Połowa spośród moich szwajcarskich znajomych nie wybrała się nigdy na studia. Nikt nie jest bezrobotny, ani nie pracuje w sklepie ani w Macu. Kilka osób pracuje w korporacjach na dość eksponowanych stanowiskach, poza tym jeden chłopak w banku, jedna dziewczyna jest dietetyczką, druga sekretarką, a trzecia przedszkolanką.
Jeszcze raz: w wieku 15-16 lat szwajcarscy uczniowie kończą obowiązkowe gimnazjum i zdają egzamin kwalifikujący do szkoły maturalnej – uniwersyteckiej lub szkoły zawodowej. Szkoła maturalna trwa 3 lata i kończy się maturą. Po zdaniu matury ma się wolny wstęp na studia w zależności od ilości zdobytych punktów. Natomiast szkoła zawodowa to 3-letni system edukacji połączony z praktykami. Praktyki są normalnie płatne i zajmują większość tygodnia. Nastolatki bardzo wcześnie – bo już w wieku 16 lat wchodzą na normalny rynek pracy. Oprócz tego 1-2 z 5 dni zajmuje nauka przedmiotów zawodowych, a także bardzo ograniczona nauka przedmiotów ogólnych.
Szkoły ponadpodstawowe zawodowe nie stygmatyzują, ale dają więcej możliwości. Po zakończeniu szkoły można również udać się na studia do wyższej szkoły zawodowej, albo w razie zmiany zainteresowań dołożyć sobie nieco więcej godzin w szkole i zdawać na studia. W szwajcarskim systemie edukacji istnieje kilka takich genialnych „mostów”, które pozwalają w miarę bezboleśnie przeskoczyć z systemu edukacji uniwersyteckiej na zawodową i odwrotnie, co jest szansą przede wszystkim dla niezdecydowanych nastolatków i tzw. „late bloomerów”. Jeśli dzieciak woli wagarować w wieku lat 15, a jako 17-latek pokocha poezję, nie sczeźnie jako mechanik samochodowy ze skłonnością do rymowania Audi z Gaudi, tylko wykona klasę mostową, po czym spokojnie może zdawać na uniwerek na wydział poezji.
Jak wygląda system edukacji w praktyce? Młodzi Szwajcarzy w większości wybierają szkoły zawodowe! Nie ze względu na swoje możliwości intelektualne bynajmniej, ale ze względu na możliwości szybkiego usamodzielnienia i zdobycia doświadczenia. Dlatego na uniwersytety idą naprawdę zdeterminowani młodzi ludzie, dla których studiowanie opasłych tomów guru socjologii czy marketingu to prawdziwa frajda, a nie katorga na Sybirze. Dlatego dzieciaki nie ściągają. Bo studia to pasja a nie sposób na bezrobocie!
I tak, mój chłopak dostał się swego czasu do klasy uniwersyteckiej, jednak ze względu na swoją sytuację rodzinną musiał się bardzo szybko usamodzielnić, dlatego przeniósł się do szkoły zawodowej elektronicznej. W wieku 16 lat za 3 dni pracy w tygodniu zaczął już zarabiać. W wieku 17 lat zaczął sprzedawać swoje oprogramowanie, dlatego nie miał nawet czasu zakończyć szkoły zawodowej. Po kilku latach miał swoją firmę, a oprócz tego pracował w dużej firmie na stanowisku senior engineer. Rok temu poprosił o awans na stanowisko project managera, bo, jak mówił, było mu naprawdę głupio przedstawiać się jako inżynier w świetle swojej edukacji lub jej braku. Tak, tak, to ja, Polka, dziewczyna niewykształconego Szwajcara! Czy wszyscy, którzy plują na te wszystkie Polki, które się prowadzają z robotnikami portowymi spod Dublina właśnie dostali orgazmu?
Jasne, nie da się z nim podyskutować na temat cyklu rozrodczego wąglika zwyczajnego. Gdy zastanawiam się nad rozwiązaniem reakcji syntezy amoniaku, mój chłopak ziewa tak, że aż mu szczęka trzeszczy. Tylko, że tak często rozmawiamy na te tematy, że nic jego szczęce nie grozi.
To też poniekąd wada szwajcarskiego systemu edukacji. Szwajcarzy bardzo szybko zaczynają specjalizację, a wiedza ogólna jest ograniczona w porównaniu do tego, co muszą ścierpieć w szkole młodzi polscy obywatele. Dlatego niestety moje opowieści o upadku systemu komunistycznego przy obiedzie z jak by się wydawało całkiem na poziomie ludźmi traktowane są jakby nagle koń zaczął mówić ludzkim głosem i zaczął opowiadać o swoich problemach małżeńskich. Wiedza, kto to jest Lech Wałęsa, czy Wacław Havel, powiedzmy sobie szczerze, nie należy do kanonu wiedzy wykształconego człowieka. Gdy cytuję: „I have spread my dreams under your feet” nikt nie wchodzi mi w słowo: „Tread softly, you tread on my dreams”*.
Tęskno mi do Polski, gdzie z taksówkarzem można się pokłócić na temat sensu Powstania Warszawskiego, hydraulik ma bardzo silną opinię o roli Stanów Zjednoczonych w XX wieku, a lekarz ortopeda bez problemu położy panele, a i płytki, jak się mocniej skupi i poprosi o pomoc kolegę lekarza okulistę.
Szwajcarzy wychodzą z założenia, że mechanik samochodowy nie musi znać Baudelaire’a, a menedżer ryzyka doskonale sobie poradzi w życiu bez znajomości budowy gronkowca złocistego. Można dodać nieco złośliwie – jak ma w zwyczaju nasza szwajcarska Polonia – gdy Cię bolą oczy, to musisz iść do lekarza dwa razy – raz do tego od prawego oka i raz do tego od lewego.
No tak, ale z drugiej strony dzieciaki praktycznie nie mają problemu ze znalezieniem pracy po szkole. Na studia idą osoby faktycznie zainteresowane tematem, a szkoły zawodowe zapewniają system praktyk i 3-letnie doświadczenie profesjonalne, które w zupełności wystarcza do znalezienia pracy po zakończeniu edukacji.
* W. B. Yeats „He wishes for the cloths of heaven” („Poeta pragnie szaty niebios”)
Zaglądam do Ciebie od dłuższego czasu i wszystkie notki czytam z przyjemnością 🙂 Nie mam niestety nic ciekawego do powiedzenia na temat systemu edukacji (ani polskiego, ani tym bardziej szwajcarskiego), ale za to chciałam napisać, że przeczytałam już prawie całe archiwum i niejednokrotnie płakałam ze śmiechu, zwłaszcza gdy poruszałaś kwestie językowe 🙂 Życzę dużo weny do dalszego pisania 🙂
Dzięki! Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że szczerze zazdroszczę Twojej znajomości francuskiego i gratuluję talentu językowego i motywacji. Chciałabym, chciała…tak samo!
W sumie zasmuciłaś mnie tą notką. Mam strasznie mieszane uczucia. Z jednej strony chciałabym, aby moje przyszłe dzieci były zaradne i nie brakowało im pomysłu na rozwój zawodowy. Ale z tego co wyczytałam u Ciebie, klaruje mi się obraz trochę jak Żon ze Stepford. Zaprogramowane na mycie, gotowanie, sprzątanie i cała reszta prac idealnej żony. Nic więcej.
Takie robociki:
– ja tylko podnoszę, ja tylko podnoszę
– a kto to odkłada
– nie wiem.
Tak sobie myślę, że dobrym wyjściem byłby obowiązkowy WOS. Żeby groźba, załóżmy (tfutfu), wojny za miedzą nie była dla nas zaskoczeniem.
Hm. To mam w takim razie wrażenie, że tylko w Polsce jesteśmy wyposażani w tak rozległą i „ogólnokształcącą” wiedzę encyklopedyczną. Czasem, będąc za granicą, jestem z tego naprawdę strasznie dumna. Z drugiej strony – tak jak piszesz – szkoły o profilu zawodowym raczej w Polsce „stygmatyzują”, dziś większość ma skończony ogólniak, studia (nawet kilka kierunków), a ląduje na bezrobociu lub w Macu. Wartość wykształcenia uniwersyteckiego w ostatnim czasie zmalała, co niejednokrotnie potwierdza się w rozmowach z moimi rodzicami czy znajomymi z ich pokolenia.
Racja, racja! Dotąd wspominam ze zgrozą jak koleżanka z akademika skomentowała „Harrego Pottera” na mojej półce: „O Boże, ale gruba książka! Ktoś Ci to kazał czytać?”
Czyli zwyczajny pruski patriarchalizm w tej Szwajcarii. Dla mnie to nie Żony ze Stepford ale Das Weisse Band.
A odnośnie systemu edukacji – on jest zwyczajnie zoptymalizowany do taniej produkcji wydajnego robotnika. Bo przytłaczająca większość pracy społecznie użytecznej nie wymaga żadnego zaawansowanego myślenia, a w opisany wyżej system edukacji likwiduje koszty i negatywy zjawiska, zatrudniania poniżej kwalifikacji – u mnie w pracy dziewczyna z recepcji, która robi doktorat z literatury jest sfrustrowana pracą polegająca na sortowaniu poczty i tego pochodnych. Tymczasem człowiek słabo wykształcony dokładnie taką samą pracę uważa za awans, a nie za degradację.
Czyli postępuje się tak jak Bona Lisa opisała z robocikami. Bo to mają być roboty (białkowe), nawet nazwa robotnik do tego nawiązuje 😉 Dodatkowym bonusem poza oszczędnością kosztów i wzrostem efektywności pracownika (który jest zadowolony bo się cieszy że wykonuje taką ważną pracę polegająca na przeklejeniu liczby z aplikacji A do aplikacji B nazywając się Analityk Biznesowy dzięki czemu pracuje wydajniej od wszystkich magister finansów robiących to samo w korporacjach w PL) jest znaczący wzrost możliwości manipulacji tak ukształtowanymi obywatelami. Na własne oczka to widzę w pracy po kolegach z Europy Zachodniej (USA oszczędzę w tym porównaniu bo to już kopanie leżącego by było). Cytując Ola z Psów: ‚Brudny interes…ale czysty zysk’ :))
Natomiast podany przykład z branży IT nie jest reprezentatywny społecznie. W IT problem polega na tym, że 5 lat po ukończeniu studiów 90% poznanej na nich wiedzy potrzebne jest tylko kustoszom w muzeum techniki. Stąd kształcenie przez pracę jest tu skuteczne i jak widać wystarczy gimnazjum, a potem samokształcenie. Natomiast nie sądzę, że w Szwajcarii chirurdzy to awansowani rzeźnicy z ubojni, inżynierowie od mostów to byli kopacze przydrożnych rowów, a dyrektorzy banków to dawni kasjerzy z hipermarketu. Brak wykształcenia prędzej czy później zamyka drogę do dalszego awansu, a dodatkowo ogranicza człowieka kulturowo co jest równie, jeśli nie bardziej przykre.
Ja mam 40 lat,niemieckiego nigdy się nie uczyłam. Dzieci w wieku 16 i 14, język tyle co w szkole. Młodsza dodatkowo jest jeszcze dyslektykiem i dysgrafikiem. Mąż pracuje w Szwajcarii od lipca zeszłego roku,teraz mi wyjechał z przeprowadzką tam na pare lat. Jestem przerażona!!! Próbowałam się uczyć języka ale jak na razie to dla mnie czarna magia, nie wiem czy sobie poradzę…a dzieci
Spokojnie! W Szwajcarii ludzie są bardzo przyzwyczajeni do imigrantów i bardzo tolerancyjni! Dzieci języka nauczą się dziesięć razy szybciej niż Ty, bo są o wiele bardziej elastyczne i otwarte, jak to dzieci. A dla Ciebie przez 1-2 lata będzie bardzo ciężko, a potem się wreszcie nauczysz! Lepiej w końcu mieszkać razem niż widywać się tylko raz na jakiś czas. Potraktuj to jako przygodę swojego życia!
Niestety z moich obserwacji wynika że „cudowność” szwajcarskiego systemu edukacyjnego powoli przegrywa walkę z rzeczywistością. Fakt ze ciągle System ma się tu lepiej niż np. w Polsce, ale przez ostatnie lata wiele się zmieniło. Myślę że powodem jest coraz większy napływ nowego typu imigrantów – dobrze wykształconych ale ciągle gotowych pracować za mniejsze stawki, którzy stanowią poważną konkurencję dla tubylców. Coraz więcej nastolatków w szkole zawodowej ma problemy ze znalezieniem firmy która chętnie przyjmie ich na praktykę, coraz częściej słychać też głosy niezadowolonych rodziców, którzy muszą coraz więcej inwestować w edukację pozaszkolną, aby ich dzieci dostały się na studia. Rynek Pracy sie kurczy i System edukacji potrzebuje zmian. A jak wiadomo Szwajcarzy tak jak Tolkienowscy Entowie nie lubią zmian….
A co, gdy mam polską maturę i w sierpniu 20 lat oraz rodziców w Szwajcarii? Jak by moja edukacja wyglądała jeśli chciałbym się przeprowadzić do rodziców do Szwajcarii i czy w ogóle mam jakąś szanse?