Adwent – dzieci z niecierpliwością wyjadają czekoladki otwierając codziennie rano nowe okienka w ich kalendarzu adwentowym niemiłosiernie oszukując, blogerzy mają swoje kalendarze blogerskie, a tymczasem Szwajcarzy mają swoją ciekawą, ciepło-zimną, tradycję adwentowych okien (fr. Les Fenêtres de l’Avent). Podczas gdy dla polskich katolików Adwent jest okresem postu, powstrzymywania się od alkoholu, słodyczy i innych grzeszków, dla Szwajcarów to dobra okazja, żeby się napić… I wszystko jasne! Teraz już nic się nie ukryje, dlaczego to jest Szwajcarskie Blabliblu, a nie na przykład Singapurskie Bunga-Bunga.
Na czym polega szwajcarska tradycja adwentowych okien? Sprawa jest prosta. 24 towarzyskie rodziny / osoby z jednej okolicy (gminy, czy wioski) otrzymują jeden wieczór dla siebie od 1 do 24 grudnia w godzinach 18 do 20. Tego wieczoru „odpalają” świątecznie udekorowane okna w swoim domu, a całe sąsiedztwo przychodzi je podziwiać.
Tak to wygląda w teorii. A w praktyce? No, skoro już jest pani Ute i pan Reto, i ukochana sąsiadeczka Anastazja to przecież trzeba ich czymś poczęstować. A że tak zimno, że język przymarza do klamki, grzane winko mocno przyprawione goździkami jest w sam raz. Na jedną, na drugą nóżkę, na trzecią… a że Szwajcarzy (przynajmniej Ci francuskojęzyczni) nie wylewają za kołnierz to i czwartą nóżkę. Jak sama nazwa wskazuje, często wraca się na czworakach. I to przez 24 dni… Święta zdają się wtedy wybawieniem.
Z oknami adwentowymi jest jednak tak, że to tradycja bardzo mocno lokalna, która może się różnić nawet nie w zależności od kantonu, ale i od gminy. W niektórych gminach te sąsiedzkie adwentowe imprezki odbywają się na zewnątrz, przed domem. Jest ciemno, dużo grzanego wina, krzyków, uścisków, a później mały Hans jest kropka w kropka jak sąsiad. Ale nikt się tym w zasadzie nie przejmuje, bo mała Greta sąsiadki jest wypisz wymaluj jak ty sam. A że masz dziurę w pamięci, to machasz ręką, bo przecież wszystkie dzieci nasze są jak mówiła Majka Jeżowska…
W innych za to wioseczkach takie imprezki odbywają się w domu i to doskonała okazja do poznania sąsiadów. Niektóre „okna adwentowe” są otwarte i każdy może wpaść, na inne trzeba się zapisywać i potwierdzać swoje przybycie. Jeszcze w innych wioskach imprezki są przeprowadzane w miejscach publicznych – szkołach, kościołach, parkach, czy restauracjach. Nie ma zasady. Co lepsza – ta tradycja jest tak lokalna, że w zasadzie nie znalazłam jej opisu ani w szwajcarskiej prasie, ani na szwajcarskich blogach.
A Wy? Jak się przygotowujecie do świąt? Nadal latacie jak kot z ozorem po sklepach w poszukiwaniu tych idealnych skarpetek dla wujka Zbysia czy nie przejmujecie się niczym trąbiąc rytmicznie i z werwą „pumćmy szyscy naaaa panienki” z winem w ręku i zapaloną choinką. Mam nadzieję, że to drugie!
A tymczasem – Wesołych Świąt, kochani! I nie dajcie się zwariować!
Spoko tradycja. Wprawdzie moi sąsiedzi nie słyszeli o tym ,ale spodobał im się pomysł. Tylko się zmartwiło, że Adwent się kończy. A ze szwajcarskich tradycji adwentowych to mi się jeszcze podoba kalendarz adwentowy na digitecu.
Widzę, że byłaś w Luzern 🙂
Taki zwyczaj bardzo i się podoba. Warto byłoby go rozpropagować. Już wyobrażam sobie jak wyglądałoby to w Polsce, szczególnie jak bez zapowiedzi wpadaliby sąsiedzi :-))). Ile tych głębszych wlałoby się w zasoby ludzkie :-))).
Tak, potwierdzam, to mogłoby się nie skończyć zbyt dobrze 😀
Ale ja również zazdroszczę Szwajcarom takiej fajnej tradycji…
Ciekawe informacje już dawno nie czytałem takiego fajnego artykułu.
Ciekawe informacje już dawno nie czytałem takiego fajnego artykułu.
W naszym kantonie tez jest ta tradycja (kanton niemieckojęzyczny), ale bez polewki ? Mozna tylko przyjść pooglądać okna