Gotuj, a nie głosuj – prawa kobiet w Szwajcarii

Gdy myślicie o Szwajcarii, prawdopodobnie macie przed oczami przepiękny, zróżnicowany kulturowo, progresywny politycznie i bogaty kraj. I cóż, Wasze wyobrażenie jest mniej więcej prawidłowe! Należy jednak pamiętać, że nie ma róży bez kolców, a pod najpiękniejszym z dywanów jest mnóstwo kurzu. W Helwecji ta wstydliwa kwestia ukryta w cieniu nosi sukienkę i wysokie obcasy.

Jednym słowem: opowiem Wam dzisiaj o prawach kobiet w Szwajcarii. Najpierw dotknę bezlitosnej rzeczywistości pracujących kobiet w Szwajcarii, a potem spróbuję się dokopać do jej źródeł. W tym celu cofnę się w czasie do lat 70-tych, gdy Szwajcarki jako niemal ostatnie w Europie otrzymały prawa wyborcze na poziomie federalnym i prześledzę ewolucję ich praw przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Zakończę natomiast kilkoma przemyśleniami na temat różnic mentalności i podejścia Szwajcarek i Polek.

Zanim jednak zajmę się tematem praw kobiet na poważnie, chciałabym ustosunkować się do jednej kwestii. Mam wrażenie, że wszyscy, którzy dyskutują o pracy kobiet, szklanym suficie, gdy się nosi obcasy i młodych matkach, chcieliby albo te biedne kobiety zamknąć w domu (vide: Szwajcarzy) albo całkowicie odwrotnie – wysłać do pracy za wszelką cenę (vide: Polacy). Czyli obie strony tak naprawdę chcieliby tym kobietom odebrać możliwość wyboru! Co gorsza – w takim dwubiegunowym postrzeganiu rzeczywistości celują kobiety, które same są swoimi najgorszymi wrogami.

Czytaj dalej …

Jak znaleźć pracę w Szwajcarii. Kilka zagadnień przed złożeniem pierwszego CV – część 1

Czwarta odsłona miesiąca biznesu i pracy w Szwajcarii – temat gorący jak węgielek. W końcu praca w Szwajcarii wielu Polakom zdaje się jak złapanie za nogi Pana Boga, a koledzy szastający frankami na weekendach w Polsce zdają się niemal spełniać sen wilka z Wall Street. To jednak nie jest cała prawda, a przynajmniej nie jedna i jedyna prawda. Szwajcaria to niewątpliwie dobre miejsce do życia, ale nie spełniony sen o bogactwie, szczęściu i powodzeniu na wyciągnięcie ręki. Życie na dobrym poziomie w Helwecji bardzo często trzeba okupić wieloma poświęceniami – ale to już temat na inny wpis. Teraz skupmy się de facto na temacie szukania pracy.

KWIECIEŃczęść 1 (5)

Są dwie ścieżki – jedna, gdy mieszkamy w Polsce i chcemy się przeprowadzić do Szwajcarii i gdy mieszkamy w Szwajcarii i tej pracy szukamy. Bez względu na to, która ścieżka jest „nasza”, jeszcze przed przygotowaniem i wysłaniem pierwszego CV należy sobie odpowiedzieć na kilka ważnych pytań i odfajkować kilka punktów.

  1. Czy mogę pracować w Szwajcarii w swojej dziedzinie, zgodnie z moim doświadczeniem i wykształceniem? Jeśli nie, co dokładnie chcę/mogę robić?

Czytaj dalej …

Kultura pracy w szwajcarskich firmach

Kolejna odsłona miesiąca biznesu i pracy tym razem będzie dotyczyła tego drugiego zagadnienia jednocześnie romansując z tym pierwszym. Jaka jest specyfika pracy w szwajcarskich firmach? Czego się spodziewać po szwajcarskim szefie i kolegach? Czego się spodziewać po szwajcarskiej firmie? Kim są szwajcarscy „Reto biznesu”?

Co prawda Polacy, którzy przyjeżdżają do Szwajcarii do pracy najczęściej zaczynają swoją helwecką przygodę zawodową w korporacjach, albo u indywidualnych szwajcarskich pracodawców, ale coraz więcej naszych rodaków przenosi się potem do typowych szwajcarskich firm. Znając język, posiadając pozwolenie na pobyt i pracę i niezbędne kwalifikacje, pracują na tych samych stanowiskach, co ich szwajcarscy koledzy. To dzięki nim udało mi się stworzyć ten artykuł na temat cech charakterystycznych firm szwajcarskich.

KWIECIEŃczęść 1 (3)

FIRMY RODZINNE BEZ WZGLĘDU NA ICH ROZMIAR

Polacy, którzy nie wiedzą wiele o szwajcarskiej kulturze pracy mogą być naprawdę zszokowani zaczynając pracę w szwajcarskiej firmie bez względu na jej wielkość. Otóż nawet te znane daleko poza granicami swojego kraju, które operują wielkimi sumami i zatrudniają setki pracowników bardzo często mają mentalność lokalnej firmy rodzinnej. Jak to się przejawia w praktyce? Niechęcią do delegowania obowiązków i bardzo prostą strukturą, która często jest traktowana bardzo umownie. Szef wszystkich szefów potrafi zejść do magazynu i wydać dyspozycje magazynierom. Nie mnoży się miliona stanowisk na szczeblu zarządzania pozostawiając często decyzję samym pracownikom.

Czytaj dalej …

Kategorie emigrantów obrzydliwie podlane mizantropią i stereotypami

Przyznaję, że napisałam ten tekst będąc w wieczornej fazie nienawiści do świata i ludzi trollując niemiłosiernie wielu czytelników i nie oszczędzając też samej siebie. Publikacja tego to wyjątkowo bolesny strzał w stopę, z czego zdaję sobie sprawę. A jednak podejmuję to wyzwanie.

Skoro tak często opisuję Szwajcarów odmieniając ich przez wszystkie możliwe stereotypy i uproszczenia, dlaczego nie mogę chociaż raz „zgwałcić” samych imigrantów? Oto pięć najbardziej charakterystycznych kategorii imigrantów w Szwajcarii:

EKSPATA – Ekspata to zwierzę luksusowe przebywające najczęściej na wypasionym 2-letnim kontrakcie w międzynarodowej korporacji. Ekspata całkiem szczerze przyznaje, że Szwajcarów widuje tylko w sklepach. Ale żeby oddać mu sprawiedliwość, specjalnie zabiera swoje dzieci uczęszczające do międzynarodowych szkół na imprezy folklorystyczne, żeby tak jak krowę na wsi zobaczyły sobie raz Szwajcara… Ekspata mówi po angielsku i nawet w głowie mu nie postało, żeby zacząć uczyć się języka urzędowego swojego kantonu. A po co skoro wszystko można załatwić po angielsku, a rzeczone luksusowe zwierzę i tak nie zamierza zostawać w Szwajcarii po zakończeniu kontraktu. Ekspata spotyka się z międzynarodowymi znajomymi poznanymi na spotkaniach Internations lub glocals, gdzie wymieniają gorzkie uwagi o tym, że Szwajcarzy są zamknięci i zimni. Ekspata to sama góra piramidy dziobania.

STOSUNEK SZWAJCARÓW DO EKSPATÓW: Mimo swojej niechęci do uczenia się lokalnych języków jest najczęściej hołubiony, obchuchiwany i bynajmniej nie należy do tych „złych imigrantów, którzy łamią, okupują miejsce w szwajcarskich pociągach, zabierają mieszkania i pracę”.

Czytaj dalej …

Makabra w szwajcarskiej odsłonie

Przerażające stroje i maski karnawałowe, folkowe zwyczaje, którym bliżej do pierwotnych, ponurych wizji braci Grimm niż niewinnej estetyki Disneya, ossuaria, diable jaskinie, muzeum, gdzie wystawia się woskowe maski zmarłych na obrzydliwe choroby, Schmutzli – czyli ciemna strona Mikołaja – Szwajcarzy dzielą z autorką Szwajcarskiego Blabliblu zamiłowanie do grozy i makabry.

I co ciekawe, nawet obecnie w erze banalizacji straszydeł, wycinania niewygodnych wątków z bajek i wmawiania dzieciakom, że królewnę rozbudził książę niewinnym pocałunkiem, a siedmiu krasnoludków żyło długo, zdrowo i dziewiczo w swojej kopalni, Szwajcarom nigdy zapewne nawet na myśl nie przyszło, żeby cenzurować swoje tradycje. W końcu przetrwały w znakomitym stanie czasy agresywnej walki chrześcijaństwa z pradawnymi wierzeniami ludów alpejskich, dlaczego więc miałyby się poddać wszechobecnej infantylizacji folkloru?

Zacznijmy od tradycji związanych z rytuałem odpędzania demonów zimy, nocy i przywoływania słońca i wiosny. Jak zapewne wiecie, Szwajcaria jest wielokulturowa, a dzięki swojemu wyjątkowemu ukształtowaniu terenu wiele zwyczajów jest bardzo lokalna, ograniczona tylko do jednej doliny, czy nawet jednej wioski. Co ciekawe, większość tradycji jest kultywowana z niezwykłą wręcz pieczołowitością. To nie jest tak jak w Polsce, że folklor należy dla dzieci, które z niechęcią odchodzą od swoich tabletów, żeby przebrać się w brudne prześcieradło i zaśpiewać pierwszą zwrotkę kolędy w oczekiwaniu na kieszonkowe. Bynajmniej. Uczestnictwo w przedstawieniach, pochodach, orkiestrach i innych zgromadzeniach jest w Szwajcarii prawdziwą nobilitacją, zwyczajem, który przechodzi z ojca na syna oraz zwykle jest ograniczone wyłącznie dla osób dorosłych.

Jest wiele szwajcarskich zimowych i zimowo-wiosennych tradycji ocierających się o makabreskę. Jednak jedną z najważniejszych i najbardziej znanych tradycji jest karnawał zwany tu Fasnacht. Jeśli nie uczestniczyliście nigdy w szwajcarskim karnawale, być może przed oczami Wam stoją roznegliżowane tancerki samby w leciutkiej połyskliwej masce. Nic takiego Was tutaj nie spotka. Jeśli jednak „It” Stephana Kinga zostawiło niezatarty ślad na Waszej psychice, polecam raczej wybrać się do Brazylii niż do Szwajcarii. Przebrania podczas szwajcarskiego karnawału dominują wielkie, średniowieczne, karykaturalne maski personifikujące upiorne ptaki, czarownice, diabły. Nie jest jednak nawet ważne to, jaką postać taka maska przedstawia, bo nawet te najniewinniejsze, wesoło uśmiechnięte są co najmniej niepokojące. Przebrani w nie Szwajcarzy pokazują swoją niecodzienną, zabawową naturę. W związku z tym do głowy przyszło mi znamienne zdanie Oskara Wilde’a: „Człowiek jest najmniej sobą, gdy przemawia ukazując swoją twarz. Daj mu maskę, a powie ci prawdę”.

Czytaj dalej …

O fantastycznych kobietach, nieudanych randkach i innych rzeczach które kształtują nasz sposób myślenia

Na wstępie opowiem Wam taka małą historyjkę z mojego życia, którą chciałabym Wam zobrazować dzisiejszy temat. Rzecz działa się jeszcze za czasów singielskich, kiedy radośnie i beztrosko spotykałam się z każdym, kto nosił spodnie. A i to w zasadzie niekoniecznie. Razu jednego wyszłam na randkę z Holendrem pracującym w jednej z krakowskich korporacji. Randka nie była długa i nie miała dalszego ciągu. Dziwnym trafem nie miałam ochoty kontynuować znajomości, z kimś kto spotyka Polkę i na tym spotkaniu opowiada, że wszystkie Polki to dziwki, Polacy to niewolnicy, bo godzą się na głodowe pensje, a Polska jest brzydka, brudna i niebezpieczna. Co lepsza, parę lat po tej feralnej randce dostałam od niego zaproszenie na facebooku, które z durnej ciekawości przyjęłam. Mój niedoszły kochanek miał już żonę Polkę i pół-polskie dziecko, a na swojej tablicy umieszczał popularne wówczas w Holandii rasistowskie filmiki o Polakach, którzy przyjeżdżają w 30 osób w jednym zdezelowanym busiku do pracy… Przeżyłam ponowny szok, trzy razy większy niż w czasie naszej pierwszej randki.

Uważam się za osobę otwartą, znam i się koleguję z wieloma obcokrajowcami. I nie powiem złego słowa o człowieku nie poznawszy go dobrze. Na pewno nie na podstawie stereotypów. Ale wybaczcie mi: za każdym razem, gdy jadę do Amsterdamu, a pech chciał, że bywam tam dość często, jeżę się wewnętrznie jak ryba najeżka. Gdy tylko mówię jakiemukolwiek Holendrowi, że jestem z Polski to obserwuję uważnie każdy nawet najmniejszy grymas twarzy w poszukiwaniu nawet cienia pogardy. I to nic, że od tego czasu poznałam dziesiątki fajnych, otwartych i wesołych Holendrów, którzy akceptowali i doceniali mnie bez żadnych uprzedzeń. Miliony pozytywnych doświadczeń nie zatarły w mojej pamięci tego pierwszego. Wpłynęło to na mnie tak bardzo, że nie jestem w stanie go z siebie wypędzić, mimo że jestem świadoma tego, że nie powinnam być tak negatywnie nastawiona do kogoś tylko dlatego, że się urodził w takim, a nie innym kraju…

Czytaj dalej …

Szwajcarska tradycyjna koszula z motywem szarotki alpejskiej a ksenofobia

Nasz wygląd czy tego chcemy czy nie będzie zawsze jakimś publicznym statementem. Czy nakładamy makijaż, czy nie, czy ubieramy się elegancko, czy zostajemy w podartych dżinsach, czy zakładamy kolczyki z perełkami czy z odwróconym krzyżem… Wygląd to nasze pierwsze słowa jeszcze przed „dzień dobry”. Wiem, że wielu z Was się ze mną nie zgodzi argumentując, że nakłada codziennie to, co akurat im się nawinie pod rękę. Ale to też jest w końcu jakieś oświadczenie! Strój pokazuje naszą przynależność kulturową i narodową, poglądy (również polityczne), przekonania religijne, stosunek do tradycji/awangardy i wiele innych rzeczy. Dlatego dziś weźmiemy na warsztat tradycyjną niebieską koszulę szwajcarską „Edelweiss” z motywem szarotek alpejskich. Do niedawna niewinny symbol dumy szwajcarskich farmerów, a od końca 2015 roku oznaka szwajcarskiego patriotyzmu, czasem tak skrajnego, że ocierającego się o nacjonalizm, czy wręcz ksenofobię.

Niniejszy artykuł jest częścią akcji grupy Blogów Językowych i Kulturowych „W 80 blogów dookoła świata”. Zasada jest prosta – 25 dnia każdego miesiąca pojawia się jeden temat (tym razem są to ubrania), który zostaje dowolnie zinterpretowany przez blogerów piszących o różnych krajach. Jeśli chcesz poczytać w temacie ubrań (może ludowych, może codziennych, kto wie…) mają do powiedzenia inni, zerknij na linki pod tekstem.

Tymczasem wróćmy do bohaterki afery z 2015 roku – tradycyjnej szwajcarskiej koszuli z motywem szarotek alpejskim. Jak już pisałam, ten strój przez długie lata był uważany za symbol dumy szwajcarskich rolników. Niebieska koszula w delikatne pasy z charakterystycznym wzorem kwiatowym i stójką zamiast kołnierzyka stanowiła zawsze numer jeden bardziej eleganckiej części szafy górali. Podczas każdego pochodu, uroczystości i święta ludowego tłumy Szwajcarów niebieszczyły się zawsze tradycyjnie swoimi koszulami wiele nie myśląc o ich symbolice czy znaczeniu…

Czytaj dalej …

Przyjmowanie gości bez stresu po szwajcarsku, czyli dlaczego Szwajcarzy nie zapraszają się do domów

Poniższy tekst jest dosłownym tłumaczeniem artykułu, który ukazał się w gazetce Coopa dnia 29 listopada 2016 roku („Ohne Stress aufgetischt” Coopzeitung, 29 Nov 2016). Szwajcarskie Blabliblu tego nie zmyśliło, ani nie rości sobie żadnych praw autorskich do poniższych mądrości. Jednocześnie autorka bloga zastrzega sobie, że nie będzie ponosić żadnej odpowiedzialności za szkody mentalne poniesione przez osoby, które zastosują poniższe rady i wskazówki, jak również nie będzie ponosić kosztów psychiatry, psychologa, rozwodu, ani utrzymania i wychowywania dzieci po wyżej wymienionym.

Dowiedzcie się, mądre Panie i śliczni Panowie, dlaczego Szwajcarzy tak rzadko zapraszają gości do domów… Oto jak się przyjmuje gości po szwajcarsku. Perfekcyjna Pani Domu przy tym to jakieś pomiotło. Alors, miłej lektury!

Czytaj dalej …

Krótka historia rolnicza z kantonem Ticino w tle

Szanowna Gospodyni tego zacnego bloga wciąż przebywa w międzynarodowych wojażach, w związku z tym zostałem przez nią poproszony o „dostarczenie jakiegoś kontentu” na bloga w Nowym Roku.

-Napisz jakiś ostry kawałek,  żeby było o Szwajcarii i żeby to był jakiś kontrowersyjny temat.

-No, ale jak to ostry i kontrowersyjny?

-Normalnie, żeby zaszokował i wzburzył czytelników.

-…

-Liczę na ciebie.

No dobra, oto więc najbardziej kontrowersyjny temat jaki udało mi się wynaleźć: ROLNICTWO W SZWAJCARII.

Czytaj dalej …

Szwajcarskie okna adwentowe

Adwent – dzieci z niecierpliwością wyjadają czekoladki otwierając codziennie rano nowe okienka w ich kalendarzu adwentowym niemiłosiernie oszukując, blogerzy mają swoje kalendarze blogerskie, a tymczasem Szwajcarzy mają swoją ciekawą, ciepło-zimną, tradycję adwentowych okien (fr. Les Fenêtres de l’Avent). Podczas gdy dla polskich katolików Adwent jest okresem postu, powstrzymywania się od alkoholu, słodyczy i innych grzeszków, dla Szwajcarów to dobra okazja, żeby się napić… I wszystko jasne! Teraz już nic się nie ukryje, dlaczego to jest Szwajcarskie Blabliblu, a nie na przykład Singapurskie Bunga-Bunga.

Na czym polega szwajcarska tradycja adwentowych okien? Sprawa jest prosta. 24 towarzyskie rodziny / osoby z jednej okolicy (gminy, czy wioski) otrzymują jeden wieczór dla siebie od 1 do 24 grudnia w godzinach 18 do 20. Tego wieczoru „odpalają” świątecznie udekorowane okna w swoim domu, a całe sąsiedztwo przychodzi je podziwiać.

Czytaj dalej …