Zurych na wycieczkę

Nie ma co dublować mojego przewodnika po Szwajcarii i opowiadać o zuryskich zabytkach, uroczych uliczkach, czy przepięknym brzegu jeziora. Jeśli Wasz dziób dopiero dumnie mierzy w stronę do Zurychu, zmieńcie kurs do najbliższej księgarni po książkę „Szwajcaria i Liechtenstein. Inspirator Podróżniczy”. Jeśli jesteście już w Szwajcarii i polskie zbiory książkowe nie są Wam po drodze, dajcie znać – mam 10 egzemplarzy awaryjnych na takie okazje.

Dzisiejszy artykuł jest częścią cyklu „Dzień Kantonów”, w którym znęcam się nad wszystkimi częściami administracyjnymi Szwajcarii w sobie tylko znanym porządku.

Autor: Robbie Shade, Flickr

Poprzednio męczyliśmy kanton Zurych życiowo, dzisiaj – turystycznie. Postanowiłam podać kilka różnych propozycji spędzenia wolnego czasu w tym kantonie. Od upału do niepogody, dla dzieci i dla dorosłych, edukacyjnie, relaksacyjnie i wieczorowo. Wydarzenia, miejsca, kluby i tradycje.

Zapraszam do zuryskiego turystycznego kogla-mogla:

  1. Rejs po Jeziorze Zuryskim

Polecam szczególnie długą, romantyczną wyprawę na zachód słońca na jeziorze! Statki odpływają z Burkliplatz. Nie trzeba kupować biletów wcześniej, ale warto zrobić rezerwację do pływającej restauracji, jeśli morzy nas głodek, szczególnie w słoneczne weekendy. Honorowane są zniżki na abonament połówkowy Halbtax/demi tariff. Można wysiąść na drugim końcu jeziora na malowniczej wyspie Ufnau i tam zwiedzić ruiny starego klasztoru i posilić się w restauracji. Co ciekawe, na wyspie pasą się krowy, które wczesną wiosną przypływają na nią… specjalnym krowim łodzio-promem.

Inny pomysł to przystanek w uroczym miasteczku Rapperswil z Polskim Muzeum i Kolumną Barską, zwaną Kolumną Wolności z 1868 roku.

  1. Dada!

To w Zurychu powstał praszczur surrealizmu i punku, klimatycznie niepoukładany i nieustrukturyzowany dadaizm. W 1916 roku, gdy młodzi chłopcy oddawali swoje życie na wielu europejskich polach bitew, krzyk „dada!’ był wołaniem o wolność od tych wszystkich sztywnych ideologii, przez które lała się krew, kontrastem do wszystkich tych pompatycznych przemów wojennych.

Jądrem dadaizmu był Cabaret Voltaire, który do dziś zaprasza w swoje podwoje wszystkich spragnionych nietypowych artystycznych wrażeń. Załóż sobie abażur na głowę i idź na lampkę kawy z pasztetową.

  1. Na niepogodę

W czasie deszczu dzieci się nudzą, więc może się zabiorą za naukę. (O nieeeeee, mamo, tylko nie toooo!) Jeśli nie chcesz słuchać takiego wycia za każdym razem, gdy zaganiasz swoją trzodę dzieciową do fizyki, przekonaj ich, że nauka jest fajna.

Najlepiej wykorzystać do tego deszczowe popołudnie. W Winterthur znajduje się Technorama, czyli Muzeum Techniki. Ale nie takie nudne, z długimi wyjaśnieniami i „nie dotykać eksponatów”. Dotykać nawet trzeba! Ta cała nieprzyjazna nauka staje się tutaj ciekawa i intrygująca. Doświadczenie z piorunami – piorunujące – polecam!

Uwaga – dobrze zaplanuj dzień – na wizytę trzeba przeznaczyć przynajmniej 5 godzin, a muzeum zamyka się już o 17.

  1. Tu się wszystko kończy i wszystko się zaczyna

Langstrasse. Niegdyś niesławna dzielnica czerwonych latarni, dziś dzielnica niebieskich drinków, migoczących dyskotekowych kul i innych atrybutów nocnego życia. Da się tu pobawić i zjeść. Raczej nie wyspać, także rezerwujcie mieszkania / hotele nieco dalej. W czasie dnia świetne miejsce na przekąski z różnych zakątków świata i egzotyczne zakupy.

Jeśli chcecie więcej insajderskich porad, gdzie zjeść i się napić, koniecznie prześledźcie tę dyskusję w komentarzach pod postem na facebooku:

https://www.facebook.com/szwajcarskieblabliblu/posts/2364459537002479

  1. Wybuchanie bałwana zuryską prognozą pogody

Co roku Zurych wybuchowo żegna zimę i zaprasza w swe nieskromne progi wiosnę.
Wybuchowo – dosłownie – jednym z najważniejszych punktów celebracji Sechseläuten jest spalenie symbolu zimy – bałwana wypełnionego środkami wybuchowymi. Tradycja mówi, że im szybciej wybuchnie głowa Böögga (bo tak nazywa się bałwan), tym lato będzie cieplejsze. Rekord padł w 1974 roku, kiedy zajęło to tylko 5 minut i 7 sekund od rozpalenia stosu. Najdłużej widzowie czekali zaś w 2016 roku – 43 minuty i 34 sekundy.

W tradycyjnym pochodzie Sechseläuten biorą udział przebrani w historyczne stroje członkowie gildii na koniach i grupy muzyczne. Pochód przechodzi z dolnej części Bahnhofstrasse do przygotowanego wielkiego stosu z bałwanem ofiarnym.
O 18 rozpalany jest ogień – i tłum trzyma kciuki, żeby głowa bałwana jak najszybciej wyleciała w powietrze. Po wszystkim rozpoczyna się nieoficjalne grillowanie kiełby w zgliszczach po bałwanie. Niektórzy mówią, że to jeden z największych grilli Szwajcarii i nazywają go malowniczo après-Böögg. Także jeśli idziesz zobaczyć ten spektakl, nie zapomnij wziąć do kieszeni kiełbaski (tylko nie przytulaj się wtedy do sąsiadek, żeby uniknąć nieporozumień).

  1. Policja cała w kwiatach

Chcesz ucieszyć swoje oczy przepięknymi, misternymi malowidłami w ciepłych kolorach zachodzącego słońca? Idź na policję! Nie byle jaką, bo do Zurychu.

Bluemlihalle nazywana tak od milionów kwiatuszków wymalowanych przez Giacomettiego mieści dzisiaj posterunek policji, ale nadal można oglądać jej wnętrze… po okazaniu dokumentu tożsamości.

Źródło: myswitzerland.com
  1. Gdzie na cmentarz?

Czy jest tu jakiś wielbiciel turystyki cmentarnej? Śmiejcie się do woli, ale nie ma jak omszałe anioły z kosą i inne wesołości. Na cmentarzach trudno uprawiać small-talk i opowiadać psiapsiółkom o nowym czelendżu w korpo. Łatwiej zaś dumać o sprawach nieco bardziej abstrakcyjnych. Dlatego kiedyś, przysięgam, zrobię jakiś przewodnik po szwajcarskich cmentarzach.

Ten zuryski Friedhof Fluntern akurat nie jest moim ulubionym, bo ja wolę takie położone na wygwizgowie, z widokiem na jezioro i rozkładającymi się ze starości grobami. Ale nawet tutaj znajdzie się wiele interesujących zwłok, na przykład Jamesa Joyce’a i jego muzy Nory Barnacle. Szczególnie polecam pomnik autora z niepokojąco matowymi okularami. Brrrrr, znaczy się, cudowny!

  1. Pływanie w mieście

Urban swimming to jeden z ulubionych szwajcarskich sportów, a moczenie się w rzece/jeziorze/basenie między jednym callem a drugim wcale nie taką rzadkością dla zuryskich krawaciarzy. Szczególnie, że Zurych został wyjątkowo szczodrze pobłogosławiony, jeśli chodzi o czystą wodę, zdatną do pływania, ale nawet do… picia! W Zurychu znajduje się aż 2000 fontann i w każdej z nich płynie woda pitna.

Ale wróćmy do bogactwa kąpielisk. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Zaś w samym centrum wielbicielki nagiego pływania w ekskluzywnie kobiecym towarzystwie mogą cieszyć się wodą, wykwintną dekoracją obiektu w stylu art nouveau i widokiem na Grossmunster i Stare Miasto we Frauenbad.

  1. Wegańska… dyskoteka!

Tak, to możliwe! Hiltl to już w Zurychu instytucja – restauracja wegetariańska/wegańska a la carte, bar w stylu bufetowym z jedzeniem na wagę, kafejka, akademia gotowania, a w nocy klub z dyskoteką. Założony w 1898 roku Hiltl to najstarsza na świecie restauracja wegetariańska – nawet wpisana do Listy Rekordów Guinessa.

Jedzenie w Hiltlu jest tak smaczne i różnorodne, że jadają tam też zdeklarowani mięsożercy wmawiając sobie, że te opiekane marchewki posypane kurkumą to parówki…

  1. Zuryskie przedświąteczne LSD

Jeśli lubisz przedświąteczne wzruszenia, a christmasowy przymus zakupów łykasz jak młody pelikan żabę nie może Cię zabraknąć w trzeci czwartek listopada na zuryskiej Bahnhofstrasse. Dokładnie o 18 po raz pierwszy odpalane są malutkie lampki przypominające gwiazdy, czy też diamenty jak z piosenki Beatlesów „Lucy in the Sky with Diamonds”… Stąd ich nazwa – Lucy!

Po pełnym zachwytu „aaaach” tłum zebrany na podziwianiu Lucy raźnym krokiem idzie do sklepów, które tego dnia są otwarte dłużej. Bardzo… świątecznie!

Jak widzicie, moja lista nie była ani „The best of…” ani nawet bardzo reprezentatywna. Co byście dołożyli do zuryskich odkryć, pomysłów, wskazówek, miejsc? Zapraszam do komentowania!

7 komentarzy o “Zurych na wycieczkę

  • 16 lipca, 2019 at 10:26 am
    Permalink

    Turystyka cmentarna na propsie 😀
    Byłam na cmentarzu w Zurychu i najbardziej mi się tam podobał taki pomnik ponurej kobiety w płaszczu. Polecam wizytę wieczorową porą 😉

    Reply
  • 20 lipca, 2019 at 8:04 pm
    Permalink

    Ja o wycieczkach, ale znowu trochę nie na temat bo o Lozannie. Czy to prawda, że tam nigdzie nie koszą trawników i zostawiają te okropnie sterczące wysokie trawska w centrum na każdej ulicy żeby żuczkom, mrówkom, motylkom i innym owadom żyło się lepiej?

    Na pierwszy rzut oka wygląda to jakby miasto przez przypadek zwolniło wszystkich pracowników od pielęgnacji terenów zielonych. Potem pomyślałem, że może to jest „zaawansowana” ochrona środowiska. 🙂

    Reply
    • 22 lipca, 2019 at 10:06 am
      Permalink

      hahahah koszą, ale nie wszędzie. Faktycznie coraz częściej zostawia się nieskoszone trawniki dla jeży, ale raczej nie w centrum miasta…

      Reply
      • 22 lipca, 2019 at 12:22 pm
        Permalink

        No własnie obeszłem 2 tygodnie temu w ramach zwiedzania całodniowego tylko Lozannę. 🙂

        Reply
      • 22 lipca, 2019 at 12:46 pm
        Permalink

        Ale może mnie to raziło, dlatego że w moim mieście wszystko jest ładnie wycięte i wykoszone, łącznie z jeżami, gdyby się jakiś usiłował uchować. 🙂

        Reply
        • 22 lipca, 2019 at 12:55 pm
          Permalink

          ja tam wolę romantyczne kłosy trawy i żywe jeże 😉

          Reply

Skomentuj Stefanek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.