Tegoroczne wakacje spędziliśmy w Szwajcarii. Nie dość, że pandemia, a w Szwajcarii jak do tej pory było (i nadal jest) dość bezpiecznie, to jeszcze pies, a pies, jak każdy wie, to biegająca i siusiająca pandemia razy dziesięć. W dodatku ostatnio wyszedł świetny e-przewodnik polskiego oddziału Switzerland Tourism szlakiem Grand Tour of Switzerland, więc postanowiłam go sprawdzić na swojej skórze!

Na tapet poszła południowa trasa Lugano – Zermatt, choć w mojej prywatnej wersji to bardziej było Brissago – Riederalp. I jak czytaliście w poprzednim artykule – siedem godzin obiecywanych przez autorów przewodnika przedłużyło mi się aż na dwa tygodnie. Ale za to przerobiłam trasę Grand Tour of Switzerland jak pilna uczennica! Nawdychałam się alpejskiego powietrza, nawzdychałam z zachwytu nad nieziemskimi widokami, nagadałam się z miejscowymi w barach – a to jest właśnie dla mnie synonimem prawdziwych wakacji.


Pogoda co prawda nie udała się i trzy z czternastu dni straciłam, przemieszczając się właściwie tylko na jedzenie i spacer z psem, który brnął dzielnie przez kałuże niczym czapla albo inny ptak brodzący. Ale nie ma co grymasić – hotelowe więzienie pozwoliło mi naładować akumulatory, napisać posty, posegregować zdjęcia, dojść do ładu z premierą książki, pospać i poczytać. Choć trochę obaw było – apogeum nawałnic w Szwajcarii przypadło akurat, gdy byliśmy na glampingu nad Obergestelln (w niemieckojęzycznej części kantonu Valais). W namiocie nie dało się nocować, ale mieliśmy do dyspozycji chatkę na niepogodę. W chatce co prawda nie było prądu i trzeba było sobie gotować na ogniu, ale reszta była całkiem komfortowa.

– Ale czy nie obudzimy się kilkadziesiąt metrów niżej? – zastanawiałam się pełna niepokoju, patrząc na drewniany domek na stromych halach.
W końcu budynek ma swój ciężar, a grunt rozmoczony deszczem może być jak zjeżdżalnia.
– Ale ta chatka ma ze sto lat – uspokajał mnie mój chłopak – skoro przetrwała tyle czasu, to dlaczego akurat teraz miałoby się coś z nią stać.
Trudno mnie było przekonać. W końcu w wiadomościach zrozpaczeni niemieccy staruszkowie opowiadali, że odkąd żyją, nie pamiętają tak tragicznej powodzi. Zawsze musi być ten pierwszy raz.
Chatka jednak przetrwała, następnego dnia wyszło słońce, a wraz z nim fantastyczne, żywe i nasycone kolory jak po podkręceniu filtrów w programie graficznym. Deszcz to taki podatek od późniejszej pocztówkowości!
No dobra, dobra, do brzegu, Lampka, bo ugrzęźniesz w metaforach. Chciałabym Wam przedstawić kilka pomysłów na ciekawe i niedługie trasy piesze w okolicach trasy Grand Tour of Switzerland z Tessynu do Zermattu. Najważniejsze „punktowe” atrakcje macie już opisane w eprzewodniku – nie ma sensu, żebym mu robiła konkurencję. O niektórych trasach już pisałam na facebooku lub Instagramie, ale posty na mediach społecznościowych szybko giną, a to co na blogu, przeżyje tyle, co sieć.

Zacznijmy tam, gdzie ja zaczęłam szlak, czyli od Tessynu. Zapewniam Was – klasyka tessyńska, czyli Locarno, Lugano, Ascona, Bellinzona są absolutnie warte odwiedzenia. Palmy, promenady nad szafirowymi jeziorami, zamki, galerie sztuki sprawiają, że Tessyn jest nie bez powodu nazywany kantonem wakacyjnym. Jeśli chcecie zerknąć, co warto tam odwiedzić – odsyłam do e-przewodnika. Ja się natomiast zajmę hike’ami.
TESSYN:
1) Monte Verita (nad Asconą) – Ronco sopra Ascona – ok. 2 godziny

Szlak z przepięknymi widokami na Jezioro Maggiore zaczyna się na słynnej Monte Verita – górze prawdy od stulecia „skolonizowanej” przez artystów i wolne duchy. Gdy już tam będziecie, usiądźcie na herbatę w domu japońskim lub poleniuchujcie na leżaku, wdychając energię wszechświata. Panoramiczny szlak z oszałamiającymi widokami na Jezioro Maggiore kończy się na jego brzegu. Z Ronco możecie wziąć statek na wyspę Brissago, gdzie znajduje się wspaniały ogród botaniczny. Zarówno na Monte Verita, jak i do Ronco docierają autobusy z Ascony.
2) Rasa – Bordei – Palagnedra (Centovalli) – ok. 3,5 godziny

Szlak zaczyna się w Rasa. Rasa to wyjątkowe miejsce – dotrzeć tu można tylko malutką kolejką górską z Verdasio lub na nogach (2 godziny porządnego wspinania z Intragna). Skąd w takim razie tam przepiękny kościół i kilkadziesiąt romantycznych rustici z szarego kamienia? Po sesji zdjęciowej na ultra-instagramowej ławeczce Swing the World wybierzcie się na szlak do Palagnedra. Ścieżka prowadzi przez opuszczoną (aczkolwiek pieczołowicie odbudowywaną) wioskę Terra Vecchia. Aż do Bordei idzie lasami i głęboką doliną, dlatego świetnie nadaje się na upalne dni. Gdy dotrzecie do Palagnedra, zatrzymajcie się w tradycyjnym grotto na jedzenie – jest pysznie i niedrogo. Uwaga – stacja kolejowa jest oddalona od wioski o godzinę intensywnego marszu. Zapłatą za trud jest fantastyczny widok na jezioro i tamę Palagnedra.
3) Monte Comino (Centovalli)
Na Monte Comino dotrzecie z Verdasio kolejką górską. Na samej górze jest niezwykły urodzaj ciekawych możliwości trekkingu, w tym wiele szlaków pętlowych. Ja przeszłam wschodni szlak panoramiczny (sentiero panoramico est) wiodący przez kościółek Madonna della Segna i rezerwat przyrody. Zajęło mi to zaledwie godzinę, ale szlak można kreatywnie przedłużyć. Widoki – nieziemskie. Na Monte Comino można zorganizować trekking z lamami i zjeść coś w restauracji panoramicznej.
4) Przełęcz Lucomagno / Lukmanier

Wszystkie przełęcze są wyjątkowe, jeśli chodzi o przyrodę i widoki, przełęcz Lucomagno nie inaczej. Szlak, który przeszłam to szlak wytyczony przez stowarzyszenie Pro Natura – Sorgente del Brenno, który wiedzie przez urokliwe łąki pełne małych sadzawek, potoków i dziwnych formacji z białych skał wapiennych. W drodze powrotnej ścieżka przecinała hale z krowami, więc było nieco stresu… Krowy jednak okazały się bardzo pokojowo nastawione do świata i wdzięcznie modelowały do zdjęć. Przejście szlaku zabrało nam niecałe 2 godziny.
5) Szlak przez Val Malvaglia od jeziora Malvaglia do młynu (Val di Blenio)

Zacznijmy od tego, że najpierw trzeba tam dotrzeć samochodem drogą o szerokości połowy samochodu. Gdy nastąpi spotkanie z pojazdem jadącym w przeciwną stronę, jeden z nich musi wrócić na wstecznym aż do wysepki do mijania. Przygoda! Jadąc tą drogą na pewno zapomnicie, że jesteście w bogatej, cywilizowanej Szwajcarii. W nagrodę dostaniecie widok jeziora Malvaglia o niezwykłym kolorze z tamą, młyn, wodospad i dwie przepiękne wioski. Hike częściowo możecie przemierzyć samochodem po wniesieniu stosownej opłaty (bo to droga prywatna).

6) Dookoła Jeziora Ritom (Val Piora) – ok. 3 godziny

Ten szlak jest unikalny z wielu względów. Po pierwsze – do Jeziora Ritom i Doliny Piora można się dostać jedną z najbardziej stromych kolejek w Szwajcarii. Kolejka linowo-szynowa z Piotta do Piora czasami jedzie niemal pionowo jak winda. Wrażenie – nieziemskie. Gdy znajdziemy się na stacji docelowej, czeka nas jeszcze 25-minutowy spacer asfaltówką do jeziora. Na szczęście widok szmaragdowej toni jest tego wart. Polecam przejście szlaku dookoła jeziora Ritom, a jeśli zostanie Wam jeszcze trochę pary w nogach – dojście do jeziora Cadagno, a może i dalej. Val Piora jest zniewalająco piękna – i to mówię Wam ja, która już się do piękna przyzwyczaiła (pocztówka z krówką, jeziorkiem i górami? Zieeew!).

7) Szlak pięciu jezior z Przełęczy San Gottardo
Zaplanowałam przejście tego szlaku, ale ostatecznie nam to się nie udało. Na Przełęczy Gottarda znaleźliśmy się po bardzo męczącym, upalnym dniu spędzonym na odkrywaniu Doliny Piora. Zameldowaliśmy się wieczorem w osławionym Ospizio San Gottardo i padliśmy do łóżka. Przed snem chciałam wyjść z psem na spacer, a ten… nie był w stanie się podnieść, biedaczek. Trochę się wystraszyliśmy i postanowiliśmy następnego dnia odpuścić.

Jeśli chcecie przejść Szlak Pięciu Jezior i mi o nim potem opowiedzieć, zostawiam namiary:
https://www.andermatt.ch/en/tours/5-lakes-walk-509b42f5ab
8) Dolina Binn (Binntal)
Wyjątkowo nie będę miała tu dla Was szlaku pieszego, ale kilka ciekawych punktów do zwiedzenia. Binntal znajduje się jakieś pół godziny samochodem od Przełęczy Furka po drugiej stronie głównej drogi od Aletsch Areny, czyli regionu przylegającego do największego alpejskiego lodowca. Jak się domyślacie, słynni sąsiedzi przyćmiewają niepozorną dolinę Binny. Ale jest ktoś, kto wzrusza ramionami na Aletsch i Furkę i spośród wszystkich cudów Szwajcarii wybierają właśnie Binntal. Kto? Otóż są to wielbiciele minerałów, który nazywają dolinę skarbcem. Co oglądać w Binntal? Malownicze wioski Ernen, Binn i kopalnię minerałów Lengenbach. Jeśli Was też fascynują minerały, wypożyczcie młotki i dłuta w restauracji Imfeld i poszukajcie szczęścia!

9) Aletsch Arena: Bettmeralp – Blausee – Moosfluh – Hohfluh – Riederalp – ok. 2,5 godziny
Lodowiec Aletsch można podziwiać z wielu punktów. Można spierać się, która z perspektyw jest najpiękniejsza. Wiele osób chwali panoramiczny widok z Eggishornu. Moje serce najbardziej dotknął Moosfluh – połączenie lodowcowej autostrady z kwiatami i miniaturowymi sosenkami wygląda obłędnie i na żywo i w obiektywie. Szlak, który proponuję przeszłam sama. Nie było trudno ani długo i w dodatku można go jeszcze uprościć i skrócić i wskoczyć w gondolkę (np. z Blausee do Moosfluh i potem z Hohfluh do Riederalp). Można go również przedłużyć na przykład o Aletchwald i Villę Casel, w której znajduje się Centrum Pro Natura.

Szlak zaczyna się nad Jeziorem Bettmer i biegnie pod górę do uroczego Blausee (40 minut), a potem aż do bazy pod lodowcem Moosfluh (25 minut). Stamtąd trasa jest prosta i bardzo widokowa. Z Hohfluh proponuję wrócić do Riederalp wyciągiem krzesełkowym albo przez Riederfurka.
Mam nadzieję, że Was zainspirowałam do narzucenia plecaka na plecy i zasznurowania butów trekkingowych! A może już byliście w tych okolicach? O jakich szlakach pieszych w okolicach trasy Tessyn – Riederalp zapomniałam?
Polecamy rowerową wyprawę wzdłuż Rodanu do Ernen a później do Binn (Fald) i z powrotem (my jechaliśmy z Reckingen). Fantastyczne widoki, miła zróżnicowana trasa. Większość osób na ‚elektrykach’, my daliśmy radę na zwykłych. Było super!
Dzięki za polecajkę!