Zacznę od własnego podwórka: gramy w Witchera 3, a napisy takie malutkie, że od marszczenia oczu wyrasta nam co najmniej pięć nowych zmarszczek mimicznych. Steve nie wytrzymuje:
– Musimy kupić większy telewizor!
Ja zdumiona:
– A nie prościej przysunąć fotel!
Ot tak, tzw. problemy pierwszego świata to temat znajomy dla każdego obserwatora życia Szwajcarów. Bo przecież czym się martwią ludzie, którzy mają co włożyć do garnka i gdzie wyjść rano?
Na przykład tym, że nowa, piękna, mahoniowa oprawa iPhona zupełnie nie pasuje do stylowego stolika z drzewa różanego! (zasłyszane od Grześka – czytelnika SzB). Albo tym, że sowy huczą tak głośno w nocy, że trzeba szukać innego mieszkania!
Koleżanka (starsza nieco koleżanka) Szwajcarka Fiona ze zgrozą opowiadała, jak zareagowała jej córka na prezent na 15-ste urodziny – na nowego Samsunga Galaxy. Otóż nastolatka dostała ataku spazmów, bo przecież miał być iPhone! Matka na szczęście miała na tyle oleju w głowie, żeby stwierdzić, że dostaje Samsunga albo nic. Córka wybrała nic! Przecież nie pokaże się w szkole z Samsungiem. Fiona zdała sobie sprawę, że teraz albo nigdy – wzięła roczny, bezpłatny urlop i zabiera teraz rodzinę do Laosu, żeby uświadomić nieco swoim dzieciom, na czym polegają prawdziwe problemy.
Na szczęście Fiona ma na tyle rozumu i jaj, żeby podjąć tak drastyczną decyzję. Większość rodziców, którzy pamiętają jeszcze czasy, kiedy Szwajcaria nie była tak bogata i wygodna, po prostu załamuje ręce…
Czy Szwajcarzy są rozpuszczeni? Prosta odpowiedź na to pytanie byłaby stereotypowa. Wylaszczone panienki kręcące noskiem na bransoletkę z białego złota od swojego chłopaka na urodziny (takie historie słyszałam od samych Szwajcarów) to fakt i powód, dla którego Szwajcarzy hurtowo importują żony. Z drugiej strony wielu Szwajcarów świadomie rezygnuje ze wszelkich ziemskich dóbr i stara się wychować swoje dzieci jak najprościej i najsurowiej. Wychowawcze wyjazdy do krajów rozwijających się stały się naprawdę modne. Niedawno odwiedziłam młodą szwajcarską mamę, która stara się wychowywać swoje dzieci kompletnie bez żadnych zabawek. Dzieci bawią się słoikiem wypełnionym kolorową wodą z olejem, guzikami, same szyją sobie potworne, trójoczne lalki, a patyki to dla nich samochody (im bardziej zaostrzony patyk, tym szybszy samochód – ach ta dziecięca wyobraźnia!).
Jest jeszcze jeden aspekt problemów pierwszego świata. Jaki? Posłuchajcie mojej historii basenowej! Pewnego dnia moja przyjaciółka Japonka poprosiła mnie o pomoc. Nic w tym dziwnego, że przyjaciele proszą się o pomoc, powiecie, zapewne zapominając o jednym niuansie – narodowości. Jeśli Japończyk prosi Cię o pomoc, znaczy, że właśnie mu się dach zawalił na głowę, albo zalało tsunami. Co się okazało? Że Ayame dostała od swojego kumpla i byłego szefa zadanie: sprzedać przepiękny, 50-letni, złoty, szwajcarski zegarek i nie wie za bardzo jak się do tego zadania zabrać. W taki sposób Joanna vel. Szwajcarskie Blabliblu i jej pulsująca żyłka do interesów znalazły się w pięknym, wielkim domu z basenem w St-Prex. Okazało się, że krew przodków, którzy to w jedną stronę z dżinsami, a w drugą ze złotem, nie woda, i zegarek udało się sprawnie, szybko i z zyskiem sprzedać. Za zegarkiem przyszły inne małe zleconka i zlecenia (obecnie jest to 10-egzemplarzowa kolekcja kalendarzy z Rogerem Federerem – wszystkie pięknie podpisane przez wyżej wymienionego). I tak stałam się częścią infrastruktury basenowej w tym pięknym domu. Powiecie, że tutaj chodzi o moją handlową żyłkę, ale też na pewno pojawią się głosy oskarżające te wredne Polki o mamienie starych, bogatych Szwajcarów. Nic z tego, Panie i Panowie. Mój chłopak też pływa w tym samym basenie, przewraca żeberka na grillu, albo rżnie w pokerka z Johnem i Ayame (zawsze wtedy się boję, że lada chwila nasz samochód zmieni właściciela). O co w takim razie chodzi? O samotność – jeden z największych problemów tych, którzy mają już wszystko, co można kupić za pieniądze. Bo jedyne, czego nie można kupić, to szczerzy ludzie, którzy nie będą na Ciebie patrzyli jak na bankomat. I to jest prawdziwy skarb i prawdziwy problem pierwszego świata!
„Okazało się, że krew przodków, którzy to w jedną stronę z dżinsami, a w drugą ze złotem, nie woda i zegarek udało się sprawnie, szybko i z zyskiem sprzedać.”
—
Nic nie zrozumiałem z powyższego zdania, można jaśniej p. Joanno? 🙂
Bo w tym zdaniu są dwa zasadnicze problemy – przecinki są w złych miejscach, dlatego w miejscu „nie woda i zegarek” się robi naprawdę dziwnie.
Po drugie, mam dziwne wrażenie, że wyrażenie „krew nie woda” znaczy zupełnie coś innego 😀
Rezultat rozkminy: wstawię trochę więcej przecinków, ale ta krew niech zostanie 😉
Ach te szwajcarskie problemy egzystencjalne 🙂
Francuzom też czasami od przybytku w głowach się przewraca, chociaż Polakom na dorobku, puszczonym z komunistycznej smyczy też niczego nie brakuje… Idę zrobić rachunek sumienia.
A tymczasem pozdrawiamy – ja i moja stara Nokia bez dostępu do Internetu 😉
Moja stara Nokia pozdrawia Twoją starą Nokię 😀
Ze swojego podwórka dodam: weekend w Paryżu czy Barcelonie? oto dylematy koleżanki z pracy;-)
Eeeee jeszcze gorzej by było, gdyby to było: weekend w Paryżu? Żartujesz? Tyle turystów, żebraków i te niebezpieczne dzielnice! Nie jadę;)
Mam pytanie odnośnie wychowywania dzieciaków w Szwajcarii, da się tam wychować dzieci normalnie? To znaczy trochę tak, jak my byliśmy chowani? Czy dzieci wychodzą po szkole na dwór bawić się z rówieśnikami? Czy tylko jak jest plus 20, bezwietrznie i wyjątkowo dzisiaj nie mają basenu/łyżew/baletu/śpiewu/angielskiego?
Dzieci u mnie w kantonie biegają z grabiami przy sianokosach, ganiają krowy na hale wiosną i przyganiają we wrześniu, podłączają dojarki. Dwulatki ze żłobka idą co drugi dzień do pokazowego gospodarstwa się bawić w towarzystwie krów, kur i gęsi. Szesciolatki idą same do szkoły w odblaskowych krawatach. Na angielski sie nie chodzi, bo szkola go i tak nauczy. Jak ktoś chce, to francuski i łacine w szkole też złapie, a włoski na wymianie kantonalnej w Ticino. Na basen, łyżwy i narty – oczywiście, z przyjemnością, kiedy ma się ochotę. Zimą – szkolny obóz narciarski a w weekendy dzikie zjazdy na sankach z 1800m na 400m – w kaskach oczywiście, bo nachylenie momentami 45stopni. Po podwórkach i ulicach lotne gangi 4letnich panienek na hulajnogach i 6 letnich dżentelmenów na rowerach. Co drugi dom z dziecmi ma trampoline. Boiska z pięknie przyciętą trawą wszędzie i place zabaw z kolejkami linowymi etc. Dzieci w Szwajcu mają więcej prawdziwego dzieciństwa niż gdzie indziej..
Dziękuję za odpowiedź, mam teraz motywację do nauki francuskiego, swojemu dziecku chce zapewnić dzieciństwo i nauczyć go samodzielności. Niestety tutaj gdzie mieszkam, się po prostu nie da. Wszędzie ale to wszędzie psie kupy ( z piaskownicą włącznie), samochody rozjeżdżają ludzi na pasach, na zielonym świetle, na parkingach. Przejście przez pasy z dwulatkiem do walka o życie. No ten wyścig szczurów u dwu latków, a raczej ich mam. Kto już co umie, kto już nurkuje pod wodą. Jak chcesz się z takim dwulatkiem umówić (oczywiście z rodzicem), to trzeba tydzień do przodu bo dzieciak ma wszystkie popołudnia zajęte. I kurde gwóźdź programu, czyli dziecko ma dwie lewe ręce: mycie 13 latce głowy, przykrywanie kołderką 11 latków. Oczywiście poza mną nikt tnie widzi problemu – a ja mam dość.
Admirał Torpeda – CO TO ZA KANTON?!
Jakiś raj….
Niemniej, ja mam jakąś obrzydliwą schizę i nie puściłabym sześciolatka samego, nawet gdyby miał dodatkowo alarm dźwiękowy przypięty przy d…dużej kieszonce. Strasznie boję się pedofili. A teraz jest jakiś wylew tych popaprańców, która polska dodatkowo chroni – patrz sprawa Trynkiewicza!
Niestety, nie słyszałam jeszcze o kraju, gdzie zamiast zasuwać za kasą, ludzie trochę zwolnili tempa i uczą jeszcze dzieci wyższych wartości. To bardzo trudne.
A nasz znajomy nie odpuszcza i wciąż nagabuje, że Anglia to dobry pomysł na początek, ale na stałe to tylko Szwajcaria. Fajnie by było, znaleźć się w takim raju i się nie zgubić.
Zgadzam się z Admirałem Torpedą: dzieci w Szwajcarii są wychowywane nieco bardziej normalnie niż obecnie w PL.
Ale to chyba po prostu ta słynna szwajcarska tradycja zimnego chowu. Nie ma co porównywać Szwajcarii do na przykład Szwecji – ostatnio koleżanka mi opowiadała, że o mało co nie doszło do rozwodu, bo podczas wizyty u szwajcarskich teściów, teść przylał małemu porządnie w tyłek, gdy dziecko było niegrzeczne. I kto się obruszył: sama jedna Polka, reszta uznała, że to normalne…
(Oczywiście nie doradzam nikomu robić podobnie).
pogubiłam się w wątkach tej opowieści:) Można jaśniej?
No tak: trochę namotałam. Dobrze, jeszcze raz:
Swego czasu „nasze” pokolenie Szwajcarów było wychowywane dość surowo, żadnego tam partnerstwa, ani nowomodnych bezstresowych metod wychowawczych. Z opowieści moich znajomych wynika, że klapsy ani kary to nie było nic wyjątkowego. Teraz oczywiście to się zmienia – jak wszędzie.
A dzisiaj nie zauważyłam, żeby szwajcarskie dzieciaki miały aż tak zajęty plan dnia tenisem, hiszpańskim, karate i wszelkimi innymi zajęciami pozalekcyjnymi. Szwajcarska szkoła oferuje całkiem ciekawy program. Raczej nie ma tego szaleństwa wyścigu szczurów wśród dzieci. Ale oczywiście są ludzie, którzy wysyłają swoje dzieci do prywatnych szkół, mówiąc, że te zapewniają znakomity start w życiu. Tyle, że to jest taka półprawda – chodząc do szkoły publicznej bez zajęć pozalekcyjnych można osiągnąć to samo.
Ok, a co z tą historią rozwodową? Bo się zaciekawiłam
A teraz pomysl jeszcze, jak wraca dobrze wyedukowany i zarabiajacy Polak ze Szwajcarii, a ludzie tylko z nienawiscia patrza na jego nowy samochod, a pierwsze pytanie na kawie, to „nie zalatwilbys mi pracy?” „Nie pozyczylbys troche pieniedzy?”. Podobalo mi sie porownanie dzisiejszych ludzi do bankomatu, choc to oczywiscie bardzo przykre, jesli czlowiek sie nad tym zastanowi. Fajnie piszesz, Joanno, uwielbiam twoje wpisy!
Dzięki!
Och tak, nad tym też boleję. Albo: Ty stawiasz, bo pracujesz w Szwajcarii! :/
Obserwując ostatnio nowobogackich Polaków widzę podobne objawy. Znudzone żony bogatych mężów idą w ekosreko, zabawki tylko ręcznie robione, najdroższa elektronika, super hiper zajęcia dla dzieci a potem wycieczka do Laosu, w ramach oglądania „dzikich biednych ludzi” jak w zoo. Nienawiżu tego, oj jak ja tego nienawiżu. Gdy paniusie z zamkniętych osiedli mają taką samą biedę za płotem, ale to już wstyd się na fejsie pochwalić, że się pokazało dzieciom normalne dzieci bawiące się najtańszą zabawką z kiosku w osiedlowej piaskownicy ( i pewnie sto razy szczęśliwsze). Nie, trzeba do Indii jeździć i epidemiami z brudu straszyć. Ekosreko jest też czasem zabawne. Oplakatowane haslami powrotu do natury matrony i ich zacni mężowie nie bywają daleko od swych klimatyzowanych pomieszczeń. Nocowanie w lesie? Z tymi strasznymi robakami? W życiu! Khe, khe. Ten sam cyrk jest z chustami do noszenia dzieci. Kupić z ekskluzywnego żakardu za 1000zł? No oczywiście. Nosić w taniej szmacie jak cały trzeci świat? Wstyd i hańba! No i tak na każdym kroku. Jeszcze nie mamy basenów, ale pomału snujemy wizje ich budowy. 🙁
Z mojego czeskiego podwórka: EKO! psia kupa w piaskownicy? Okey, w końcu sama natura, antybiotyk w czasie choroby, tragedia, bo sama chemia. Picie piwa w ciąży i w czasie karmienia? Okey, naturalne i ma dużo witaminy B, lekarstwa przepisane przez doktora (ciąża, karmienie)? Dzieciaka trujesz. Wyprowadzka poza miasto, po brud i spaliny? Okey, EKO! Bedą dzieci jadły ekologiczne marchewki! A potem mi mówią, że szambo wieczorem wężem spuszczane na sąsiednią łączkę, bo taniej…
W Polsce chyba też jest pełno takich córek Fion… przynajmniej tak mnie słuchy dochodzą… Z samsungiem obciach… 😉 zwłaszcza w warszawskiej szkole 😉
Do Laosu? To w Europie jest Białoruś, Rosja, Ukraina, Mołdawia… Nie trzeba jechać na koniec świata. A tak z czystej ciekawości: jeżeli Szwajcarzy importują żony hurtowo, to z kim żenią się Szwajcarki?
pewnie też sobie chłopa importują. Skoro je stać… 😛
Hej hej, w Europie mamy jeszcze jeden trzeci świat – P.O.L.S.K.A.
Dokładnie – sposobem panów Szwajcarów importuja 🙂
A wracając do klapsów – ostatnio zostałam zbanowana w markecie przez kobitkę w wieku 50+, za to, że ciągnęłam mojego nadpobudliwego syna za rękę. Dziaciak potrafi dać w kość, jest bardzo żywy. Mąż zanurzył się gdzieś w regały, zabierając śpiącego roczniaka w koszyku, a ja zostałam ze starszym. I gdy tylko tatuś zniknął, coś mu strzeliło do łepetyny i postanowił wałkować się po uflejanej, marketowej podłodze. Generalnie mam w d… dużej kieszeni, gdy tak robi – nie zemrze od brudu, wodę w domu mam, a się szarpać nie lubię. Ale tym razem był niesamowity ruch w markecie, jakby karpie rzucili na święta ( 😀 ) i podłoga wyjątkowo uflejana. Więc starałam się go ogarnąć. 4 latek swoje waży, ja wagi filigranowej… udawał się nie ma nóg, a ja dysząc wlekłam go za sobą, cedząc między zębami, że nieładnie się zachowuje…
I w tym właśnie momencie mijana przez nas baba doskoczyła do mnie, że to ja się nieładnie zachowuje, po czym zadarła nos wyżej niż czoło, by odejść w glorii i chwale.
Taka dobra.
Chciałabym jej zostawić mojego syna na 10 min. w tym markecie. ;]
Ale za bardzo się pedofilstwa obawiam i ostatecznie zdecydowałam, że bezpieczeństwo mojego syna jest ważniejsze niż edukacja pani w dojrzałym wieku.
Niektórzy głupi się rodzą i głupi umierają. Takie geny.
Zapomniałam dodać puentę – zauważyliście, że Polacy wręcz chorobliwie papugują różne „mody” z krajów wyżej rozwiniętych gospodarczo?
Wierzą w zachód jak w boga. Nawet nasi politycy kupują od Niemców pomysły na różnorakie rozwiązania.
Szkoda, że akurat te, które w Niemczech KAZAŁY SIĘ KLAPĄ….
No tak. Każda przesada jest zła – i bezstresowe wychowanie, i te „stresowo – sadystyczne”…