Albert Hoffmann i LSD – kapryśny lek na duszę

Otwórzcie oczy! Otwórzcie drzwi postrzegania. Uczcie się empirycznie; patrzcie na świat tak jakby jeszcze nie dotknęła go ludzka stopa. Dziś największym problemem jest to, że ludzie żyją w miastach, gdzie wszystko jest martwe. Świat materialny, stworzony przez człowieka, jest martwy – w końcu zniknie i umrze. Wyjedźcie z miast, idźcie na łąkę, do ogrodu, do lasu. Należycie przecież do świata natury. Jesteście integralną częścią cyklu życia. Otwórzcie oczy i dostrzeżcie brąz i zieleń ziemi i światło, które jest esencją natury. Zrozumcie, że można doświadczać piękna i tego głębokiego znaczenia, które jest istotą naszego związku z naturą – Albert Hoffmann

Czytaj dalej …

Makabra w szwajcarskiej odsłonie

Przerażające stroje i maski karnawałowe, folkowe zwyczaje, którym bliżej do pierwotnych, ponurych wizji braci Grimm niż niewinnej estetyki Disneya, ossuaria, diable jaskinie, muzeum, gdzie wystawia się woskowe maski zmarłych na obrzydliwe choroby, Schmutzli – czyli ciemna strona Mikołaja – Szwajcarzy dzielą z autorką Szwajcarskiego Blabliblu zamiłowanie do grozy i makabry.

I co ciekawe, nawet obecnie w erze banalizacji straszydeł, wycinania niewygodnych wątków z bajek i wmawiania dzieciakom, że królewnę rozbudził książę niewinnym pocałunkiem, a siedmiu krasnoludków żyło długo, zdrowo i dziewiczo w swojej kopalni, Szwajcarom nigdy zapewne nawet na myśl nie przyszło, żeby cenzurować swoje tradycje. W końcu przetrwały w znakomitym stanie czasy agresywnej walki chrześcijaństwa z pradawnymi wierzeniami ludów alpejskich, dlaczego więc miałyby się poddać wszechobecnej infantylizacji folkloru?

Zacznijmy od tradycji związanych z rytuałem odpędzania demonów zimy, nocy i przywoływania słońca i wiosny. Jak zapewne wiecie, Szwajcaria jest wielokulturowa, a dzięki swojemu wyjątkowemu ukształtowaniu terenu wiele zwyczajów jest bardzo lokalna, ograniczona tylko do jednej doliny, czy nawet jednej wioski. Co ciekawe, większość tradycji jest kultywowana z niezwykłą wręcz pieczołowitością. To nie jest tak jak w Polsce, że folklor należy dla dzieci, które z niechęcią odchodzą od swoich tabletów, żeby przebrać się w brudne prześcieradło i zaśpiewać pierwszą zwrotkę kolędy w oczekiwaniu na kieszonkowe. Bynajmniej. Uczestnictwo w przedstawieniach, pochodach, orkiestrach i innych zgromadzeniach jest w Szwajcarii prawdziwą nobilitacją, zwyczajem, który przechodzi z ojca na syna oraz zwykle jest ograniczone wyłącznie dla osób dorosłych.

Jest wiele szwajcarskich zimowych i zimowo-wiosennych tradycji ocierających się o makabreskę. Jednak jedną z najważniejszych i najbardziej znanych tradycji jest karnawał zwany tu Fasnacht. Jeśli nie uczestniczyliście nigdy w szwajcarskim karnawale, być może przed oczami Wam stoją roznegliżowane tancerki samby w leciutkiej połyskliwej masce. Nic takiego Was tutaj nie spotka. Jeśli jednak „It” Stephana Kinga zostawiło niezatarty ślad na Waszej psychice, polecam raczej wybrać się do Brazylii niż do Szwajcarii. Przebrania podczas szwajcarskiego karnawału dominują wielkie, średniowieczne, karykaturalne maski personifikujące upiorne ptaki, czarownice, diabły. Nie jest jednak nawet ważne to, jaką postać taka maska przedstawia, bo nawet te najniewinniejsze, wesoło uśmiechnięte są co najmniej niepokojące. Przebrani w nie Szwajcarzy pokazują swoją niecodzienną, zabawową naturę. W związku z tym do głowy przyszło mi znamienne zdanie Oskara Wilde’a: „Człowiek jest najmniej sobą, gdy przemawia ukazując swoją twarz. Daj mu maskę, a powie ci prawdę”.

Czytaj dalej …

W czasie deszczu dorośli się nie nudzą w Lozannie, czyli Muzeum Szalonej Sztuki!

Lato nas nie rozpieszcza. Szwajcaria przypomina nieco Irlandię. Lato przyszło, bo deszcz staje się nieco cieplejszy. Piękne letnie sukienki i kolorowe stroje kąpielowe przechodzą szafą, stopy przechodzą gumą, a baseny przechodzą na drugą stronę ulicy jak Cię widzą.

Co robić w kolejny deszczowy weekend w Szwajcarii, gdy się już wykorzystało już wszystkie zimowe rozrywki? Moja rada jest następująca: przestań przejmować się pogodą!

Czytaj dalej …

Ballada o miotle i róży

Jak często przechodzimy obok ich nie widząc. Patrząc na nich jak na ścianę, meble czy część infrastruktury miasta. Ludzie w pomarańczowym stroju z miotłą i wózkiem, ekspedientki, ogrodnicy, sprzątaczki. Im bardziej prozaiczną pracę wykonują, tym mniej widzimy w nich człowieka, a bardziej mundurek. To zdarza się wszystkim. Ile razy patrzyłam na panią w kasie właściwie jej nie widząc i mechanicznie odpowiadając Bonjour, Merci i Au revoir.

A stałam też po drugiej stronie kasy, więc powinnam pamiętać, jak to jest być przezroczystą. Pamiętam, że kiedyś zarabiałam na rejs na Islandię smażąc frytki w barze nad jeziorem w bardzo wschodniej Polsce. Bardziej na wschód już być nie mogło, bo to było Jezioro Białe przy Włodawie (wtajemniczeni pewnie znają te krokodylsko – bandziorskie klimaty i łapią się za głowę).

Czytaj dalej …

Podaj mi lornetkę i chodźmy pogapić się w niebo, czyli o depresji w Szwajcarii

Szwajcarzy cierpią inaczej niż my. My cierpimy, bo przed nami jeszcze tyle pięknych Mercedesów, a dzieciorom trzeba kupić nowe cichobiegi, bo w starych palce wychodzą same na spacer bez udziału reszty ciała. Szwajcarzy cierpią, bo mają te wszystkie piękne Mercedesy, cichobiegi na resorach i właśnie odkryli bardzo zdziwieni, że nie o to chodzi w życiu. Czyli, jakby powiedziała zdroworozsądkowo pani Jadźka z warzywniaka na rogu: w dupach im się poprzewracało!

Depresja w Szwajcarii

Czy wiecie, że aż jeden Szwajcar na sześciu cierpi na typowe objawy depresji, czyli chroniczne zmęczenie, bezsenność, stany lękowe, czy niezdiagnozowane bóle pleców?

Czytaj dalej …

„Hausfrau” Jill Alexander Essbaum czyli woda na młyn dla naszych polskich mężczyzn

Do czytania „Hausfrau” amerykańskiej autorki J.A. Essbaum zabrałam się z prawdziwym książkowym apetytem. W końcu książka, która opowiada o życiu ekspatów w Szwajcarii, a tak konkretnie życiu znudzonej amerykańskiej żony szwajcarskiego bankiera w małym helweckim miasteczku! Może coś z czym przynajmniej część Polek w Szwajcarii może się identyfikować, mimo że pewnie nigdy się do tego nie przyznają. Jaka piękna recenzja powstanie, pewnie zatytułowana „Każda z nas jest Anną Benz” – tak sobie myślałam… I co?

Czytaj dalej …

Alpejskie blond warkoczyki Heidi wystające z głowy każdego Szwajcara

Kto nie zna Heidi? Możecie mylić Wilhelma Tella z Robin Hoodem, możecie nadal myśleć, że szwajcarski ser to ten z dziurami wygryzionymi przez myszy i tyle, możecie nie odróżniać kuszy od arboletu, ale na hasło: Heidi każdemu przed oczami pojawi się słodka szwajcarska blondyneczka ze dwoma warkoczykami skaczącymi radośnie w rytm jej podskoków po alpejskich skałach.

Każdy kraj ma swoją Heidi – marzycielką, słodką i rezolutną sierotkę, która na początku niechciana przez swoich opiekunów z czasem staje się ich oczkiem w głowie. Mamy kanadyjską Anię z Zielonego Wzgórza, szwedzką rudziutką Pippi Langstrump, czy naszą polską Basię Kornela Makuszyńskiego. Czytaj dalej …

Szwajcarskie skarpetki Babibouchettes

Dzisiaj, jak każdego 25 dnia miesiąca przypada akcja „W 80 dni dookoła świata”. Zasada jest prosta – jeden temat, jedna data, dzień i godzina kontra wielu blogerów specjalizujących się w różnych językach i krajach z grupy Blogi językowo – kulturowe. To idealny sposób na poznanie określonego aspektu kultury danego kraju z różnych punktów widzenia. Edukujące, interesujące i bardzo często śmieszne – dedykowane tym wszystkim, którzy są ciekawi świata!

Dzisiaj na warsztat idzie nam temat: „Stare, ale jare bajki dla dzieci”. Przyznaję, że na początku nie miałam pojęcia o żadnych szwajcarskich, kultowych bajkach dla dzieci z „jego” czasów, jednak gdy tylko zadałam to pytanie mojemu oryginalnemu, domowego Szwajcarowi, krzyknął: „Babibouchettes! To dlatego wszyscy Szwajcarzy z Romandii z mojego pokolenia mają nieźle zdarte mózgownice!” Czytaj dalej …

Szwajcarski orzeł, czyli co sprawia, że w Helwetach serce rośnie

Każdy wie, że wszelkie konflikty międzynarodowe sprawiają, że naród czuje się bardziej zwarty, gotowy i zmobilizowany. To zagrożenie zewnętrzne sprawia, że z luźno powiązanej grupy ludzi z bronią tworzy się armia, a ze skłóconych sąsiadów – jednolity naród. Niestety, ale najlepszą metodą usunięcia nienawiści do siebie nawzajem jest skierowanie jej przeciwko komuś innemu…

Zastanawialiście się kiedyś, zgodnie z tą teorią, jak trudno Szwajcarom, których najstarsi górale nie pamiętają wojny, stworzyć wspólnotę narodową? Podczas, gdy w Polsce nawet pokolenie 30-latków pamięta jeszcze z dzieciństwa atmosferę zagrożenia, puste półki, kolejki po papier toaletowy i strajki, w Szwajcarii nawet pokolenie 100-latków pamięta tylko pokój.

Czytaj dalej …