Polski Kopciuszek? O, nie! Gdzie Polaków wiedzie ambicja (i kompleksy, ale o tym ciiiiii…)

Wśród moich szwajcarskich znajomych z Vaud jest taka legendarna Polka. Dlaczego legendarna? Bo zawsze widujemy się tylko na minutę podczas jakiś wspólnych imprez, zawsze próbujemy się umówić na dłużej i nigdy nam nie wychodzi! Gdy ja w Polsce, ona ma wolne, gdy ona się włóczy po Andach, ja piszę do niej właśnie smsa z propozycją wspólnego winka…

Dziewczyna pracuje na pół etatu w biurze, na drugie pół w restauracji, a także okazyjnie zajmuje się dzieciarnią i oczywiście robi podyplomówkę, uczy się jakiś egzotycznych języków obcych, a oprócz tego nie zaniedbuje życia towarzyskiego. To taka chodząca legenda, o której wszyscy znajomi Szwajcarzy mówią z nabożeństwem: „Ja zdychałem po tej nocy w klubie przez dwa dni, a Ada miała do pracy na 8…”

To jest przypadek ekstremalny, i nie nam, normalnym, zdychającym, ludzkim, się z nią porównywać. Fakt jest jednak taki – to nie nadzwyczajne zdolności, umiejętności, ani wytrwałość charakteryzują nas jako naród, ale ambicja!

Tak, tak, z opowieści znajomych wynika, że Ada wcale nie zaczynała w Szwajcarii z pole position! Przyjechała do Lozanny za szwajcarską miłością ze znajomością wyłącznie angielskiego i niedokończonymi studiami. Po połowie roku szwajcarska miłość odeszła z nowym wschodnioeuropejskim kąskiem, a Ada została sama, bez mieszkania, studiów, pracy, czy znajomości języka. To nie jest jednak historia Kopciuszka z Polski, którego odkrył królewicz na białym koniu… To nie historia szczęśliwych zbiegów okoliczności i spadania jak kot na cztery łapy, ale historia niewiarygodnej wręcz pracy nad sobą i samozaparcia. To jej ambicja sprawiła, że po rozstaniu ze szwajcarską miłością nie wróciła do swojej białostockiej wsi z podkulonym ogonem, tylko wzięła się za siebie.

Mam wrażenie, że historia Ady to w różnym stopniu historia większości polskich emigrantów startujących niemal zawsze z gorszej pozycji i swoją ciężką pracą osiągających później znakomite rezultaty. Nie wiem, w jakim środowisku się obracacie, ale gdy moi znajomi Szwajcarzy mają bez zastanowienia określić Polaków jednym lub dwoma słowami, zawsze pada przymiotnik: „pracowity” (i bardzo często: „nieco szalony”). Jasne, że są różni ludzie i nie da się generalizować, ale Polacy raczej nie wyjeżdżają za socjalem, tylko za możliwościami, jakie daje emigracja.

Nie mówię w tym przypadku jedynie o ludziach wykształconych. Znam jedną polską rodzinę z moich okolic – tata pracownik fizyczny, mama sprzątaczka i dwójka dzieci. Powiedzielibyście – to nie o nich dzisiaj moja historia. Nic bardziej błędnego! Rodzice ślęczą z dziećmi po pracy nad ich pracą domową. Ostatnio prawdziwą tragedią dla całej rodziny było to, że starszy chłopak nie dostał się do klasy uniwersyteckiej. Notabene – znam ich, ponieważ udzielam korepetycji dzieciakom. Wiedzą, że ich dzieci chodzą do szwajcarskiej szkoły i będą miały szwajcarskie obywatelstwo, jeśli o nie poproszą, ale i tak robią wszystko, żeby dzieci miały jak najlepszy start w dorosłe życie, podczas gdy w tym samym czasie szwajcarskie rodziny ze stoicyzmem przyjmują decyzję dzieciaków o wyborze szwajcarskiej szkoły zawodowej, po której również mogą mieć znakomitą przyszłość.

Tak to z nami jest. Moje pokolenie pamięta jeszcze czasy, kiedy Lego było niedostępnym luksusem, kiedy wyjeżdżając po raz pierwszy za granicę z zazdrością patrzyliśmy na ludzi w restauracjach, kiedy my w tym czasie pożeraliśmy domowe, lekko już podśmierdywujące kanapki w parku. Chcieliśmy być tak jak oni! Chcieliśmy więcej, bardziej, wyżej!

Czy ta ambicja jest nieco podszyta kompleksami? Tak, to może być też prawda. W końcu założę się, że tylko niewielki procencik moich czytelników od wczesnego dzieciństwa ubierał się w Levisy, jeździł na nartach w Courchevel i jadł sushi. Wiemy, skąd pochodzimy, dlatego tak histerycznie reagujemy na krytykę i staramy się dopasować do otoczenia, wielokrotnie przeceniając jego wartość. Kiedyś przeczytałam na jakimś forum jakieś narzekania, że Szwajcarzy mówią o Polakach, że ci mieszkają w norach. Na forum oczywiście oburzenie, że jak tak można… Ja najpierw byłam zdziwiona, że można naprawdę powiedzieć o kimś, że mieszka w norze. Potem byłam zdziwiona tym oburzeniem. Znam wielu Szwajcarów, którzy mieszkają…. hmmmm… może nie w norach, ale w mieszkaniach naprawdę starych, małych i obleśnych. A dlaczego się nie przeprowadzą? Noooo, na przykład jeden z nich jest jednym z mistrzów Europy w BMX i po prostu nie ma czasu na takie bzdury jak przeprowadzka. Inny przejął po rodzicach mieszkanie i płaci za 100 m2 jakieś 700 chf (oczywiście nie remontowane od czasów nowości – lat 50-tych poprzedniego wieku…). Ma dobrą pracę i rodzinę, ale nie zamierza dokładać kolejnych 2000 chf, żeby przeprowadzić się do mieszkania, które spełnia jakiekolwiek standardy nowoczesności. Plus, gdybym im powiedziała w oczy, że mieszkają w norach, prawdopodobnie by uważali, że jest to bardzo zabawne i jeszcze na drzwiach nakleili napis: „Nora”! Zero kompleksów! Mieszkanie to moja przystań, a nie przestrzeń wystawowa! Dlatego pewnie wstęp do ich nor mają tylko najbliżsi przyjaciele…

Myślisz pewnie, że ta cała historia jest prawdziwa i nawet coś Ci w głowie świta: „Aaaa, no tak, syn szwagra nie znał języka, a teraz zna dwa i ma świetną pracę…”, albo „No tak, moja kumpela została z dzieckiem sama, zacisnęła zęby i teraz pracuje na 100%, zajmuje się dzieckiem i jeszcze uczy się na podyplomówce!…” Nie zdajesz sobie pewnie sprawy z tego, że ta historia o polskiej ambicji to historia niemal o każdym z nas! Założę się, że również o Tobie (tylko jak zwykle sam siebie nie doceniasz). Trudno na samego siebie patrzeć obiektywnie i na zimno docenić olbrzymią drogę, jaką musieliśmy przejść poczynając od startu w dorosłe życie. Dlatego bardzo dobrze, że możemy czasami patrzeć na samych siebie oczami zachwyconych i zadziwionych naszą ambicją obcych –  Szwajcarów.

6 komentarzy o “Polski Kopciuszek? O, nie! Gdzie Polaków wiedzie ambicja (i kompleksy, ale o tym ciiiiii…)

  • 15 grudnia, 2015 at 11:44 am
    Permalink

    Mam podobne znajomości wśród polskich emigrantów w Austrii, którzy tak naprawdę wybili się od zera do bohatera. Nie zostali milionerami, ale potrafili w nowym kraju ułożyć sobie życie na dobrym poziomie. Wyjeżdżali z Polski jako studenci żądni przygód, nowych możliwości, egzotyki. U mnie było trochę inaczej, wyjechałam, życie za granicą sobie ułożyłam, żeby stwierdzić, że skoro mogę tam to czemu nie w Polsce, więc wróciłam 🙂 Pozdrawiam

    Reply
  • 15 grudnia, 2015 at 12:00 pm
    Permalink

    Ambicja, szaleństwo (chociaż wolę określenie – ułańska fantazja), lekkie kompleksy. O taak to o mnie 🙂

    Reply
  • 15 grudnia, 2015 at 12:41 pm
    Permalink

    Myślę, że każdy, kto ma trochę gorsze warunki ma ambicję aby to zmienić. Niektórzy mają słomiany zapał, owszem, ale wielu osobom się udaje. Ja też znam kilka osób, które wyjechały z prawie pustą walizką, a teraz prowadzą całkiem dostatnie, choć i pracowite życie.
    Pozdrawiam 🙂

    Reply
  • 16 grudnia, 2015 at 3:01 pm
    Permalink

    Znam taką historię z Polski. Żyję sobie dojrzała już kobieta, prowadząca kilka firm, mająca fajną rodzinę, kochającego męża, mnóstwo znajomych. Nagle w bardzo krótkim czasie straciła firmy (jak się okazało nie ze swojej winy), przeżyła totalną katastrofę finansową,. Wtedy jak to zwykle bywa , odszedł mąż i wszyscy znajomi. Została zupełnie sama, bez pieniędzy, bez perspektyw. Nie poddała się jednak, zaczęła walczyć o siebie z taką determinacją, że aż nie mogłam uwierzyć skąd Ona ma po tych przejściach tyle siły i mocy. Dzisiaj wychodzi na prostą, buduje nowe życie, nową firmę, choć do ideału jeszcze trochę brakuje. Jej historia to dobry temat na książkę lub scenariusz filmowy. Natomiast chciałabym zwrócić uwagę na jedno, jak przyjaciele i znajomi Ją pozostawili w kłopotach. Jak była zamożną kobietą, było masę ludzi wokół Niej. To Ją i mnie przekonało o ogromnej zawiści ludzkiej i bycia tylko z ludźmi od których można coś uzyskać i grzać się w blasku ich sławy. Ciekawe jak postępują Szwajcarzy w takich sytuacjach? W tym przypadku Ona przekonała się na własnej skórze o ” polskich charakterkach” . Czy ta Jej walka wynikała z polskiego charakteru, czy nie? na to pytanie odpowiedzieć nie potrafię. Natomiast jest na pewno osobą, którą należy podziwiać. Myślę, że żyjąc w innym kraju i tak walcząc o siebie wzbudzałaby ogromny podziw. Może kiedyś opiszę historię Jej życia, oczywiście jeśli mi na to pozwoli.

    Reply
  • 17 grudnia, 2015 at 8:48 am
    Permalink

    To w dużej mierze zasługa czasów, w których byliśmy wychowani, czasów trudnych, gdzie bez pracy nie ma kołaczy, gdzie jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. A dziś gwarantem pogodzenia tego wszystkiego, jest złota reguła organizacji czasu i rozpoznania swych priorytetów.

    Reply
  • 20 grudnia, 2015 at 1:00 pm
    Permalink

    To prawda. Dzięki tej ambicji, o której piszesz, wielu emigrantów wyrobiło nam bardzo pozytywną opinię o naszej legendarnej pracowitości, słowności i rzetelności. Wyjeżdżając z kraju nie spodziewałam się, że tak często usłyszę od lokalnych „Polacy to dobrzy ludzie, ciężko pracujący i tacy uprzejmi”. Osobiście jestem na początkowym etapie wspinania się na szczeblach kariery, ale mam zamiar w przyszłości zapracować na etykietkę Polaka-imigranta.

    I podziwiam Adę!

    Pozdrowienia z UK

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.