Kto nigdy nie miał takiej myśli, niech pierwszy rzuci kamieniem. Czasami po prostu dochodzi do kumulacji. Szef Szwajcar się na nas źle spojrzy. Trzeba będzie wracać do pracy w Szwajcarii i opuścić dobrze rokujące poprawiny na weselu kolegi z klasowej paczki. Malutki siostrzeniec nie pozna nas w czasie jednego z króciutkich wypadów do Polski. Wystarczy wtedy, że koleżanka wstawi na Instagram apetyczne zdjęcie bigosu, by walizki same zaczęły się zapełniać. Fakt, że większość takich spontanicznych wyznań „mam dość, wracam!” kończy się, gdy wróci rozsądek. Ale fantazjowanie „co by było, gdybym wrócił do Polski” jest nieodłączną częścią emigracji, na równi z tęsknotą za pierogami, milionami przemierzonych kilometrów i filozoficznym „kim jesteś?”: „to skomplikowane…”.
Dlatego gdy pojawiła się możliwość rozmowy z Anią i Tomkiem, którzy całkiem niedawno temu rozpakowali walizki w Polsce po powrocie z Zurychu poczułam jakbym mogła oszukać przeznaczenie, zajrzeć za kurtynę losu, który się nie zdarzył i dowiedzieć się, jak tam jest…