Oddaję głos Tomkowi Streitowi:
Samochód kontra pociąg. Jak podróżują Szwajcarzy?
Przyznaję się, nie mam prawa jazdy, nie umiem prowadzić, a samochód znam tylko od strony pasażera. Nie trzeba jednak być wprawnym kierowcą, żeby zauważyć znaczną różnicę między stylem jazdy, bezpieczeństwem i kulturą na drogach w Szwajcarii i w Polsce. No niebo i ziemia. Ilość poruszających się samochodów po szwajcarskich drogach ciągle rośnie – w ciągu ostatnich 15 lat ich ilość wzrosła o 28% (1,5 samochodu na rodzinę). Mimo, że przeciętny Szwajcar rocznie przejeżdża 1987 km pociągiem (dla porównania unijna średnia to 767 km), auto to nadal najpopularniejszy środek transportu. Na każde przebyte 100 km, 67 km odbywa się za pomocą samochodu (pociągiem tylko 14). W pierwszym kwartale 2017 szwajcarskie koleje przewiozły ponad 120 milionów pasażerów.
Więcej liczb? Proszę bardzo. Sieć drogowa (drogi gminne, kantonalne i autostrady) liczy w Szwajcarii prawie 70 000 km. Gdybyśmy chcieli przejechać się nimi wszystkimi, byłaby to odległość równa półtora razy obowdu naszego globu. Sieć autostrad należy do jednej z najgęstszych na świecie. Znaczna część mieszkańców ma do najbliższej autostrady mniej niż 10 km. W Polsce planowana długość dróg szybkiego ruchu docelowo liczyć będzie około 7650 km, na co złoży się około 2000 km autostrad i około 5650 km dróg ekspresowych. Pamiętajcie jednak, że Polska jest prawie dziesięciokrotnie większa od Szwajcarii.
Mimo niesprzyjającego ukształtowania terenu sięć kolejowa w Szwajcarii jest bardzo gęsta – 122 km na 1000 km² (UE – 48 km). Łączna długość szyn wynosi 5323 km, 99% z nich jest zelektryfikowana. Najczęściej z pociągów korzystają mieszkańcy kantonu Zürich (2o%), a najrzadziej Genewy (tylko 2%). W Züriskiej aglomeracji w 2000 roku pierwszy raz w historii skorzystali częściej z pociągu (45%) niż samochodu (42%). Tylko w Zürichu kolej przewozi dziennie ponad 200 000 pasażerów.
Według stanu na 2009 długość czynnych linii kolejowych w Polsce wynosiła 19 336 km, w tym 11 830 km zelektryfikowanych. Średnia gęstość sieci kolejowej w Polsce wyniosła 6,3 km/100 km². Niestety, od lat 90-tych liczba pasażerów korzystających z transportu kolejowego znacznie spada. Każdy kto podróżował pociągiem w Polsce wie dlaczego. Przestarzały tabor, nieprofesjonalna obsługa, katastrofalny wręcz stan torów i ciągłe opóźnienia zniechęcają pasażerów do korzystania z usług PKP.
Szwajcarzy za to należą do jednego z najbardziej mobilnych społeczeństw w Europie. 90% mieszkańców jest przynajmniej raz dziennie w podróży. W ciągu ostatnich 15 lat odległości, które muszą pokonywać wrosła aż o 30%. Wpływ na to ma generalny rozwój infrastruktury, jak również zmiana stylu życia i mobilność zawodowa (Szwajcarzy coraz chętniej i częściej się odwiedzają, spędzają więcej czasu na świeżym powietrzu i są gotowi podjąć pracę w innym, odległym kantonie).
W średniowiecznej Europie transport stanowił istotne źródło dochodu lokalnych społeczności. Większość towarów między północną i południową Europą była przewożona przez alpejskie przełęcze i doliny. Korzystne położenie w korytarzu, przez który przebiegały szlaki łączące najważniejsze ośrodki handlowe na kontynencie, okazało się kluczowe do budowania dobrobytu lokalnych społeczności. Punkty poboru opłat celnych stały się ważną instytucją przynoszącą środki finansowe poszczególnym kantonom. Pieniądze te stały się finansową bazą, dzięki której słabo rozwinięte gospodarczo regiony mogły budować swoją niezależność i pozycję. Można śmiało powiedzieć, że Przełęcz Świętego Gotarda czy system jezior Czterech Kantonów stały się niemalże legendarną arterią komunikacyjną i jednym z nielicznych „bogactw naturalnych” Szwajcarii.
Na całym świecie, mimo prób ograniczenia ruchu samochodowego, promocji transportu publicznego, czy korzystania z rowerów, kierowcy nadal są najbardziej uprzewilejowanymi uczestnikami ruchu. Lecz nie zawsze tak było. Zacznijmy naszą krótką podróż w czasie.
Do końca I wojny światowej samochód był traktowany jako zabawka zarezerwowana tylko dla najbogatszych. Na początku każdy kanton posiadał różne przepisy ruchu drogowego i inne ograniczenia prędkości. Prowadziło to do częstych wypadków. Brawurowa jazda pierwszych kierowców spodowała (z pewnością dla ich własnego bezpieczeństwa) blokadę najważniejszych (i niebezpiecznych) dróg i przełęczy. Policjanci i mieszkańcy polowali na nieuważnych (bądź lekceważących przepisy) kierowców. „Zatroskani” obywatele denuncjowali na potęgę. W nagrodę mogli otrzymać część pieniędzy z wystawionego mandatu. Wszystko oczywiście z troski o bezpieczeństwo.
Zanim jeszcze samochody stały się postrachem dróg i jednym z największych trucicieli środowiska, już w latach 20 ubiegłego wieku zaczęto w niektórych kantonach wprowadzać niedziele wolne od samochodów. Poza Appenzell Innerrhoden, Basel-Stadt, Freiburg, Tessin, Uri i Wallis, mieszkańcy reszty Szwajcarii między 13 a 18.30 nie mogli korzystać ze swoich samochodów. Prawdziwa rewolucja nastąpiła jednak w latach 70. Ze względów politycznych (w tym czasie toczyła się wojna arabsko-izraelska) postanowiono ograniczyć import ropy z krajów arabskich i ponownie wprowadzić niedziele bez samochodu. Dziś pewnie by doszło do ogromnych prostestów, ale w 1973 Szwajcarzy wykorzystali te dni do świętowania. Rowerzyści, wrotkarze, piesi, mieszkańcy po prostu, organizowali pikniki, festyny i koncerty. Na dotąd zarezerwowanych tylko dla samochodów ulicach bawiły się tysiące ludzi, a dzieci rysowały po asfalcie kolorową kredą. Mandat za skorzystanie samochodu wynosił ponad 200 franków (wtedy o wiele bardziej dotkliwa suma niż obecnie). Niestety, po trzech niedzielach wolnych od samochodów, zakaz cofnięto.
Z ciekawostek warto przypomnieć (Joanna już kiedyś o tym pisała) o absurdalnym prawie z początków motoryzacji w Szwajcarii. W kantonie Graubünden do 1925 roku, dopiero po 10 referendach zniesiono zakaz prowadzenia samochodu. Każdy pojazd musiał być ciągnięty przez konia, woła albo inne rogate zwierzę. To musiał być naprawdę komiczny widok.
MBM, BWM, BLA BLA BLA…
Do lat 80-tych produkowali Szwajcarzy własne samochody. Peter Monteverdi w swoim garażu w Binningen (kanton Basel-Land) produkował ekskluzywne samochody pod marką MBM (Monteverdi Basel Motors). Był to mały warsztat, auta budował ręcznie, z każdego modelu powstało tylko kilka sztuk. Uchodziły za szczyt luksusu i snobizmu. W 1966 powstał najsłynniejszy model Coupe 375 S <high speed>, pierwszy od 30 lat samochód osobowy zbudowany w Szwajcarii. Przed Monteverdi, zanim jeszcze wybuchła II wojna światowa, istniało w kraju ponad 30 producentów samochodów i innych pojazdów kołowych – autobusów, trolejbusów, ciężarówek, traktorów itd. Najważniejsze to Ajax, Stella & Turicum, Fischer, Pic-Pic, Martini, Berna. Każda z firm przeżywała swoje lepsze i gorsze czasy. Część powstałych samochodów była nawet eksportowana. Motoryzacyjną potęgą Szwajcaria nie stała się nigdy, co jednak nie przeszkodziło jej zdobyć uznanie jako producenci skomplikowanych maszyn i innych urządzeń metalowych, elektronicznych itd. Wielu Szwajcarów zrobiło karierę za granicą. Pierwszy z brzegu przykład to Lous Chevrolet albo Robert Anthony Lutz (Opel, BWM, Ford, Chrysler).
Wiele z tych pojazdów można zobaczyć w muzeach. O dawnej świetności Szwajcarii, i być może w uznaniu jej wkładu w rozwój motoryzacji, co roku w Genewie odbywa się Auto Salon. Jedna z najpopularniejszych tego rodzaju imprez na świecie.
Nie wiem jak wy, ale ja mimo wszystko wolę pociągi, które nomen omen, też produkowane są w Szwajcarii (jak na przykład Stadler), ale to już historia na kompletnie nowy artykuł.
Jazda samochodem jest bardziej opłacalna pod względem ekonomicznym.
Kierowcy rzadko używają kierunkowskazów, szczególnie na rondach.
Tablice rejestracyjne nie mają symbolu państwa, przednia tablica jest maleńka, niewymiarowa.
A skrzyżowania najczęściej nie są oznaczone typowymi znakami informującymi o zasadach pierwszeństwa.
Brak również znaków ze ślepymi uliczkami, a one są bardzo popularne w Szwajcarii.
Poza tym przejścia dla pieszych są mało widoczne, bo żółte, albo w ogóle ich nie ma.
No i bardzo mało miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych.
I nie ma miejsc parkingowych na dziko, każde jest płatne, i/lub prywatne. Nie da się postawić auta gdziekolwiek, natychmiast odholują na nasz koszt.
A pierwszą fabryką samochodów w Szwajcarii był Saurer. Muzeum Saurer jest w Arbon. Polecam wizytę tam i przy okazji spacer piękną promenadą nad jeziorem. Oczywiście samochód zaparkujemy tam odpłatnie (1CHF/1h).
🙂
Mało przejść dla pieszych? Mało miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych? Kierowcy rzadko używają kierunkowskazów?
Coooo?
To jakiś konkretny Roestigraben musi być, bo pierwsze słyszę, widzę i w ogóle…
Uwaga! Saurer Museum przenosi się do Werk 1 i Werk 2. Nie będzie go już przy promenadzie…
W kantonie Graubünden z tego widać mieli więcej niż jeden Dzień Pieszego Pasażera. 🙂
Heheheheh mogli jeszcze trochę potrzymać te konie, taki piękny folklor 😉
Mialem nadzieje, ze ktos napisze wreszcie o tragicznej jakosci szwajcarskich autostrad i o kompletnie idiotycznych rozwiazaniach komunikacyjnych (np. zjazd z autostrady z lewego pasa- WTF???). Jazdy w takich warunkach nie wytrzymywalem nerwowo i przesiadlem sie na rower.
Z lewego? Mam nadzieję, że przez prawy!;)
A gdzie to?
A na przyklad na obwodnicy Zurychu, np. pierwszy zjazd do miasta na A3 jadac od wschodu i potem Limmatalkreuz. Geniusz, ktory to wymyslil zasluguje na brutalna i bolesna torture kazdego dnia do konca swego nikczemnego zywota.
W USA też mają zjazdy z lewego pasa. Coś takiego było na skrzyżowaniu trzech autostrad…
Ale Panowie, to nie są zjazdy! To jest po prostu tak, że na lewo jedziemy do X, na prawo do Y. Mylę się?
Jak to na lewo do X a na prawo do Y???? To jest przeciez autostrada: albo do przodu albo wypad (w prawo). A potem sie dziwia, ze na Westringu ciagle korek, no debile po prostu.
To takie zjazdy (rozjazdy) to my też mamy w Romandii! Bawi mnie to, bo przez środkowy pas trwają tam zawsze takie roszady, a jeszcze jak jedzie środkowym ciężarówka to blokuje wszystkich chcących zjechać na lewo, czy na prawo. No, wesoło, wesoło!
Kojarzę historię z Krakowa, kiedy do miasta wjechały pierwsze tramwaje elektryczne. Nie wszystkim się to podobało i na te zrzędzenia Wyspiański żartował, że przed każdym tramwajem powinien iść konik, żeby pogodzić tradycję z nowoczesnością. Kto by pomyślał, że Szwajcarzy poszli jeszcze dalej 😉 A poważnie to jeżdżę regularnie na trasie Genewa-Bazylea i dalej do Polski. I jazda przez Szwajcarię to mój ulubiony odcinek podróży, sama przyjemność, inni jakoś spokojnie jadą, nie to co na A4 w Polsce 😉
No to Szwajcarii zrealizowali fantazję Wyspiańskiego. Kto by się spodziewał! 😀
Nie będę się odnosić do jakości dróg szwajcarskich i polskich, bo to oczywiste, ale chciałam tylko zauważyć, że ci sami kulturalni Szwajcarzy, kiedy tylko przekroczą włosko-szwajcarską granicę jakoś o tej kulturze jazdy zapominają. Coś mi się wydaje, że trzymają ich w ryzach tylko wysokie mandaty i inne sankcje karne… No chyba, że przez wdychane powietrze nabywają tubylczych zwyczajów, chociaż na Północy jeszcze nie jest tak źle – dziki zachód zaczyna się na Południu.
Chodzi o Szwajcarów, czy o auta ze szwajcarskimi rejestracjami? Bo mi się zdaje, że to zadomowieni w Szwajcarii Włosi, którzy wreszcie mogą sobie poszaleć…
Jechali tak szybko, że nie dogoniliśmy żadnego i więc trudno mi coś więcej powiedzieć 😀 Włosi na pewno też szaleją za kierownicami samochodów ze szwajcarskimi rejestracjami (jestem bardziej niż pewna), ale szwajcarskie ludki z korpo, które wreszcie wyrwą się na wolność też się tak zachowują ;D
Co tam złe lub dobre drogi polskie czy szwajcarskie, co tam źli lub dobrzy kierowcy, mnie zachwyciły zdjęcia samochodów, oczywiście tych osobowych. Cudne.
Ja wolę konia ciągnącego samochód i puste autostrady. Miodzio!
„Niestety, od lat 90-tych liczba pasażerów korzystających z transportu kolejowego znacznie spada. ” – masz przestarzałe informacje, od lat rośnie. W wakacje ludzie jeździli na stojąco, szpilki nie wcisnęłaś. W 2009 rzeczywiście było słabo, ale od tamtej pory wiele się zmieniło. Tylko pkp dalekobieżne przewiozły w 2016 W 2016 roku z usług PKP Intercity skorzystało 38,5 mln, czyli o 7 milionów więcej niż w 2015. a dodaj jeszcze przewoźników regionalnych. Tylko Koleje Mazowieckie wożące w zasadzie w jednym województwie przewiozły 63,2 mln pasażerów. Przewozy Regionalne 77mln. Koleje Wielkopolskie 8,15mln. Dartem czy Pendolino jedziesz wygodniej niż lecąc tanimi liniami lotniczymi. W moim pociągu do Warszawy, zwykły osobowy, mam darmowe wifi, sterowane elektronicznie toalety, automatyczne drzwi, miejsca na rowery, na wózki dla niepełnosprawnych, Kanada. nawet na liniach bez trakcji jeżdżą nowoczesne szynobusy.
Ajć, nie wstawił mi się „” – „w 2016 W 2016 roku z usług PKP Intercity skorzystało 38,5 mln, czyli o 7 milionów więcej niż w 2015” Tylko rok różnicy a wzrost o 10%. Podejrzewam, że 2017 będzie jeszcze lepszy, bo dostanie biletu od ręki z miejscówką na pośpiesznym graniczy z cudem. Już tydzień wcześniej wszystko wykupione, a tańsze miejsca pięć minut po północy pierwszego dnia sprzedaży.
Znalazłam nowsze dane. W tym roku przewozy pasażerskie przebiją wg prognoz 300 milionów pasażerów. http://www.rynek-kolejowy.pl/wiadomosci/utk-przewozy-pasazerskie-przekrocza-w-tym-roku-prog-300-milionow-osob-83755.html Dla porównania w 2009 było to 121,4 mln, czyli wzrosło o 40%.
Z tą fatalnością polskich kolei niekoniecznie jest aż tak fatalnie. 🙂 Wszystko zależy gdzie i czym jedziemy.
Często od lat podróżuję pociągami i powiem tyle, że część regionalnych kolei ma się kiepsko. Często jeżdżą pociągi tylko z dwoma rodzajami klimatyzacji: nieznośne zimno albo nieznośne gorąco. A szyby są tak brudne, że niedość, że nic przez nie widać to dotknięcie ich grozi przyklejeniem się. Wlecze się to niemiłosiernie głośno stukając i skrzypiąc w każdym możliwym zawiasie.
Jednak na długich, międzywojewódzkich trasach pociągi typu EIC i EIP to już inna bajka. Nie raz jechałem takim pomiędzy Wrocławiem, Krakowem czy Warszawą i powiem, że jest całkiem OK jeśli chodzi o stan składu. Powiedzialbym nawet, że w EIP jeśli chodzi o ogólne wrażenie jest nieco lepiej niż w Czeskich rychlikach I porównywalnie do Austriackich RailJet.
Co do pociągów międzynarodowych to jako mieszkaniec niedaleko Wrocławia bardzo ubolewam nad tym, że z tego miasta liczącego 640 000 mieszkańców nie odjeżdża ani jeden dalekobieżny międzynarodowy pociąg w żadną stronę! 🙁 Kiedyś był do Berlina i podobno nawet do Pragi, ale wszystko zdjęto z rozkładu. Zostały tylko regionalne wlokące się niemiłosiernie ślimaki do przygranicznych miejscowości. Jak tu teraz dojechać do Szwajcarii? Chyba tylko autokarem…