Szanowna Gospodyni tego zacnego bloga wciąż przebywa w międzynarodowych wojażach, w związku z tym zostałem przez nią poproszony o „dostarczenie jakiegoś kontentu” na bloga w Nowym Roku.
-Napisz jakiś ostry kawałek, żeby było o Szwajcarii i żeby to był jakiś kontrowersyjny temat.
-No, ale jak to ostry i kontrowersyjny?
-Normalnie, żeby zaszokował i wzburzył czytelników.
-…
-Liczę na ciebie.
No dobra, oto więc najbardziej kontrowersyjny temat jaki udało mi się wynaleźć: ROLNICTWO W SZWAJCARII.
Eeee, w zasadzie to nie znam się ani trochę na rolnictwie.
Wprawdzie zima zła za oknem, kwiecień jeszcze daleko, ale tak naprawdę zajmiemy się dzisiaj pewnym primaaprilisowym żartem, do zrobienia którego wykorzystano Szwajcarię. Robienie ludzi w konia jest dziś dosyć popularne. Wystarczy spojrzeć na statystki youtube’owych kanałów należących do wszelkiej maści żartownisiów typu SA Wardęga (to ten od śmiesznego pieska przebranego za gigantycznego pająka). Jednak BBC robiła to już dawno temu, zanim w ogóle wymyślono Internet. I robiła to całkiem dobrze.
Pierwszego kwietnia 1957 roku w „Panoramie”, głównym programie informacyjnym BBC emitowanym codziennie o 20, pokazano krótki reportaż o szwajcarskich rolnikach z kantonu Ticino. Niby zwykli rolnicy, a jednak nie tacy zwykli, bo w swych szwajcarskich sadach od wieków hodują drzewa, na których rośnie… makaron spaghetti.
Kamera pokazuje grupę ludzi sciągających długie nitki makaronu z drzew, a Richard Dimbleby, szacowny prezenter programu, grobowym głosem informuje widzów jak trudno wyhodować taki makaron. Koniec marca to zawsze bardzo nerwowy i niespokojny czas dla hodowców, gdyż niespodziewane przymrozki mogą zepsuć smak makaronu i sprawić, że nie uzyskają dobrej ceny sprzedaży. Na szczęście te niespokojne chwile są już za rolnikami, gdyż właśnie trwają zbiory (a drzewa spaghetti obrodziły w tym roku, że hoho!). Oczywiście Szwajcarii nie da się pod tym względem porównać np. z Włochami, gdzie olbrzymie plantacje spaghetti zajmują prawie całą dolinę Padu. W Ticino to bardziej taki rodzinny biznes. Wielu ludzi zapewne zdziwi fakt, że nitki spaghetti mają taką samą długość. Dzieje się tak dzięki ciężkiej i wytrwałej pracy pokoleń szwajcarskich rolników, którym udało się wreszcie wyhodować taką odmianę drzewa, na której wszystkie nitki rosną do takiej samej długości. Na koniec zbiorów rzecz jasna następuję degustacja spaghetti, której dokonuje się w ceremonialnych naczyniach.
Teraz spytacie, kto dał się wkręcić w tak głupkowaty reportaż? Odpowiedź: wszyscy. No, prawie wszyscy łącznie z ówczesnym dyrektorem naczelnym stacji, Sir Ianem Jacobem. Czasy były inne niż dzisiaj. Telewizja była uważana za godne zaufania medium, które nigdy nie kłamie (choć sporo ludzi chyba wciąż w to wierzy). Brytyjczycy mieli do wyboru (aż) dwa kanały i do tej pory nigdy się nie zdarzyło, żeby któryś z nich z premedytacją wprowadzał widzów w błąd. Dodatkowo spaghetti nie gościło zbyt często na stołach Brytyjczyków i było uznawane raczej za przysmak egzotyczny. W efekcie stacja została zalana falą telefonów i listów od zainteresowanych widzów z pytaniami jak wyhodować własne drzewo spaghetti i czy przyjmie się w angielskim klimacie. BBC, jak zawsze dyplomatyczne, miało na listy odpowiadać: „Proszę umieścić gałązkę spaghetti w puszce sosu pomidorowego i być dobrej myśli”.
Na pomysł reportażu wpadł Charles de Jaeger, urodzony w Wiedniu kamerzysta BBC. Inspiracją były słowa jednego z jego austriackich nauczycieli, który zwykł zwracać się do uczniów słowami: „Jesteście tak głupi, że uwierzylibyście mi, gdybym wam powiedział, że makaron spaghetti rośnie na drzewach”. Cóż, austriackie metody wychowawcze to temat na osobny artykuł, ale grunt, że de Jaeger przypomniał sobie po latach słowa belfra i postanowił wcielić je w życie jako kawał. Ponoć długo szukał w BBC chętnych na realizację pomysłu. W końcu ku jego zdziwieniu szefostwo Panoramy, programu w 100% „na serio”, zgodziło się i tak powstała ta urocza wkrętka.
Oryginalny reportaż można obejrzeć tutaj:
I jeszcze post scriptum do tej historii. Kolega z pracy opowiadał mi jak czytał synkowi bajkę o Pinokiu. W momencie, w którym Lis i Kot wkręcają Pinokia, żeby zakopał w ziemi złote monety, to wyrośnie z nich Drzewo Pieniędzy, jego synek prychnął zdegustowany:
-Bez sensu, pieniądze nie rosną na drzewach.
-No pewnie- ucieszył się kolega, że tak roztropne jest jego dziecię.
-Wiadomo, że pieniądze rosną w ścianie. Podchodzisz ze taką kartą, wkładasz w dziurę i potem z innej dziury wypadają banknoty.
No cóż chłopczyku, bardzo możliwe, że właśnie ktoś kręci o tym reportaż…
Bardzo serdecznie pozdrawiam Państwa i dziękuję Gospodyni bloga za wpuszczenie na łamy!
Szymon Orzechowski
a nie wystarczyło napisać o tym, że w niektórych kanonach za przysmak uchodzi psie mięso? Ludzie słysząc „jedzenie psiego mięsa” myślą Chiny lub Wietnam. A ponoć mili Helveci w niektórych kantonach też się tym zajadają. Prawda li to? Mnie to nie razi, widocznie takie zaszłości historyczne, ale ciekaw jest jak to naprawde jest.
Tak to prawda. Szwajcarzy lubią mięso psów, a co poniektórzy mięso ludzkie. Nie mówią o tym jednak głośno, gdyż obawiają się stygmatyzacji.
i po co ten zgryźliwy komentarz, skoro w Szwajcarii naprawde je sie psie mięso? Lepiej się poczułes?
Tak.
Ale było już o jedzeniu kotów i psów: https://www.blabliblu.pl/2014/12/03/kocina-po-polsku/
Wiem, o czym możesz napisać, żeby było kontrowersyjnie!!!!
Napisz o tym, że każda porządna i szanująca się Polka powinna być z Polakiem jak pambuk przykazał. A nie łazić po jakiś Szwajcarach i innych wycieruchach 😛
Jesteś pewna? Potem znowu będzie, że wrzucam granat do czyjegoś ogródka… Ale zasadniczo się zgadzam. Polką jesteś i polskie masz obowiązki, jak np. pranie polskich gaci i cerowanie polskich skarpet dla męża Polaka.
Chorobcia, czy cerowanie chińskich gaci i skarpetek też wchodzi w grę?
Bo trudno coś znaleźć, co by nie było Made in China…
Ja tam tylko dostalem kiedys od swojego szefa tekst o Rassenschande i tua szjen polone – ze nie wolno …
Swoja droga o rolnictwie w Szwajcarii to mozna byloby napisac – o suszonych wedlinach z VS, o tym jak smakuje wedzona kielbasa na odpadach po destylacji alkoholu – te produkty robia w okolicy Neuchatel/Bienne,
o tym jak smakuje prawdziwy ser Vacherin …
Autorko, do dziela. W przyszlosci
Szef Cię od psów wyzywał?! Ooooojojoj! Mam nadzieję, że mu „oddałeś”.
No, można by się zabrać za kulinaria. O Vacherin Mont d’Or na ciepło kiedyś już pisałam, ale o tych nuklearnych kiełbaskach nie miałam okazji…. Bo też w sumie nigdy nie próbowałam 🙂
Pozdrawiam!
???
A kończąc śmieszkowanie co do kontrowersyjnych tematów i odnosząc się do samego artykułu: całkiem niezła ta wkrętka. BBC to zrobiła naprawdę profesjonalnie i wcale się nie dziwię, że wszyscy uwierzyli.
OK, dobra, ja jednak wiem, skąd się bierze makaron. Ale np. jakby ktoś w tym stylu mnie zaczął wkręcać, że elektryczność to magia, miałby duże szanse. Bo jakoś mnie te elektrony i protony nie przekonują 😉
hahah dobre, uwielbiam brytyjskie poczucie humoru:) ja od siebie jako stała czytelniczka, komentowaczka i co tam jeszcze czka, uprzejmie proszę o tekst o tajemniczym niszczycielu świata, centrum ciemności: CERNie. Baaardzo uprzejmie proszę:)
No heja! Ale sam CERN to chyba byłby nudny temat? Siedzą sobie naukowcy i jakieś tam neutrony zderzają. Co innego jakby jakieś środki zdefraudowali albo kogoś zgwałcili. Wtedy temat miałby pewien potencjał i może nawet trafilby na główną Wykopu (o czym skrycie marzę, a Joanna pewnie też).
Główna Wykopu? Byłam tam, fajnie było, ale jakoś mojego życia to nie zmieniło, więc już mi zwisa… My ultimate goal is my book now.
Od dawna myślę o napisaniu czegoś o CERNie, ale póki nie mam nic oprócz oficjalnych materiałów, to byłoby sucho i nudno… Ale fakt, może powinnam poszukać jakiś stron z teoriami spiskowymi 😀 W sumie niegłupi pomysł, dzięki, Mewa!
Szymonie, podobnie jak wcześniej – świetny wpis. Więc nie gadaj, że CERN jest nudny, tylko do roboty i znajdź coś wybuchowego 😀 Albo może Jo wróci wreszcie do pracy…. ;P
A tak w temacie psim (i kocim): na północy Włoch niektórzy wcinają kocinę. Oczywiście nie wolno, zakazane i ścigane, ale wtajemniczeni wiedzą gdzie i za ile (od razu piszę – ja nie wiem i nie byłam zainteresowana pogłębieniem tematu). Z nadzieją na szybką publikację kolejnego artykułu
Hej, hej! Dzięki za podbudowywanie mojego ego (ale też mojego Id). Ja chętnie coś napiszę o tym CERNie, ale teraz miażdżę temat wojny i złota (a raczej temat miażdży mnie). I nawet nie mam czasu robić riserczu na temat zderzaczy hadronów czy rododendronów. Ale w przyszłości to kto wie, kto wie.
Teksty super i Jo i Szymona.
Czytam i podziwiam ?
A co do humoru: powinien być obowiązkowy od rana do … rana!
Ponuraków omijam szerokim łukiem.
Pozdrawiam
I prawidłowo 😉 Pozdrawiam ze słonecznego i zimnego Morges!