Szwajcaria – pięknie i bez tłumów

Szwajcaria może być świetnym kierunkiem wakacyjnym w tym roku. A może nawet zawsze, gdy się nie lubi utartych szlaków i tłumów. Bo w Szwajcarii wystarczy ominąć znane nazwy, zamiast miejsc z nagłówków w przewodnikach turystycznych wybrać te z marginesów, wybrać się gdzieś wyżej, gdzie nie docierają kolejki górskie i już może się okazać, że znajdziemy się sami pośród oślepiająco pięknej natury.

Kto by powiedział, że Rezerwat Biosfery Entlebuch nie jest za bardzo popularny wśród turystów?… Zdjęcie: Adriana Czupryn

– Ale gdzie DOKŁADNIE mamy jechać? – pytają czytelnicy, gdy przekonuję ich, że Alpy są wielkie i całe puste poza popularnymi kurortami – gdzie jest to „całe puste”? Tak konkretnie! Z nazwami!

Wcale się nie dziwię tym pytaniom. Nie każdy ma tyle czasu, żeby „dziobać” ślepo w mapę. Bo w taki sposób można się też sparzyć. W Szwajcarii przecież też jest przemysł, są blokowiska i sypialnie dużych miast i inne miejsca, które niekoniecznie są naszym celem wakacyjnym.

Zapytałam więc trzy osoby – ekspertki od Szwajcarii – gdzie jechać, żeby znaleźć te niepopularne perełki. W tym celu podzieliłam Szwajcarię na trzy regiony językowe. Częścią niemieckojęzyczną zajęła się Adriana Czupryn – sama szefowa Szwajcarskiej Organizacji Turystycznej, która działa przy Ambasadzie Szwajcarii w Warszawie. O części francuskojęzycznej opowiedziała nam Magdalena Simm, współautorka jednego z pierwszych przewodników o Szwajcarii Wydawnictwa Pascal (drugą współautorką była, notabene, wymieniona wyżej Adriana). Część włoskojęzyczna za to przypadła w udziale Ani Chojnackiej, przewodniczce po Tessynie, autorce strony Ticino & Vicino.

Na początku jednak podam Wam takie ogólne wskazówki:

  1. Jedźcie tam, gdzie nie docierają kolejki górskie ani pociągi. Nie dotyczy to autobusów pocztowych. Autobusy pocztowe są niemal wszędzie, szukanie miejsca bez żółtych, nieustraszonych pojazdów może być z góry skazane na niepowodzenie.
  2. Jeśli coś jest ogłaszane jako najwyższe lub jedyne na świecie, oznacza to, że może być tam tłum osób, które jadą tam tylko, żeby zrobić sobie z tym zdjęcie. Nie obawiajcie się jednak – jest łatwy sposób, żeby zyskać trochę przestrzeni w takich miejscach. Wystarczy wejść na szlak!
  3. Nie szukajcie noclegu pod względem odległości od „centrum” lub od najważniejszych atrakcji turystycznych. To nie ma sensu. Równie pięknie będzie kilkanaście kilometrów od Matterhornu lub centrum Grindelwaldu. Będzie bardziej prawdziwie, a kilkunastominutowy, wieczorny spacer z restauracji pozwali Wam spalić ten cały pyszny, szwajcarski ser!

A na pytanie – a tak konkretnie, to gdzie, odpowiedzą nasze specjalistki!

Adriana Czupryn – część niemieckojęzyczna

Adriana na Jeziorze Brienz. Zdjęcie z archiwum Adriany Czupryn.

„Akurat niedawno w ramach wspomnień #DreamNowTravelLater przeglądałam w telefonie moje szwajcarskie zdjęcia z zeszłego roku. Rety, ile fajnych, niesamowitych, ciekawych, wyjątkowych, nieturystycznych miejsc odwiedziłam, o dziwo, także po raz pierwszy (tak, tak, są takie jeszcze białe plamki na mojej mapie Szwajcarii). No ale mam się ograniczyć tylko do części niemieckojęzycznej, czyli wybór teoretycznie nieco bardziej zawężony. Takie miejsca z zeszłego roku przedstawiam trzy.

Goms, czyli dolinę górnego Rodanu w Wallis wielokrotnie przejeżdżałam pociągiem, także Ekspresem Lodowcowym, a nawet autem w kierunku monumentalnych przełęczy Furka i Grimsel. Ale tym razem zostałam tam kilka dni. I się zachwyciłam. Nie, to nie jest miejsce na końcu świata. Tak, są tam turyści. Ale jak na Szwajcarię, w homeopatycznej ilości. No i jest pięknie – wioseczki z czarnymi od słońca, drewnianymi domami, które liczą sobie kilkaset lat i od czasu powstania pewnie wyglądają tak samo (ale raczej ze współczesnym komfortem w środku), tonące w kwiatach, z obowiązkowym białym kościółkiem dla kontrastu lub kapliczką. Z jednej z takich wiosek, Niederwald, w wielki świat wyruszył Césear Ritz. Tak, ten Ritz. No i do niej też powrócił na wieczny odpoczynek. Inną obowiązkową wioską, znacznie większą, jest muzyczne Ernen. Są przyjemnie łatwe szlaki wędrowne nad Rodanem, nieco trudniejszy, bo z ostrym podejściem szlak wzdłuż kanału nawadniającego suonen, czy, pozostając w temacie wody, naturalny szlak Kneippa, z brodzeniem w górskim potoku. No i do pohuśtania wiszący most Fürgangen – Mühlebach, 280 m konstrukcji stalowej rozpiętej nad Rodanem.

Drugie miejsce jest jeszcze mniej turystyczne, mimo że blisko Lucerny i mimo że wpisane na Listę UNESCO. Wcześniej już przejeżdżałam tutaj autem, wdrapywałam się na rowerze (bardzo ostry podjazd od strony Giswil na przełęcz Glaubenbielen), a teraz wybrałam się na wędrówkę: rezerwat biosfery Entlebuch. Z centralnej wioski Sörenberg podjechałam kolejką do Rossweid, a potem coraz to bardziej ostrymi serpentynami do góry z widokiem na Kemmeriboden. Ostatni odcinek na grań to bardzo strome i bardzo długie schodki. Ufff… To łącznie ponad 850 m w górę, co dało mi bardzo porządnie w kość. Ale potem otwiera się niesamowity widok na Jezioro Brienz gdzieś w dole, panoramę szczytów po drugiej stronie i dalej granią prowadzi wąska, bardzo eksponowana ścieżka. Oj, wiatr trzepał mnie tam na wszystkie strony. Zanim doszłam do szczytu Brienzer Rothorn, kilka razy w dole widziałam wijącą się wzdłuż zbocza kolejkę parową także wspinającą się na szczyt właśnie z Brienz. Do Sörenberg ze szczytu wróciłam gondolą. Czyli po takie widoki niekoniecznie trzeba się tak wymęczyć. Ale można.

Droga na Brienzer Rothorn. Zdjęcie: Adriana Czupryn.

Trzecie miejsce jest w Gryzonii. No bo to nie tylko St. Moritz i Davos Klosters. To też kolejna dolina, tym razem rzeki Inn, czyli Engadyna. To prześlicznie malownicze i pustawe wioseczki od St. Moritz po Scuol o dziwnie brzmiących nazwach La Punt – Chamues-ch, S-chanf, Lavin…

No i Susch, czyli wielka sztuka w maleńkiej wiosce w głębokiej dolinie, a to dzięki Grażynie Kulczyk. Kwintesencją doliny jest górująca nad doliną wioska Guarda i nie bez powodu jest tam najwięcej turystów. Engadyńska architektura ze zdobieniami sgrafitto, no i język retoromański, a dokładniej – dwa z jego pięciu dialektów. Moje lokalne odkrycie to przyjemny szlak Albula – zawsze wpadałam pociągiem do tunelu w Preda, no i w końcu przeszłam przez przełęcz, obok podobno najpiękniejszego jeziora w Szwajcarii, Palpuogna. Większym wyzwaniem była 4-dniowa pętla na eMTB wokół Parku Narodowego. Start i meta w Scuol. I to był bardzo dobry wybór – lokalne baseny termalne były wielką nagrodą za wysiłek. A dodatkowo instagramowe place z mineralnymi fontannami.”

Magdalena Simm – Romandia (część francuskojęzyczna)

Mag Simm w Alpach. Zdjęcie z archiwum Mag Simm.

„Gdzie w Romandii nie ma tłumów? Ale kiedy – normalnie, czy w czasie koronawirusa? Zauważyłam, że dążenie do samotności zmieniło zainteresowania turystów. Tam, gdzie kiedyś było pełno, teraz jest pusto. I odwrotnie. Ale może najpierw napiszę o niezbyt popularnych turystycznie, a pięknych miejscach w Romandii, a potem wtrącę kilka zdań na temat obecnych tendencji.

Jeśli ktoś lubi miasta, radzę ominąć najpopularniejszą Genewę, Lozannę i Montreux i wybrać się do mniej docenionych Fryburga, Biel/Bienne, bądź mojego ulubionego, bardzo stylowego Neuchâtel. W okolicach Biel/Bienne znajdziecie mroczny i tajemniczy wąwóz Taubenloch z ciekawą legendą, ale wokół wszystkich miasteczek regionu są ciekawe trasy piesze i rowerowe – choćby na półwysep St Petersinsel, na którym filozof Jean-Jacques Rousseau rezydował przez kilka tygodni.

Mało popularny turystycznie, a bardzo ciekawy romandzki region to Jura, która ciągnie się ukośnym pasem wzdłuż zachodniej granicy Szwajcarii z Francją. Jura to starsze, bardziej łagodne góry, przypominające nieco nasze Bieszczady. Szukającym spokoju poleciałabym takie jurajskie atrakcje jak wodospad na rzece Doubs (Saut du Doubs), Creux du Van, czyli wyrzeźbiony przez naturę skalny amfiteatr uwielbiany przez koziorożce, jurajskie szczyty i rezerwaty, a także interesujące kulturowo miasteczka, takie jak St-Ursanne, Ste-Croix, czy La Chaux-de-Fonds.

Nad rzeką Doubs. Zdjęcie: Mag Simm.

Rzeka Doubs, która wyznacza część granicy między Szwajcarią i Francją, zachwyca na każdym odcinku, jednak szczególnie interesująca jest powyżej le Locle, gdzie rozlewa się w Lac des Brenets, po którym kursują statki. Piękny wodospad Saut du Doubs można więc oglądać z różnych perspektyw. Czy wiecie, że szwajcarska Syberia znajduje się właśnie na Jurze? To La Brevine – moje ulubione miejsce. Jest tu zawsze zimno, sucho, słonecznie. Śnieg skrzypi, na zamarzniętym jeziorze można… się opalać! Również latem jest tu fajnie. Przy Jeziorze Les Taillers można rozłożyć namiot i całymi dniami wędrować po przepięknych szlakach – choćby szlakami absyntu. Szczęściarze mogą znaleźć ukrytą pod pniem buteleczkę tego trunku.

Tak wygląda szwajcarska Syberia – Le Brevine. Zdjęcie: Mag Simm.

Przejdźmy do regionu winnic. Czy popularne winnice Lavaux w okolicy Lozanny spadające ostro do szmaragdowego Jeziora Genewskiego są niezastąpione? Pewnie tak, ale Sentier Viticole na zboczach Mont Vully (kanton Neuchâtel) może z nimi śmiało rywalizować – podobnie jak stare winnice na zboczach gór przy Aigle, gdzie zresztą znajduje się muzeum wina.

Mont Vully. Zdjęcie: Mag Simm.

Moim ostatnim odkryciem jest miasteczko Moudon, leżące pomiędzy Lozanną a Yverdon-les-Bains (notabene, kolejne mniej zatłoczone termy). Moudon, założone w czasach rzymskich, było niegdyś centrum administracyjnym kantonu Vaud – dziś jest miejscem nieco sennym, które ożywia się jedynie podczas corocznych targów „brocante” na które ściągają wielbiciele antyków z kraju i zza granicy. Nie bezpodstawnie nazywane jest jednym z najpiękniejszych miasteczek/wiosek Szwajcarii – „wysokie miasto” zbudowane na piaskowej skale, pod którą płynie rzeka Broye, jest naprawdę spektakularne.

Jeśli chodzi o Alpy, bardzo polecam region Villars-Diablerets-Gryon. Samo Villars i Les Diablerets są dość turystyczne, ale daleko im do zatłoczonego Zermattu. Ten region to świetna baza wypadowa w Alpy, można tam nawet wejść na słynny lodowiec Glacier 3000. Ilość atrakcji sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie. Jest Bex z kopalnią soli, termy w Lavey-les-Bains (te zazwyczaj są zatłoczone, ale poza weekendem, bądź rano, raczej unikniemy ścisku), klasztor w St-Maurice, przepiękny szczyt Grand Muveran, dolina Solalex (1460 mnp), otoczona  masywem Diablerets i Miroir d’Argentine, charakterystyczną górą o „wypolerowanym” zboczu, które niegdyś było dnem morza i mnóstwo, naprawdę mnóstwo szlaków różnej długości i stopnia trudności – niektóre nadają się nawet do spacerów z wózkiem.

Solalex. Zdjęcie: Mag Simm.

Maleńkie Taveyanne w centrum rezerwatu wciąż nie ma doprowadzonego prądu, a na szlaku w okolicy Diablerets znajdziemy piramidy (gipsowe, ale równie zjawiskowe).

Wyżej wymienione miejsca są mało popularne turystyczne w normalnym czasie, jednak pandemia, jak już wspomniałam wcześniej, wszystko przewróciła do góry nogami. Każdy teraz szuka samotności, co sprawiło, że miejsca turystyczne takie jak Villars, czy Verbiers są opustoszałe, a zwykle spokojne regiony jak Jura, nagle cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Wspomniany wyżej Creux-du-Van, spektakularny, ale nigdy nie oblegany, obecnie stał się jednym z turystycznych numerów jeden Szwajcarii. Ostatnio policja musiała tymczasowo zamknąć drogę dojazdową, ponieważ tak dużo osób się tam wybrało. Szwajcarzy, których nie stać na wakacje w swoim własnym kraju, wypożyczają kampery i rozkładają się, gdzie tylko mogą. Właściwie nie są to stricte campery, których dotyczą specjalne regulacje (a z powodu pandemii obejmują je póki co dodatkowe ograniczenia), ale auta typu Volkswagen California czy Citroen Campster – tych pierwszych widziałam tydzień temu w spokojnym Solalex ponad dziesięć.

W tej chwili trudno jednoznacznie powiedzieć, gdzie wybrać się w Szwajcarii, żeby nie spotkać tłumu. Bo co z tego, że znajdziemy coś dla samotników, skoro cała reszta samotników wybierze tak samo.”

Anna Chojnacka – Tessyn (część włoskojęzyczna)

Ania uczy jak ułaskawić dzikie konie, zdjęcie z archiwum Ani Chojnackiej

Ticino (Tessyn) co roku w wakacje przyciąga Szwajcarów, którzy pragną dodać egzotyczne elementy do swojej szwajcarskiej, bezpiecznej codzienności. Tegoroczny, późno rozpoczęty szwajcarski sezon turystyczny zapowiada sie bardzo szczególnie. Ticino, które zwykle zapełnia się po brzegi niemal w każdy słoneczny weekend szykuje się na oblężenie. Dlatego warto poznać miejscówki mniej popularne, ale bez wątpienia bardzo urokliwe i ciekawe.


Monti di Medeglia
Niewiele osób wie, że kilka pieszych szlaków w Ticino krzyżuje się z terenami, gdzie wypasają się na wolności konie. Można je obserwować w czasie trekkingu, można też tam zrobić sobie piknik. Do koni nie należy się zbliżać, ale za to można do woli je fotografować. Jeśli wybierzecie się na takie fotosafari, nie zapomnijcie o lornetce! Pamiętajcie też, że konie to nie śmietniki, ale na pewno nie pogardzą świeżą marchewką lub jabłkiem.

Konie żyjące na wolności na Monti di Medeglia, zdjęcie: Ania Chojnacka.

Pianezza nad Biasca 
Po godzinnej wędrówce widokową ścieżką po kamiennych schodach dochodzimy do uroczego zakątka tchnącego historią i sztuką. Na szerokim naturalnym tarasie znajdują się wyjątkowe okazy jednych z najstarszych drzew kasztanowych w Ticino. Pod drzewem o pniu o średnicy 8 metrów warto zrobić piknik i podziwiać widok na lodowiec Basodino. Jeśli przyjdziecie w weekend, gospodarze z przyjemnością pokażą Wam „cantine”, czyli naturalne piwnice, gdzie zgromadzili kilka kolekcji przedmiotów związanych z kulturą kantonu. Najbardziej okazała jest piwniczka z ogromnym zbiorem tradycyjnych „boccalini,” czyli zdobionych ceramicznych kufelków, w których pije się lokalne wino.

Czas na kawę na szlaku! Zdjęcie: Ania Chojnacka

Sass da Grum
Na terenie gminy Gambarogno nad jeziorem Maggiore znajduje sie szczególne miejsce. Mówi się, że to jedno z najbardziej energetycznych miejsc w Europie.
Godzinna wycieczka przez las doprowadzi nas do malowniczego hoteliku/szpitaliku, gdzie w otoczeniu natury będziecie mogli czerpać uzdrawiającą energię ziemską. Relaks na wygodnych leżakach pozwala zapomnieć o troskach i smutkach. Nie zapomnijcie wyłączyć telefonów komórkowych, rozmawiać szeptem i pozdrawiać uśmiechem innych kuracjuszy. Na miejscu znajduje się restauracja z pysznymi deserami oraz sklepik z pamiątkami.

Kąpiel pod wodospadem. Ktoś chętny?… Zdjęcie: Ania Chojnacka

Można tam też poćwiczyć jogę na specjalnie dostosowanych do tego drewnianych platformach albo wykąpać się pod lodowatym wodospadem. Na zakończenie dnia polecam „aperitivo panoramico” z widokiem na jezioro Maggiore, Asconę i Locarno.

Taaaki widok! Zdjęcie: Ania Chojnacka

Jakie niepopularne szwajcarskie diamenty byście dodali do propozycji naszych ekspertek?

……

Chcecie uzupełnić swoją wiedzę i macie też ochotę na całkiem tradycyjną mapę? Sięgnijcie po przewodnik „Szwajcaria i Liechtenstein. Inspirator Podróżniczy”!

14 komentarzy o “Szwajcaria – pięknie i bez tłumów

  • 1 czerwca, 2020 at 9:42 am
    Permalink

    Przydatny artykuł! Czyta się jak serial I tu moje pytanie, które o wiele seriali zachacza. Gdzie na takich szlakach można zrobić siku? O tym nigdy nikt nie pisze tak jak w serialach inny nikt nie idzie do toalety. 😉

    Reply
    • 1 czerwca, 2020 at 7:30 pm
      Permalink

      Hahahaha zwykle tak co 2 godziny marszu są jakieś schroniska – oberże. Jak ktoś ma przeziębiony pęcherz, no to nie da rady, może iść w krzaczki 🙂

      Reply
  • 2 czerwca, 2020 at 11:16 am
    Permalink

    Witam, wyśmienity artykuł!
    Mam zapytanie, jak wygląda sytuacja na granicy szwajcarsko-niemieckiej dla Polaków? Czy obecnie jest możliwość wjechania do Szwajcarii własnym samochodem w celach turystycznych? Głównie mam na myśli, czy jest szansa to zrobić pod koniec sierpnia.

    PS: Czytałem Twoją książkę, jest świetna!!

    Reply
    • 2 czerwca, 2020 at 12:20 pm
      Permalink

      Dzięki!
      W lipcu Szwajcaria będzie już otwarta dla państw ze strefy Schengen, więc jeśli nic się zdarzy, granice powinny zostać przejezdne.
      Oczywiście wiele może się zdarzyć, teraz to niewiele da się przewidzieć.
      Ale trzymam kciuki, żeby było wszystko ok! Fajnych wakacji!

      Reply
      • 29 czerwca, 2020 at 7:48 am
        Permalink

        My się właśnie zdecydowaliśmy na Szwajcarię kamperem i szukam inspiracji więc przeczytałam i tylko się upewniłam w swoim wyborze! Teraz tylko muszę zdobyć tą książkę („Szwajcaria, czyli…”), tylko jak? 🙂

        Reply
  • 2 czerwca, 2020 at 12:26 pm
    Permalink

    Zainspirowało, nie powiem.

    Szczególnie propozycje pani Adrianny i Ani. Goms, Brienzer Rotthorn i Ticino widzę, że możnaby zrobić w czasie jednego wyjazdu.

    Dziękuję paniom i oczywiście gospodyni bloga!

    Książkę czytałem i przewodnik też już zakupiłem, ale jeszcze nie czytałem. Zamierzam otworzyć już w Szwajcarii.

    Reply
    • 2 czerwca, 2020 at 7:04 pm
      Permalink

      Super! Dzięki! 🙂

      Reply
  • 2 czerwca, 2020 at 1:16 pm
    Permalink

    Super, dodaje wpis do obserwowanych! Wszystkie moje wiosenno-letnie plany sie posypaly, wiec mysle, czy w zamian nie wyskoczyc w lipcu do Szwajcarii, skoro w polowie czerwca granice z Austria chca otworzyc 🙂 Zawsze odkladalam Szwajcarie na pozniej ze wzgledu na ceny, ale jak zsumuje, ile oszczedzilam na odwolanych wyjazdach, to powinno na te Szwajcarie spokojnie starczyc 😉 Bede musiala tylko sie zorientowac, co jest latwo dostepne transportem publicznym, by nie spedzac calych dni na przesiadkach 🙂

    Reply
    • 2 czerwca, 2020 at 7:10 pm
      Permalink

      Myślę, że to nie będzie problem, Szwajcaria jest fantastycznie skomunikowana. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że dojechać bez problemów da się wszędzie. I np. gdy mam 7 przesiadek (siedem!) to nawet nie prycham z niedowierzaniem. Da radę, naprawdę da radę, a jak się człowiek spóźni na pociąg, to zaraz jest drugi.
      Inny jest problem – ceny transportu. Tu bym radziła przegrzebać co tylko się da, żeby znaleźć jakąś opcję promocyjną. Powiem szczerze, że do Szwajcarii czasem nawet opłaca się przyjechać samochodem niż przylecieć…

      Reply
      • 28 czerwca, 2023 at 10:05 am
        Permalink

        każda gmina ma tageskarte dla mieszkańców 45 franków za dzień i można jeżdzić czym popadnie

        Reply
  • 3 czerwca, 2020 at 9:42 pm
    Permalink

    W te wakacje nawet Interlaken, zwykle zapełnione turystami z Azji wscnodniej będzie dobre bo spokojne. 🙂

    Reply
  • 9 sierpnia, 2020 at 9:37 pm
    Permalink

    Świetne podsumowanie, dziękuję! Właśnie jestem w trakcie planowania naszej wyprawy do Szwajcarii. Może jakaś podpowiedź, gdzie najlepiej spędzić tydzień z dwójką małych dzieci? 🙂

    Reply
  • 14 sierpnia, 2020 at 10:16 pm
    Permalink

    Skoro o podróżowaniu po Szwajcarii mowa…

    O ile koronawirus nie pokrzyżuje znów naszych planów, to za 3 tygodnie zawitamy w Szwajcarii.
    Podróż z konieczności samochodem (odwołane ponownie loty…), nie planujemy jednak poruszać się na miejscu autem, a pociagami. Baza wypadowa to Bazylea, w planach mamy zwiedzenie Zurychu, Berna i Lucerny, po jednym dniu na każde miasto.

    Zastanawiam się, czy warto (zwłaszcza w dobie pandemii) kupować bilety z np. jednodniowym wyprzedzeniem? Czy ma to istotne znaczenie dla ceny? Jak wygląda kwestia okołowirusowych ograniczeń
    na kolei? – Istnieje możliwość zakupu biletów w kasach, czy tylko online/w automatach? Są jakieś limity dostępnych miejsc?

    Uff, trochę się tych pytań zebrało 😉

    Z góry dziękuję za świetnego bloga i pozdrawiam serdecznie 🙂

    Reply
    • 2 września, 2020 at 9:50 am
      Permalink

      Z jednodniowym – to trochę mało, ale czasami się trafiają bilety tańsze z tak krótkim wyprzedzeniem. W pociągu trzeba mieć maseczkę na dziobie, to tyle jeśli chodzi o ograniczenia.

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.