Statystyczny blabliblowski

Koniec i początek nowego roku to oczywiście dla jednych czas szaleństw zimowych w droższych 200% niż zwykle hotelach, dla innych czas przekonywania się, że mimo, że bardzo się tęskni za rodziną, to 10 dni z mamą to o 9 dni za dużo, a jeszcze dla innych czas dołujących podsumowań i nigdy nie zrealizowanych postanowień na następny rok. Dlatego wyciągając Was z tego emo-kotła proponuję coś lekkostrawnego i dość zabawnego, czyli wyciąg ze statystyk Google Analytics Szwajcarskiego Blabliblu.

Kim jest mój domyślny czytelnik? Jest to mężczyzna lat 25 – 35 interesujący się sportem i turystyką. To jest ciekawe, bo to raczej kobiety są bardziej zaangażowane na polu komentarzy, konkursów, lajków i innych form aktywności. Wychodzi na to chyba, że panowie są tacy bardziej cichociemni. Mam tylko nadzieję, że Szwajcarskie Blabliblu nie jest takim małym guilty pleasure pomiędzy Sartrem a schematami kinematycznymi tokarki. Kobiety mają swoje seksy w wielkim mieście a mężczyźni Szwajcarskie Blabliblu… Czytaj dalej …

Blondynking czyli podryw na spojler

Wjeżdżamy na autostradę z moją koleżanką Karoliną. Poruszamy się za jakimś sportowym Porsche.

-Popatrz Aśka, otwiera mu się bagażnik!

-Szybko uciekaj na drugi pas, jeszcze mu coś wypadnie i rozbije nam szybę!

-Oooo nie zauważył!

-O matko! Podjedź do niego i mu jakoś pokaż na migi.

Podjeżdżamy i gestykulujemy dramatycznie. Facet nie wie zupełnie, o co chodzi, ale pokazuje na zjazd i żebyśmy jechały z nim. No to jedziemy.

-Zamyka mu się!

-No nic, trudno, powiemy, że ma coś nie tak z bagażnikiem po prostu. Czytaj dalej …

Futbolowo w Szwajcarii

Dzisiaj półfinał, a co się działo dokładnie tydzień temu? Dokładnie tydzień temu Szwajcaria grała z Argentyną. Ze Stevem stwierdziliśmy, że idziemy na publiczne oglądanie meczu, w końcu dzielone szczęście smakuje podwójnie, a dzielone łzy są o połowę lżejsze.

Zdecydowaliśmy się iść do niewielkiego baru na otwartym powietrzu w pobliżu dworca w Morges. Tutaj należy nadmienić, że ten bar został zorganizowany w miejscu, które jest zwykle okupowane przez bezdomnych i to w pewien sposób dominowało jego atmosferę. Czy to znaczy, że jego klientami byli bezdomni? Powiedzmy tak: nieco różniłam się od jego klienteli. Ja wieczorem myję zęby, a oni nie. I to nie dlatego, że mają problemy z higieną osobistą, o nie. Ja wieczorem myję zęby, a oni wieczorem myją ząb. Jaka oszczędność na paście i szczoteczka się mniej zużywa! Czytaj dalej …

Pani Pomyłka i małe kurczaczki

Według mnie, trzeba mieć naprawdę niezłego nerwa, żeby próbować rozmawiać w języku, którego się nie zna w stopniu zaawansowanym. Zawsze podziwiam tych, którzy nauczą się dwa słowa w jakimś języku i już na ich podstawie są w stanie bez mrugnięcia okiem próbować się dogadywać, nawet jeśli mają w zanadrzu znajomość innego popularnego języka. Ja nie z tych niestety. Jeśli mogę wspomóc się angielskim, zawsze to zrobię. Niestety tak się złożyło, że mieszkam i przebywam wśród Szwajcarów, którzy mimo wielu uśmiechów i prób, angielski znają gorzej niż ja francuski, więc to ja muszę grzać moje dendrony mózgowe.

Ja mam niestety tak, że przez moje roztargnienie zdarza mi się dość często przekręcać wyrazy. Najczęściej po prostu potem albo ktoś mnie poprawia, albo się domyśla i nie ma katastrofy. Czasami jednak w tak dziwny sposób się majtnę, że sąsiedzi mają następną pikantną anegdotkę na temat „tej Polki z białego domku”… i wszyscy są szczęśliwi, oprócz mnie rwącej sobie włosy z głowy, jak ja mogłam coś takiego powiedzieć. Czytaj dalej …

„Ala ma kota” znaczy po szwajcarsku „Lumpi ist mein Hund!”

„Ala ma kota” znaczy po szwajcarsku „Lumpi ist mein Hund!”

Czy pamiętacie swoje pierwsze przeczytane zdane z elementarza: „Ala ma kota”? Ja przyznaję, że nie pamiętam nic, oprócz tego, że w sprawę był również uwikłany pies o imieniu As i koleżanka (siostra?) Ali – Ola.

Francuskojęzyczni Szwajcarzy mają również taką książkę, która obecnie ma status kultowej – „Vorwärtz 1”. W latach 80 i 90-tych była to obowiązkowa książka do nauki języka niemieckiego dla wszystkich małych francuskojęzycznych Szwajcarów. Ale baaa…to nie byle jaka książka. Nie wiem, co spożywał przy tworzeniu tej książki jej autor, ale udało mu się osiągnąć niezapomniany efekt. Po pierwsze estetyka książki utrzymana jest w psychodelicznym, nieco koszmarnym klimacie lat 70-tych. Po drugie, autor wyciągnął i wyostrzył wszelkie stereotypy dotyczące płci, narodowości, klasy średniej i języka niemieckiego uzyskując zamierzenie bądź niezamierzenie komiczny efekt przerysowania. Czytaj dalej …

Wyrostek czyli rozmowy z doktorem McDreamy o życiu

Nie piszę, nie dzwonię. Wiem, wiem, za to mam usprawiedliwienie lekarskie! Podejrzenie zapalenia wyrostka robaczywego. Moje robaczki się zbiesiły i miały niby wyrosnąć w wyrostku. Czyli kilka dni wiłam się jak robaczek z bólu, a potem zwiedziłam szwajcarski szpital, gdzie moje robaczki się przestraszyły panów w kitlu, także wyniki badań mi wyszły idealne. Dostałam więc silny lek przeciwbólowy i wypis do domu. Dlatego jeśli dziś będę pleść farmaceutozony, to znaczy, że jestem pod wpływem. I wiecie…mam usprawiedliwienie od lekarza!

Natomiast śpieszę donieść co-nie-co o szwajcarskiej służbie zdrowia. Kochani! Jak chorować, to tylko w Szwajcarii! Jak będziecie planować złamanie nogi, ręki, potylicy, trzustki, czy innych przy- lub naddatków, to niechcący się dobrze ubezpieczcie, a potem przypadkowo zahaczcie o Lozannę. Czytaj dalej …

Gościnnie z Belgii, najśmieszniejsze ogłoszenia konduktorów w belgijskich pociągach

Nie wiem, czy wiecie, ale w Szwajcarii bardzo popularne są dowcipy o Belgach, którzy są takim wesołym przykładem „Relax, take it easy” nawet w najbardziej stresujących sytuacjach.

Oto humor z belgijskich pociągów odnaleziony na francuskich demotywatorach (Demotivateur.fr). Wzięłam się za tłumaczenie, żeby i ludki niefrancuskojęzyczne mogły się pośmiać: Czytaj dalej …

Pas de bras, pas de chocolat!

Niektórzy już się pewnie domyślili, że uwielbiam pisać artykuły na bloga w samolocie. Pisanie w samolocie jednak ma to do siebie, że trzeba do tego używać wyłącznie mózgu, wszelkie pomoce typu ciocia Wikipedia, wujek Google, chłopak Steve odpadają.

Dlatego dzisiejszy wpis będzie o pewnym francuskim powiedzeniu, które jest tak absurdalne i jedzie po wszystkich najgorszych stereotypach, że powinno być zakazane, tfu tfu, obłożone ekskomuniką i karą dożywotniego pozbawienia wolności. Natomiast wbrew wszystkiemu powiedzenie ma się dobrze i – przynajmniej w Romandii – jest naprawdę bardzo popularne i…według mnie przekomiczne. Powiedzenie „pas de bras, pas de chocolat” (czyt: pa de bra, pa de szokola), czyli „bez rąk nie ma czekolady” pochodzi od pewnego dowcipu:

–       Mamo, mamo, czy mogę czekoladę?

–       Tak synku, weź sobie, jest w tamtej szafce.

–       Ale mamo, przecież wiesz, że nie mam rączek!

–       Ha! Pas de bras, pas de chocolat! (Nie masz rączek, to nie ma czekolady.) Czytaj dalej …

Śnięty Walenty i garnek do gotowania na parze

Dzisiaj święto zakochanych, dlatego oczywiście należy napisać artykuł o miłości, żeby jeszcze bardziej dobić samotnych. Ale nie przejmujcie się Kochani, w parze święto zakochanych bywa również całkiem prozaiczne. Dla przykładu, ja dostałam od Steva garnek do gotowania na parze. Wobec tej jawnej i niekrytej deklaracji odwiecznej miłości nie mogę się zdecydować, co mu kupić: płyn do chłodnicy czy nową słuchawkę prysznicową?

Dlatego zamiast opowiadać o kolacjach przy świecach za jedyne 200 franków (bo przecież wszystkie restauracje muszą w ten dzień zarobić), skupię się na szwajcarskich pomysłach na zmniejszenie liczby samotnych serc. Czytaj dalej …

Zakazana kotka

Czyli jakiego słowa nie radzę używać po francusku.

Moja koleżanka Hiszpanka znalazła wymarzoną pracę na uniwersytecie. W czasie lunchu przy stole zebrali się wszyscy pracownicy naukowi. Rozmowa zeszła na koty (dobrze, że nie na psy), ponieważ się okazało, że dyrektorowi zmarł ukochany kot. Na to moja koleżanka krzyknęła:

-Oj biedaku, w takim razie musisz koniecznie do mnie przyjść pobawić się z moją kotką!

Wszyscy zamarli. Dyrektor spąsowiał jak pensjonarka, a rodaczka Cervanteza analizowała przez resztę dnia, co też ona takiego powiedziała. Przecież wszystko się zgadza niby! Une chatte to kotka po francusku, jakby nie patrzeć! Czytaj dalej …