Dzisiaj, jak każdego 25 dnia miesiąca przypada akcja „W 80 dni dookoła świata”. Zasada jest prosta – jeden temat, jedna data, dzień i godzina kontra wielu blogerów specjalizujących się w różnych językach i krajach z grupy Blogi językowo – kulturowe. To idealny sposób na poznanie określonego aspektu kultury danego kraju z różnych punktów widzenia. Edukujące, interesujące i bardzo często śmieszne – dedykowane tym wszystkim, którzy są ciekawi świata!
Dzisiaj na warsztat idzie nam temat: „Stare, ale jare bajki dla dzieci”. Przyznaję, że na początku nie miałam pojęcia o żadnych szwajcarskich, kultowych bajkach dla dzieci z „jego” czasów, jednak gdy tylko zadałam to pytanie mojemu oryginalnemu, domowego Szwajcarowi, krzyknął: „Babibouchettes! To dlatego wszyscy Szwajcarzy z Romandii z mojego pokolenia mają nieźle zdarte mózgownice!”
Coooo? Babibouchettes? Zdarte mózgownice? No więc internet poszedł mi w sukurs:
Tak, tak! Nie wiem naprawdę, czy to jest dla dzieci? Chyba, że dzieci w latach 80-90 rozumiały ten rodzaj abstrakcyjnego poczucia humoru… Oto szwajcarska wersja odważnych Muppetów, czy też super kontrowersyjnego Klubu Dorotki!
Trochę konkretów się przyda: Babibouchettes to audycja dla dzieci, która była nadawana w latach 1981 – 1999 w szwajcarskiej telewizji francuskojęzycznej TSR. Zasada emisji była dość prosta: kilka marionetek stworzonych ze skarpetek z doszytymi wielkimi oczyskami (piłeczkami tenisowymi) prezentowało króciutkie „przygody”, które razem tworzyły abstrakcyjną historię.
Oto główni bohaterzy Babibouchettes:
Albert le Vert (Albert Zielony) – nieco nadpobudliwa zielona skarpetka o ulubionym okrzyku: „Juhuhu!”, który nieustannie sprawia, że Facteur Hyacinth podskakuje ze strachu.
Facteur Hyacinthe (Sklepikarz Hiacynt) – sprzedawca rowerów. Jego ulubiony napój: syrop. Jego ulubione powiedzonko: „Mince à mine!” (hmmm… w bardzo luźnym kreatywnym tłumaczeniu: „Uo Matko Bosko Ołówkowo!”). Jego ulubione hobby: gra na akordeonie.
Mademoiselle Cassis (Panienka Porzeczka) – jaka tam panienka! Pani w wieku bardzo słusznym – ale pamiętajcie, w języku francuskim nawet staruszka z jedną nogą w grobie, ale niezamężna będzie zawsze panienką. Mademoiselle Cassis jest sprzedawczynią. Jej ulubione powiedzonko to: „Voilà ! C’est ouvert !” (tłum. „No i proszę! Otwarte!”). Porzeczkowa i hiacyntowa skarpetka wyraźnie czują do siebie miętę.
Le Clic-Photographe (Fotograf Klik) – to nie skarpetka, ale człowiek! W płaszczu szarym przeciwdeszczowym i z oldskulowymi goglami. Le Clic-Photographe mówi tylko i wyłącznie w dawnym zapomnianym języku golek, który rozumie tylko Mademoiselle Cassis.
A oto przykład, jak Babibouchette weszło głęboko w kulturę Szwajcarów francuskojęzycznych. Człowiek – legenda Henri Dès śpiewa zabawne piosenki dla dzieci z zieloną skarpetką w roli chórków. Bardzo się dziwię jak mu się udało zachować kamienną twarz (no, tylko raz parsknął śmiechem…). I macie tu piękne wytłumaczenie też, jak to jest z tymi dziećmi:
A jakie bajki zapierały dech dzieciaków z innych krajów, tak egzotycznych jak Gruzja, czy Kirgistan lub tak klasycznie pięknych jak Włochy, czy Francja:
https://kulturowojezykowi.wordpress.com/2015/03/24/bajki-stare-ale-jare
Aaa, to zależy od dekady. Kiedy mój małż był mały królował „Carosello” (od 1957 do 1977) czyli program złożony z krótkich skeczy, które się przeplatały z reklamą – także w postaci animowanej (czyli coś dla dzieci). Moja teściowa zawsze powtarza, że po Carosello (czyli 21.00) dzieci zawsze szły spać. Wrzucam przykładowy link, aby pokazać dlaczego dzieci lubiły Carosello
https://www.youtube.com/watch?v=vcnalYRM5C0
Z typowych bajek animowanych królowała „Heidi” – japońskie anime, a później także inne japończyki (ale pamięć nie ta, więc nie pamiętam tytułów). Z włoskich bajek animowanych był Calimero, i Viki vichingo, które oglądam z moimi dzieciakami teraz w wersji odnowionej (coś jak z pszczółką Mają – czy widzieliście ją w wersji 3d?)
Oczywiście chodzi o Włochy. Z rozpędu zapomniałam napisać.
mi osobiscie sie podobaja, rzeczywiscie odjechane i wplywajaca na zdarta mozgownice 😉
Skarpetki fantastyczne! Klimatem trochę przypominają mi Fraglesów i film o króliku Rogerze. Btw, ale ktoś musiał mieć dużą nogę 😀 z mojej skarpetki to nawet pół tego stworka by nie było.
No właśnie! A ja się zastanawiałam, do jakiej polskiej bajki można by przyrównać skarpetki!
Oj Fraglesi chyba nie polscy 🙂
Racja, ale ja po prostu pomyliłam nazwy. Mam na myśli taki polski program podobny do Muppetów, który kiedyś był w telewizji w okolicach 16-17 w każdy piątek… Hmmm… Z jakąś żabą…
Kulfon i Monika?
Kulfon, kulfon, co z Ciebie wyrośnie, martwię się już od tygodnia! Taaaak! To jest nasze Babibouchettes!
Kiedyś robili fajne bajki.
A tam zryte mózgownice 🙂 Mi się Babibouchettes spodobały, co prawda trzeba się dobrze wsłuchać, bo zapierniczają jak tgv :-).
Och jak dobrze, to świadczy, że mój francuski nie jest taki zły, bo dla mnie nie są trudne… Może tylko trudne pod tym kątem, że tak abstrakcyjne i niemal nieprzetłumaczalne…
Za grosz nie rozumiem, co oni tam mówią, ale wyglądają sympatycznie 🙂
Faktycznie, trochę odjechana ta bajka 😉 Ale za to piosenka mi się bardzo podoba, słucham już 3 raz! 😀
A Pingu? Nadawane przez szwajcarską telewizję od 1986 do 2000 roku. Kooperacja brytyjsko-szwajcarska, ale nadawanie zaczęło się w niemieckiej części Szwajcarii.
Jakie fajne skarpety! Aż żałuję, że nie znam francuskiego. Bardzo pozytywna ekipa.
Skądś kojarzę tę grupkę, czy nie było eksportu do innych krajów?
Wcześniej o tym nie słyszałam, bardzo chętnie pooglądam. Lubię abstrakcyjne poczucie humoru, dzięki za ten wpis!