Mam serdecznie dosyć tego wirusa, mimo że Szwajcarii niestety jeszcze daleko do szczytu złowieszczego wykresu ukazującego przyrost zachorowań na COVID-19. Jak dotąd kiepskie widoki na złagodzenie pnącej się ostro linii. A tymczasem media społecznościowe zostały zdominowane przez synów szwagrów kolegów z Wuhan i nagle okazuje się, że najpopularniejszy zawód Polaków za granicą to epidemiolog – wirusolog, tuż za nim jest lekarz, a potem pielęgniarka. Każdy wie lepiej jak i czym się myje ręce, co trzeba brać, żeby nas nie wzięło i na jakiej części ciała trzeba siedzieć. I to wszystko mentorskim tonem z całym wachlarzem nieco zbyt dosadnych słów, które zdaje się, że przemawiają do wszystkich oprócz mnie… Dziękuję, potrafię interpretować dane. Nie lubię jak mnie ktoś upupia.
I nie zamierzam upupiać Was. Napiszę Wam, jak z tematem koronawirusa radzi sobie Szwajcaria, bo dostałam wiele próśb o artykuł na ten temat. Nie zamierzam Was przekonywać, że ja bym zrobiła lepiej, albo że Szwajcaria radzi sobie lepiej niż Polska, albo Polska niż Szwajcaria. Wolne państwo, a nie reżim jest o wiele bardziej skomplikowanym organizmem niż nam się wydaje i łatwo podejmować decyzje sprzed telewizora, gdy się nie zna wszystkich danych.
Jak Szwajcaria walczy z rozprzestrzenianiem koronawirusa? Szwajcaria, mimo że według oficjalnych danych jest jednym z najbardziej dotkniętych krajów, przyjęła jedno z bardziej otwartych i liberalnych stanowisk w tej trudnej sytuacji epidemiologicznej. Pierwszym działaniem podjętym przez Radę Federalną było ograniczenie zgromadzeń do 1000 osób. To było jeszcze wtedy, gdy wirus dopiero dostał się do Szwajcarii, więc wielu Szwajcarów uznało przyjęte zasady za zbyt surowe. „Ale jak to możliwe, że nie będzie słynnych Geneva Motor Show, Karnawału w Bazylei, czy Targów Biżuterii i Zegarków Baselworld?” – mówili zdumieni Szwajcarzy. Bardziej niż potencjalne ryzyko zarażenia Szwajcarów interesowały straty finansowe, jakie ponieśli organizatorzy tych wydarzeń. Tymczasem wirus coraz mocniej panoszył się w całej Europie i oczywiście w samej Szwajcarii. Jak bardzo? Tego nie wiemy, bo w Szwajcarii testy wykonywane są wyłącznie osobom z objawami COVID-19, które należą do grup ryzyka, a także tym, które muszą być hospitalizowane. To kolejna decyzja władz, która wzbudza wiele kontrowersji. Na oficjalnych stronach kantonów (TU np. w kantonie Vaud) można sprawdzić, czy się kwalifikuje do testu na koronawirusa. Niestety okazuje się, że nawet 60-latkowie z łagodnymi objawami wirusa nie mają szansy na test i dostają wirtualny „wypis” na leczenie domowe do czasu zaostrzenia ich stanu zdrowia. Wobec tego oficjalna liczba potwierdzonych przypadków koronawirusa w Szwajcarii jest poważnie niedoszacowana.
A jaka to liczba? Wczoraj (15. 03. 2020) Szwajcaria przestała podawać oficjalne dane na temat liczby zachorowań i ofiar wirusa, ponieważ, jak mówi Rada Federalna, te liczby nie są miarodajne. Według statystyk na worldometer (16. 03. 2020) w Szwajcarii jest 2217 potwierdzonych przypadków i 18 ofiar, co sprawia, że Szwajcaria jednym z najbardziej dotkniętych krajów ze względu na liczbę zachorowań na 1 milion mieszkańców. W dodatku ten wskaźnik bardzo szybko rośnie – z 14 na 15 marca ilość testów z wynikiem pozytywnym wzrosła o 850.
Podczas gdy inne z kraje z o wiele mniejszą liczbą potwierdzonych przypadków koronowirusa zaczęły podejmować drastyczne środki ochronne (co do skuteczności niektórych można by dyskutować), szwajcarska Rada Federalna długo wzbraniała się przed podjęciem jakichkolwiek działań. Poza apelami o nie robienie zakupów i nie korzystanie ze środków transportu publicznego w godzinach szczytu przez osoby starsze, aż do piątku 13 marca Szwajcaria działała jakby nigdy nic. To nie znaczy oczywiście, że jej mieszkańcy nie mogli się spotkać z ograniczeniami. Bynajmniej! Otóż szwajcarski federalizm ma to do siebie, że każdy kanton może wprowadzać swoje regulacje. I tak, najbardziej dotknięty włoskojęzyczny Tessyn ograniczył ruch graniczny z Włochami, aczkolwiek Lombardczycy pracujący w Szwajcarii nadal mogli każdego dnia przekraczać granicę w drodze do pracy, a kilka kantonów ograniczyło jeszcze bardziej wolność zgromadzeń.
Dopiero w piątego, 13-ego nastąpiło wielkie bum, czyli konferencja prasowa Rady Federalnej. Rząd zamknął szkoły na następne 2 tygodnie i wprowadził kontrolę na granicach, zakaz zgromadzeń do 500 osób, zakaz gromadzenia więcej niż 50 osób w restauracjach lub barach (wliczając w to personel) i gwarancje pomocy dla przedsiębiorców i pracowników w wysokości 10 mld chf. Jak komentowali Szwajcarzy, w tym wielkim bum było więcej dymu niż ognia. Faktycznie, zamknięcie szkół to środek drastyczny, ale czy szkoły są naprawdę zamknięte na cztery spusty? Otóż nie. Dzieci, z którymi zapracowani rodzice nie mają co zrobić otrzymują opiekę. Co prawda w mniejszych grupach, ale nie indywidualną. Jak podkreśla Alain Berset, jeden z „siedmiu mędrców” Szwajcarii, najważniejsze jest zapewnienie bezpieczeństwa osobom najbardziej narażonym na działanie wirusa, czyli osobom starszym. Całkowite zamknięcie szkół oznaczałoby w końcu dla wielu osób konieczność oddania dzieci pod opiekę dziadków.
Jak wygląda zamknięcie granic „po szwajcarsku”? Równie symbolicznie. Granica z Włochami faktycznie jest kontrolowana, ale na teren Szwajcarii mogą wjechać Szwajcarzy, osoby z pozwoleniem na pobyt w Szwajcarii, pracujący w Szwajcarii, osoby wjeżdżające w ważnych powodach biznesowych, osoby przejeżdżające przez Szwajcarię i osoby z ważnym, uzasadnionym powodem… Uffff dużo tych wyjątków, prawda? Reszta przejść jest otwarta i dość niemrawo i wyrywkowo kontrolowana. To raczej Austriacy i Niemcy zaczęli się zamykać na Szwajcarię niż Szwajcaria na nich…
I owszem, znów w tym przypadku poszczególne kantony poszły dalej niż państwo. Na przykład Tessyn i Bazylea (a potem i inne kantony) zamknęły wszystkie sklepy poza spożywczymi i aptekami. Niektóre kantony pozamykały dyskoteki, inne bary, restauracje i hotele, inne ograniczyły zorganizowaną opiekę nad dziećmi i zgromadzenia. Brzmi to jak wcielony chaos, prawda? Bo tak wygląda sytuacja w Szwajcarii. Różne decyzje na szczeblu federalnym, a różne na szczeblu kantonalnym, jak również osobne decyzje prywatnych przedsiębiorstw sprawiają, że naprawdę trudno powiedzieć, co w tej Szwajcarii tak naprawdę działa i w jakim zakresie.
Jak sobie z tą sytuacją radzą Szwajcarzy? Mamy tu dwa rodzaje reakcji. Są Szwajcarzy, którzy faktycznie podeszli do sprawy poważnie. Ograniczyli wychodzenie z domu, pracują ze swojej kanapy, gorączkowo przerzucają kanały informacyjne, robią zakupy przez internet i… załamują ręce, gdy patrzą na zachowanie tych drugich. Bo niestety w mózgach Szwajcarów z koronawirusem wygrywa wiosna. Place zabaw i parki są pełne. Zamiast siedzieć w domu, Szwajcarzy wylegli na zewnątrz cieszyć się słońcem. Dorośli zwykle są ostrożni, i zachowują dystans, i myją ręce, i szorują się do krwi środkami dezynfekcyjnymi, ale nadal widać w tym wszystkim olbrzymią niefrasobliwość i „to się dzieje komuś innemu, ale przecież nie nam!”. A dzieci, jak to dzieci. Nie ma sposobu na to, żeby je przekonać, żeby niczego nie dotykały i nie zbliżały się do innych dzieci na placu zabaw…
Młodzież się dość otwarcie buntuje. Mam wrażenie, że nielegalna bliskość stała się antysystemowa i… modna. Co ciekawe, mam wrażenie, że tak samo postępuje szwajcarskie pokolenie 70+. „Najwyżej umrzemy, wielkie mi halo” – mruczą babcie z siatkami drepczące na sobotni targ, mimo wszelkich apeli, żeby zostać w domu.
Jeśli masz ochotę poczytać, co na temat koronawirusa myślą moi sąsiedzi, kliknij tutaj. Uwaga, słodko… i bardzo nieodpowiedzialnie:
Dlaczego Szwajcarzy są tak samo mało zdyscyplinowani jak Włosi? Przecież stereotyp mówi coś innego: że to praworządny naród, którzy przestrzega przepisów co do litery. Tak faktycznie jest, gdy sami Szwajcarzy stanowią te przepisy. W tym wyjątkowym czasie nie ma jednak czasu na referendum. Jak powiedział sam Daniel Koch, dyrektor Departamentu Chorób Zakaźnych szwajcarskiego Ministerstwa Zdrowia, Szwajcarzy muszą być przekonani do wprowadzanych reguł, żeby się do nich zastosować.
Tak to działało do dziś (16. 03. 2020) do godziny 17 do kolejnej pamiętnej konferencji prasowej Rady Federalnej. Rząd wreszcie złapał cugle, które do tej pory ciągały w różne strony kantony. Jak przyznał sam Minister Zdrowia, Alain Berset, poprzednie regulacje nie spełniły swojej roli, a naród pozostał głuchy na apele zachowania dystansu społecznego. Wobec tego został ogłoszony stan nadzwyczajny, a wszystkie bary, restauracje, instytucje publiczne służące rozrywce, parki, ZOO, sklepy i wszystkie inne miejsca, które nie są niezbędne do podstawowego funkcjonowania zostały zamknięte. Wszelkie zgromadzenia są zakazane. Na granice szwajcarskie wracają kontrole. Wjechać na terytorium Szwajcarii będą mogli tylko Szwajcarzy i posiadacze pozwolenia na pobyt i pracujący w Szwajcarii. Tranzyt i przewóz towarów są dozwolone.
Armia szwajcarska w liczbie 8000 żołnierzy zostanie przydzielona do pomocy służbie zdrowia. „To pierwsza taka mobilizacja od czasów II wojny światowej” – przyznaje Minister Obrony, Viola Amherd.
Czy powyższe regulacje zatrzymają wirusa w Szwajcarii? Ja bym bardziej starała się odpowiedzieć na pytanie, czy Szwajcarzy w końcu potraktują go poważnie…
………………………
Ech, najchętniej bym nie pisała tego artykułu. Najchętniej bym się schowała w mojej głowie, uciekła do moich książkowych światów i obudziła się dopiero latem, gdy to wszystko minie. Bo wkurza mnie ten koronawirus. Nie potrafię być influencerką pełną gębą i robić dobrą minę do złej gry, uśmiechać się znad zdrowych soków w domu z hasztagiem „Siedzę na dupie”. Zwyczajnie mi jest źle, gdy patrzę, jak walą się w gruzy światy moich znajomych. I nie chodzi tu o samo chorowanie. Jak do tej pory wszyscy moi znajomi, których „korona” nie oszczędziła, mierzą się z łagodną postacią tej choroby. Oby tak pozostało!
Jest jednak coś więcej. Bo życie to nie tylko przeżycie. Trzeba dać dzieciom jeść, zapłacić kredyty, faktury, najem. Owszem, zgadzam się, w czasach zarazy trudno myśleć o ratowaniu dobytku. Życie jest na pierwszym miejscu. Ale łamie mi się serce, gdy słyszę historie o bankructwach, utracie dochodów, ot tak o, z dnia na dzień. I podczas, gdy programiści, pracownicy banków i korpo robią sobie uśmiechnięte zdjęcia w domach z dziećmi gotując i grając na gitarze, właściciele sklepów, małych biznesów i pracownicy z branży usług, turystyki, transportu zastanawiają się, z czego oni właściwie mają zapłacić czynsz. Oczywiście nikt tego głośno nie powie, bo „gramy do jednej bramki” i „kto myśli o pieniądzach, gdy trzeba ratować życie”… Ale koronawirus niszczy nie tylko zdrowie.
I dlatego jestem wkurzona. Nawet nie na rządy, które wszystko zamknęły albo niczego nie zamknęły. Na okoliczności. Bo to nie rządy wyczyściły kalendarze fryzjerom, biurom podróży, czy masażystom. Strach je wyczyścił jakiś miesiąc przed oficjalnym „dekretem”. Dodam, że całkiem uzasadniony strach, z którym nie można walczyć.
Dbajcie o siebie! Sami wiecie, jak!
Ściskam Was najmocniej w tych wyjątkowych czasach!
Myślę podobnie i mam podobne odczucia
Brawo! Najbardziej zaszkodzil nam strach i panika , a z drugiej strony beztroska i kompletny brak empatii. Wirus sam w sobie stał się tylko tłem do tego dramatu.
Mmmmm coś w tym jest.
To znaczy oczywiście, wirus jest tu głównym graczem. I niestety on to wszystko zamiata.
Ale bardziej widzę jak to uderza w ludzi niebezpośrednio niż bezpośrednio.
Oczywiście zgadzam się z tym, że ci, którzy pracują na przykład w szpitalu, mają całkowicie inną perspektywę.
Dzięki za ostatnie 3 akapity.
A co do internetowych samozwańczych ekspertów od epidemiologii, cytowanie tej nieszczęsnej liczby zachorowań na milion mieszkańców należy do tej samej kategorii.
Bo porównywanie tej liczby dla małego kraju jak Szwajcaria a np. Chin jest bez sensu. W Chinach 80% przypadków ma miejsce w prowincji Hubei, która stanowi tylko 4% populacji Chin. Więc więcej sensu miałoby liczenie osobno dla każdej prowincji. Podobnie będzie w innych większych krajach, chociażby we Włoszech gdzie większość ognisk jest zlokalizowanych w kilku rejonach na północy kraju.
Przypominam, ze wszyscy Polacy sa absolutnymi ekspertami w nastepujacych dziedzinach:
– katastrofy lotnicze
– skoki narciarskie
– wirusy i epidemie
Apeluje do wszystkich: prosze nie sluchac lekarzy albo WHO! Kazdy anonimowy Polak z internetu wie wiecej niz wszyscy lekarze razem wzieci.
To nie anonimowy Polak! To ciocia synowej koleżanki! 😉
Haha, nic dodac nic ujac 😀
Znaiszyczy nas epidemia paniki.
Bardzo trafny artykuł! Moi rodzice pracuja w Szwajcarii i ich obserwacje są takie same.Szwajcarzy są bardzo nieodpowiedzialni…
„Upupiać”, czyzby lubila Pani „Ferdydurke”..? 😀
Podoba mi sie Pani strona, jest bardzo rzetelna i zawsze mozna dowiedziec sie z niej czegos nowego, a nie kopiuj-wklej z wikipedii jak wiekszosc innych.
Dzięki!
Tak, tak, Gombrowicz. Jeszcze chciałam wstawić „łydkę”, ale nie pasowała mi do dyskursu 😉
Myślałem, że na szczeblu federalnym nie ma ministra zdrowia
Alain Berset od 2012 roku jest głową departamentu spraw wewnętrznych, którego częścią jest ministerstwo, czy też urząd zdrowia publicznego….
Jo, jak zwykle w punkt! ?
Myślę podobnie. Martwi mnie, że starszy syn (obaj dorośli) jest daleko ode mnie ? całe 34 km… i nie „czuwam” nad jego bezpieczeństwem – jak matka powinna czuwać. Wkurza mnie chaos jaki panuje w mediach, więc od czwartku 12 marca nie włączam żadnej telewizji!!! Jeśli coś usłyszę w radiu Zet to trudno. Żadnych rad poza oficjalnymi zaleceniami nie przyjmuję.
Mycie rąk to moje hobby! Synów trenowałam równie mocno i chyba też stało się to ich hobby ?.
Strach towarzyszy nam w wielu sytuacjach: boimy się egzaminów, starości, utraty pracy czy miłości, chorób wszelkich i samochodów na przejściu dla pieszych (przynajmniej w Polsce).
Wirus jest brutalny i zaskoczył wszystkich. Gębę że zdziwienia mam otwartą od 2/3 tygodni!
Ale nie jestem wirusologiem, lekarzem ani politykiem.
A oni zawiedli mnie najbardziej.
Czekanie na pierwszego zarażonego w Polsce i robienie na ten temat konferencji NIC NIE ZAŁATWIŁO. Nie przygotowało nas.
Gdy z dnia na dzień wypchnięto nas że szkoły i uczniowie, i my nauczyciele znaleźliśmy się na nieznanej planecie. Specustawa nie przewidziała funkcjonowania szkół w tej sytuacji???? Strach o zdrowie, dochody i byt paraliżuje mocnych. To jak się mają ci słabsi?
Siedzę w domu, pracuję i czytam… Mam lepsze i gorsze chwile!
Dzięki za fajny tekst – chwila relaksu i zdrowego oglądu rzeczywistości…
Każdego roku już szykowałam się na moje lipcowe wakacje w Szwajcarii. Teraz nic nie wiem. Ale staram się wierzyć, że będzie dobrze i damy radę jako ludzkość.
Jo, ściskam wirtualnie i życzę zdrowia i sił ?
Piękne zdjęcie ?
Uważam, że powyższy artykuł pokazuje dość duże niezrozumienie tematu, jak i polityki władz Szwajcarii…
Przecież jasnym jest, że cały świat czeka na szczepionkę na koronawirusa.. trzeba też wiedzieć, że mniej więcej wiemy już, jaki przekrój ludzi jest zagrożony śmiercią a jaki nie…, wiemy też, że niemożliwe jest przejście zachorowania spowodowane wirusem po raz kolejny ( przynajmniej obecnie ).
Nie ma więc lepszego rozwiązania, niż przebycie kontrolowanego zachorowania, w wyniku którego nasz organizm nabywa własną odporność na kolejne zachorowanie ( oczywiście nie wiemy jeszcze jak długo nasz organizm utrzyma przeciwciała… oby wystarczająco długo, do czasu wejścia na rynek szczepionki ).
Postępowanie władz Szwajcarii jest tu szczególnie racjonalne i mądre… wystarczająco dużo ludzi zakaziło się wirusem w fazie początkowej, teraz powinni pozostać w domu, żeby przebyć zachorowanie ( ciężkie przypadki są na bieżąco hospitalizowane ), w ten osób społeczeństwo w kontrolowany sposób nabywa odporność.
I pakiet pomocy w wysokości 50 miliardów CHF, który uwolniły władze Szwajcarii na gospodarkę z pewnością jest korzystniejszy niż zapłacenie tych pieniędzy firmie, z dużym prawdopodobieństwem amerykańskiej lub niemieckiej za ewentualny lek, ew. szczepionkę.
Tyle w temacie.
Pingback: Koronawirus w Szwajcarii - rządy silnej ręki czy indywidualna odpowiedzialność? - PAFERE