Pewnego deszczowego wieczoru, gdy nie było co robić, a Steve uparcie nie chciał się oderwać od pracy, zabrałam się za analizę półek z filmami na DVD. Większość wylądowało w piwnicy jeszcze przed moją wprowadzką do Szwajcarii, a ostały się tylko super perełki i klasyki w ocenie mojego chłopaka ładnie podzielone na cztery półki: horrory, fantasy i sci-fi, filmy deskorolkowe i okołomatrixowe. Tak, tak, tak wygląda klasyka kina według Steva. Horrory i fantasy wszystkie już zaliczyłam, na oglądanie gatek opuszczonych do kolan jakoś nie starczało mi sił, także postanowiłam przeanalizować półkę z filmami o alternatywnych światach, snach i iluzjach oraz grach komputerowych. Wśród wszystkich „Matrixów” razem z „Animatrixem”, „Existenz”, „Incepcją”, czy „Donnie Darko” znalazłam jeden tytuł, który zupełnie nic mi nie mówił – „Avalon” Mamuro Oshiiego.
Okładka, jak to okładka wszystkich takich filmów – jakaś postindustrialny pokój, duch małej dziewczynki, napisy niczym ze starych gier komputerowych, dlaczego ja nigdy w życiu nie obejrzałam tego filmu? Steve polecił, powiedział, że fajny, że produkcja japońska, ale realizowany chyba w Stanach, ciężki jak diabli, po dwóch seansach co prawda niewiele zrozumiał, ale w końcu ja też po obejrzeniu dwa razy „Donniego Darko”, który to film pasjami uwielbiam, musiałam udać się na forum dyskusyjne, by rozjaśnić sobie w głowie to i owo.
Włączam film. Dziwne. Obraz w sepii, jakby trochę wyprany z kolorów, żywcem jak z drugiej wojny światowej, dziwaczne efekty specjalne, jakby z gier komputerowych nałożonych na realną scenę. Ale oglądam dalej ze względu na przepiękne obrazy, realne – nierealne jak ze snów, czy halucynacji, z których każdy po zrobieniu stopklatki mógłby służyć za tapetę mojego komputera. I nagle główna bohaterka zaczyna mówić…po polsku. W tym momencie naprawdę zgłupiałam. Po czym aktorka zdjęła maskę i moim oczom ukazała się…Małgorzata Foremniak, i tu już zgłupiałam do reszty.
Po kilku minutach całkowitej konsternacji doszłam jednak do siebie. Przypomniałam sobie, że faktycznie – jakiś czas temu czytałam jeszcze w osławionym „Filmie”, jak jeden polski krytyk pisał o polsko – japońskim filmie „Avalon” i oczywiście zrównał go z ziemią. I wtedy ja oczywiście bez żalu zrezygnowałam z jego obejrzenia ufając jak zwykle w gust tego miesięcznika. (Tu zrobiłam pauzę i nakrzyczałam na Steva, że nie powiedział mi, że to koprodukcja polska. Biedny Steve spadł z krzesła – oni mają tu filmy tylko z dubbingiem no i „skąd miał wiedzieć”. Powiedziałam mu również opinię polskich krytyków i też nie mógł uwierzyć – i chyba nadal nie wierzy – we Francji i Szwajcarii „Avalon” to pozycja absolutnie kultowa stawiana w jednym rzędzie, a przez pasjonatów gatunku nawet przed „Matrixem”.)
Włączyłam ponownie film, ale tym razem nie rozluźniona tylko czujna i krytyczna. Jak w przypadku konfrontacji każdego polskiego filmu z zagraniczną publicznością – tak bardzo chciałam, żeby było super i tak się bałam, że nie będzie. I co?
Dziwne. Film bardzo nastrojowy, powolny, dla widzów inteligentnych, gdzie nie ma wszystkiego podanego na tacy. Nieziemska muzyka Kenji’ego Kawai, który zdecydowanie zdobył sobie moje serce tym filmem. Industrialny klimat retrofuturyzmu i cyberpunka. I wreszcie nie musiałam się naoglądać skórzanych długich kurtek i okularów przeciwsłonecznych. Oczywiście nie można było uniknąć tematu alternatywnej rzeczywistości i przenikania się świata gry komputerowej i świata rzeczywistego. Ale w przeciwności do takich blockbusterów jak „Matrix”, czy „Incepcja”, widz sam dochodzi do wniosku (albo i nie dochodzi), co jest realne, a co nie. Tutaj nikt nie tłumaczy jak krowie na miedzy, że o, ten świat jest be, tu jest pigułka, łykniesz, stary, i wszystko będziesz wiedzieć. Po obejrzeniu „Avalonu” rozkminiasz i dyskutujesz przez następne dwa wieczory. („Gdzie się k…wa podział pies?!”)
To były plusy proszę państwa. A minusy? Aktorstwo! Ja pierdziu, co za bryndza! A co lepsza – na wszystkich forach dyskusyjnych obcokrajowcy chwalą Małgosię. Co za wystudiowany chłód, te chwile milczenia, które mówią więcej niż tysiąc słów – „interesting acting (very automaton-like, but intentionally so)”- „ciekawe aktorstwo (bardzo automatyczne, ale to celowy zabieg” (to recencja z IMDB). A ja bym po prostu powiedziała: Mamoru Oshii dobrał świetną aktorkę do tej roli. Foremniak jest sztywna jakby połknęła kijusa i zimna jak zza grobu, jak w każdym swoim filmie. Tutaj broni się tylko tym, że po prostu taka jej była rola. Następna wada to fatalny scenariusz. Teksty są zupełnie niezrozumiałe i jakieś takie… jakby przetłumaczone przez bardzo kiepskiego tłumacza. I oczywiście – jedno tylko zerknięcie na okładkę DVD – autorem scenariusza jest Japończyk.
I bez komentarza – kolejny cytat z IMDB: „I watched it in Polish with English subtitles. There were a lot of times when there was silence on the Polish stk, but there was narration going on in English. Is this because we Americans are so dumb that we can’t figure anything out for ourselves and need to have ALL the info hand-fed to us?” (tłum.„Oglądałam film w polskiej wersji językowej z napisami w języku angielskim. Wiele razy nikt się nie odzywał, a mimo to pokazywały się napisy po angielsku. Czy to dlatego, że my Amerykanie jesteśmy tacy głupi, że nie potrafimy niczego sami wymyśleć i WSZYSTKO musi być nam podawane na tacy?”). W sumie po tym komentarzu bardzo chcę obejrzeć film z angielskimi napisami, może więcej zrozumiem.
Jest jeszcze kontrowersyjnych kwestii, ale po przemyśleniu i złożeniu sobie wszystkiego w całość odbieram je w sumie pozytywnie. Film wygląda trochę jak kreskówka, czy gra komputerowa. Na początku bardzo mi to przeszkadzało, bo wyglądało tanio i sztucznie. Potem jednak zaczęłam się rozsmakowywać w tym stylu.
Jednak polecam wyłącznie pasjonatom gatunku. Film nie jest najłatwiejszy, a w dodatku scenariusz i aktorstwo niestety nie pomagają w odbiorze.
Witam, oczywiście że pamiętam film Avalon… jednak dla mnie jest on bardzo średnim filmem. To oczywiście kwestia gustu:)
Pozdrawiam i postaram się zapamiętać adres bloga, bo nie jest zbyt prosty:). Pomimo tego, świetnie się go czyta.
Dziękuję 🙂
Tak, zorientowałam się już, że to był mały błąd z tą nazwą bloga, jak i z wyborem platformy.
A tak w ogóle, to się nieźle uśmiałam, bo właśnie kompletuję informacje na temat recyclingu w Szwajcarii 🙂 Z chęcią skorzystam z Waszego bloga, żeby skonfrontować te dane z naszą polską rzeczywistością. Oczywiście podałabym źródło, jeśli można.
Dżoa, nie wiem co Ty wciągasz ale ja też to chce 🙂 Avalon widziałem jeszcze w Republice Promilowej. Jak to powiedział Krzyś: ‚Kubuś, kurwa, żeby obejrzeć ten film to trzeba być przywiązanym do fotela, inaczej nikt tego nie wytrzyma’.
Toż to największy gniot o jakim słyszałem. Fabuła debilna aż strach, Foremniakowa walczy w jakimś czołgu, żeby z klasy A dostać się do klasy super A. Na końcu jak już przebrniesz ten stos pretensjonalnych dialogów (dialogów??) w wykonaniu niczym ze szkolnej akademii to dowiadujesz się, że klasa A nie istnieje, bo jest tylko klasa Real.KONIEC.
Tak, moi drodzy to co Wam napisałem powyżej to jest najczystszej wody SPOILER. Bo więcej fabuły NIE MA.
Pokazałem to ‚dzieło’ nawet kuzynowi, żeby zobaczył co to jest zero absolutne kinematografii, bo dobrze mieć w życiu poziom odniesienia. Nie wytrzymał do końca, schlał się i zasnął na klawiaturze (sic!!).
Uśmiałam się 😀 Jak zwykle pięścią między oczy 🙂
Herr Kuba,
a nie doczytałeś poniżej, że lekarze polecają tam popalać… „herbatę”? Nie wiem czy Asia (mogę tak?) pali, ale skoro wszyscy palą to obawiam się, że nad Szwajcarią unosi się hajowy smog 😉