Appenzell to wyjątkowy region – jakby powstały z najbardziej esencjonalnego wyciągu ze stereotypów o Szwajcarach. Czasami mi się zdaje, że jeśli ktoś opowiada o Szwajcarach tak naprawdę ich nie znając (czyli odnosi się do popularnych klisz), nieświadomie odnosi się do zamkniętych i przywiązanych do tradycji Appenzellczyków. No bo sami przyznajcie – kto staje przed Waszymi oczami wyobraźni, gdy słyszycie słowo „Szwajcar”? Czy nie jest to aby mrukliwy stary góral w tradycyjnym kostiumie appenzellskim z kolczykiem w kształcie łyżki z reklam sera Appenzellera?
Domy jak z piernika, żywy folklor kultywowany po dziś dzień i szorstki charakter mieszkańców regionu sprawiają, że Appenzell ma w sobie coś bajkowego. Nie jest tak spektakularny jak regiony typowo alpejskie i nie jest pierwszym wyborem turystów zwiedzających Szwajcarię. Na szczęście! Dzięki temu być może bogate tradycje Appenzellu przetrwają dłużej w niezmienionej, nieskomercjalizowanej formie.
Appenzell jest nie tylko bogaty w folklor, ale przede wszystkim tradycje i zwyczaje regionu są nadal żywe. Co z tego, że prawdopodobnie dokopałabym się podobnego bogactwa ludowego w każdym innym regionie Szwajcarii, skoro stanowiłyby one część martwego już skansenu, teatru dla turystów i przedszkolaków.
Dzisiejszy artykuł na temat appenzellskiego folkloru będzie dotyczył wyłącznie jego „nieruchomej” części – muzyki, kostiumów i zwyczajów domowych. Wydarzenia i święta publiczne zostaną opisane w następnej części.
Najweselsza muzyka smutku
Portugalia ma swoje fado, Irlandia swoje pieśni celtyckie, ale to szwajcarskie jodłowanie w stylu Zäuerli (pochodzące z Appenzellu Ausserrhoden) lub Ruggusseli (pochodzące z Appenzellu Innerrhoden) uważam za najsmutniejsze na świecie. Na pewno wielu z Was się zaśmieje – jak radosne fidu-didu prosto z płuc w kolorowych, ludowych szmatkach może się komuś zdawać smutne? Smutne są chociażby jego korzenie. Jodłowanie niegdyś nie służyło wyłącznie do rozrywki – ale przede wszystkim do komunikacji pomiędzy góralami pilnującymi swoich stad na odległych halach. Jak tęskne musiały być te pieśni samotnych pastuszków, którzy nie widywali swoich rodzin i ukochanych przez większą część roku?…
Czym się różni Zäuerli od Ruggusseli? Ruggusseli jest szybsze, ale smutniejsze – pełno w nim mollowych dźwięków. Zäuerli jest wolniejsze i według specjalistów, płynie z głowy, podczas gdy Ruggusseli ma swoje źródło w sercu. Mówi się, że jodłowanie jest krzykiem euforii bez słów, afirmacją piękna i życia pomimo jego trudów. Czy dziś ma jakieś praktyczne znaczenie? A i owszem! Appenzellczycy mówią, że jodłowanie pomaga utrzymać porządek w stadzie podczas wędrówek na hale.
Gra na krowich dzwonach (Schölleschötte) i gra monetą krążącą w misce (Talerschwingen)
Świetnym akompaniamentem dla jodłowania w stylu Ruggusseli jest muzyka olbrzymich krowich dzwonów i gra monetą krążącą w misce. Sam opis brzmi egzotycznie, prawda? To właśnie udowadnia, że muzykować można na wszystkim, nawet na przedmiotach codziennego użytku.
Wieczorne błogosławieństwo chroniące Alpy przed demonami nocy (Alpsegen)
B’hüets Gott ond erhalts Gott! Niech Cię strzeże i chroni Bóg!
Gdy zachodzi słońce, górale biorą drewnianą tubę i śpiewnie recytują treść psalmu wieczornego, który zapewnia ochronę przed diabłami.
(Powyższy filmik nie został nagrany w Appenzellu – Alpsegen jest obecnie popularny również w innych częściach Alp.)
Przeniosłeś się właśnie do Średniowiecza, prawda? Tekst tego psalmu też jest dziwny – jest to mieszanka staroniemieckiego i lokalnego dialektu. Oryginalna wersja modlitwy zaginęła w otchłaniach historii. Obecna treść błogosławieństwa została odtworzona zaledwie sto lat temu na podstawie ludowych opowiadań. Każda alpejska kapliczka lub domowy ołtarzyk znajdujący się w katolickich domach w Appenzellu jest przyozdobiona pergaminem z tekstem błogosławieństwa.
Muzyka ludowa Appenzellu – górale lubią się dissować
Muzyka ludowa z Appenzellu jest dość charakterystyczna i nietypowa, bo jej wiodącym instrumentem są cymbały (nie, nie dziecięce cymbałki, ale prawdziwe cymbały, które przypominają bardziej harfę niż dzwonki!). Inną formą wspólnego muzykowania, taką, która wymaga więcej poczucia humoru i talentu poetyckiego niż muzycznego jest Ratzeliedli. Na czym to polega? Otóż Ratzeliedli zawsze zaczyna jedna osoba wymyślając na poczekaniu tekst, który wyśmiewa drugą osobę do powszechnie znanych ludowych appenzellskich melodii. W refrenie dołącza do niej całe towarzystwo jodłując bądź powtarzając ostatnią strofę. Druga zwrotka należy natomiast do wyśmiewanego, który musi się odgryźć. Według znawców, Ratzeliedli w lokalnych barach potrafią trwać całe noce, a najbardziej kreatywni śpiewacy szybko zyskują sympatię miejscowych.
Tradycyjne kostiumy
Stroje ludowe Appenzellu nie są wymarłą częścią skansenu. Mieszkańcy Appenzellu nakładają je podczas świąt (szczególnie religijnych). Największe wrażenie sprawiają stroje dziewic, które rzucają kwiaty podczas tradycyjnej procesji Bożego Ciała, a szczególnie ich nakrycie głowy. Czarne korony ze skrzydłami przy uszach bardzo przypominają swoją formą hełmy elfów we współczesnych filmach. Czyżby ludowy strój Appenzellek stanowił inspirację dla kostiumografów filmów fantastycznych?
Mężczyźni z Appenzellu natomiast na co dzień noszą kolczyk w kształcie węża. Od święta zaś zakładają kolczyk z łyżką!
Zwyczaje świąteczne: pierniki i okadzanie domu i pomieszczeń gospodarczych
Święta Bożego Narodzenia i poprzedzający je adwent są szczególnie uroczyście obchodzone w katolickim Appenzell Innerrhoden. Już w listopadzie na witrynach i w oknach pojawiają się przepiękne dekoracje z pierników (Chlausebickli).
Na środku każdego domu staje Chlausezüüg, czyli bogato dekorowana spadzista piramida wykonana z pierników stojąca w misce pełnej orzechów i suszonych gruszek.
W Wigilię, Sylwestra i dwunastą noc Nowego Roku tradycyjni Appenzellczycy okadzają swoje domy, zagrody i pomieszczenia gospodarcze. Rytuału dokonuje zwykle głowa rodziny podczas gdy rodzina modli się w domu prosząc o ochronę przed «Öbel ond Oofall» (złem i nieszczęściem).
Uzdrawianie przy pomocy daru bożego
Uzdrawianie to kolejna tradycja appenzellska przekazywana z pokolenia na pokolenie. Obecnie w samym kantonie Appenzell Innerrhoden jest 30 uzdrowicieli (na 15 tysięcy mieszkańców). Uzdrowiciele leczą krwawienia, gorączkę, ból, blizny po poparzeniu i wiele innych chorób korzystając z zaklęć i specjalnych modlitw, które prawdopodobnie pochodzą ze Średniowiecza.
Uwaga! Uzdrowiciel w Appenzellu to nie jest zawód – to jest powołanie wykonywane poza swoją wykonywaną profesją. Jak mówią sami appenzellscy „szamani” – dar odchodzi, gdy zaczyna się go uprawiać dla pieniędzy. Aczkolwiek jak dodają, wdzięczni pacjenci odwdzięczają się często w naturze…
Czy wiecie, że jest jeden dzień w roku, kiedy appenzellskie dzieci mogą palić papierosy (co chętnie robią ku oburzeniu turystów)? Na ten temat i na temat wielu innych dziwnych zwyczajów tego szczególnego regionu Szwajcarii poczytacie w następnym artykule.
Artykuł powstał przede wszystkim przy pomocy broszury appenzellskiego biura promocji turystyki:
Czy w kantonie Appenzell pali się jeszcze heretyków na stosach?
A tak zupełnie serio, słyszałem, że listy i paczki docierają do kantonu Appenzell z opóźnieniem. Kurier musi przesiąść się z samochodu na konia, żeby nie wystraszyć mieszkańców.
😂 coś jest na rzeczy, bo paczka z miejscowości obok (30km) szla dobre kilka dni.
No tak było, nie zmyślam :).
Znajomy z pracy opowiadał mi, że jakieś 30 lat temu spędzał wakacje w kantonie Appenzell. Za każdym razem, gdy na niebie przelatywał samolot, Appenzellerczycy chowali się przerażeni w ziemiankach i stogach siana.
Ale to było 30 lat temu, od tego czasu cywilizacja dotarła do Appenzellu. Teraz gdy przelatuje samolot Appenzellerczycy chowają się w murowanych domach.
Aneta, pewnie przez Zurych 😉
Super! Mam ochotę przeczytać teraz. Ale może się powstrzymam i zostawię na wieczór popijając Appenzel Alpenbitter przywieziony w Sobotę do Polski. Kupiłem w Samnaun za 24 franki. 🙂 Tak z innej beczki to nie wiedziałem, że wioski we wschodniej Gryzonii są architektonicznie tak przepiękne i to każda jedna, ładniejsze niż w Austrii czy Włoszech w tych rejonach. A propo jedyna trochę niemiła przygoda była w okolicy Mustair gdzie celnicy na granicy pytali skąd i po co jedziemy i czy przewozimy alkohol i papierosy a jak wyjaśniłem, że to wycieczka to kazali zjechać na bok i wyciągali plecaki, do tego byli stresująco poważni, wszystkich innych w tym Niemców puszczali od razu. 🙂
Zobaczyli egzotyczną dla nich rejestrację, więc zatrzymali…. Taka praca. Ani mnie ani moim gościom na polskich blachach się to nigdy nie zdarzyło. Dobrze, że nie żartowaliście o bombach i narkotykach w kole 😉
Nawet nam nie przyszło do głowy, żeby żartować, raczej byliśmy zestresowani brakiem dowodu rejestracyjnego, który zostawiłem w wynajętym domku, ale na szczęście nie pytali w ogóle o dokumenty tylko chcieli widzieć co mamy w plecakach. Zdziwiło mnie, że nie pytali o kiełbasę i w ogóle nie pytali o mięso. Po przeczytaniu twoich blogów sądziłem, że będą pruć siedzenia w poszukiwaniu przemycanej wałówy. 😀
Przyznam się szczerze, że trochę zaniedbałam lekturę Twojego bloga. Na moje usprawiedliwienie mogę podać brak czasu, no i urlop. Na szczęście wróciłam i było warto, bo znów ciekawy wpis.
Mam nadzieję, że opalona na węgielek!
Na węgielek. Dlaczego tak źle życzysz Monice? 🙂 🙂
OK, OK, na Włoszkę!
Oczywiście, że jestem opalona, ale nie na węgiel, ani nie na Włoszkę, tylko na samą siebie :-))). Zresztą zobaczysz. Poza tym – Stefanek – bardzo dziękuję za troskę. Jak będzie okazja odwdzięczę się.
Łyżka w uchu?
A może jednak kolczyk w kształcie łyżki dla tych, co mają dużą wyobraźnię i ich uszy bolą po przeczytaniu tytułu 😉
A może to zamierzony efekt? 😉
Napiszę tu bo w starszych artykułach może nie zostanę zauważony. 🙂 Mam pytanie odnośnie kantonu Vaud a mianowicie okolic Jeziora Genewskiego. Jak wygląda tam sytuacja jeśli chodzi o dostęp do jeziora w kontekście plażowania i grzecznego grillowania? Za rok chciałbym tam zabrać grupę ok. 10 osób, namierzyłem kwaterę i dlatego pytam. Pytanie nr. 2, czy są tam jakieś lokalne karnety/karty na szereg atrakcji na przykład coś jak 5 wjazdów kolejką na górę, 4 parki wodne i 3 wstępy do muzeum, serowarni i takie tam?
Kwaterę nie w samym Vaud ale w Valais niedaleko w odległości 30-40 minut jazdy od jeziora.
Plażowanie i grillowanie jak najbardziej, ale w miejscach do tego wyznaczonych. Nawet są gdzieniegdzie grille publiczne, ale zawsze można użyć swojego. Jeśli chodzi o oferty razem z transportem publicznym: https://www.myswitzerland.com/en-ch/swiss-travel-pass.html lub regionalne: https://www.myswitzerland.com/en-ch/regional-pass-lake-geneva-alps.html W tym drugim to obejmuje np. podróże pociągiem serowym lub czekoladowym i te wszystkie panoramiczne! Ale nie ma w tym muzeów i kart wstępów. Jeszcze szukam jednej opcji, którą kiedyś widziałam, czyli pass na same wstępy tu i tam….
I tu jeszcze lista wszystkich passów, takich regionalnych: https://www.myswitzerland.com/en-ch/affordable-switzerland.html?nodeid=79687
Dzięki za info. Wczytuję się w to. W Austrii, którą uwielbiam, każda możliwa dolina czy gmina ma karty (Tyrol ma ze 30) i kosztuje toto od 30 do 90 euro na tydzień od osoby i jest to mix darmowej komunikacji, kolejek górskich, basenów i wstępów tu czy tam. Tu widzę, że w Szwajcarii nie ma aż tak bardzo bogatej oferty takich letnich multipassów, ale może znajdzie się coś ciekawego. 🙂