Ale barszcz, czyli jak zostałam bohaterką narodową Szwajcarii

Pewnego popołudnia siedziałam z chłopakiem i dwójką szwajcarskich przyjaciół i ich maluchem lat 0,7 pijając kawę tudzież mleko. Upał, temperatura 37 w cieniu, nawet gadać się nie chce, więc leniwie obserwujemy jak małe bébé toczy się gdzieś w krzoki. O, barszcz taki wielki, a dziecko takie małe. O, barszcz… Barszcz!

Więc krzycząc przeraźliwie:

–       Weed, weed, Barszcz Sosnowskiego!

rzuciłam się w stronę niemowlaka, złapałam go za fraki i bohatersko wyciągnęłam spod zielska. Cała reszta towarzystwa nieco zamarła, bo jak dotąd bałam się nawet pogłaskać dzieciątko, żeby go nie złamać, bo wydawało się jakieś takie wątłe i łamliwe.

–       Dajcie jej tego zioła, jak chce, bo zaczyna wariować. – stwierdził ojciec dziecka.

–       Nie, ona chce zupy z buraków. – powiedział mój szwajcarski chłopak, znawca kuchni polskiej. – Kochanie, z dziecka nie zrobimy zupy, lepiej kupić jakieś kości.

Więc zszokowana dawaj opowiadać całą historię Barszczu Sosnowskiego, jak to nasz przyjaciel Stalin w darze dla narodu polskiego ofiarował Pałac Kultury i Nauki i to pożyteczne zioło.

Jakby ktoś myślał, że na świecie jest mu źle, mógłby na przykład dotknąć i się poważnie poparzyć. Ponoć ból jest nie do zniesienia a ślady poparzenia pozostają przez dobrych kilka miesięcy, a blizny na zawsze. To stawia pewne kwestie w odpowiedniej perspektywie i człowiek już nie narzeka jak głupi na to, że na przykład nie ma co do garnka włożyć.

Barszcz Sosnowskiego zwany potocznie zemstą Stalina pochodzi z Kaukazu i w latach 50-tych został przetransportowany do Polski jako rzekomo świetna pasza dla bydła. Tylko, że bydło jakoś nie gustowało w tych kaukaskich przysmakach, natomiast barszcz gustował jak najbardziej w naszych polskich łąkach i na dobre zadomowił się w naszym kraju.

Ale w Szwajcarii? Skonsultowaliśmy się z Wikipedią i stwierdziliśmy, że nawet nie ma informacji o tej niebezpiecznej roślinie w języku francuskim i niemieckim. Po angielsku na szczęście była, wraz z wieloma zdjęciami, także szybko stwierdziliśmy ku grozie rodziców małego bobasa, że w Kantonie Vaud, w Szwajcarii, na łące rośnie sobie niewinnie nie niepokojony przez nikogo nikt inny jak Barszcz Sosnowskiego.

W oczach znajomych urosłam do miana głównego botanika Europy, jeszcze trochę a barszcz zyskał by nazwę barszczus lampkus w uznaniu moich zasług. Nawet Winkelried, z którym przyszło się  zapewne wszystkim polskim licealistom zmierzyć w nierównej walce z „Kordianem” pomachał mi swoim hełmem.

*Konrad Grob „Winkelried spod Sempach”. Wszystkie rysunki pobrane z Wikipedii.

I tak zostałam bohaterką narodową Szwajcarii.

 

9 komentarzy o “Ale barszcz, czyli jak zostałam bohaterką narodową Szwajcarii

  • 10 sierpnia, 2013 at 11:04 am
    Permalink

    Gratuluję refleksu. Pozdrawiam.

    Reply
  • 10 sierpnia, 2013 at 11:27 am
    Permalink

    A dotknęłaś i się poparzyłaś czy tylko przypomina marne zdjęcia z wikipedii ?

    Reply
    • 10 sierpnia, 2013 at 11:42 am
      Permalink

      Mój syn sie kiedyś poparzył… Ból straszny, blizny zostały mu do tej pory (to było dobre 5 lat temu a teraz chłopak ma 13 lat). A najgorsze jest to, że nikt z lekarzy nie wiedział co mojemu dziecku sie stało. Twierdzili, że to uczulenie na słońce. A Barszcz Sosnowskiego wchodzi w interakcję z promieniami słońca…

      Reply
  • 10 sierpnia, 2013 at 1:07 pm
    Permalink

    A skąd pewność, że to był właśnie Barszcz Sosnkowskiego a nie jakiś inny gatunek barszczu? Jest ich wiele, występują w całej Europie a niektóre były nawet specjalnie uprawiane. Nazwa zupy wiąże się właśnie z tą rośliną.

    Reply
    • 10 sierpnia, 2013 at 2:30 pm
      Permalink

      Nie mam żadnej pewności, próbowałam porównywać barszcz sosnowskiego z barszczem olbrzymim, ale charakterystyka tutejszych roślin zgadza się z opisem obydwu. Jedno jest pewne – nieważne czy ten czy tamten, konsekwencje kontaktu niemolaka z tą rośliną prawdopodobnie nie byłyby zbyt ciekawe…

      Reply
  • 10 sierpnia, 2013 at 1:37 pm
    Permalink

    Generalnie nie ma co się obawiać kontaktu z tą rośliną. Groźny jest kontakt z sokiem + słońce to w tej kombinacji następuje poparzenie skóry. Faktycznie próbowano zaadaptowac tę roślinę jako pasze dla bydła ze względu na bardzo wysoki plon zielonej masy, ale ze względu na omszenie (dość ostre) bydło nie bardzo chciało to jeść i także proces zakiszania też nie poprawiał walorów smakowych. Jako że jest to roślina obca nie ma w naturze szkodników i praktycznei nie ma środków chemicznych do jej zwalczenia. Jednakże 1,5 m średnicy baldachy robią wrażenie przy rozmiarze rośliny ok 3-4 m :).
    Reasumując unikać kontaktu z jej sokami + słońcem.
    Pozdrawiam

    Reply
  • 10 sierpnia, 2013 at 1:43 pm
    Permalink

    Barszcz Sosnowskiego czy barszcz Mantegazziego?

    Reply
    • 10 sierpnia, 2013 at 2:37 pm
      Permalink

      Teraz wydaje mi się, że Mantegazziego, czyli Olbrzymi, bo znalazłam pracę naukową z Uniwersytetu w Lozannie, która mówi o niezwykłej inwazji tego gatunku na zachodnią część Alp:
      http://www.unil.ch/ecospat/page47679.html
      (niestety po francusku)
      Ale sama nie jestem w stanie stwierdzić. Porównywałam rośliny z opisem cech charakterystycznych i cóż, pasują jak ulał do obydwu. Wysokie, potężne, fioletowawe blisko korzeni, strzępiaste liście, piękne białe kwiaty.

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.