Dzięki wielkie za wszystkie zgłoszenia do konkursu! Lektura Waszych pomysłów dostarczyła mi wiele radości i inspiracji. Decyzja była ciężka – szczególnie w przypadku fiszek francuskich! A dlaczego? A dlatego, że jedna osoba walcząca o fiszki niemieckie zdemolowała rynek, zostawiając spalone zgliszcza z dzieł swoich konkurentów. A kto to? Oczywiście niejaka Ania M. o pseudonimie Invicta, która jak burza rymowanym kilkunastozgłoskowcem (ile tych głosek tam jest?) wygrała Fiszki 1000 słów na co dzień w języku niemieckim Wydawnictwa Lektorklett (PONS). Ania, wielkie szwajcarskie świąteczne gratulacje!
Jak już powiedziałam, jeśli chodzi o Fiszki 100 słów na co dzień w języku francuskim, miałam problem. Zarówno Malwina na środku świata, jak i Karolina (która, co ciekawe przesłała swojego maila dokładnie 1 minutę przed zakończeniem konkursu!) przedstawiły bardzo ciekawe wizje. Ale po długim myśleniu postanowiłam przyznać Fiszki Karolinie. Z jakiego względu? Otóż Karolina pomyślała o jednej jedynej rzeczy, której zapomniałam, jak bardzo mi brakuje w Szwajcarii – dostępu do morza! Plan Karoliny zakłada przeniesienie morza pewnie gdzieś w okolice Genewy, czemu przyklaskuję z całą stanowczością! Majstersztyk – plan Karoliny znajduje się pod “Panem Tadeuszem” Ani.
Ale postanowiłam nie zostawiać Malwiny w kukurydzy na tym jej środku świata i przyznać jej nagrodę – niespodziankę. Nagrodę o tyle tajemniczą, że nawet ja nie wiem, co nią będzie. Haaaa!
A oto
INVICTA – Ania M.
Wypowiem się wierszowanie – póki umysłu staje,
gdybym miała w jedno połączyć te dwa różne kraje
i wybrać ważne cechy, zwyczaje kolorowe,
to wszystko ładnie połączyć i stworzyć państwo nowe.
Byłoby to trudne, mozolna to przecież robota,
można jednak pomarzyć i różnych rzeczy namotać.
Co mieć powinno to państwo wśród rzeczy i obyczaju,
zapożyczonego ze szwajcarskiej tradycji tego kraju?
Zapewne to o czym większość myśli bez przerwy –
szwajcarską kasę, banki i złota wielkie rezerwy.
Muszę was rozczarować, choć złoto to też cud natury.
Ja bym przeniosła góry. Po prostu ja kocham góry 🙂
No dobra, niech już też będą takie szwajcarskie banki,
a każdy mieszkaniec państwa ma dobrze znane zegarki.
By nikt się na spotkania nie spóźniał, by nie stygła kawa,
by także szwajcarskie było poszanowanie prawa.
Cóż jeszcze bym stamtąd wzięła? Mam taką jedną wadę,
że chętnie, a nawet bardzo, wzięłabym czekoladę.
Tak by można było ją kupić w każdym niemal kiosku,
bo nie ma co ukrywać jest najlepsza po prostu.
A skoro już przy jedzeniu jesteśmy teraz,
należy wziąć też sery, no i fondue z sera.
Fajnie by było także, by w grudniowe poranki,
w nowym kraju odbywały się tak dobrze znane jarmarki.
Takie bożonarodzeniowe, gdzie różnych rzeczy nawał,
i by po świętach na ulicach również panował karnawał.
A co bym wzięła z Polski? Tak już na główne danie –
wzięłabym wszystkie tradycje i świąt przeżywanie.
Tak by każdy przemyślał w skupieniu świąt czas udany,
ale też dobrze się bawił choćby w Poniedziałek Lany.
Wzięłabym więc też polską rodzinę – to sprawa jest oczywista,
taką pełną miłości i ciepła domowego ogniska.
Wzięłabym jeszcze przyjaźń, otwartość na innych ludzi,
by każdy obywatel z uśmiechem się co dzień budził,
Optymizm, choć coraz rzadszy, chcę wziąć także do społu,
Takie prawdziwe i szczere, polskie poczucie humoru.
Zlikwidowałabym językowe i religijne podziały,
co cementowałoby ludzi, wzmacniało kraj cały.
A żeby urozmaicić, wprowadzić jakiś postęp,
z Polski wzięłabym jeszcze do morza duży dostęp.
By każdy mieszkaniec, znudzony już górami,
mógł na plaży siedzieć lub pływać godzinami.
Wezmę też kuchnię polską, sady oczywiście,
pierogi i gołąbki, i jabłka oraz wiśnie.
Wezmę wiosnę i lato, choć trudna to robota,
wezmę też jesień, co przecież u nas jest złota.
Zimy nie wezmę, bo nie lubię, choć przecież bądźmy szczerzy,
Śnieg we wziętych już górach przez okrągły rok leży.
I chciałabym także, choć może nie powinnam właśnie,
szwajcarską w piłce nożnej wziąć reprezentację.
I choć nasi kopacze zapewne się starają,
to tamci w FIFA rankingu tak bardzo nas wyprzedzają 🙁
Choć wiem, że wielu podpadnę i że nie będę miła,
z chęcią bym jeszcze nasz na szwajcarski rząd wymieniła.
Nie wiem co prawda czy dobrze on pracuje,
ale mam wrażenie, że rzadziej się kompromituje.
I choć to pewnie nie wszystko, muszę przyznać skrycie,
że taki kraj byłby idealnym, ułatwiałby ludziom życie.
Zarobki byłyby duże, ludzie dostatnio by żyli,
szanowaliby jednak tradycje, w dobrych stosunkach żyli.
Cóż jednak począć, że płaczę, gdy zastanowię się chwilę,
bo choć piękna, to utopią jest wizja taka i tyle!
Kraj Karoliny – Polaria
W moim utopijnym kraju wszystko chodziłoby jak w szwajcarskim zegarku, politycy zachowywaliby przysłowiową szwajcarską neutralność kraju. Za okna widziałabym piękne widoki z tego kraju, podziwiając stoki z których można zjeżdzać na nartach. Kolejną rzeczą, którą warto byłoby przejąc jest szkolnictwo i cały ichni system:) Ostatnie, co pożyczyłabym ze Szwajcarii, jednak wcale nie najmniej ważne! – czekoladę. Szwajcarska czekolada jest dla mnie najsmaczniejszą rzeczą, którą kiedykolwiek próbowałam w życiu.
Co natomiast chciałabym zabrać z naszego pięknego kraju? Oczywiście przyjaciół. Żeby nie było tylko, ze ich chciałabym również żeby mój utopijny kraj miał dostęp do morza. I dużo tanich lotów (ze Szwajcarii o to chyba sporo trudniej). I naturalnie pierogi, które są naszą chlubą narodową 🙂
Dziękuje bardzo! Bardzo mi miło 🙂
pozdrawiam
Wierszyk fajniutki :).