Czy coś mnie jeszcze zaskakuje w Szwajcarii po tych dobrych kilku latach? Bardziej występuje taki efekt meta-zdziwienia, czyli ja się dziwię, że ktoś się dziwi. Ewentualnie, gdy pojadę do innego kantonu i zobaczę, że tam jest inaczej niż w Vaud… No dobra, zdarza się to również, gdy się nieco zapomnę i przypedałuję dwie wioski dalej. A i w mojej wiosce występują okazjonalne szczęko-doły i gały-wyszły, na przykład gdy sąsiad, który zwykle wpada z winkiem i pomaga kosić trawę otworzy niepozorny garaż, a tam miliony koni… mechanicznych. Podsumowując: nadal się dziwię i codziennie uczę czegoś nowego. I dobrze. Dziwienie to w końcu cecha dzieci. Gdy przestajesz się dziwić, a zaczynasz wiedzieć wszystko, stajesz się starym zgredkiem.
Zebrałam dla Was 10 największych szwajcarskich zaskoczeń. Niekoniecznie je napotkasz jako turysta zabunkrowany w komfortowym hotelu i przemierzający utarte szlaki. Ale wystarczy tylko nieco z nich zboczyć, żeby napotkać szwajcarskie „to niemożliwe!”
- Godziny otwarcia sklepów i restauracji
I urzędów, i poczty, i… placów zabaw! Zapomnij, że zjesz w restauracji w porze polskiego, niedzielnego rosołu, czyli o 16. Klamkę w wielu restauracjach pocałujesz też w poniedziałki. Z drugiej strony nikt ci w restauracji nie poda samego piwka w porze kolacji (ewentualnie skieruje cię do stolików barowych, jeśli restauracja takowe posiada). W Szwajcarii, żeby w ogóle coś zjeść, trzeba jeść jak Szwajcar: 12 – 14 lunch, 19 – 21 kolacja (suta i na ciepło, żadne tam polskie kanapki!).
Jeśli macie ochotę poczytać o innych kosmicznych szwajcarskich godzinach otwarcia, klikajcie TUTAJ. Żeby Was zachęcić: czy wiecie, że szwajcarskie place zabaw zamykane są w godzinach ciszy poobiedniej, czyli 12 – 14?
- Woda pitna w fontannach
Powoli się przyzwyczajamy do smacznej i zdrowej wody pitnej w kranach. Szwajcarzy poszli jeszcze dalej! W większości fontann, czy też ogólnodostępnych wodopojów płynie źródlana lub zdatna do picia kranówka. Nie trzeba mieć bidonu na joggingu, a drzewka i rybki i słońce jakoś tak bardziej promiennie się do nas uśmiechają, gdy nie kupujemy mineralki w plastikowych butelkach.
Zurych chwali się, że na jego terenie jest aż 2000 fontann, a z każdej z nich tryska czysta woda!
- Na hulajnodze czy wpław do pracy
Dojazdy do pracy koleją to już passé! Pociągami jeżdżą politycy, biznesmeni i prezydenci.
Najdziwniejszym środkiem transportu jest dla mnie hulajnoga elektryczna, szczególnie gdy jest powożona przez eleganckiego biznesmena całego w Hugo Bossie. Alternatywnie, płynięcie wpław do pracy z nurtem szwajcarskich rzek z garniturem starannie złożonym w worku marynarskim.
- Gdzie się podziała pralka?
No gdzie? W łazience nie ma, w kuchni nie ma. W wynajmowanych mieszkaniach często nie ma nawet opływu!
Pralka jest wspólna dla całego bloku, a harmonogram prania to jeden z częstszych powodów wojen sąsiedzkich. Jak donosi prasa, jakiś rok temu do jednego z takich konfliktów została nawet wezwana policja, gdy jeden z krewkich sąsiadów zamknął w pralni sąsiadkę, która prała poza wyznaczonymi godzinami. Nie wierzycie? ZERKNIJCIE.
- Sklepy samoobsługowe
Z nieprzymocowaną do niczego puszką na pieniądze, którą często nawet można otworzyć i sobie wydać resztę… To tak typowe na szwajcarskiej wsi, że aż oklepane. Samemu zrywa się sałatę na polu, truskawki, kwiaty, a pieniądze wrzuca do skarbonki. Samemu się nalewa świeżego mleka z olbrzymich chłodzonych baniaków. Co ciekawe, to działa! Nie słyszałam jeszcze o żadnej aferze związanej z kradzieżą puszek ani ziemniaków.
- Bonjour!
Jak rozpoznać Szwajcara na szwajcarskiej wsi? Przechodząc obok Ciebie spojrzy Ci w oczy, uśmiechnie się i przywita. To obcokrajowcy zwykli się kulić w sobie i ze słuchawkami w uszach uciekać wzrokiem w bok.
Szwajcarzy też często życzą sobie w restauracjach „Bon appetit!”, gdy stolik obok zaczyna jeść, a gdy wychodzą życzą miłego wieczoru. Spotkałam się już z zarzutami (od nas Polaków), że grzeczność Szwajcarów jest bardzo powierzchowna i na pokaz. Pal sześć, czy się z tym zgadzam czy nie – uśmiech i życzliwość może rozświetlić każdy ponury dzień.
- Dzieci same chodzą do szkoły
Ledwo to takie drepcze. Raz się zapatrzy na wiewiórkę, raz na pana, który wystaje ze studzienki kanalizacyjnej niczym świstak, a potem przerażone podbiega, bo dzwonek na lekcje w Szwajcarii to poważna rzecz, a spóźnienia są karane!
Gdy się widzi takie knypki przy drodze, to się chce sięgnąć po telefon i naskarżyć na te leniwe matki, które na to pozwalają! Tyle że te „leniwe matki”, szczególnie emigrantki, nierzadko same drżą z obawy, czy dziecku nie stanie się krzywda w drodze do szkoły. Ale tak musi być i tego zwykle wymagają dyrektorzy szwajcarskich szkół! Dzieci w Szwajcarii bardzo szybko uczone są niezależności, a samodzielna droga do i ze szkoły to jedna z ważnych lekcji.
Jak mówią Szwajcarzy – my wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za nasze dzieci. Bo przecież potrzeba wioski, żeby wychować dziecko.
- Broń!
Karabin na plecach żołnierza, który jedzie pociągiem do jednostki lub cywila na skuterze (patrz – zdjęcie), który jedzie na ćwiczenia to żadne wielkie halo! Wręcz przeciwnie – gdy się podróżuje z bronią, nie można jej ukrywać ani zostawić jej samej np. w samochodzie.
Kultura i tradycja posiadania i umiejętności posługiwania się bronią palną jest w Szwajcarii silna.
- Kierowcy zatrzymują się przed zebrą
Przejście dla pieszych w Szwajcarii to rzecz święta, a piesi to wręcz święte krowy. Kierowcy zatrzymują się już, gdy widzą człowieka w pobliżu zebry, nawet gdy ten jeszcze nie miarkował chęci przejścia przez jezdnię.
Ma to przerażające skutki dla polskich imigrantów, którzy odwiedzają rodzinę w Polsce. Niejeden raz brakowało milimetrów, żeby ktoś mi na przejściu w Polsce przejechał po stopach…
- To zależy od kantonu!
Jak różnorodnym krajem jest Szwajcaria! Mieszka tu jedynie 8 milionów osób, przejechać ją można wzdłuż i wszerz w 4 godziny, a jednocześnie mieści tu się tak wiele tradycji, dialektów i krajobrazów – tych z pocztówki i tych mentalnych. Jak bardzo różni się codzienność appenzellerskiego dzieciaka od tego z Genewy…
„To zależy od kantonu” – to powinna być nazwa mojego bloga, a nie tam jakieś Blabliblu (chociaż pochodzenie nazwy Blabliblu ma swoje źródło w bogactwie kulturowym Szwajcarii). „To zależy od kantonu” to koszmar wszelkiej maści blogerów, dziennikarzy, publicystów i reportażystów na temat Szwajcarii. Cokolwiek się napisze, może to zostać podważone, przy czym i autor i komentator będą mieli rację. Wszystko jest względne. A jakbym chciała napisać dokładnie jak coś funkcjonuje w Szwajcarii (np. system podatkowy), to byśmy wszyscy tu posnęli…
Co jeszcze zaskoczyło Was w Szwajcarii? A może „to zależy od kantonu” i nie zgadzacie się z moimi punktami? Jak zawsze z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze!
Co mnie zaskoczyło? Łatwość załatwiania spraw urzędowych, jedna tablica rejestracyjna dla kilku samochodów tego samego właściciela, zamknięte sklepy w porze lunchu, brak możliwości wejścia do szkoły czy klasy dziecka (!), brak popularnych sieciowych marketów – w „mojej” wsi był tylko Lidl, kościół i restauracja w każdej wsi, krowy, wszędzie krowy..:-) Zauważyłam też, że większość ludzi w małych miejscowościach kompletnie nie przywiązuje wagi do wyglądu czy ubioru, np. facet o wyglądzie kloszarda wsiadający do nowego Subaru.
Co mnie irytowało? Kościelne dzwony dzwoniące chyba co godzinę i policja uprzejmie kontrolująca prawie co drugi dzień, bo auto na polskich numerach.
Aaaaach jedna tablica na kilka samochodów też mnie zaskoczyła!!! Zapomniałam dołączyć do listy.
Wejscie do szkoly jak i na lekcje do dziecka nie sa zadnym problemem, nalezy tylko poinformowac nauczyciela o takiej checi. Sklepy zamkniete w porze lunchu tylko niektore i niewiele. Policja nigdy naszych polskich jeszcze wtedy blach nie sprawdzala… A to ze w malych miejscowosciach sporo ludzi wyglada jak penerusy to fakt 😉 I o zamknietych placach zabaw , o ktorych wspomina autorka tez pierwsze slysze i sie z tym u nas nie spotkalam :O Moze mamy fajny, wyluzowany Kanton SG. Polecam 😉
Czyli punkt 10 – to zależy od kantonu 😉
Jestem już rok w Szwajcarii. I zawsze tak samo zaskakuje mnie widok skutera „pędzącego” autostradą lewym pasem.
Ja nie mogę przeżyć pustego prawego pasa i sznurka samochodów jadących o 20km/h niż ograniczenie na lewym.
Łatwość załatwiania spraw w urzędzie komunikacji. Przerejestrowanie auta czy wyrobienie nowych dokumentów przy ich zgubieniu jest bezproblemowe, szybkie i wygodne.
Załatwianie szkód przy stłuczce – również bezproblemowe. Ludzie wiedząc jak to działa nawet nie kombinują i się nie wściekają jak w Polsce.
Zostawianie paczek przed drzwiami i przy tym bezpieczeństwo ze nikt tej paczki nie weźmie. Chociaż zdążają się już wyjątki i oszuści którzy próbują to wykorzystać.
Przez różne przypadki losowe poznałem tez jak działają różne tutejsze systemy w sytuacjach wypadkowych i awaryjnych. Powiem szczerze ze to właśnie tez sprawia ze człowiek staje się mniej zestresowany i zdenerwowany. Generalnie dostrzega się ze ułatwianie i upraszczanie pewnych procesów wpływa na jakość życia.
Taaaaak – dokładnie! I co ciekawe, mieszkając w PL ludzie nawet sobie nie zdają sprawy jak wysoki jest ich poziom stresu spowodowanego codziennością…
Pralka w pralni a nie w mieszkaniu… i przypomniała mi się epicka scena Asi po joggingu wrzucającej zdejmowane z siebie ciuchy do pralki: koszulka – ciach, skarpetki – ciach, bielizna – ciach!
🙂
To jednak prawda, że Matejko odszedł za wcześnie 😉
Dotąd robi mi się gorąco, gdy schodzę do pralni… 😀
Bardzo mnie zaskoczyło to co napisałaś. Czekam na więcej 🙂
A mnie najbardziej zadziwia liczba osób palących papierosy! Mowię tu o Vaud i Genewie. Co prawda już trochę przywykłam, ale wciąż nie mogę przeboleć kobiet w ciąży. I nie chodzi mi o to, że widziałam kilka, które gdzieś w ukryciu wyszły na dymka, ale o to, że po prostu stoją przed biurem wraz z innymi palącymi. Wszyscy uśmiechnięci i rozbawieni, jak gdyby nigdy nic.
Serio?!
Mmmm potwierdzają to statystyki. Szwajcarzy palą o wiele więcej niż Polacy.
Podczas mojego ponad rocznego pobytu w kantonie Argowia:
1) ceny – na początku szok był spory, ale po przyjęciu przelicznika 1 CHF = 1 PLN da się z tym żyć
2) komunikacja publiczna – wszędzie da się dojechać i to bez problemów,
a jak się ma GA to już w ogóle bajka – podajże od 2018 GA jest ważne także na trasach po jeziorze Zuryskim
3) w sumie kontynuacja pkt 2 – widoki podczas podróży są niezapomniane, szczególnie gdy widać góry/jeziora/rzeki
4) co do punktu 9 – zatrzymywania się przed zebrą dalej mnie to zaskakuje, ale nie dotyczy Ticino 🙂
5) faktycznie palących sporo tutaj i w odróżnieniu od Polski można palić na dworcach
6) ilość serów, polecam dla osób mających blisko do Zurychu wizytę w St. Annahof,
mają tam nawet taki specjalny domek z serami 🙂
7) dialekt Schwizerdütsch i język retoromański, co innego czytać na ten temat a co innego usłyszeć na własne uszy
i na koniec bonus sprzed paru dni:
informacja na temat rynku czekolady w Szwajcarii, dane za 2017 rok
https://www.chocosuisse.ch/wp-content/uploads/2018/05/CHOCOSUISSE-Bulletin-2018_FR.pdf
średnio Szwajcar konsumuje 10,5 kg czekolady na rok, dla porównania Polak (dane za 2016 rok) 1,2 kg
Domek z serami <3
Punkt 4 – Jak najbardziej! Wlasnie chodze wsciekla na sasiadke, ktora zajela cala suszarnie mimo ze teraz jest moje 5 godzin na pranie. Jak by sie tu na niej zemscic…
Punkt 9 – tak, ale niestety trzeba uwazac na kierowcow-cudzoziemcow! O ile w Morges generalnie wszyscy sie zatrzymuja, to w Genewie Francuzi maja przepisy gdzies.
Dodatkowo:
a) wszyscy jezdzacy wolno lewym pasem na autostradzie, przy pustym prawym pasie
b) zwalnianie do 80 km/h na autostradzie bo jest fotoradar
c) wlaczanie lewego kierunkowskazu przed wjazdem na rondo i potem zjezdzanie z ronda bez wlaczania prawego – z tego co widze robi tak jakas 1/3 kierowcow w Vaud
Hahahahah Szwajcarzy (przynajmniej ci z Vaud) zwykli mawiać, że Genewa to już nie Szwajcaria 😉
Dwa dni temu byłam w zurychu. Mieszkam 20 lat w Holandii, wiec wchodzę na zebry bez rozglądania sie. W Zurychu kilka razy przysiadlam na maskach aut, bo pomimo tego, ze juz byłam na zebrze, one dalej jechały. Moze to była przedświąteczna goraczka 😉 bo ludzie na ulicach i w sklepach strasznie sie popychali. Ciagle ktos na mnie właził i szturchał. Nie lubie tego.
Przeprawa obiadowa w szkole na którą trzeba dziecko odebrać.
Wysokie kary, które można zapłacić na noszenie replik znanych marek. Czasami na lotniskach są wybiórczo robione łapanki . A więc kobietki, podrobionym torbom, czapkom, szalikom z wielkim logo mówimy NIE !
Mnie chyba najbardziej „powaliło” picie wody z kranu z jednego kubka!!! Wszystkie dzieci w przedszkolu piły z 1 kubka!!! Kolejnym kuriozum było wycieranie nosa jedna chusteczką!!! Nie wspomnę o ospie w przedszkolu!!! Wszystkie dzieci normalnie chodziły do przedszkola z chorobą!!!