Rzadko się zdarza na tym etapie Blabliblu, że powstają artykuły, które zawierają więcej pytań niż odpowiedzi. Jako „pani Szwajcaria” nawykłam raczej do tego, że bardziej wiem albo przynajmniej mogę przedstawić swoją opinię niż nie wiem i rozkładam ręce w zdumieniu. Tymczasem jest temat, którego nie potrafię zsyntetyzować i się do niego odnieść.
Mieszkam w Szwajcarii od ponad 6 lat i poznałam tu wielu ludzi: Szwajcarów, ekspatów, Polaków na emigracji. I nigdy nie spotkała mnie żadna przykrość z powodu mojej narodowości. Nigdy nie czułam się dyskryminowana. Owszem, spotykały mnie epizodyczne konflikty. Ktoś na mnie burknął na poczcie, więc w akcie przypadkowej zemsty nieświadomie świsnęłam pocztowy długopis. Pani w urzędzie nie raz przewróciła oczami na moje dziwne pytania albo uśmiechnęła się z ząbkami (ostrymi!), gdy coś źle wbiłam w maszynie do wysyłania listów. Ktoś mnie zapytał, czy moi rodzice mają potrójne okna albo czy mam dużo rodzeństwa. Akurat takie pytania uwielbiam, ponieważ dzięki nim mogę nieco pofantazjować o tym, że polskie dzieci uwielbiają siłować się z białymi niedźwiedziami w zamieci. Jak przeżyją, to będą żyć. Szeroko otwarte z przerażenia oczy moich rozmówców sprawiają, że mój wewnętrzny złośliwiec zaciera ręce. Jak widzicie, nikt mnie nigdy nie chciał ze Szwajcarii wyrzucić. Nikt nie sugerował, że miejsce Polek jest w Polsce. Fakt – językowo to raczej ja się musiałam dopasowywać do innych, a nie oni do mnie, ale taka specyfika Romandii – Szwajcarzy francuskojęzyczni raczej kiepsko mówią po angielsku.
Na podstawie własnych doświadczeń jak również rozmaitych teorii socjologicznych dotyczących emigrantów i emigracji wywnioskowałam, że wystarczy poznać Szwajcarów, żeby ich polubić albo chociażby zrozumieć. Że stopień akceptacji otoczenia zależy od naszej integracji. Osoby, które żyją na marginesie społeczeństwa, nie starają się uczyć języka ani poznawać sąsiadów będą zawsze ustawiali się w systemie „my” kontra „oni”. Szwajcarzy będą dla nich zawsze kimś wrogim: bezlitosnymi szefami, sztywnymi sąsiadami, nietolerancyjnymi kolegami z pracy.
Powyższa teoria wydaje się prosta i dość logiczna. Nieznane dla osób z niskim poczuciem własnej wartości może zdawać się straszne i złe.
No tak. To byłoby bardzo proste, gdyby nie coś, co burzy ten porządek rzeczy. Chodzi mi w tym momencie o pewną kategorię osób, którzy według wszystkich znaków na niebie i ziemi powinni akceptować i rozumieć Szwajcarów, a jak się zapewne domyślacie jest wręcz odwrotnie. Mówię: kategoria osób, bo w moim otoczeniu jest takich osób kilka, dlatego śmiało można z nich zrobić pewną zbiorowość. Są to ludzie wykształceni i inteligentni z dość szeroką wiedzą o świecie, dobrze zintegrowani w Szwajcarii, pracujący w szwajcarskich firmach, których dzieci chodzą do szwajcarskich szkół… Co ciekawe: nie łączą ich poglądy polityczne – można powiedzieć, że na tej osi zajmują całą przestrzeń od prawa do lewa. Łączy ich jedno: nienawidzą Szwajcarów lub mają o nich bardzo złe zdanie.
Dlaczego? Tu powodów jest mnóstwo, ale najczęściej powtarzane zarzuty dotyczą rzekomej ksenofobii Szwajcarów. „Ty polski psie”, „wracaj skąd przybyłeś”, „ty nas nigdy nie zrozumiesz”, „możesz się skarżyć policji / szefowi, i tak nikt nie zareaguje, bo jesteś Polakiem”. Czy słyszeliście kiedyś coś podobnego? Hmmm… Ja nie… Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić mojej reakcji na taką wypowiedź, ale na pewno byłaby więcej niż gwałtowna.
Tymczasem, według tej tajemniczej kategorii zintegrowanych a jednak dyskryminowanych, takie sytuacje i wypowiedzi zdarzają się na co dzień.
Dlaczego mnie się nie zdarzają? Tu zwykle pada argument o tym, że zostałam przyjęta do mitycznego „klubu Szwajcarów” dzięki mojemu partnerowi. No tak. Ale ani ja nie noszę (i nigdy nie będę nosić) szwajcarskiego nazwiska, ani nie przedstawiam się jako „żona mojego męża”. Zwyczajnie w życiu profesjonalnym i częściowo prywatnym nie funkcjonujemy jako para, a i nikt mnie o to nie pyta… Ze Szwajcarami mam kontakt jako ja, Joanna Lampka, Polka w Szwajcarii, koniec kropka. No, chyba że Szwajcarzy mają tajną bazę danych, kto sypia z kim i na tej podstawie decydują, że tego dyskryminujemy, a tamtego nie…
Dlaczego? Jaka jest prawda? Czy to naprawdę zależy od perspektywy? Czy to zależy od naszego stosunku do Szwajcarów – na zasadzie, że jeśli kogoś lubisz to będziesz lubiany? Jakie są Wasze doświadczenia?
Co prawda nie mieszkam w Szwajcarii, ale planuję zmianę miejsca zamieszkania. Z racji, że ten kraj jest jedną z rozpatrywanych, docelowych destynacji, to zacząłem czytać m.in. Twojego bloga oraz szlifuję zapomniany przez mnie język niemiecki. No i dołączyłem do kilku grup na FB aby wiedzieć, co w trawie piszczy 🙂 I choć daleko mi do „otwartego, tolerancyjnego europejczyka” to na tychże grupach zauważyłem pewną prawidłowość: im mniejsza wiedza o kraju w którym się mieszka tym większa izolacja i niezrozumienie. Jeśli do tego dołożymy brak języka, powstaje niestety bariera której nie da się przeskoczyć. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto spiesząc się gdzieś stał w kolejce i złowieszczył na obcokrajowca, który ją opóźniał powodu „językowego niedopasowania”. Tyle w temacie. Idę szlifować niemiecki, bo jeśli ktoś zacznie mnie obrażać od „Polaków” to chcę mu strzelić celną, mocną ripostę w jego języku. Tak, żeby mu w pięty poszło! O!
PS. Jako ekonomista nigdy nie biorę pod uwagę średniej a medianę. Lepsze i rzetelniejsze wyniki badań. Skrajności należy odrzucać 🙂
Pozdrawiam
Najgorsi w szwajcarii to są francuzi i francuskie kantony nie pomogą ludzią gdy nie znasz ich języka udają że nie znają niemieckiego ,polskiego ,ruskiego itd ,bardzo podły naród za kasę pomogą ,ale inaczej to wypierdalaj szok,za kawałek sera z wykałaczki kolegę mojego gonił francuz 3 kilometry i wyzywał od złodzieji dopiero jak kolega dał mu 20 euro to odpuścił szok,zaznaczam że kolega się pomylił i nie wiedział że nie można tego wziąść,bo w innych krajach jeśli wystawiają na próbę to można spróbować.Oszukują ludzi dają niby paszporty itd szok pracój i jak u hitlera ,zaznaczam że oni to znaczy szwajcaży mają swój twardy system a najbardziej w bankach.
Kocham Twojego wewnętrznego złośliwca 😀
A czy czasem nie myli się „polskich legend” z rosyjskimi?
Może to się wydać zadziorne, ale mam taką teorię, że dobrzy ludzie przyciągają dobrych ludzi. Teoria jest trochę słaba, bo świadczy o tym, iż ktoś może być zły, ale zupełnie nie o to mi chodzi.
Osobowości są różne, charaktery, reakcje na innych, natura każdego człowieka jest inna i w zależności na kogo się trafi, to reagujemy już na wstępie stwarzając jakąś tam relację, np.: uprzedzając się do kogoś.
A czy w Polsce wszyscy się kochają dlatego, że są Polakami? Czy Szwajcarzy wszyscy się lubią z uwagi na narodowość? To chyba nie ma znaczenia. Miast pytania o to jacy są Szwajcarzy, zapytałabym: jacy są ludzie (np. w danym kręgu, np. zainteresowań, albo kręgu biznesowym.)
Stworzyłaś artykuł dający do myślenia 🙂
Pozdrawiam!
W styczniu będę pełnoletnia 😉 Strzeli mi 18 w Szwajcarii. Nigdy nie usłyszałam złego słowa od żadnego Szwajcara. „Nigdy”…do zeszłego miesiąca…Stałam sobie w banku przy maszynie multi. Wbijam nr kont, bo akurat musiałam je wbić, a tu ci taki dziad z pyskiem wyjeżdża, że mam się pospieszyć. Nic by w tym nie było wielkiego, gdyby nie to, że zaczął mnie wyzywać od „pierdolonych auslanderów, których w Szwajcarii teraz na pęczki i „normalny Szwajcar” nie może się z domu ruszyć, żeby któregoś nie spotkać”… Odpowiedziałam panu, że dzięki tym pierdolonym auslanderom ma codziennie chleb na stole, spodnie na dupie i wywóz śmieci 2x w tygodniu, bo „normalny Szwajcar” jest za leniwy, by ruszyć tyłek do TAKIEJ pracy. Rzuciłam papiery i wyszłam. Na nieszczęście byłam z córką, a ten gnój mnie tak zwyzywał przy moim SZWAJCARSKIM dziecku, że aż się popłakałam. Opowiedziałam to koleżance Szwajcarce, którą spotkałam po tym incydencie i wyobraź sobie, chciała iść do banku i obić ryj temu facetowi! Jeszcze się śmiała, że koleś idiota, bo nie wiedział z kim gada…Akurat w moim mieście jestem znaną osobą i z dumą rozpowiadam, że jestem z Polski, pokazując przy okazji, że Polacy to nie tylko tania siła robocza i złodzieje, ale, że też integrują się i wnoszą coś do życia w gminie.
Także…
Szwajcarzy to złoci ludzie, ale zdarzają się wśród nich chamy. Tak samo jak u Polaków, Erytrejczyków, czy Arabów. Nie można generalizować. Ale „jeśli idziesz między wrony, musisz krakać tak jak one”….Czyli integrować się. Pozdrawiam i życzę wszystkim, by nie spotykali na swej drodze takich „normalnych Szwajcarów”.
Głupota i strach z niej wynikający, z czego rodzi się ksenofobia nie mają narodowości. W każdym społeczeństwie znajdzie się jakiś procent głupków.
Amen!
Francuzi mają przewrotne charaktery :/
Pani Joanno, bardzo interesujący i wspaniale napisany blog, pochłaniam z zainteresowaniem kolejne wpisy. Trochę dłużej zatrzymałem się przy komentarzach na temat naszej ..ups Naszej Polski. Optyka na nasz kraj zmieniła mi się znacząco po obejrzeniu wielu videoblogow Ukraińców i Białorusinów, jest tam wiele na prawdę szczerych zachwytów i to nie tylko, że chodniki równe w byle wiosce, boiska czysciutkie, rowerki dziecięce na klatkach schodowych i nikt nie kradnie ale i jak pomocni i bezinteresownie życzliwi sa Polacy. hehe nieźle… Z moich obserwacji temat komunikacji a piszę z Warszawy też krzywdzący bo jest wygodnie i punktualnie. Ok ale miało być o CH. Moje doświadczenia słabe bo byłem tylko w Genewie parę razy ale bakcyla połknąłem…
Dzięki za komplement!
Najgorsza rzecz w Warszawie to chyba korki i te koszmarne odległości. Piszę z perspektywy szwajcarskiej wsi, takiej z krówkami i konikami, gdzie do miasta (Lozanny) mam 25 minut od drzwi do dworca głównego komunikacją publiczną. Samochodem 15 minut.
Pracowałem w EPFL prze kilka miesięcy parę lat temu. Zawsze przywoziłem z Polski ptasie mleczko i śliwki w czekoladzie, byłem uśmiechnięty i nie narzekałem, chociaż cierpliwie słuchałem narzekających na ich ciężki los Szwajcarów.
Przez ten krótki okres kilka razy zapraszali mnie na domowe kolacje oprócz tego na takie typowe biznesowe. Na codziennej kawie wszyscy byli życzliwi. Co prawda EPFL to nie jest miejsce pracy wyłącznie rodowitych Szwajcarów i prawdę mówiąc to jedynie dwójka Anglików trochę mi podpadła jako typowe przykłady snobów. Do tej pory utrzymuję kontakt z jednym z rodowitych Szwajcarów a będąc w odwiedzinach na krótko, wszyscy ciepło mnie witali. Reasumując, być może trafiłem w specyficzne miejsce, ale odniosłem wrażenie, że to bardzo przyjacielska nacja. Tzn. wystarczy być użytecznym pracownikiem aby zyskać uznanie a narodowość nie ma znaczenia. Oczywiście EPFL to jeden wielki tygiel wszelkich narodowości więc raczej nie jest to przykład reprezentatywny.
Co ciekawe kiedyś dostałem zamówienie na kaszę gryczaną, bo jak się okazuje w Szwajcarii ciężko ją dostać a dwie Panie pamiętały to jako przysmak, którego doświadczyły podczas swoich wakacji spędzonych w Polsce 🙂
a z tą kaszą gryczaną to ciekawe, bo kiedyś karmiłam tym Szwajcarów i byli naprawdę zaintrygowani. Tu się jada rozmaite kasze, ale akurat tej polskiej, gryczanej prażonej, nie.
Proszę jeszcze wziąć poprawkę na płeć i atrakcyjność. Kobieta doświadczy ksenofobii 5 razy rzadziej niż mężczyzna, atrakcyjna kobieta jeszcze rzadziej. Wybieram się na dniach do Szwajcarii i ciekaw jestem jak to będzie. Belgia i Wielka Brytania potrafiły być przykrym doświadczeniem, Dania średnim, Niemcy i Holandia w większości dobrym.
Prażona kasza gryczana jest w każdym Coop’ie..