Kanton Argowia, czyli marchewkowa kraina, skąd wszędzie blisko

Chyba nie ma innego kantonu, który bardziej obrywałby od całej reszty. To szwajcarski Pcim Dolny, Wygwizdów, Radom, czy Lubelszczyzna. Jak mawiają Szwajcarzy, mieszkańcy Argowii są przynajmniej tak mili, że lojalnie ostrzegają na swoich tablicach rejestracyjnych, że trzeba na nich uważać. AG to według nich skrót of Achtung, Gefahr!, czyli Uwaga, niebezpieczeństwo! Dlaczego? Dumni mieszkańcy pobliskiego Zurychu czy Bazylei tłumaczą, że mieszkańcy kantonu Argowia nie za bardzo mają gdzie nauczyć się jeździć, bo pomiędzy polami marchewek rzadko trafiają się skrzyżowania. Dlatego Argowianie czują się zagubieni w wielkich miastach.

Pola marchewek? Achtung Gefahr? Dziś postaram się nieco odczarować stereotyp Argowii i przewrotnie wytłumaczyć, dlaczego Argowia to bardzo wygodne miejsce do mieszkania w Szwajcarii.

Czytaj dalej …

Przedwiośnie, wczesna wiosna w Szwajcarii – czyli co zwiedzać po sezonie

To miał być skromny post na facebooku, ale po pierwsze – rozrósł się niczym chwast w wiosennym słońcu, a po drugie – przykro mi się zrobiło, że taka solidna porcja mądrości, porad, wskazówek za kilka dni przestanie być widoczna. Na blogu nic nie ginie – niechże więc służy potomnym również za rok, dwa i pięć!

Winnice tarasowe Lavaux (okolice Muzeum Charliego Chaplina) są przepiękne! Żeby zrobić podobne zdjęcie, trzeba zjechać w Vevey z drogi krajowej nad jeziorem i wjechać w winnice w stronę Chexbres.

Wiosna w Szwajcarii jest piękna. Na brzegach jezior i na nizinach klimat jest o wiele łagodniejszy niż w Polsce, toteż o wiele szybciej pojawia się rozhulana, kolorowa i pachnąca feeria pachnących drzew i klombów. Magnolie nie są ani trochę stalowe, ale za to narcyzy są tak narcystyczne, że aż wstyd. Może nam wtedy przyjść do głowy, że piękne byłoby zdjęcie zwiewnej nimfy z nosem w kwieciu. Wkładamy sukienkę, żeby zrealizować ów plan. I co się okazuje? Że za moment w drzwiach pojawiają się rycerze twierdząc, że Gondor wzywa pomocy, bo widzieli sygnały świetlne. Tłumacząc tę poetycką metaforę na polski – trzeba opalić nogi!

Czytaj dalej …

Szwajcarskie ślady w Warszawie

Co łączy Warszawę ze Szwajcarią? Jaki wpływ na naszą stolicę mieli Szwajcarzy? – opowie Wam Kasia Ratajczyk, która w tym tygodniu jest gościem na Blabliblu. (Kim jest Kasia? – zerknijcie na zakończenie artykułu.)

„Dolinka szwajcarska!” – to najczęstsza reakcja znajomych na zapowiedź tej trasy przewodnickiej. Osoby spoza miasta dziwią się, że w ogóle są jakieś ślady szwajcarskie w Warszawie. A jest ich całkiem sporo! Ostatnio miałam szansę zaprezentować je autorce tego bloga, i jako fanka Blabliblu zrobiłam to z nieukrywaną radością.

Autorka Blabliblu, Joanna Lampka i autorka tekstu, przewodniczka po Warszawie, Kasia Ratajczyk w Dolince Szwajcarskiej w Warszawie.

Dolinka dolinką, ale co jeszcze? Gdy chodzimy po Warszawie, możemy spotkać niespecjalnie wytworny pawilon z szyldem „Piekarnia Szwajcarska”. Pamiętam moje pierwsze wrażenie, gdy w latach dziewięćdziesiątych zamieszkałam w Warszawie. „O co chodzi? Jaka szwajcarska?” Zwłaszcza, że pieczywo tam sprzedawane wyglądało bardzo swojsko… Dziś wiem, że można to potraktować jako kolejny ślad, który niebezpośrednio, ale w osobliwy sposób odnosi się do ogromnego wkładu, jaki wraz z Niemcami i Włochami wnieśli Szwajcarzy w rozwój cukiernictwa w Warszawie od końca XVIII wieku aż do wybuchu II wojny światowej. A jaką cukierniczą potęgą musiała być Warszawa, skoro nawet w hymnie bielszczan z lat trzydziestych XX wieku jest o tym wzmianka:

Czytaj dalej …

Inspirator Podróżniczy. Szwajcaria i Liechtenstein + konkurs

Mój przewodnik po Szwajcarii i Liechtensteinie napisany wraz z Wydawnictwem Pascal już od tygodnia hula po księgarniach tradycyjnych i internetowych. Czy warto kupować przewodniki w dobie Trip Advisor, blogów podróżniczych i innych wirtualnych pomocy? No cóż, ilu ludzi, tyle opinii, ale nie ma jak porządna pigułka wiedzy na papierze, gdy bateria siada, nie ma wi-fi, a przeglądanie Internetu w poszukiwaniu informacji przypomina łowienie ryb we wzburzonej rzece. Fakt, nagrodą może być dorodny pstrąg i to za darmo, ale przedtem trzeba wyłowić płotkę, oponę i starego gumiaka. Kto ma czas i energię na takie łowy w ciemno, a potem weryfikację wiarygodności informacji?

 

Jak to robię ja? Zwykle kupuję przewodnik, żeby zdecydować, co chcę zobaczyć, potem kupuję bilety lotnicze, a następnie posiłkuję się wirtualnymi pomocami, żeby zaplanować całą podróż. Już na miejscu mieszam Trip Advisor z tradycyjnym przewodnikiem. Przyznaję, że uwielbiam, gdy ktoś mi czyta na głos przewodnik podczas wspólnej podróży samochodem do danej atrakcji turystycznej.

Czytaj dalej …

Szwajcarskie ABC, czyli o czym należy pamiętać przed wyjazdem do Szwajcarii

Bez względu na to, czy to podróż biznesowa, czy turystyczna, tygodniowe narty czy dwuletni kontrakt – przed pierwszym przyjazdem do Szwajcarii warto zapoznać się z podstawowymi informacjami na temat tego kraju.

Źródło: Unsplash, Autor: Philipp Dubach

Postaram się, żeby przedstawione informacje były zwięzłe i rzeczowe, dlatego do pewnych tematów podrzucę linki do uprzednio przygotowanych artykułów. Zacznijmy od tego, że Szwajcaria znajduje się w strefie Schengen, także możemy do niej wjechać bez konieczności posiadania paszportu (musimy mieć jednak ze sobą ważny dowód osobisty). Nie ma oficjalnych posterunków granicznych, ale w pasie przygranicznym często zdarzają się wyrywkowe kontrole pasażerów i bagażu, szczególnie samochodów na obcych rejestracjach.

Czytaj dalej …

Kto dostanie kalendarz Szwajcarii na rok 2019?

Było seksualnie, filozoficznie, abstrakcyjnie, filmowo, sportowo i naukowo… Niektórzy próbowali wziąć autorkę Blabliblu pod włos i dowcipkować na temat jej nazwiska (haha, po abażurkowaniu w przedszkolu już mnie nic nie poruszy w tej kwestii), inni postawili na propozycje łóżkowe zamiast chodzenia w góry (ok, ok, przekonał mnie Pan, gdzie to łóżko?), a jeszcze inni chcieli się ścigać ze szwajcarskimi pociągami (z polskimi może i by dało radę… w zamieci). Szwajcarskie Blabliblu zdecydowanie wygrywa w rankingu najbardziej kreatywnych czytelników pod słońcem!

Dlatego i wybór tylko 3 najlepszych dialogów w dymkach był niezwykle trudny i subiektywny. Odrzucając odpowiedzi, które naprawdę bardzo zasługiwały na nagrodzenie kalendarzem, pocieszałam się, że w najbliższym czasie odbędą się kolejne 2 konkursy z fajnymi nagrodami i wtedy zdołam rozsiać po świecie nieco więcej ciekawych dóbr doczesnych!

W konkursie wzięło udział 12 osób przedstawiając 21 dialogów. Oto propozycje wypełnienia dymków wraz z komentarzami autorki: Czytaj dalej …

Szwajcarski kalendarz 2019 + konkurs

Ponoć kalendarze Szwajcarskiej Organizacji Turystycznej myswitzerland (Moja Szwajcaria) są tak rozchwytywane, że na długo przed końcem roku partnerzy i wielbiciele Szwajcarii pukają do wrót ambasady z nieśmiałym: „a czy byłaby szansa na kalendarz w tym roku?” Nie inaczej zrobiłam ja, tyle że moje pytanie było nieco bardziej zuchwałe:

– A czy byłaby szansa na kalendarz w tym roku dla mnie…

– Oczywi…

– …i dla 3 czytelników Blabliblu?

– …ście (!!!????)

Nie martwcie się, mam dla Was kalendarze!

Czytaj dalej …

Ticino od kuchni

Blabliblu tematem Szwajcarii zajmuje się kompleksowo, a czasami nawet rozbiera go na kawałeczki jak w cyklu „Dzień Kantonów”.

Tym razem męczę kanton włoskojęzyczny Ticino. Opowiadałam już o życiu w tym pięknym kantonie, o turystyce, teraz przyszedł czas na typowe potrawy z kantonu Ticino.

Typowe grotto z Ticino, Źródło: ticino.ch

Gdzie to wszystko znaleźć?

Gdzie macie się udać, gdy jesteście w Ticino i całkiem słusznie nie dajecie się przekonać, że pizza i spaghetti to specjalność szwajcarska z południowej strony Alp? Zamiast restauracji bardzo polecam grotti (l. poj. grotto), czyli takie typowe oberże serwujące lokalne przysmaki w dość rustykalnym stylu i zwykle poza miastami. Typowe produkty z Ticino znajdziecie na targach, które odbywają się regularnie niemal w każdej większej miejscowości (na przykład w Locarno na Piazza Grande w każdy czwartek). Jeśli jesteście w Lugano, wpadnijcie do sklepu Gabbani, który już od 1937 roku kusi przechodniów pysznym rzędem salami zwisającymi jak bombki z choinki. Do tego świeże warzywa i owoce, przekąski, wędliny i domowe wypieki.

Czytaj dalej …

Ticino na wakacje!

Wracamy do Ticino do cyklu „Dzień Kantonów”! Opisałam już ten wyjątkowy włoskojęzyczny kanton szwajcarski od strony codzienności, pracy, korków, mentalności jego mieszkańców. Teraz czas zerknąć na Ticino od jego pięknej, wakacyjnej strony. Co zwiedzić w Ticino? No i właśnie, Panie i Panowie, tu pojawia się prawdziwy problem. Ticino zasługuje na swój własny przewodnik, a nie na artykuł!

Wodospady Santa Petronilla, Źródło: ticino.ch

Jak ująć wszystkie smaczki Ticino, gdzie są góry, owce, kamienne domy, wiatr i Wy z poczuciem, że jesteście jedynymi ludźmi na świecie skoro nawet standardy turystyczne tego cudnego kantonu potrafią wyrwać z butów i nawet zatłoczone miejsca nie są pułapkami turystycznymi? Jak zawieść Was do tajemniczych, nieodwiedzanych przez nikogo dolin, skoro nawet te wymieniane często w przewodnikach naprawdę są warte zobaczenia? Miałabym zignorować potężne zamki Bellinzony? Zapomnieć o zielonej wodzie rzeki Verzasca? Pominąć milczeniem palmy nad Jeziorem Maggiore? Nie da się!

Czytaj dalej …

O szwajcarskim Janosiku, co kochał wino, kobiety i śpiew – Joseph-Samuel Farinet

Wszyscy kochamy buntowników. Czarne charaktery, nie takie smoliście czarne, ale bardziej w odcieniach szarości często są lepiej wspominane niż te krystalicznie czyste. Czy chodzi o to, że są bardziej ludzkie? Łatwiej jest nam się z nimi utożsamić? Mieszkańcy szwajcarskiego górskiego kantonu Valais poszli w swojej sympatii do czarujących przestępców jeszcze dalej – i nadali swojej lokalnej walucie miano, które nosił najsłynniejszy fałszerz Szwajcarii – Joseph-Samuel Farinet.

Pomnik Farineta w Saillon

Farinet kochał wino, kobiety i śpiew, ale przede wszystkim hojnie płacił wszystkim tym, którzy go ukrywali i pomagali mu na jego przestępczym szlaku. Płacił oczywiście fałszywymi monetami, które sam wybijał. W alpejskich wioskach bieda aż piszczała i nikt nie gardził pieniędzmi, prawdziwymi czy fałszywymi. Wiele walijskich rodzin dzięki fałszerzowi wyszło z biedy i długów i dlatego po dziś dzień Joseph-Samuel Farinet nazywany jest w Alpach szwajcarskim Robin Hoodem (choć my możemy go nazywać po naszemu – Janosikiem!).

Czytaj dalej …