(oczywiście nie wliczamy pierogów!)
Każdy wie, że fondue to tradycyjne danie Szwajcarii. Natomiast nie wszystkim wiadomo, że jest wiele rodzajów tego dania. Jest klasyczne moitié-moitié oparte na rozpuszczonym serze (tradycyjnie ½ Vacherin, ½ Gruyère), z borowikami, piwem, whisky, szampanem, winne z mięsem, chińskie na bulionie, burgundzkie na oleju czy czekoladowe z owocami. Często pytacie, jakie jest moje ulubione. Mogłabym odpowiedzieć dyplomatycznie, że lubię wszystkie i to byłaby w zasadzie prawda, ale tylko częściowa. Bo faktycznie, jest jedno fondue, które bardziej niż inne łechce moje kubeczki smakowe – fondue pomidorowe (fr. fondue à la tomate), które pochodzi z alpejskiego kantonu Valais.

Wygląda całkiem jak zupa pomidorowa, ale niech Was ten kolor nie zmyli. Fondue à la tomate zawiera mniej więcej połowę sera, a połowę pomidorów, cebuli i innych różnych różności. Jest lżejsze niż klasyczne serowe fondue i mniej zatykająco-aromatyczne.
To moje ulubione fondue, ale dla Was i na potrzeby sesji robiłam je po raz pierwszy. Do tej pory mistrzem-serowarem był mój partner. Na początku zastanawiałam się, czy mu po prostu nie zrobić zdjęć, gdy je przygotowuje, ale to byłby strzał w stopę. Gdy on gotuje, kuchnia wygląda jakby pies miał problemy z żołądkiem ewentualnie jakby coś wybuchło. Przysięgam! Kiedyś resztki sosu pomidorowego znalazłam na suficie!

Niestety nie za bardzo mi pomógł, gdy pytałam o starodawne szwajcarskie sekrety przyrządzania fondue pomidorowego.
– Trochę pomidorów, trochę sera, mieszasz, mieszasz…
– A ile to trochę?
– No, tak na oko.
Na oko, mój miły, to chłop umarł. Wobec tego sięgnęłam do przepisu na Swissmilk. Okazało się jednak, że mój chłopak, którego przyrządzać fondue pomidorowe nauczyła babcia, robi je zupełnie inaczej niż w oficjalnym przepisie. Na początku rozpuszcza ser, a dopiero potem dodaje do niego pomidorowo-warzywną mieszankę. I co lepiej smakuje? Trudno powiedzieć, ale chyba trochę bardziej jednak mi smakuje fondue a la babcia Steve’a. Jest ostrzejsze. Moje musiałam solidnie popieprzyć, żeby osiągnąć ten „smaczek”.
Składniki (dla 4 osób):

- 30 g masła
- 1 ząbek czosnku, obrany i przepołowiony
- 1 cebula, drobno posiekana
- 400 g pomidorów pokrojonych w kostkę z passatą lub pomidorów z puszki rozgniecionych, odsączonych
- 1 gotowa mieszkanka fondue moitié – moitié ewentualnie 400 g sera Vacherin i 400 g sera Gryuère drobno startego
- 2,5 dl białego wytrawnego wina (najlepiej Fendant / Chasselass)
- 4 płaskie łyżeczki skrobi kukurydzianej (w Szwajcarii to jest Maizena)
- 1 shot kirschu lub wody
- świeżo zmielony pieprz, gałka muszkatołowa
Dodatki:
- 600 – 800 g ziemniaków w mundurkach (albo najlepiej policzyć minimum 5 małych ziemniaczków na głowę)
- Chleb w kawałeczkach, jeśli preferujecie
- Można zagryzać marynowanymi mini-warzywkami – cebulką, ogórkami, kolbami kukurydzy
Wymagania sprzętowe:

- 1 solidny kociołek do fondue
- Podstawka do kociołka
- Paliwko do fondue
- Koszyczek na ziemniaki lub chleb
- Długie widelce do maczania chleba
- Chochla do zalewania ziemniaków serem
Jak to zrobić?
- Najważniejsze jest, żeby wszystko a to wszystko, wraz z nakryciem stołu przygotować wcześniej. Gdy zaczniemy gotować na kuchence, zrobi nam się taki pożar w burdelu, że nie będzie czasu, żeby pokroić cebulę czy pomidory, nie mówiąc już o ugotowaniu ziemniaków. Czyli pierwszy krok to sumienne obranie i pokrojenie wszystkiego, co trzeba pokroić, starcie sera, ugotowanie ziemniaków. Gdy wszystko leży na swoim miejscu, ziemniaki dochodzą lub nawet już parują w koszyczku, zaczynamy operację fondue.


- Przepołowiamy czosnek i nacieramy nim kociołek. Następnie siekamy czosnek.

- Wrzucamy do kociołka masło i stawiamy na kuchence. Gdy się roztopi, wrzucamy tam cebulę, pomidory i posiekany czosnek, krótko podsmażamy, dolewamy passaty, jeśli jej używamy.

- Dolewamy wina, zagotowujemy.
- Dodajemy stopniowo ser, nie przestając energicznie mieszać. Zmniejszamy temperaturę (ja używam 5 na 9).
- To, czy trzeba dodać skrobię kukurydzianą zależy od uzyskanej konsystencji. Jeśli fondue jest zbyt płynne, rozpuszczamy skrobię kukurydzianą w kirschu i wlewamy do fondue. Energicznie mieszamy i ponownie doprowadzamy do wrzenia.
- Doprawiamy fondue pieprzem i gałką muszkatołową.
I gotowe! Jak to się je?
Zapalamy paliwko na stojaku pod kociołkiem. Stawiamy kociołek na stojaku. Kroimy ziemniaka na talerzu na niewielkie kawałki, które oblewamy fondue. Możemy też spróbować wersji z chlebem – w takim przypadku nadziewamy kawałek chleba na długi widelec i kręcimy ósemki w fondue.

Fondue świetnie smakuje z białym, wytrawnym winem lub czarną herbatą.
O tym lepiej pamiętać:
Jedzenie z długiego widelca to wielkie faux pas – kawałek chleba z serem przenosimy na talerz i jemy nożem i widelcem.
Należy uważać, żeby fondue się dymiło, ale nie wrzało. Jeśli tak się dzieje, regulujemy temperaturę na palniku.
Gdy się zgubi chlebek w fondue, to skucha! Trzeba postawić następną butelkę wina.

Unikamy piwa, napojów gazowanych i bardzo zimnej wody. Sami pomyślcie, co się może stać w Waszym żołądku, gdy te płyny napotkają zastygający ser.
Po fondue można sobie strzelić kieliszeczek kirschu. Prozdrowotnie, na trawienie 😉
Przypalony ser w kociołku to „zakonnica” (fr. la religieuse). Należy na niej rozbić jajko i zjeść na deser. Ponoć pyszne – ponoć, bo po fondue trzeba mnie odtoczyć na kanapę. I na pewno nie mam ochotę za nic więcej!
Macie ochotę na pomidorowe fondue? Wybierzcie się do kantonu Valais lub spróbujcie go przygotować sami! A może już próbowaliście tego szwajcarskiego rarytasu?
Przyznam, że chciałabym spróbować, bo jeszcze nigdy nie jadłam? ale do tego to chyba potrzeba więcej niż jednej osoby?
Wpis jak zwykle świetny!
Miłego dnia
Dzięki, miłego dnia!
Mieszkam w Zurychu wiele lat i jeszcze nie widzialem nikogo kto przenosilby fondue na talerz. Je sie zawsze od razu z widelca. No ale moze we francuskiej czesci sa bardziej okrzesani 🙂