Zapraszam na artykuł gościnny Blanki Łęgowskiej-Genini, autorki Randek z Frankiem Szwajcarskim. Blanka opowie Wam dziś o sekretach Berna. Zna je od podszewki – w końcu jest mieszkanką Berna od 5 lat. Artykuł jest częścią cyklu „Dzień Kantonów”. Jeśli przegapiłeś wpis o kantonie Berno, kliknij TU.
Nieznane strony Berna
Berno to administracyjna stolica Szwajcarii, piąte miasto pod względem wielkości w tym małym, alpejskim kraju. Jest wpisane na listę światowego dziedzictwa Unesco, znane z przepięknej, średniowiecznej starówki, wielu ulicznych fontann i dwóch symboli miasta – misiów i wieży zegarowej Zytglogge.
O tym wszystkim można przeczytać w Wikipedii i każdym przewodniku turystycznym.
Ale Berno ma też swoje tajemnice. Historie znane tylko wyjątkowo dociekliwym turystom.
Czy słynna Zytglogge to na prawdę wieża zegarowa? Jak długo mieszkają już misie w Bernie?
Zapraszam na zwiedzanie stolicy Szwajcarii od kuchni i od podszewki.
Berneńskie misie lubią się przeprowadzać
Najsłynniejszy symbol miasta, obowiązkowy punkt wszystkich wycieczek w stolicy Szwajcarii. Berneńskie niedźwiedzie i ich „siedziba” Bärengraben.
Nazwa miasta Berno pochodzi od niemieckiego słowa „Bär”, oznaczającego niedźwiedzia. Zgodnie z legendą, założyciel miasta książę Berchtold V von Zähringen miał udać się na polowanie i nazwać nową osadę na cześć pierwszego zwierza, które upoluje.
Zgodnie z legendą również, pierwszą ofiarą księcia wcale nie był niedźwiedź, tylko zając, ale mały szarak najwyraźniej nie przyjął się na nazwę miasta.
Misie są stałymi mieszkańcami Berna już od ponad 600 lat. Kroniki wskazują na pierwszą „miejską hodowlę” w 1441r.
Natomiast pierwsza stała, niedźwiedzia jama znajdowała się od 1513 r. na dzisiejszym placu Bärenplatz (stąd też jego nazwa), bezpośrednio w sąsiedztwie… Parlamentu. Oczywiście, w tamtych czasach nie było jeszcze mowy o budynku Bundeshaus w takim kształcie, jaki ma dzisiaj, a misia jama była na obrzeżach ówczesnego miasta.
Misie zostały sprowadzone przez żołnierzy szwajcarskich wracających z bitwy pod włoską Novarą i były stałymi mieszkańcami miasta do czasów napoleońskich pod koniec XVIII w. Wtedy to francuscy żołnierze wycofujący się z Berna zabrali ze sobą sympatyczne zwierzaki.
Po powrocie z porwania, misie przenosiły się „poza miasto” dwukrotnie, aż w 1857r. osiadły na stałe w znanej wszystkim dzisiaj jamie – Bärengraben, na wschodnich rubieżach Starego Miasta.
Berneńczycy bardzo kochali swoje misie. Do tego stopnia, że w każde święta wielkanocne urządzali dla gawiedzi oficjalne pokazy młodych, a także… zajadali się mięsem swoich ulubieńców. Sprzedaż potraw z niedźwiedzi została zakazana dopiero w 1980 r.
Uwielbienie dla misiów nie szło w parze z zadbaniem dla nich o odpowiednie warunki. Betonowy jar, w którym dziś odbywają się wystawy czasowe lub pop-up bary, był schronieniem nawet dla 24 zwierząt. Dziś wydaje nam się to niemożliwe, patrząc na to, jak mało miejsca miały biedne zwierzęta jeszcze parę lat temu.
Na szczęście od 10 lat berneńskie misie żyją na prawdziwym wypasie. Z rzeki Aare wygrodzono długi basen przeznaczony tylko dla nich, mają do dyspozycji olbrzymi, zielony teren z widokiem na Stare Miasto.
Turyści za to mają do dyspozycji widok na misie z każdej strony. Nowy Bärengraben jest otoczony szklaną ścianą, znajduje się na stoku zbocza z dojściem do rzeki, tak więc misie można podglądać z góry, z dołu, a także z kamerki – kiedy zapadają w sen zimowy w zamkniętym pomieszczeniu.
Zegar w więzieniu. Historia wieży zegarowej Zytglogge.
Zytglogge to drugi – po misiach – symbol Berna. Słynnej wieży nie trzeba nikomu przedstawiać, jej nazwa zresztą mówi za siebie (w dialekcie alemańskim – Zeit z niem. czas oraz Glocke – dzwon).
To, że wieża znajduje się w takim, a nie innym miejscu, nie jest dziełem przypadku. Jak również to, że początkowo służyła zupełnie innym celom.
To jeden z najstarszych obiektów miejskich, z czasów założenia grodu przez wspomnianego wyżej Berchtolda von Zähringen. Z powodów strategicznych i obronnych, półwysep otoczony wodami z trzech stron był idealnym miejscem do osiedlenia się. Dzisiaj ten teren to gęsto zabudowane Stare Miasto.
A wieża?
Wieża powstała jako budowla obronna, zamykająca dojście do miasta z czwartej strony. Nie była jeszcze wtedy klasyczną wieżą, a raczej wysoką bramą obronną z otaczającym od zachodu wałem przeciwpowodziowym. Mieszkańców jednakże bardzo szybko przybywało i już 50 lat później powstała nowa brama obronna, w miejscu dzisiejszej Käfigturm. Stara brama w środku miasta początkowo służyła za dodatkowe zabezpieczenie, ale wraz z powstaniem kolejnej, jeszcze bardziej na zachód oddalonej wieży (w miejscu dzisiejszego dworca głównego), straciła całkiem znaczenie obronne. W XIV wieku dostała zamykającą ją ścianę i stała się…. więzieniem.
I pewnie nie byłoby dzisiejszej Zytglogge, gdyby w 1405 r nie wybuchł pożar, który strawił większość drewnianej zabudowy – w tym miejskie więzienie. Berneńczycy wyczuli w tym boską rękę i po odbudowie nowa wieża otrzymała dzwon oraz całkiem prominentne znaczenie – stała się wieżą zegarową.
Była nie tylko wyznacznikiem czasu, ale i odległości – na murach do dzisiaj wyryte są „wskaźniki” długości jednego i dwóch metrów.
Średniowieczny mechanizm zegarowy służy do dziś, podobnie jak astronomiczny cyferblat. Warto zwiedzić ją od środka, aby zobaczyć skomplikowany system trybików i obciążników, pokazujący geniusz dawnych zegarmistrzów.
Żądni wrażeń turyści czekają jednakże głównie na małe przedstawienie, rozgrywające się na murach wieży 3 minuty przed każdą pełną godziną. Piejący kogut obwieszcza wszystkim zebranym, że za chwilę minie kolejna godzina, a figurki misiów w strojach strażników kręcą się na kołowrotku. I to …tyle 😉 Po kilku latach mieszkania w Bernie z rozbawieniem oglądam, jak tłumy z zadartymi głowami czekają i czekają do pełnej godziny na fajerwerki i wielkie WOW, by odejść z pytającym wzrokiem – To już? To tyle?
Przedstawienie krótkie, ale treściwe. Ważne, żeby się nie spóźnić i być 3 minuty przed czasem.
https://gph.is/g/E1m98AR
Titanic w starym składzie zboża i pomarańczowy most Kornhausbrücke
Kornhaus to mocno niedoceniany zabytek Berna – a szkoda, bo mieści w sobie jeden z najpiękniejszych i niezapomnianych widoków.
Stary spichlerz (z niem. Kornhaus to skład zboża) znajduje się na placu Kornplatz, tuż obok teatru miejskiego Stadttheather i prawie vis-a-vis Zytglogge. Można powiedzieć, że był to pierwszy urząd podatkowy i jednocześnie skarbiec. W olbrzymich piwnicach przechowywano zapasy zboża, wina i drewna – dawny środek płatniczy podatków w mieście. Z jednej strony zabezpieczenie na wypadek wojny i klęsk żywnościowych, z drugiej – „nowoczesna” siedemnastowieczna giełda towarowa. Otwarty parter służył jako miejski targ.
Jako że giełda towarowa z biegiem czasu zaczęła tracić na znaczeniu, budynek Kornhaus przerobiony został na magazyny, później na żołnierską mensę, a następnie na schronienie dla uchodźców. Od całkowitego zapomnienia uratowało go przeznaczenie na cele kulturalne i rozrywkowe. Wyższe piętra przeznaczone są dzisiaj na bibliotekę i sale wystawowe, zabudowany parter służy jako restauracja.
Natomiast piwnice….
Piwnice trzymają nadal ducha „wina i zboża”, ale w innym, bardziej luksusowym wydaniu. Kornhauskeller to najpiękniejsze miejsce w Bernie, jakie można sobie wyobrazić. Dwupoziomowa restauracja w kamiennych wnętrzach przypominających kościelną nawę główną, z „zawieszonym” balkonowym piętrem. Na niższe piętro prowadzi monumentalna klatka schodowa z olbrzymim żyrandolem.
Pamiętacie tę scenę z Titanica? Właśnie tak poczujecie się w Kornhauskeller.
https://gph.is/g/ZxP7v9m
Tuż obok Kornhaus jest most Kornhausbrücke, łączący Stare Miasto z pierwszą berneńską dzielnicą leżącą poza „półwyspem”, Alternberg.
Nazwa mostu, znajdująca się na jego obu krańcach, jest umieszczona na pomarańczowych tablicach w dziwnym języku.
Jaki to język? Holenderski.
Berneńczycy w ten sposób uhonorowali holenderską kadrę narodową, która stacjonowała tu podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2008r. Szwajcaria była współorganizatorem i chociaż w Bernie nie rozegrano żadnego meczu, mieszkańcy gościli u siebie wielu holenderskich kibiców. Ze Starego Miasta na stadion Wankdorf, gdzie mecze były transmitowane, najprostsza droga wiedzie właśnie przez most Kornhausbrücke. Początkowym pomysłem było puszczenie „pomarańczowej fali” na miejskich skrzyżowaniach w czasie przemarszu kibiców na stadion. Okazało się jednak, że po drodze nie ma ani jednego skrzyżowania ze światłami ulicznymi…
Dlatego też na moście zawisły tablice w kolorze kadry Holandii i nazwą po holendersku.
Wesoły żywot szwajcarskiego parlamentu
Co powiecie na to, że szwajcarscy parlamentarzyści przez 10 lat zbierali się na posiedzenia w kasynie?
Tak, tak, pierwsza siedziba parlamentu tego niezwykle zabawnego i rozrywkowego narodu, jakim są Helweci była w tak zwanym „teatrze miejskim” – bo taką funkcję pełniło wtedy kasyno. Sala koncertowa, restauracja, sala balowa i bilardowa. Całkiem przyjemne miejsce na obrady.
Członkowie Rady Związkowej nie byli osamotnieni, bo miejskie kasyno było również miejscem spotkań Rady Miasta, Gminy i władz miasta.
Żeby prawdzie oddać sprawiedliwości trzeba dodać, że ówczesne kasyno nie pełniło jedynie funkcji rozrywkowej, ale było ważnym ośrodkiem miejskiej kultury. Wystawy, koncerty, przedstawienia teatralne, prywatne bale i naukowe odczyty – to właśnie oferowało miejskie kasyno do połowy XIX wieku.
W 1848 r., gdy Berno zostało wpisane do konstytucji jako siedziba administracyjna państwa, rozpoczęło się poszukiwanie odpowiedniego miejsca na posiedzenia.
Budynek starego kasyna został kilka lat później zburzony i ustąpił miejsca siedzibie parlamentu z prawdziwego zdarzenia. Obecny budynek to imponujący gmach w stylu amerykańskiego Kapitolu. Rozmiarami oczywiście nie dorównuje „wielkiemu bratu”, ale słynna, zielona kopuła góruje nad miastem. Nie każdy wie, że budynek ten ma za sobą burzliwe dzieje, a Szwajcarzy – wyjątkowo jak nie oni – kilka razy zmieniali koncepcję najważniejszej budowli w kraju.
Dokładnie w miejscu starego kasyna powstała nowa budowla. Szwajcarzy byli pragmatyczni i skupili się na tym, aby budynek był praktyczny, nie zajmował dużo miejsca, miał odpowiednie oświetlenie i nowoczesną technikę grzewczą. W ten sposób powstało dzisiejsze skrzydło zachodnie Parlamentu.
Pragmatyzmu na długo nie starczyło. Mała, kompaktowa siedziba nie wytrzymała pod naporem rozrastającej się administracji. W ciągu kolejnych 50 lat zburzono olbrzymi szpital Insel*, sąsiadujący bezpośrednio z nowym parlamentem i w ten sposób Bundeshaus zyskał wschodnie skrzydło. Dla zobrazowania rozmachu można dodać, że szpital Insel był dobre 10 razy większy niż stare kasyno.
*Pod linkiem zdjęcie szpitala Insel z sąsiadującym od lewej strony starym kasynem. Zdjęcie pochodzi z archiwum Burgerbibliothek Bern
Wisienką na torcie jest środkowa część, najbardziej widowiskowa, zbudowana jako ostatnia. Dzieło budowy zwieńczyła kopuła, która – chociaż piękna i bardzo „amerykańska” – okazała się niepraktyczna. W latach 50-tych XX wieku została zastąpiona przez kwadratowy, półokrągły dach, w którym również mieszczą się biura.
Jaką jeszcze rewolucję przeszedł Parlament? Samochodową.
Otóż jeszcze nie tak dawno, plac przed budynkiem był jedną z głównych arterii miasta, częściowo również parkingiem dla setek aut. Ukochany „Tschäppi” (Alexander Tschäppät), wieloletni prezydent Berna, podarował mieszkańcom osobliwy prezent: wyłączył ulice z ruchu prywatnego, zlikwidował parking, a na placu zainstalował 26 fontann, symbolizujących 26 szwajcarskich kantonów.
Oddanie miasta pieszym i rowerzystom było na początku XXI wieku całkowitą nowością i berneńczycy długo nie mogli wybaczyć swojemu ukochanemu prezydentowi takiego kroku. Tschäppi pozostał jednak niewzruszony na słowa krytyki i konsekwentnie prowadził dalej politykę „oczyszczania” Berna z samochodów.
Dzisiejsza komunikacyjna polityka miasta to wręcz modelowy przykład na to, jak zwiększyć udział komunikacji publicznej, rowerów i ruchu pieszego kosztem prywatnych pojazdów.
Berno to zdecydowanie miasto rowerów. A 26 fontann na placu przed Parlamentem to obowiązkowy punkt zwiedzania.
A co się stało z kasynem? Czy berneńczycy porzucili marzenia o swoim przybytku uciech?
Dzisiaj w Bernie są dwa kasyna. „Nowe” Casino Bern powstało w 1910 r przy obecnym Casinoplatz i sąsiaduje bezpośrednio z Zytglogge. Niedawno zostało ponownie oddane do użytku po kilkuletnim remoncie generalnym i zachwyca modernistycznym dwudziestowiecznym wystrojem.
Natomiast współczesne kasyno góruje na przeciwległym zboczu rzeki Aare, zaledwie kilka minut spacerem od swojego dostojnego, starszego brata przez most Kornhausbrücke. Wielki, podświetlany napis „Kursaal” widoczny jest z wielu miejsc w Bernie.
Napoleon w Bernie
Czy zauważyliście w swoich wędrówkach po Bernie, że tablice ulic na Starym Mieście mają różne kolory? Nazwy kolorów pozostały do dziś w nazwach dzielnic – Czerwona Dzielnica (rotes Quartier), Żółta (gelbes Quartier), Zielona (gruenes Quartier) i Biała (weisses Quartier).
Skąd się wzięły kolorowe tablice w Bernie?
Takie oznakowanie ulic zostało wprowadzone w czasie „wizyty” wojsk Napoleona w Bernie w 1798r. Dla mieszkańców bardzo pamiętnej, jako że było ich wtedy 12 tysięcy, a nieproszonych gości nazjeżdżało się ponad 30 tysięcy. Wielkie organizacyjne wyzwanie dla niewielkiego wtedy jeszcze Berna.
Ale również wielkie wyzwanie dla francuskich żołnierzy, którzy – aby łatwiej się orientować w nowym miejscu – kazali przemalować tablice ulic na różne kolory.
Ktoś mógłby powiedzieć, że szwajcarskie miasto nie jest aż tak bardzo skomplikowane w swoim układzie, żeby się od razu w nim gubić. Dlaczego więc Francuzi nie potrafili poruszać się po uliczkach Starego Miasta?
Odpowiedź na to pytanie tkwi podobno w staroberneńskich piwnicach.
Ciekawe, kto zgadnie, dlaczego? 😉
Macie ochotę poczuć klimat Berna? Zapraszam na film Michała Pondera:
A jeżeli ktoś nie wie, co warto zobaczyć w Bernie na jednodniowej wycieczce, to wszystkie informacje znajdzie tutaj: 10 rzeczy, które musisz zobaczyć w stolicy Szwajcarii. Berno w 1 dzień
Blanka Łęgowska-Genini – kulturoznawca, arabistka, politolożka, ekspertka od pozytywnych doświadczeń klienta, autorka publikacji o Bliskim Wschodzie i bloga Randki z Frankiem Szwajcarskim. Zawodowo lubi szukać dziury w całym i sprawiać, by trudne sprawy stawały się proste. Feministka-rowerzystka. Zafascynowana digitalnym światem, mediami społecznościowymi i komunikacją. Prywatnie 5 lat temu rozpoczęła swoją szwajcarską przygodę w Bernie, gdzie mieszka wraz z rodziną.
To zdjęcie z pontonami ogrzewa serducho bo trochę w nim polskości której poza regionami FR i IT jest o wiele za mało, a tu miła niespodzianka. 🙂
Pontony to symbol Berna! W letnie weekendy spływ Aare (wpław lub na „dopalaczach”) przyciąga rzesze amatorów. Chciałabym kiedyś taki obrazek zobaczyć w Warszawie.. (zdjęcie było zrobione u stóp Parlamentu).
Pisząc, że trochę w tym polskości nawiązywałem, do tego, że takich obrazów można zobaczyć całkiem nawet sporo w Polsce na wsi i w małych miastach tam gdzie są jakieś ładne jeziora i kąpieliska. Miałem tu w szczególności na myśli luz i chillout, który bije z tego zdjęcia i co w pewnym stopniu jest w kontraście do dość licznych zasad i ograniczeń w CH: to wolno, tamtego nie wolno, wszyscy są bardzo punktualni, bardzo poukładani, wszędzie prywatne działki, równo skoszone trawniczki i płotki z tabliczką zakaz wstępu. 🙂
yyyyyy kurcze ja mam w głowie całkowicie inny obraz Szwajcarii, ale może to jest różnica między Romandią a częścią niemieckojęzyczną…
Berno jest na prawdę mocno alternatywne i luzackie, zadziwiająco wręcz jak na Szwajcarię. Powiedziałabym, ze to taki „imprezowy Berlin” Szwajcarii ;))
No właśnie wiem, jakie to ja tam rzeczy robiłam w Waszej Reitschule ho ho ho! (BTW. to jeszcze działa?)