Mimo chęci nie jestem w stanie obdarować Was wszystkich prezentami na święta, ale dzięki Szwajcarskiej Organizacji Turystycznej przy Ambasadzie Szwajcarii w Warszawie mogę zabawić się w bardzo wybiórczego Świętego Mikołaja! 3 osoby, które wykażą się inwencją i kreatywnością w tworzeniu alternatywnej historii Szwajcarii otrzymają kalendarz Szwajcarii stworzony przez „Moją Szwajcarię” oraz wybraną książkę mojego autorstwa z podpisem i dedykacją albo bez!
Na początku skupmy się na nagrodach. Kalendarz Szwajcarii na 2020 rok Szwajcarskiej Organizacji Turystycznej to rzecz wyjątkowa, ponieważ nie funkcjonuje w zwyczajnej sprzedaży. Oprócz przepięknych zdjęć mamy tu informacje o Szwajcarii, mapę kantonów i tabelkę z wyszczególnionymi feriami, wakacjami i dniami wolnymi w danym kantonie. To nie wszystko. Każdy dzień w miesiącu, na który przypada święto opatrzony jest miniaturową flagą Szwajcarii, a pod spodem znajduje się opis święta i nazwa kantonu, w którym jest obchodzone. To świetna ściąga dla tych, którzy lubią lokalne tradycje, targi i kolorowe pochody i niekończąca się inspiracja dla blogerów.
A jakie to oto moje książki macie do wyboru? Pierwsza to fenomen Szwajcarii w pigułce „Czy wiesz, dlaczego nie wiesz, kto jest prezydentem Szwajcarii” Wydawnictwa PAFERE po polsku i z drugiej strony po angielsku, która w przystępny sposób tłumaczy, dlaczego Szwajcaria jest w samym sercu Europy a inna od wszystkich swoich sąsiadów, dlaczego jest bogata, skąd się wzięła demokracja bezpośrednia i dlaczego można powiedzieć, że to Szwajcarzy rządzą swoim krajem.
Druga pozycja to przewodnik turystyczny „Szwajcaria i Liechtenstein. Inspirator Podróżniczy” napisana w tym roku z Wydawnictwem PASCAL. Przewodnik zawiera mnóstwo praktycznych informacji włącznie z fajnymi knajpkami, poradami dotyczącymi najpiękniejszych miejsc, anegdotki i historię. Jest także mapa i mnóstwo inspiracji na weekend i dłuższą podróż.
Muszę przyznać, że obecnie, w grudniu 2019 roku, obie książki są tak samo ekskluzywne jak kalendarz. Właśnie skończył się ich nakład, a dodruk planowany jest na okres poświąteczny. Zdaje się, że tylko ja jestem dumną posiadaczką stosiku na różne okazje (to częściowo prawda – pojedyncze egzemplarze przewodnika można jeszcze znaleźć w niektórych Empikach i online np. w Świecie Książki).
Dlatego jeśli chcesz wejść w posiadanie unikalnego kalendarza i wybranej książki, weź udział w konkursie!
Jakie jest zadanie konkursowe?
Uwielbiam polskie odpowiedniki szwajcarskich nazw. Druga rzecz, którą kocham pasjami, to ludzie obdarzeni wyobraźnią! Wiem, że tacy właśnie są moi czytelnicy. Dlatego połączmy dziś moje dwa ulubione elementy w całość. Pal licho prawdę! Dziś będziemy kłamać, tworzyć, konfabulować i zmyślać, ile wlezie. Kto popisze się największą fantazją, ten wygra!
Wymyśl nieprawdziwą genezę / legendę powstania polskiej – szwajcarskiej nazwy. Dam Ci przykład: geneza nazwy Gryzonia, czyli polskiego odpowiednika kantonu Graubunden.
Skąd się wzięła Gryzonia? Ależ to proste! Od armii gryzoni, które ubrane w miniaturowe zbroje wkroczyły do potężnego zamku w Chur i zjadły żywcem habsburskiego uzurpatora. Na ich cześć wdzięczni mieszkańcy nadali kantonowi nazwę Gryzonia.
Kto mi równie twórczo „wytłumaczy” inne polskie odpowiedniki szwajcarskich nazw (możecie używać innych nazw, nie tylko podanych tu pod spodem. Nie obrażę się też, jeśli podacie swoją wersję genezy nazw szwajcarskich, a także wspomnianej już wyżej Gryzonii)?
Graubunden – Gryzonia
Aargau – Argowia
Thurgau – Turgowia
Schaffhausen – Szafuza
Solothurn – Solura
Vaud – Wodezja
Zurich – Zurych
Ticino – Tessyn
Geneve – Genewa
Lausanne – Lozanna
Bern – Berno
Basel – Bazylea
Luzern – Lucerna
A może: Schweiz – Szwajcaria?
KONKURS:
- Nagroda: Kalendarz Szwajcaria 2020 i wybrana książka Joanny Lampki: „Czy wiesz, dlaczego nie wiesz, kto jest prezydentem Szwajcarii” lub „Szwajcaria i Liechtenstein. Inspirator Podróżniczy”.
- 3 równorzędnych zwycięzców
- ZADANIE: Napisz pokrótce swoją wizję na temat genezy polskiego odpowiednika szwajcarskiej nazwy. Mile widziana kreatywność! Dodaj (K), żebym wiedziała, że chcesz wziąć udział w konkursie.
- Czas trwania konkursu: 12.12.2019 – 14.12.2019 (sobota) o godz. 19:00
- Ogłoszenie wyników: 15.12.2019 (niedziela) o godz. 8:30 na fanpage’u i na blogu Szwajcarskie Blabliblu. Do zwycięzców napiszę również e-maila lub wiadomość prywatną na facebooku.
- Dozwolona dowolna ilość odpowiedzi od tego samego uczestnika (wygrywa tylko jedna najlepsza odpowiedź tej samej osoby).
- Wysyłka nagród tylko na terenie Szwajcarii i Polski (postaram się, ale nie mogę dać gwarancji, że nagrody dojdą przed świętami).
- Jeśli bierzesz udział w konkursie na blogu, pamiętaj aby wpisać prawidłowy e-mail, żebym mogła Cię poinformować, że wygrałeś. Jeśli na facebooku, odblokuj wiadomości od osób, które nie są Twoimi znajomymi lub sprawdzaj skrzynkę „Inne”.
- Twoich danych będę używała tylko i wyłącznie do wysyłki nagród.
Do dzieła! Zacieram ręce i już się nie mogę doczekać Waszych odpowiedzi!
Skąd się wziął Tessyn? To proste
Ojciec i syn jechali na osiołku. Syn zapytał:
– Ojciec, to Włochy?
Ojciec zauważył jakieś wojownicze plemię z łukami i chciał ostrzec syna, żeby uważał, ale zdołał powiedzieć tylko:
– Te, syn…
Poczym dostał strzałą między oczy.
Syn przeżył i odtąd nazywał tą krainę jak mu powiedział ojciec. A że był dyslektykiem, zapisał ją przez dwa s.
Ha! Chcę przewodnik, niby mam, ale kolega pożyczył i nie oddał…
(K)!!!!
Jako żywo
Polski rodowód nazwy Ticino (K)
Autorzy: Nora Scerpella Orłowska i Andrzej Orłowski
przy bezinteresownej pomocy Juliana Tuwima
Był sobie pan Maluśkiewicz
Najmniejszy na świecie chyba.
Wszystko już poznał i widział
Teraz celem – alpejska koliba.
Pan Maluśkiewicz był – tyci,
Tyciuśki i do tego ciekawy
A oprócz tego podróżnik,
A oprócz tego odważnik.
Zabrał worek z jedzeniem,
Namiot i beczkę wina,
I z wielkim zaangażowaniem –
Ruszył na lotnisko Chopina
Wziął e-book nowiutenki,
Też bardzo maleńki,
Miał miejsce na ogonie
I wysiadł w Bellinzonie.
Zameldował się w zamku,
Zachowywał się po chamsku
Swoje imię wygrawerował,
A raczej je aerozolował.
Jak miejscowi widzieli
Szybko zbaranieli
Kto to zrobił?
Tyci farby nie skąpił.
Zebrała się Rada w Kantonie
Taka nazwa na naszym betonie?
Zmywać się tego nie da
Co za okropna bieda!
Jedyne rozwiązanie
Nazwy zaakceptowanie!
Teraz będziemy Ticino
Na stole zawsze wino!
<3
1) GENEWA
Z lingwistycznego punktu widzenia nazwa ta jest zrostem powstałym z połączenia słów „gen” i „Ewa”. Upamiętnia ona cenne znalezisko paleoantropologiczne, jakiego dokonano na terenie miasta, mianowicie odkrycie najstarszego, żeńskiego szkieletu hominida, który nazwano „Ewą” i z którego udało się wyizolować gen pramatki rodu ludzkiego.
2) FRYBURG
Nazwa miasta i jednocześnie kantonu wiąże się z historią straszliwego głodu, jakiego doświadczyli ich mieszkańcy wskutek niezwykle długiej i ostrej zimy. Zalegający przez niemal jedenaście miesięcy śnieg uniemożliwił wypas krów, będących źródłem mleka, z którego wyrabiano podstawowe produkty żywnościowe tamtejszej ludności: ser i czekoladę. Głodne krowy oznaczały brak mleka, a brak mleka równał się głodni ludzie. Z pomocą pośpieszył wówczas wpływowy amerykański podróżnik, którego zatrzymała na dłużej w tamtejszych okolicach pewna urodziwa Szwajcarka. Zorganizował on dostawy podstawowych produktów żywnościowych swoich rodaków: frytek i burgerów. To na ich cześć wdzięczni głodujący postanowili nazwać swoją miejscowość.
3) ARGOWIA
Nazwa upamiętnia doniosłe odkrycie archeologiczne, jakiego dokonano na terenie tego kantonu, a mianowicie odnalezienie szczątków mitycznego okrętu Argo, którym wyruszyli na poszukiwanie złotego runa Argonauci. Śladów samych Argonautów, ani tym bardziej złotego runa, badacze jak dotąd nie znaleźli.
4) SOLURA
Geneza nazwy miasta wiąże się z postacią Tadeusza Kościuszki, który spędził tam dwa ostatnie lata swojego życia i tam też umarł. Według relacji świadków dobiegający swoich dni Kościuszko wskazywał na rozpościerające się za oknem, skąpane w słońcu miasto i powtarzał niewyraźnie po francusku dwa słowa: „soleil” (‘słońce’) i „heureux” (‘szczęśliwy’), które zlewały się w coś na kształt „solura”. Tak i zrodziła się nazwa miasta.
5) DOM
Historia nazwy tego czterotysięcznika sięga 11 września 1858 roku. Tego dnia czterej alpiniści: J. L. Davies, J. Zumtaugwald, J. Krönig i H. Brantschen mieli być pierwszymi, którzy zdobędą ów szczyt. Na szczycie jednak spotkali mężczyznę, który wykrzykiwał słowa w jakimś – jak im się zdawało – słowiańskim języku. Najczęściej powtarzającym się było słowo „dom”, które dla alpinistów brzmiało znajomo – wszak „Dom” to po niemiecku ‘katedra’. Zgodnie stwierdzili, że byłoby ono odpowiednią nazwą dla zdobytego szczytu – piękną i wzniosłą. O spotkaniu z szalonym cudzoziemcem nie zamierzali jednak wspominać. Ale ściany mają uszy i wieść o tajemniczym cudzoziemcu szybko się rozniosła. Jedni mówili, że był to polski uchodźca polityczny, który w akcie rozpaczy wspiął się na szczyt, aby stamtąd zobaczyć utracony kraj. Inni twierdzili, że ów Polak nie lamentował nad utraconym domem, ale wyrażał ekstatyczny zachwyt nad pięknem kraju, który stał się jego nowym domem. Jak było naprawdę – historia milczy… (K)
😀 <3
(K) Dawno, dawno temu, za dwiema górami, za pięcioma rzekami, za dziesięcioma lasami żyła sobie pewna młoda kobieta o imieniu Anna. Lecz była to smutna kobieta, ponieważ ważyła sto kilogramów.
Niezadowolona ze swojej tuszy dziewczyna próbowała już wszystkiego; chodziła po miejscowych doktorach, odwiedzała po wsiach znachorów, którzy sprzedawali jej ziółka na odchudzanie, ale niestety nic nie pomagało.
W końcu pewnego dnia, do jej uroczego miasteczka przyjechał pewien przystojny kawaler. Był tak wielkiej urody, że aż onieśmielał naszą główną bohaterkę tej powieści, toteż Anna postanowiła go sobie poznać odrzucając smutek i zapominając o wszystkich troskach. Ku jej uciesze udało się poznać ów kawalera i zaczęli ze sobą chodzić.
Otyła kobieta była najszczęśliwsza na świecie, że pomimo jej wyglądu on zechciał zostać towarzyszem jej życia, oraz że już nie musi być dłużej samotna.
Lecz pewnego dnia idąc na schadzkę nad jezioro genewskie młody mężczyzna zdenerwowany trzymając w rękach dwa koce i zostawiwszy w tyle swoją partnerkę, rzucił charakterystycznym, bardzo nieprzyjemnym dla ucha akcentem:
– Los, Anna, Los! Co ty sobie myślisz? Że jak jesteś ghuba, to możesz się huszać jak mucha w smoła?!
Młodej kobiecie w tym momencie świat się z powrotem zawalił. Myślała, że ma przed sobą jedyną osobę, która ją w pełni akceptuje, a okazało się zupełnie inaczej.
Tego było już za wiele! Rzuciła we wściekłości koszyk i bez słowa zaczęła przed siebie biec z powrotem do domu.
Spędziła tam resztę dnia przez pół czasu wylewając z siebie wodospad łez, a przez drugą połowę opróżniając zapasy jakże znanej na całym świecie czekolady Lindt. Ponieważ jednak humor po czekoladzie się troszkę poprawia postanowiła ponownie odrzucić wszelkie zmartwienia w swoim życiu i pójść do karczmy, w której była czeladniczką, na tańce.
Następnego dnia obudziwszy się w rewelacyjnym humorze przyszedł jej do głowy pewien pomysł:
– A co by było, jakbym tak sama założyła swoją własną karczmę?
I tak się stało! Odeszła od właściciela, który jej marnie płacił i za swoje odłożone pieniądze postawiła własny przybytek o nazwie „Pod tańcem i radością”, gdzie zawsze jako gospodyni pierwsza zaczynała codzienne, wieczorne tańce.
Ludzie przychodzili i się integrowali ze sobą, a nawet czasem w sobie zakochiwali, niemniej jednak zaczęli uwielbiać karczmę „Pod tańcem i radością” oraz jej właścicielkę do tego stopnia, że sami okrzyknęli ją włodarzem miasta, a gdy tylko wieść, rozeszła się na okoliczne inne miasteczka i wsie, ludzie z tamtych stron osobiście zaczęli przybywać do jej lokalu i gdy tak czuli się u niej w karczmie jak u siebie w domu, chcieli aby była także ich włodarzem.
W końcu Anna po dłuższych przemyśleniach i zachętach ciesząc się ogromną popularnością zgodziła się zostać patronką wielu miast i wsi zakładając w parlamencie kanton, jednak gdy pytali ją o nazwę miała z tym problem. I wtedy przypomniała sobie o swoim dawnym, niedobrym chłopaku i o sytuacji, w której ją poganiał.
Postanowiła zainspirować się ów pamiętnym „Los, Anna!”, ale ponieważ ta myśl sprawiała jej przykrość, to stwierdziła, że troszeczkę sobie pofantazjuje i przekształci na swój wymyślony sposób te dwa wyrazy, który sprawia jej radość.
I tak powstał kanton o nazwie „Lausanna” A właściwie znana nam, Polakom do dzisiaj Lozanna 🙂
c.d. (K)
LOZANNA
Dawno, dawno temu w mieście, które zwie się obecnie Lozanna, osiadł wraz z rodziną polski rzemieślnik, który specjalizował się w wyrobie mebli służących do spania. W niedługim czasie dorobił się on własnego warsztatu stolarskiego, który nazwał ŁOŻA „ANNA” – na cześć swojej ukochanej żony Anny, z którą od ćwierć wieku co noc dzielił łoże. Produkowane przez niego z wielkim kunsztem i oddaniem łoża szybko zyskały sławę i stały się obiektem pożądania. Każdy bowiem, kto przespał się w takim łożu, wstawał całkowicie wypoczęty, pełen energii do pracy, punktualnie i z gotowym rozwiązaniem problemu, nad którym wcześniej na próżno się głowił. Dzieci poczęte w takim łożu ceniły porządek i precyzję, miały mnóstwo pomysłów, rwały się do nauki, a w wieku dorosłym – do pracy. To by tłumaczyło, skąd w takim małym kraju tylu odkrywców w dziedzinie zegarmistrzostwa, serowarstwa czy cukiernictwa. Chodziły słuchy, że sam Rodolphe Lindt odkrył proces konszowania czekolady po nocy spędzonej na starym łożu wyprodukowanym przez warsztat ŁOŻA „ANNA”. Mało kto oczywiście wiedział, co oznaczało wiosełko przy „L” i kropka nad „Z” w owej nazwie, dlatego wszyscy wymawiali ją jako „loza anna” lub prościej „lozanna”. Z czasem zaczęto nazywać tak i miasto, które zasłynęło niezwykłymi łożami.
Pewnego dnia do jednego z malowniczych miast w kantonie Vaud w Szwajcarii przyjechał wybitny polski muzyk, a mianowicie Zbigniew Wodecki. Jego fani w Szwajcarii od pewnego czasu wiernie przygotowywali się na tak długo wyczekiwany występ. Kompozytor miał na to przedsięwzięcie przygotowaną dość długą listę ciekawych utworów. Od rana w całym regionie aż huczało od tak upragnionego występu. Na koncert przyjechał również duży odsetek Jego wiernych fanów z Polski. Pan Wodecki był bardzo dobrze znany nie tylko w Polsce ale również w Szwajcarii, co udowodnili wszyscy fani, gdy razem z nimi śpiewali prawie wszystkie Jego piosenki. Po pełnym wzruszeń występie piosenkarz opowiedział o genezie jednego ze swoich czołowych utworów, a mianowicie „Zabiorę Cię dziś na bal”. Powiedział wtedy, że chciał tą kompozycją nawiązać do balu, który odbywa się w Wenecji w pierwszym kwartale roku. Opowiadał, gdy za Jego czasów takie bale odbywały się na kryształowych salach, gdzie pary tańczyły w pięknych strojach przez długą chwilę jakby zatrzymał się czas. Wtedy wszystkich słuchaczy ogarnęło wzruszenie, gdy słuchali ze szczególną uwagą tej pięknej genezy utworu. Kiedy polscy odbiorcy wrócili do swoich domów od razu zaczęli opowiadać wszystkim swoim znajomym, którzy opowiadali swoim dalszym znajomym, jaką piękną wypowiedź ogłosił wtedy polski kompozytor. Od tego czasu kanton Vaud słynie w Polsce jako kanton opowiadający o intrygującej historii już Ś.P. Pana Wodeckiego z Wenecją, dlatego w naszym kraju nazwa tak uroczego regionu przyjęła się wśród mieszkańców jako Wodezja.
(K)
Pewnego dnia, polska Para Prezydencka odwiedziła największe z miast w Szwajcarii – Zurich. W tym czasie odbywało się tam spotkanie Polaków mieszkających w Szwajcarii, na które została zaproszona właśnie Para Prezydencka z Polski. Takowa uroczystość była nadawana na żywo na kilku kanałach na YouTube. Obrady od początku przebiegały w miłej atmosferze, aż tu nagle Pierwsza Dama, która uwielbiała język niemiecki oraz jego interesująca wymowę, wypowiedziała nazwę miasta, w którym przebywała, nie jako Zurich, lecz jako Zurych. Podczas obrad żaden z uczestników nie chciał wytykać błędu Pierwszej Damie, która przekręciła tylko lub aż jedną literkę tego intrygującego miasta. W dalszej konwersacji wszyscy członkowie spotkania używali tylko tej nazwy, którą wypowiedziała Małżonka Prezydenta. Wtem Polscy odbiorcy transmisji na YouTube, którzy z rozwagą słuchali tych obrad, zaczęli używać nazwy Zurych, którą usłyszeli nie tylko od Pary Prezydenckiej, ale również od Polaków mieszkających w Szwajcarii, z myślą iż ona jest poprawna gramatycznie, choć nie wszyscy Polacy wiedzieli, że nazwa jest niepoprawna to wielu mieszkańcom ona odpowiadała. Tak oto powstałą dość interesująca geneza polskiej odmiany największego miasta w Szwajcarii – Zurichu.
(K)
Czuję, że się spóźniłem z dobre pół roku, ale chciałem powiedzieć, że fajny kalendarz 🙂 Widziałem go na żywo. Widzę, że ma Pani niezłe dojścia 😉