Historię Piotrka i Adeliny można by opowiedzieć na kilka różnych sposobów, a każdy z nich byłby wyjątkowy. Jak przeprowadzić się do Szwajcarii i zacząć swój własny biznes? Jak przekuć pasję w zawód? Jak nauczyć się pracy w gastronomii na swojej własnej restauracji?… I jak wyjść obronną ręką z koronawirusowego kryzysu, a także wprowadzić w Szwajcarii coś, co dopiero raczkuje?
W dzisiejszym artykule odpowiem na dwa ostatnie pytania. I uwaga, tak, tak, to jest artykuł sponsorowany, więc jeśli Cię to uwiera, popracuj trochę palcem wskazującym. Jedź niżej, niżej, jeszcze niżej… o! jesteś na artykule o życiu frontalierów. Całą resztę zapraszam na pyszną opowieść o diecie pudełkowej w Szwajcarii. Na końcu artykułu zaś czeka na Was konkurs, w którym do wygrania jest wybrana dieta pudełkowa na 3 dni.
Czy uwierzycie, że koncept diety pudełkowej, który w większych polskich miastach już nam się opatrzył, w Szwajcarii funkcjonuje w formie szczątkowej? Taka już jest ta Szwajcaria – w niektórych kwestiach konserwatywna do bólu. Wprowadzenie nowości na rynek i przekonanie do niej Szwajcarów wymaga wiele wysiłku i nie jest z góry skazane na sukces. To, że coś działa gdzieś indziej nie znaczy, że będzie działać w Szwajcarii. Co zrobić jednak, gdy Twoje jedyne źródło utrzymania – restauracja i hostel w szwajcarskim Lauterbrunnen zostaje zamknięte z powodu koronawirusa? A sezon letni, który pracował na cały rok opłat zostaje skrócony i żałośnie ograniczony?
Są tacy, którzy w obliczu przeciwności losu narzekają i liczą na pomoc państwa. Są też inni, którzy zakasują rękawy i zaczynają działać. Skoro klienci do nas nie przyjdą na jedzonko, może trzeba im to jedzonko przywieźć? – i stąd powstał pomysł diety pudełkowej, jak opowiadają Piotrek i Adelina.
Zacznijmy od wyjaśnienia, co to jest. Dieta pudełkowa to catering z gotowymi posiłkami, które dostajemy nomen omen w pudełkach „pod drzwi” każdego dnia. W Polsce bardzo często jest traktowany jako wygodny sposób na odchudzanie lub zdrowe odżywianie dla zapracowanych.
Koncept Eat Fit jest prosty: 5 posiłków dziennie dobranych indywidualnie pod kątem zapotrzebowania na kalorie i diety (do wyboru jest dieta optymalna, wege + ryby i w pełni wegetariańska, a także wiele opcji kalorycznych). Paczkę z 5 pudełkami otrzymuje się każdego dnia rano na podany adres. Obecnie Eat Fit dowozi posiłki w okolicach Zurychu, Bazylei, Berna i Lucerny, ale cały czas pracuje nad rozszerzeniem siatki dostaw. Dobra wiadomość dla tych, którzy mówią, że jedzenie w jednorazówkach jest nie-eko. Otóż pojemniki Eat Fit wykonane są z pulpy z trzciny cukrowej i są w pełni biodegradowalne.
Korzystaliście już z diety pudełkowej? Przyznaję, że wcześniej tylko i wyłącznie o niej czytałam, jednak dla potrzeb artykułu postanowiłam pobawić się w królika doświadczalnego. Choć na początku nie byłam do tego nastawiona entuzjastycznie.
– Ale wiecie, że mój blog dociera do Polaków mieszkających w Szwajcarii i ewentualnie ich najbliższych? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, czy mogłabym pomóc im w promocji produktu.
– Ale nasz produkt w zasadzie też. Do Polaków i do ekspatów, którzy wiedzą, o co chodzi. Ich nie trzeba przekonywać do diety pudełkowej i, szczerze mówiąc, nie mamy konkurencji na tym polu… Ze Szwajcarami trzeba się trochę bardziej namęczyć.
Nie spodziewałam się innej odpowiedzi. Widziałam już wiele rewolucyjnych pomysłów – sic! bez cudzysłowu! – które w Szwajcarii, szczególnie tej bardziej prowincjonalnej spotykały się z lodowatym przyjęciem. Nie należy jednak zapominać, że obcokrajowcy i ludzie z zagranicznym pochodzeniem stanowią aż (+/-) 25% mieszkańców Szwajcarii, a to niemały potencjał. Co ciekawe, pierwsi klienci Eat Fit to właśnie byli Polacy, całkowicie nieświadomi, że firma należy do ich rodaków.
Postanowiłam po raz pierwszy w życiu spróbować diety pudełkowej. Dzięki kalkulatorowi na stronie eat-fit.ch wybrałam opcję wegetariańską 1500 kalorii i czekałam z niecierpliwością na mój zestaw. Co dostałam?
Śniadanie – Kremowy twarożek z rzodkiewką i ziołami i krakersem.
Drugie śniadanie – Koktajl z ananasem
Obiad – Risotto z grzybami
Deser – Chia pudding z mango
Kolacja – Sałatka z fetą, arbuzem i szpinakiem
Przyznaję – diety pudełkowe powinny być mniej smaczne, bo miałam prawdziwy problem, żeby tego wszystkiego nie zjeść na raz z łakomstwa. Chyba spodziewałam się czegoś bardziej pudełkowo – sztucznego i ustandaryzowanego do granic stołówki. Nawet Piotrek mnie przestrzegał, żebym sobie dosoliła i dopieprzyła w razie potrzeby, bo każda porcja jest tylko minimalnie przyprawiona. Okazało się jednak, że nie było takiej potrzeby.
Moje hity – sok (nie dałam rady zaczekać i wypiłam na deser) i kolacja. To nie był pierwszy raz, kiedy jadłam sałatkę z fetą i arbuzem, więc znałam już to zaskakująco udane połączenie smaków. Zawojował mnie jednak sos, który podniósł to danie jeszcze wyżej w moich oczach. Przyznaję – wylizałam calutkie ekologiczne pudełko do czysta.
Podsumowując – czy przestawiłabym się na dietę pudełkową? Myślę, że jakbym była sama – jak najbardziej tak, a nawet jednorazowo było to bardzo ciekawe doświadczenie.
Chciałbyś spróbować?
Eat Fit oferuje 5-daniową wybraną dietę pudełkową na 3 dni dla jednej osoby z regionu Zurych – Bazylea – Lucerna – Berno z dowozem do domu. Jak wygrać taką dietę?
Opowiedz w komentarzu do tego artykułu na blogu lub w poście na facebooku najciekawszą / najśmieszniejszą historię związaną z jedzeniem za granicą. Do komentarza dodaj (K) jak konkurs. Będzie miło, jak polubicie fanpage Eat Fit na facebooku.
Konkurs trwa od poniedziałku 24.08.2020, a kończy się w środę 26.08.2020 o 24. Ogłoszenie zwycięzcy odbędzie się w czwartek 27.08.2020 o 9 na końcu tego artykułu i w poście na facebooku.
Zwycięzcę wybierzemy razem z Eat Fit. Powodzenia!
EDIT: Nadszedł czas ogłoszenia zwycięzcy, a raczej zwyciężczyni! Jest nią Dagmara! Twoja historia ślimakowa nas ujęła (może dlatego, że ja uwielbiam ślimaki z masełkiem czosnkowym). Obiecujemy, że w Twojej diecie na 3 dni będą same śli… pieczarki 😉
Dzięki za uczestnictwo. Historie pisklakowo – zupowo – serowo – karpiowe były przecudne! Szkoda, że nagroda tylko jedna!
(K). Byłam kiedyś na wakacjach w Tajlandii i Kambodży. W Tajlandii jada się głównie na ulicach, rozstawione straganami na wózkach oferują całą paletę bardzo smacznych dań. Na to samo nastawiałam się tez w Kambodży. A tymczasem w stolicy, Phnom Penh chodzę i chodzę, zwiedzam, a tu nic. Żadnych restauracji, żadnych straganików. Wściekłe głodna dopadłam w końcu ulicznego sprzedawcę „potraw z grilla”. Kupiłam mięsko na patyku i gotowane jajka. Obok siedziała i zajadała się grupa studentów, wiec uznałam, że przeżyję. Tylko ze, jajko nie było gotowanym jajkiem, a gotowanym pisklęciem w skorupce (!!). Obieram tą skorupkę, a tu piórka, dziobek i małe nóżki, taki zwinięty pisklaczek. Masakra, zmroziło mnie strasznie, ale studenci przekonali, ze przecież to jest dobre, oni jedzą, to samo białko. No cóż. Jedno „jajko” zjadłam. Dzióbek i pazurki musiałam wypluć. Drugiego już nie dałam rady, oddałam studentom.
Wizyta “ po niemieckiej stronie” niedaleko Basel w restauracji serwujacej specjały z regionu.Zamówiłam sałatke z sezonowymi warzywami.W pewnym momencie zauwazyłam dziwne warzywo,zastanowiłam sie czy to nie jakis todzaj pieczarki.Kelner spostrzegł iż z zapałem ogladam zwartosc talerza i podszedl sprawdzić czy wszystko w porzadku.Zapytalam wtedy o rodzaj warzywa,ktore wzbudziło moja ciekawość.Bezcenna była mina kelnera,który przerażony wyszeptał:”to jest ślimak”…Bynajmniej nie były to przysmaki francuskie,wiec całe szczescie nie zdażyłam go spróbować.Do tej restauracji mimo wszystko wracam,ale za każdym razem zamawiajac sałatke prosze by była “ ohne Schnecke”/“ bez slimaka”.
“K”:)
(K):):)
(K) Kiedy wynajęliśmy wraz z mężem nasze pierwsze mieszkanie w Szwajcarii byliśmy przeszczęśliwi. Mimo, że mieliśmy oboje pozwolenia L dostaliśmy je od ręki. Nie było to duże mieszkanie. Sypialnia, mały salon z kuchnią oraz łazienka. Kuchnia będzie tutaj bohaterką opowiadania. A w tej kuchni mała kuchenczka na dwa palniki. Na jednym z nich położyłam gar w którym gotowała się zupa. Jak to ja, jak już gotuję zupę to więcej, żeby starczyło na kilka dni.
Wtedy też dowiedzieliśmy się, że właściciel chce sprzedać to mieszkanie i mieliśmy co jakiś czas niezapowiedzianych gości którzy chcieli je oglądnąć.
Tego dnia przyszli eleganccy panowie obejrzeć to skromne mieszkanko. Jeden z nich spojrzał na kuchenkę i zagadał ” o.. zupa „. Na co mój mąż, widząc że Pan spogląda na kuchenkę, nie zastanawiając się co tamten w ogóle powiedział odparł „Nie za dużo…ale wystarczy”. Chodziło mu oczywiście o te palniki ale wyszło na to, że cały gar zupy nie wystarczy dla dwóch osób na kolację 😄 mogę się tylko domyślać co sobie pomyśleli „niezłe spusty mają te chudziaki” 😄
A Piotrkowi i Adelinie życzę samych sukcesów i rozwoju. Powodzenia!
Nawet Polacy mieszkajacy w Szwajcarii zapominaja o kantonie Ticino, jest dobry tylko wtedy kiedy sie ktos na urlop wybiera, natomiast jezyk, konkursy i roznego rodzaju oferty kanton nie jest brany pod uwage. Smutne
Do Ticino trzeba przejechać tunel, trzeba za to zapłacić 🙂
Jeśli czytałaś artykuł, domyśliłaś się, że firma Piotrka i Adeliny to start-up, który otwiera się powoli na różne regiony Szwajcarii w zależności od popytu. Francuskojęzycznej też jeszcze nie ma w ofercie. Jeśli będzie wystarczająco klientów, żeby się opłacało, to na to pójdą, tego jestem pewna.
Karpem Diem ze zwłoką,
w święta prawda, poszedłem do sklepu z zamiarem wykupu karpia/pi bo goneralnie nie humanitarnie w tamte ciężkie czasy było, słysząc milczace wniebogłosy poprosiłem o sztukę karpia żywego z kością na wagę, sprzedawczyni podała karpia w folii, po odejściu z kasy zorientowałem się że karp nie dycha a na paragonie wydrukowano żę żywy, idę ze zwrotem – sprzedawczyni metodą plaskaczawą uruchamia karpia…na chwilę, poirytowany wszczynam w obsłudze klienta dochodzenie z skutkiem w postaci dodatkowych karpi i całkiem żwawego małego sumika (już bardziej żywych-widocznie wprawne oko sprzedawczyni ryb od pierwszego razu zobaczyła we mnie podejżanego wegana i sprzedała prawie martwą rybę, możliwe dlatego że się nie śliniłem patrząc w mętną wodę), w sumie dary moża przeteransportowałem w plastikowej skrzynce z wodą z wc z sklepie i pełen dumy potelepałem wuzkiem przez nierówne chodniki do akademika…studenci medycyny byli w szoku gdzy pierwszy raz na własne oczy zobaczyli żywe filety, które na nich patrzyły, nie wswzystkie ryby przeżyły mozliwe że przez wzajemny kontakt wzrokowy, ale część udało mi się dowieźć tramwaljem w przezroczystych skrzynkach do jeziora, bardzo zaniepokoiła reakcja pieska który zahipnotyzowany tym okiem karpowym wkulił się w łydkę otyłej kobiety
(K) Jak rodzice odwiedzili mnie w Szwajcarii w lipcu, to wybralismy sie do Gruyères na fondue serowe.
Tak…, tylko turysci moga wpasc na pomysl zjedzenia fondue serowego w srodku lata!!!!
Jako, ze ani moi rodzice, ani ja, nie jestesmy smakoszami sera, zamowilismy 1 porcje serowego fondue na 3 osoby!!
Mina kelnerki bioracej nasze zamowienie byla bezcenna. 1 porcja na 3 osoby!!!
Zamowienie przyjela. Danie z 3 widelczykami przyniosla. Po chwili delektowalismy sie kilkoma „widelcami” fondue, …a zreszta w tak upalny dzien, to nikt by wiecej w siebie tego fondue „nie wcisnal”, nawet turysci
;))
Hej Asiu, dietę pudełkową spróbowałabym na jakiś czas, żeby… No właśnie. Żeby mieć dietę. 😉 W Polsce na pewno się na nią nie zdecyduję, ponieważ ilość śmieci jest niewyobrażalna, a opakowania są z czarnego plastiku (tego samego, co „eleganckie” wieczka do kaw na wynos – niestety nie nadają się one do ponownego przetworzenia). Zdaje się, że są opcje z opakowaniami BIO, ale nie wszystkie firmy je mają, a jak mają, to są dodatkowo płatne. Jeżeli w PL płaci się za jeden dzień kilkadziesiąt złotych (40-70), to nawet dopłata 2 zł na dzień za opakowania BIO to miesięcznie dodatkowe 64 zł. Kiepsko. Czekam na drobną rewolucję.