Evolène – szwajcarski folklor nie na pokaz

Alpy są wielkie! Majestatyczne, posolone śniegiem wierzchołki czterotysięczników zdają się lizać niebo, a w wietrzne dni, gdy jest dobra widoczność, są tak ogromne i dominujące jak żywa fototapeta wkradająca się przez okna. Ich ogrom sprawia, że są obecne na co dzień w wielu szwajcarskich domach, nawet na nizinach…

Dlaczego więc turyści wybierają niemal zawsze te same miejsca? „Czy byłeś już w Zermatt i widziałeś Matterhorn?…”, „Ostatnio, gdy byłem w Davos…”, „Wybrałbym się znowu do St. Moritz, ale tam jest tak drogo…”. To ostatnie stwierdzenie bardzo dobrze podsumowuje to, co chcę powiedzieć. Owszem, Zermatt, Verbier, Davos i St. Moritz są spektakularne i na pewno nie chcę im odbierać zasłużonej chwały. Problem jest jednak taki, że o tej spektakularności wieść niesie szeroko przyciągając tabuny turystów w sobolich futrach i diamentach, czy zwiewnych, arabskich szatach i diamentach. Popyt jest, a podaż jest ograniczona ze względu na położenie alpejskich miasteczek, które bardzo mądrze ograniczają niekontrolowany rozwój masowej turystyki. Jaki jest rezultat takiej polityki? Ceny! Słuszne szwajcarskie ceny w najpopularniejszych kurortach przebijają chmury. Żeby jeszcze za cenami szły pustki w hotelach i na stokach… A tak nie jest! W najciekawszych miejscach w szczycie sezonu pokoje trzeba rezerwować z bardzo dużym wyprzedzeniem.

Czytaj dalej …

Räbeliechtli – paradę z lampionami z rzepy czas zacząć!

Czy zrobiliście w tym roku lampion z dyni? A może jednak… z rzepy? Jeśli to drugie, to znaczy, że Wasze dzieci na pewno chodzą do szwajcarskiego przedszkola!

Gdy nadmiar cukru i wspomnienia udanych psikusów sprawiają, że mali Amerykanie zapadają w po-haloweenową drzemkę trwającą do świąt, mali Szwajcarzy niemieckojęzyczni pracowicie rzeźbią swoje rzepy i przygotowują się do tradycyjnego listopadowego pochodu z lampionami w dłoniach – Räbeliechtli!

FullSizeRender
Zdjęcie: Anna Stępień

Czytaj dalej …

Makabra w szwajcarskiej odsłonie

Przerażające stroje i maski karnawałowe, folkowe zwyczaje, którym bliżej do pierwotnych, ponurych wizji braci Grimm niż niewinnej estetyki Disneya, ossuaria, diable jaskinie, muzeum, gdzie wystawia się woskowe maski zmarłych na obrzydliwe choroby, Schmutzli – czyli ciemna strona Mikołaja – Szwajcarzy dzielą z autorką Szwajcarskiego Blabliblu zamiłowanie do grozy i makabry.

I co ciekawe, nawet obecnie w erze banalizacji straszydeł, wycinania niewygodnych wątków z bajek i wmawiania dzieciakom, że królewnę rozbudził książę niewinnym pocałunkiem, a siedmiu krasnoludków żyło długo, zdrowo i dziewiczo w swojej kopalni, Szwajcarom nigdy zapewne nawet na myśl nie przyszło, żeby cenzurować swoje tradycje. W końcu przetrwały w znakomitym stanie czasy agresywnej walki chrześcijaństwa z pradawnymi wierzeniami ludów alpejskich, dlaczego więc miałyby się poddać wszechobecnej infantylizacji folkloru?

Zacznijmy od tradycji związanych z rytuałem odpędzania demonów zimy, nocy i przywoływania słońca i wiosny. Jak zapewne wiecie, Szwajcaria jest wielokulturowa, a dzięki swojemu wyjątkowemu ukształtowaniu terenu wiele zwyczajów jest bardzo lokalna, ograniczona tylko do jednej doliny, czy nawet jednej wioski. Co ciekawe, większość tradycji jest kultywowana z niezwykłą wręcz pieczołowitością. To nie jest tak jak w Polsce, że folklor należy dla dzieci, które z niechęcią odchodzą od swoich tabletów, żeby przebrać się w brudne prześcieradło i zaśpiewać pierwszą zwrotkę kolędy w oczekiwaniu na kieszonkowe. Bynajmniej. Uczestnictwo w przedstawieniach, pochodach, orkiestrach i innych zgromadzeniach jest w Szwajcarii prawdziwą nobilitacją, zwyczajem, który przechodzi z ojca na syna oraz zwykle jest ograniczone wyłącznie dla osób dorosłych.

Jest wiele szwajcarskich zimowych i zimowo-wiosennych tradycji ocierających się o makabreskę. Jednak jedną z najważniejszych i najbardziej znanych tradycji jest karnawał zwany tu Fasnacht. Jeśli nie uczestniczyliście nigdy w szwajcarskim karnawale, być może przed oczami Wam stoją roznegliżowane tancerki samby w leciutkiej połyskliwej masce. Nic takiego Was tutaj nie spotka. Jeśli jednak „It” Stephana Kinga zostawiło niezatarty ślad na Waszej psychice, polecam raczej wybrać się do Brazylii niż do Szwajcarii. Przebrania podczas szwajcarskiego karnawału dominują wielkie, średniowieczne, karykaturalne maski personifikujące upiorne ptaki, czarownice, diabły. Nie jest jednak nawet ważne to, jaką postać taka maska przedstawia, bo nawet te najniewinniejsze, wesoło uśmiechnięte są co najmniej niepokojące. Przebrani w nie Szwajcarzy pokazują swoją niecodzienną, zabawową naturę. W związku z tym do głowy przyszło mi znamienne zdanie Oskara Wilde’a: „Człowiek jest najmniej sobą, gdy przemawia ukazując swoją twarz. Daj mu maskę, a powie ci prawdę”.

Czytaj dalej …

Królowa krów może być tylko jedna!…

Słyszeliście kiedyś, drogie polskie mięska, o walkach krów w Szwajcarii? Już uszami wyobraźni słyszę ten huralny jęk… Jak nie o związkach polsko-szwajcarskich, to o krowach! No ale w końcu jesteście na blogu Szwajcarskie Blabliblu, więc czego tu się spodziewać? Na pewno nie charakterystyki porównawczej Kaczyńskiego i Dudy, chociaż ostatnio było całkiem niespodziewanie o kupach, także wiecie – nic nie wiadomo.

Czytaj dalej …

Golf krowimi kupami czyli Chüefladefäscht

Dnie stają się coraz dłuższe, noc zapada już niemal o 22, stroje kąpielowe się wietrzą po zimowym zapiwniczeniu, sadełko jest torturowane na wszelkich fitnessach i joggingach, a skóra starzeje się w oczach na solarium. Jednym słowem: czas zacząć brązowo-słoneczny czas urlopów! Co na to szwajcarskie krowy?

Czytaj dalej …