Każdy wie, że wszelkie konflikty międzynarodowe sprawiają, że naród czuje się bardziej zwarty, gotowy i zmobilizowany. To zagrożenie zewnętrzne sprawia, że z luźno powiązanej grupy ludzi z bronią tworzy się armia, a ze skłóconych sąsiadów – jednolity naród. Niestety, ale najlepszą metodą usunięcia nienawiści do siebie nawzajem jest skierowanie jej przeciwko komuś innemu…
Zastanawialiście się kiedyś, zgodnie z tą teorią, jak trudno Szwajcarom, których najstarsi górale nie pamiętają wojny, stworzyć wspólnotę narodową? Podczas, gdy w Polsce nawet pokolenie 30-latków pamięta jeszcze z dzieciństwa atmosferę zagrożenia, puste półki, kolejki po papier toaletowy i strajki, w Szwajcarii nawet pokolenie 100-latków pamięta tylko pokój.
Szwajcarów nie łączy wspólny język, ze wspólną bohaterską historią wojen i zagrożeń zewnętrznych też jest kicha, bo po przegranej bitwie w 1515 roku stwierdzili, że jeśli tak, to już się z wami nie bawimy i ogłosili neutralność. Nie łączy ich jednomyślność, ponieważ zwykle kantony niemieckojęzyczne głosują inaczej niż kantony mniejszości językowych. Nie łączy mentalność, bo nawet ślepy zauważy różnice pomiędzy Brigitte z St-Gallen i Claudine z Nyon. Dlaczego więc w toku historii poszczególne kantony nie zdecydowały się dołączyć do swoich pokrewnych językowo sąsiadów?
Bez dwóch zdań, tego właśnie zawsze obawiały się zawsze władze Szwajcarii, dlatego praktycznie od zawsze starały się promować symbole narodowe, które noszą cechy przypisywane Szwajcarii.
Szwajcaria nosi maskę kobiety i piękne imię – Helvetia. Helvetia jest neutralna i sprawiedliwa. Nigdy nie walczy, ale zawsze nosi broń – ponieważ pełni rolę rozjemcy. Obraz Helvetii jako zbrojnej, nieugiętej strażniczki pokoju i sprawiedliwości był szczególnie często wykorzystywany podczas dwóch wojen światowych. Szwajcaria oficjalnie zachowała neutralność, jednak nie dało się wpłynąć w żaden sposób na sympatie ludności, którzy zwykle popierali działania tej strony, do której mieli bliżej językowo. Nie dało się zatrzymać tego szeregu młodych, którzy zaciągali się do armii sąsiadów i często walczyli przeciwko swoim własnym rodakom. Dlatego Szwajcaria robiła wszystko, żeby zachować swoją wspólnotę narodową. Kim była ta Helwetia? No, w zasadzie, nikt nie wie. Jest to narodowa figura alegoryczna, tak jak francuska Marianna, niemiecka Germania, czy amerykański wujek Sam. Nie jest powiązana z żadną historią, czy legendą, ale jest nośnikiem cech, które się przypisuje danemu narodowi.
Ważnym elementem tożsamości narodowej jest oczywiście flaga. Nie jest jednak ona wyłącznie używana w czasie świąt narodowych, przez gadające głowy i nacjonalistów w celu usprawiedliwienia poglądów, które często nie mają nic wspólnego z dobrem narodu. Flaga (i często również hymn) jest bardzo często używana do celów komercyjnych przez szwajcarskie firmy i jest elementem logo wielu znanych marek. Victorinox, Tissot, Swatch, Strellson, Sigg, Kambly, Wenger, Valflora, Kuhn Rikon, SwissLife – wszystkie te firmy używają szwajcarskiej flagi w swoim logo. Co ciekawe – jest to zabronione prawnie. Firmy jednak obchodzą to prawo delikatnie zmieniając proporcje symbolu narodowego, co jednak nie wpływa w istotny sposób na ich postrzeganie, a jest legalne.
Szarotka alpejska (Edelweiss). Oto kolejny symbol Szwajcarii, mimo że wykorzystywany jest również we wszystkich krajach alpejskich, szczególnie w Austrii.
Szarotkę alpejską na swoich pagonach noszą szwajcarscy żołnierze, jej logo i nazwę nosi szwajcarska linia lotnicza Edelweiss Air i liczne firmy, które chwalą się swoim helweckim pochodzeniem. Co ciekawe, szarotka była ulubionym kwiatem Hitlera.
A to jeszcze ciekawsze, że kwiat ten symbolizuje czystość, niewinność i szlachetność.
Kolejny symbol Szwajcarii to kusza. Kusza działa na nieco podobnej zasadzie jak łuk, jednak po jej naciągnięciu można się wstrzymać przed strzałem przez dowolny czas.
Dlaczego kusza jest uważana za symbol Szwajcarii? Oczywiście ze względu na jej bohatera narodowego – Wilhelma Tella. Legendarny kusznik odmówił pokłonu przed austriackimi najeźdźcami i wobec tego został aresztowany i skazany na śmierć. Jednak okrutny Austriak zamiast egzekucji wymyślił krwawe i barbarzyńskie widowisko. Obiecał Wilhelmowi wolność, jeśli trafi z kuszy w jabłko ustawione na głowie swojego syna. Tell oczywiście wykonał postawione zadanie, a następnie uciekł wraz ze swoim synem.
Zimna krew, duma narodowa i spryt Szwajcara stały się oczywiście synonimem cech narodowych, a jego kusza jednym z narodowych symboli. Obecnie kusza znajduje się na logo Swiss Label, która to etykieta jest przyznawana oficjalnie szwajcarskim markom.
Orzełek na polskich produktach, biało-czerwone barwy jako oznaczenie kraju pochodzenia, syrenka, czy smok wawelski – szkoda, że my aż tak powszechnie nie chwalimy się polskością na naszych produktach eksportowych, a wręcz odwrotnie – wiele polskich marek udaje marki zachodnie. Na szczęście, zauważam, że polskie znaki diakrytyczne i polskie symbole powoli stają się modne. Na razie jeszcze wśród hipsterów, trendsetterów i wszystkich innych, którzy nie chcą wyglądać tak jak cała reszta szarej masy, jednak zawsze za tą garstką podąża tłum. Zauważcie, że wszelkie modne polskie kluby, restauracyjki i inne lokale zaczęły używać polskich nazw. Teraz do Super Truper Chicago Blues Bitches American Club chodzą tylko Ci, którzy są o milę (sorry, kilometr) za trendami. Teraz się przecież chodzi do „Śpiewu ptaka”, „Szelestu liści” i „Cześć Zośka”. Bluzy z napisem American University lub Hello Doggy noszą tylko masy. Teraz jest kulersko nosić bluzę z napisem „Zuch na schwał”, „Dzień dobry” i „Mówię po polsku.” I dobrze! Mamy się czym chwalić, to się chwalmy. Komunizm zniszczył dumę z orzełka, a o Polakach mówiono tylko w kontekście wąsów, kradzieży samochodów i plastikowych siat. Na szczęście ten etap mamy już za sobą, mam nadzieję. Także wypnij orła i do boju!
Pierwszy raz tu zajrzałam i bardzo mi się spodobało. Będę czytać! O Szwajcarii wiem niewiele, nawet nie kojarzyłam jej z kuszą.
Co do dumy z polskiego języka, święta racja. Mimo że jestem anglistką nie znoszę np. wtrącania słówek po angielsku przez Polaków.
„Wypnij orła”, hehe, dobre. Tylko mi się kojarzy? 😉
Hahaha tak, na pewno tylko Tobie! 😉 I co teraz?
Co do szarotki i Hitlera: przeciwieństwa się przyciągają!
Polskie znaki nie „synkretyczne”, ale „diakrytyczne” 🙂 W ogóle chyba z półtora roku temu w Polsce zrobiono akcję „Język polski jest ą ę”.
O kurczak, mam nadzieję, że nikt inny nie zauważył 😉 Bo te znaki to i tak są krytyczne, bez względu na przodek!
Świetny tekst! Aż zaczęłam szukać polskiej flagi w mieszkaniu