To nie jest jedynie mrzonka szalonych ekologów, co się przywiązują do drzew i jedzą korzonki? Tak, tak, w 1973 roku na fali drastycznych podwyżek cen benzyny i jednoczesnych niedoborów paliwa na stacjach benzynowych, Szwajcarska Rada Federalna ogłosiła zakaz używania pojazdów mechanicznych przez trzy niedziele. Po drogach mogły poruszać się tylko pojazdy uprzywilejowane (karetki, policja) oraz niektóre taksówki.
Na początku Szwajcarię ogarnęła panika! Weźcie pod uwagę, że w 1973 roku Szwajcarzy byli już raczej przyzwyczajeni do poruszania się samochodami i niemal w każdym gospodarstwie domowym znajdował się przynajmniej jeden pojazd mechaniczny.
Jak wyglądały te sławetne niedziele bez samochodu? Pewnie myślicie, że niedziela bez samochodu znaczyła tylko jedno – dzień z michą chipsów przed telewizorem – bo po co się ruszać z domu! Nic mylnego! Wszyscy Szwajcarzy, którzy w tym roku już kontaktowali, wspominają ten dzień z rozrzewnieniem. Typowo dla każdego dnia, gdzie dzieje się coś wyjątkowego, każdy dokładnie pamięta, co, gdzie i z kim robił.
No więc – co, gdzie i z kim robili Szwajcarzy? Otóż na opustoszałej autostradzie Lozanna – Genewa potworzyły się spontanicznie radosne pikniki. Wszyscy Szwajcarzy jak jeden mąż wyszli ze swoich domów, jakby zdziwieni, badając własnonożnie powierzchnie w inne dnie przeznaczone dla śmierdziuchów. Każdy zabrał, co tylko mógł – rowery, wrotki – i wyległ na ulice. Jak donosiło 24heures z archiwalnego wydania – Szwajcarzy, nieco niepewnie na początku, zaczęli eksplorować swoje okolice.
Były to również dni niezwykłej szwajcarskiej kreatywności – przecież każdy wie, że kreatywność rodzi się wtedy, gdy doznajemy jakiegoś braku. Nie ma w domu, w sklepie, u sąsiada? Trzeba wymyśleć, a głowę się ma nie od parady! Trzeba przewieźć babcię? Zawsze da się zorganizować jakiś wóz konny. Jest fajny koncert kilka wiosek dalej? Niech nas to nie ogranicza jakiś dziwny zakaz – pojedziemy hulajnogą!
W 1973 roku zakazy i ograniczenia nie dotyczyły wyłącznie tych trzech niedziel bez samochodu. Każdy kierowca mógł zatankować najwyżej 10 litrów i to wyłącznie w tym kantonie, w którym miał zarejestrowany samochód. Obcokrajowcy byli proszeni o pełne zatankowanie samochodu przed granicą państwa, a stacje benzynowe mogły im sprzedawać paliwo wyłącznie w wyjątkowych, uzasadnionych przypadkach. Zostało wprowadzone ograniczenie do 100 km/h na wszystkich szwajcarskich autostradach, a rząd obiecywał zmniejszenie podatków dla tych mieszkańców, którzy się zdecydują ocieplić swoje domy.
Ze względu na straty w jednym z bardziej dochodowych dziedzin Szwajcarii – w turystyce – Szwajcaria zdecydowała się znieść wszelkie ograniczenia 1 kwietnia 1974 roku. Od tego czasu wielokrotnie Szwajcarzy występowali z inicjatywą ponownego wprowadzenia zakazu poruszania się samochodami w niedzielę. Bezskutecznie. Zawsze wygrywało myślenie „racjonalne” nad tym „marzycielsko – sentymentalnym”. No bo jednak obecnie, biorąc pod uwagę, że Szwajcaria jest położona w centrum Europy i wprowadzenie zakazu poruszania się pojazdami mechanicznymi znaczyłoby de facto częściowe zamknięcie kraju na jeden dzień. A szkoda! Tak mi się marzy, żeby założyć rolki, wziąć latawca i pojeździć sobie po autostradzie…
Nie wiem, czy wiecie, ale 22 września odbywa się Światowy Dzień Bez Samochodu, który jednak, co muszę przyznać ze smutkiem, w Szwajcarii nie jest jakoś znacząco nie samochodowy. Najfajniejsza inicjatywa jest wtedy taka, że większość komunikacji publicznej jest wtedy darmowa.
Ale jakby tak na jeden dzień jednak naprawdę zamknąć wszystkie samochody w swoich garażach i wyjść na rower…..
Dzień bez samochodu to jest coś, mój kolega od dawna propunuje zamknięcie raz w roku autostrady na odcinku Aosta-Mediolan i urządzenie wyścigów rowerowych. Swoją drogą jeśli opłaty za autostradę będą tak rosnąć to nie będzie trzeba nawet zamykać :-D.
Zbyt duża strata dla gospodarki –> nie wprowadzą nigdy 😉
pamiętam tłumne weekendowe spacery i wycieczki rowerowe Autostradą „Wolności” A2 kilka tygodni przed jej otwarciem, było naprawdę super 😀 a zamknięcie ruchu w całym mieście, to już coś! chciałabym to przeżyć
w Poznaniu mieliśmy tą samą inicjatywę, przejazd MPK za okazaniem dowodu rejestracyjnego samochodu – z chęcią z tej możliwości skorzystałam (mamy prawdopodobnie najdroższą komunikację miejską w całej Polsce)
W Berlinie jest takie fajne zamknięte lotnisko, gdzie ludzie sobie jeżdżą na deskach z kitem. Od tego czasu, jak to zobaczyłam, to chcę to zrobić sama, tylko przestrzeni mi trzeba bez samochodów.
Może zamknięcie całej Szwajcarii dla aut, to może być przesada, ale zamknięcie miast na jeden cały dzień, to byłaby znakomita opcja!
Jak dla mnie to uczucie równało by się z utratą ręki. Za bardzo kocham prowadzić jeździć i spędzać wolne chwilę na wszystkim co jest z tym związane
pozdrawiam
http://brzeczyszczykiewicz.blog.pl