Część 1 – Wady, zalety i porady
Przyjechałeś do Szwajcarii. Szumny i ambitny plan był taki: przyjadę i szast-prast nauczę się języka. Spryciuga jestem, nie boję się gadać, a Mietek przecież jak przyjechał to ani be ani me, a teraz tak szprecha jak stary Hans, aż nikt go w wiosce nie rozumie. Z tym planem w głowie przyjeżdżasz do Szwajcarii i nic nie jest takie jak zgodnie z Twoim planem. Okazuje się, że tak jak w Twojej rodzinnej wiosce, w Szwajcarii też nikt Mietka nie rozumie, a ten plan z nauką języka był mocno taki sobie. Dlaczego? Otóż miesięczny kurs 2 razy w tygodniu kosztuje ok. 400 franków (ok. 1800 zł), a i tak w tym tempie języka nauczysz się za jakieś 5 lat. Kurs intensywny z zajęciami każdego dnia kosztuje ok. 700 franków na 3 tygodnie, a przecież kiedyś jeszcze trzeba pracować. Oczywiście są dostępne mocno dofinansowane przez państwo kursy integracyjne, jednak w grupie jest ok. 20-30 osób, w tym część osób hmmm… które mają problemy z pisaniem i czytaniem, dlatego wyciągnięcie z takiego kursu jakiejkolwiek praktycznej wiedzy jest dość trudne. Twoje plany biorą w łeb. Co robić? Jak żyć, panie premierze?
W Szwajcarii oczywiście można żyć nie znając żadnego języka narodowego i bardzo wiele osób mieszkając tu od wielu lat nigdy nawet nie próbowało się nauczyć niemieckiego czy francuskiego. Międzynarodowa społeczność w Szwajcarii działa bardzo prężnie, więc można ledwo zauważyć, że otoczenie rozmawia w innym języku niż angielski. Tylko, że… Wtedy się żyje w Szwajcarii, ale tak jakby nad nią, nie dotykając ziemi, nie mając styczności z kulturą, codziennością, ani samymi Szwajcarami. To takie życie studenckie, bez korzeni i kontekstu… Można tak żyć, ale nie lepiej po prostu nauczyć się języka?
Istnieją osoby, które potrafią się uczyć języka samodzielnie i w dodatku osiągają znakomite rezultaty w bardzo krótkim okresie czasu. Osobiście znam takie 2 osoby. Brawo dla nich! Co jest tajemnicą ich sukcesu? No cóż, jak się domyślacie, jakbym wiedziała, to bym prawdopodobnie nie znała tak dokładnie ceny kursów w Szwajcarii….
Jest jeden pomysł, jak to robić lepiej i finansowo i czasowo i ten pomysł chcę Wam dziś przedstawić. Pomysł sprawdzony na mojej własnej drogiej mi skórze, dlatego to nie jest wydumane i wymyślone, tylko jak najbardziej realne i do zrobienia.
Uczenie się języka obcego przez skype i z blogami językowymi. W następnych artykułach polecę Wam blogi językowe dotyczące języka niemieckiego, francuskiego i włoskiego prowadzone przez osoby kompetentne, po skończonych studiach językowych i często z doświadczeniem pedagogicznym (oferujące również możliwość nauki języka przez skype).
Jakie są wady i zalety nauki języka z blogami językowymi?
Zacznijmy od zalet:
- Masz dostęp do wszelkich „nowinek” językowych, języka ulicznego, którego nie nauczą Cię kursy w Polsce.
- Chcesz czy nie chcesz, jesteś „bombardowany” wiedzą – słówkami, zagadnieniami gramatycznymi, wyrażeniami idiomatycznymi (jeśli tylko zapiszesz się w jakiś sposób na newsletter bloga).
- Dostajesz solidną porcję informacji kulturowych i ciekawostek, które wzbogacają Twoją wiedzę o danym otoczeniu kulturowym i motywują do nauki.
- Problemy językowe przedstawione są w sposób praktyczny, daleki od tego książkowego.
- Dostęp do bloga masz nieograniczony i to…. za darmo!
- Blogerzy często recenzują materiały do nauki języka obcego. Można z tego skorzystać, żeby znaleźć naprawdę dobry podręcznik, zeszyt ćwiczeń, czy książkę z gramatyką. UWAGA! Istnieje tutaj ryzyko, że książka okaże się gniotem, a recenzja – sponsorowanym bublem. Dlatego ważny jest rozsądny wybór bloga.
A teraz wady:
- Bywają „złe” blogi językowe. Dlaczego złe? Prowadzone przez osoby niekompetentne, samouków, osoby, które same się uczą i bloga traktują jako inspirację do tej nauki, imigrantów w krajach francuskojęzycznych, którzy co prawda językiem się posługują, ale nie mają pojęcia o jego nauczaniu. Blogi nie są kontrolowane i tak naprawdę ekran zniesie wszystko. A biedni czytelnicy wierzą słowu pisanemu…
- Blogi językowe nie mogą być traktowane jako synonim regularnej nauki. Niestety nie nauczysz się języka czytając bloga bez względu na poziom swojego zaangażowania. Dlatego polecam połączenie subskrypcji wybranego bloga z lekcjami przez skype. Autorzy wielu blogów oferują taką możliwość. Jeśli zastanawiacie się nad lekcjami języka przez skype, polecam uczenie się u osoby, która takiego bloga językowego prowadzi, ponieważ w taki sposób macie gwarancję lekcji nie u anonimowego Marco78, który udaje native speakera, ale robi koszmarne błędy, o czym….nie dowiesz się, jeśli nie znasz języka…
Ze względu na ryzyko wyboru odpowiedniego bloga do nauki, stworzyłam listę polecanych przeze mnie blogów do nauki języka niemieckiego, francuskiego i włoskiego z krótkim opisem każdego. Blogi o języku niemieckim przedstawię Wam już pojutrze, za tydzień blogi o języku francuskim, a za dwa tygodnie o języku włoskim – trochę będę dawkować wiedzę, żeby nie zdominować bloga tym tematem. Mam nadzieję, że przynajmniej części czytelników przydadzą się te porady!
A w jaki sposób Wy uczycie się / nauczyliście się języka obcego? Kursy? Korepetycje? W szkole? W pracy? Samodzielnie? Może macie jakąś inną super metodę albo rady dla tych, których dopiero czeka to zadanie?
Czytam wstęp i oooo skąd ja to znam. ;]
Na razie uczę się sama, za dwa tyg. rozpoczynam kurs, jak to sugerujesz, mało efektywny. Dwa razy w tygodniu.
Mój partner nauczył się sam. Po prostu przyjechał, mówił po angielsku, rozpoczął pracę i mówi po niemiecku. ;] Ze słuchu.
Czekam na blogi niemieckojęzyczne. Sama podglądam obecnie ten: http://niemiecki-po-ludzku.blogspot.ch/
hehehe ten blog będzie jednym z polecanych 😛
Ja nigdy nie byłam z kursów zadowolona, ale teraz chodzę na taki, którego się nie mogę nachwalić. Wreszcie ktoś mnie targa za uszka, motywuje, robi testy, zadaje mnóstwo pracy domowej i wymaga… Rzadko się zdarza taka typowa „szkoła” na kursie, a ja to lubię, bo jak nikt ode mnie nic nie wymaga, to bardzo trudno mi się samej zmotywować.
Miałam podobny plan jak wyżej i podobnie jak mietkowi nie wyszło. Nie da rady pogodzić pracy z intensywnym kursem języka. Postanowiłam zatem , że będę kontynuować naukę właśnie przez skype:)
Ja się uczę przez skype raz w tygodniu przez godzinę plus teraz od stycznia kurs dwa razy w tygodniu i czuję, że zasuwam jak mały samochodzik. Plus staram się sama uczyć, ale z tym to różnie wychodzi…
Ja uczę się francuskiego z lektorką 2 h w tygodniu… I sama DUŻO DUŻO więcej poza tym czasem. W rok i trzy miesiące doszłam do poziomu B1, to znaczy mam nadzieję, że do niego doszłam, bo właśnie się egzaminuję w Instytucie Francuskim 🙂
Nauka francuskiego to jedna z niewielu rzeczy, które zazwyczaj wykonuję bez ociągania się , bez lenistwa, bez prokrastynowania, a jak już zasiądę i zacznę się uczyć, to naprawdę ciężko mnie oderwać 🙂 Najważniejsze ze wszystkiego jest pozytywne nastawienie i wewnętrzna motywacja, nawet przy małych zasobach finansowych na lekcje można się nauczyć 🙂
a ja jak zwykle pod prąd… Blog tak, skype nie. Dlaczego? Najważniejsze w porozumiewaniu się w obcym języku to rozumieć i być zrozumianym. Wymowa jest kluczowa. Co z tego, że znam gramatykę jak nikt mnie nie rozumie? Albo rozumiem jak ktoś mówi w danym języku ale wolno i bez akcentu a dodatkowo najlepiej jak jest to Polak :). Skype (tak samo jak telefon i inne voipy) jednak zniekształca głos i dodaje szumy. Moim zdaniem najlepiej dorwać jakiegoś nativa i to na żywo. Sposobów jest wiele, są organizowane konwersacje w danym języku (często darmowe), jest kołczserfing (pisownia celowa, co by nie być posądzoną o kryptoreklamę) gdzie można umówić się z podróżującym po naszym regionie natywem, czy wreszczie darmowe szkoły językowe w EU. W takich szkołach wieczorowych rzeczywiście czasem są ludzie, którzy mają problem z czytaniem czy pisaniem, ale jak jest nauczyciel ogarnięty to da radę podrzucić coś interesującego uczniom z brakami w języku a nie w pisaniu.
Ja bym się zgodziła tylko częściowo. Zajęcia przez skype według mnie są zupełnie nieprzydatne dla osób, które mieszkają w Polsce i mają o wiele więcej możliwości tanich lekcji języka, a o wiele mniej możliwości osłuchania się z akcentem.
Jeśli ktoś już mieszka za granicą i ma możliwość codziennych dyskusji z sąsiadami, paniami w sklepie itd., to o wiele tańsze lekcje przez skype, które się skupiają na zagadnieniach gramatycznych, uczeniu się słownictwa, pisaniu, wydają się bardzo ciekawą alternatywą.
Ale racja: nie wspomniałam w moim artykule o tandemach językowych, które są wspaniałą metodą nauki języka. Z mojego doświadczenia jednak wiem, że jest problem ze znalezieniem localsa, który ma taki poziom języka polskiego, jak ja mam francuskiego… Ja mogę go uczyć angielskiego oczywiście, ale pewnie nie wszyscy znają angielski na tyle, żeby mogli używać tego argumentu…
rzeczywiście, każdy uczy się języka inaczej i każdemu coś innego się przyda. Jednak ja mimo, że znam hiszpański na poziomie komunikatywnym, przy rozmowie przez skype z teściami naprawdę co któreś tam słowo muszę się dopytywać, a na żywo takich problemów nie mam.
Za ten pomysł to merci beaucoup i Bóg ci zapłać! 🙂
Po krótce opowiem jak wyglądała moja nauka angielskiego, który obecnie zanm na poziomie C1 z certyfikatem: zaczałem w drugiej klasie podstawówki, ale nie szło to zbyt dobze. Angileski był dla mnie w ramach zajęć dodatkowych i nie zawsze wyglądały te lekcje dobrze :(. Do gimnazjum doczłapałem się na poziomie elementary i tam… boom. Miałem wspaniałą (choć o specyficznym usposobieniu…) nauczycielkę, dzięki której szybko się wspiąłem dużo wyżej. W liceum co prawda znalazłem się na angielskim w grupie mniej zaawansowanej, ale za to pomiędzy mną a moimi kolegami z grupy była dość spora różnica na moją korzyść. Ogólnie realizwaliśmy wtedy poziomi intermediate. Przy czym w liceum dopiero zaczęło się turbodoładowanie, gdyż zostałem zapisany na kurs dodatkowy w szkole, która nauczała metodą Callana. Bardzo sobie chwalę tę metodę, bo dużo mi dała. Po dwóch latach niestety trzeba było przygotować się do matury, więc, ogólnie rzecz biorąc trzeba było porzucić naukę języka (callanem przez dwa lata dojechałem prawie do końca tej metody; zacząłem tak prawie w połowie) na rzecz nauki robienia zadań maturalnych. Przy zapisywaniu się na kurs maturalny do już innej szkoły językowej wyszło, że mój poziom to pre-CAE, a na studiach na teście wstępnym, że C1. Skoro tak, to zapisałem się na kurs C1 i zrobiłem certyfikat CAE na będąc na pierwszym roku. Nie wiem jak to będzie dalej, ale póki co, to ten certyfikat zaoszczędził mi sporo napsutej krwi i kilkukrotnego stresu egzaminacyjnego na uczelni nie wspominjac o ryzyku bycia nauczanym przez faceta chodzącego na codzień w babskich ciuszkach: https://www.google.pl/search?hl=pl&q=naczelny%20antyfacet&gbv=2&um=1&ie=UTF-8&tbm=isch&source=og&sa=N&tab=wi