lub cięższej tematyce.
Znacie takie oto popularne przysłowia: „Kłamstwo nie popłaca”, „Kłamstwo ma krótkie nogi”. Jest również nieco inne, przeciwstawne: „Cel uświęca środki” i najwyraźniej to ono mi przyświecało pewnego grudniowego dnia, gdy odebrałam telefon od nieznanego numeru. Przećwiczyłam wtedy kolejne przysłowia: „wyjść jak Zabłocki na mydle” i „nadzieja matką głupich”.
Po drugiej stronie miła Szwajcarka świetnym hohdojczem poinformowała mnie, że dostała moją cefałkę od hedhantera i jest bardzo zainteresowana moim profilem blablabla… To nic, że ja przecież nie mówię po niemiecku. Ważne, że rozumiem, a i jestem bardzo uzdolniona w udawaniu, że mówię. Mój zakres dźwięków onomatopeicznych, powtarzanie tego, co właśnie mi powiedział rozmówca, zaawansowana mowa ciała, która przecież stanowi aż 80% komunikacji…
Ta historia przyszła mi do głowy przy okazji tworzenia artykułu śmieciowego, który pojawił się na blogu w ostatnią niedzielę. Dowiedziałam się tam sama o sobie kilka prawd – a jakich? A takich, że na przykład całkiem dużo wiem, gdzie się co wrzuca, czego się nie segreguje i dlaczego. Takie małe auto-olśnienie, że jestem całkiem dobra w temacie recyclingu!
A dlaczego jestem dobra? Trenowali mnie najlepsi… znaczy… najgorsi… Czytaj dalej …
Co prawda, to falę upałów mamy już chyba za nami, ale nie wierzę (albo nie chcę wierzyć), że lato już się skończyło! Przed nami na pewno jeszcze wiele przepięknych, słonecznych dni, a temperatura nam jeszcze nie raz zlasuje wszystkie jeszcze dziwnym trafem niezabite komórki mózgowe.
Życie na wsi jest idylliczne. Szczególnie dla zwierza miastowego, dla którego krowy są przerażające, bo kto to wie, co w ich głowach się rodzi, jak tak się gapią jak sroka w malowane wrota.
Pamiętam, jak jeszcze za studenckich czasów rękami i nogami się broniłam od mieszkania gdzieś dalej krakowskiego rynku niż pół godziny na piechotę. Choć może to moja podświadomość mi mówiła, że tylko tyle jest w stanie znieść mój nadwyrężany często autopilot, który nie raz i nie dwa razy raźnie i bezbłędnie prowadził ciało swojej nieświadomej niczego właścicielki prościutko do domu do własnego łózia. Czytaj dalej …
Gen’vois staïl (czyt : Żenwła stajl)
Pamiętacie fenomen południowokoreańskiego rapera PSY ze swoim hitem na temat bogatej i zepsutej do szpiku kości dzielnicy Gangnam ? W 2012 roku jak grzyby po deszcze powstawały jego parodie, jedne udane inne mniej. Jedną z takich parodii stworzył komik Laurent Nicolet z genewskiego radia ONE FM. Muszę dodać, że Laurent jest rodowitym Genewczykiem z dziada pradziada zamieszkałym w Genewie, nie żadnym pastuchem z Vaud. A jednak potrafi robić sobie hocki-klocki ze swoich ziomeczków „w Porsche, BMW lub Audi A3”. Tylko zobaczcie: Czytaj dalej …