Kategorie emigrantów obrzydliwie podlane mizantropią i stereotypami

Przyznaję, że napisałam ten tekst będąc w wieczornej fazie nienawiści do świata i ludzi trollując niemiłosiernie wielu czytelników i nie oszczędzając też samej siebie. Publikacja tego to wyjątkowo bolesny strzał w stopę, z czego zdaję sobie sprawę. A jednak podejmuję to wyzwanie.

Skoro tak często opisuję Szwajcarów odmieniając ich przez wszystkie możliwe stereotypy i uproszczenia, dlaczego nie mogę chociaż raz „zgwałcić” samych imigrantów? Oto pięć najbardziej charakterystycznych kategorii imigrantów w Szwajcarii:

EKSPATA – Ekspata to zwierzę luksusowe przebywające najczęściej na wypasionym 2-letnim kontrakcie w międzynarodowej korporacji. Ekspata całkiem szczerze przyznaje, że Szwajcarów widuje tylko w sklepach. Ale żeby oddać mu sprawiedliwość, specjalnie zabiera swoje dzieci uczęszczające do międzynarodowych szkół na imprezy folklorystyczne, żeby tak jak krowę na wsi zobaczyły sobie raz Szwajcara… Ekspata mówi po angielsku i nawet w głowie mu nie postało, żeby zacząć uczyć się języka urzędowego swojego kantonu. A po co skoro wszystko można załatwić po angielsku, a rzeczone luksusowe zwierzę i tak nie zamierza zostawać w Szwajcarii po zakończeniu kontraktu. Ekspata spotyka się z międzynarodowymi znajomymi poznanymi na spotkaniach Internations lub glocals, gdzie wymieniają gorzkie uwagi o tym, że Szwajcarzy są zamknięci i zimni. Ekspata to sama góra piramidy dziobania.

STOSUNEK SZWAJCARÓW DO EKSPATÓW: Mimo swojej niechęci do uczenia się lokalnych języków jest najczęściej hołubiony, obchuchiwany i bynajmniej nie należy do tych „złych imigrantów, którzy łamią, okupują miejsce w szwajcarskich pociągach, zabierają mieszkania i pracę”.

IMIGRANT SPOŁECZNY – Nazwa powyższej kategorii została wymyślona przez autorkę z braku realnej nazwy takiej kategorii. Imigrant społeczny to świeżo awansowany imigrant ekonomiczny. Ma dobrą pracę za szwajcarskie pieniądze i mówi lub pilnie się uczy języka urzędowego swojego kantonu. Po polsku mówi… jeszcze. Nie mam się czego wstydzić wobec Szwajcarów – mówi nieustannie porównując swój samochód, mieszkanie i ubranie do swoich szwajcarskich kolegów. Jego imię i nazwisko na facebooku zostało zeszwajcarszczone, komentarze tylko w Schwyzertuuschu! Jego styl życia jest bardziej szwajcarski niż Szwajcarów, aż Wilhelm Tell przy nim weryfikuje, czy nadal ma paszport w gustowne krzyże. Imigrant społeczny krzyczy przeciw imigracji głośniej niż panowie z SVP.

STOSUNEK SZWAJCARÓW DO IMIGRANTÓW SPOŁECZNYCH: Zaraz, zaraz, mówisz, że wszystkich imigrantów należałoby wyrzucić na zbity pysk, więc rozumiemy, że wyjeżdżasz razem z nimi?

I coś do czego żaden Szwajcar się nie przyzna: drogi imigrancie społeczny, jakkolwiek byś się nie starał, nigdy nie będziesz jednym z nas… Na to mają szansę dopiero twoje dzieci lub wnuki.

ŻONA SZWAJCARA – Ale o co Wam wszystkim chodzi? Życie jest piękne i beztroskie w Szwajcarii, gdy się ma gdzie mieszkać, co do gara włożyć, a problemem jest w zasadzie tylko to, czy misio będzie miał wolne, żeby z nią pójść na pocztę wysłać list. Bo przecież sama nie pójdzie, nie mówi po szwajcarsku! Ale stara się – uczy się na wielu intensywnych kursach i w taki sposób poznaje bardzo ciekawych, międzynarodowych znajomych. Cieszy się z tego, bo oprócz nich ma tylko znajomych swojego męża, którzy na szczęście ją lubią i akceptują.

To jest jednak przepiękna fasada, za którą siedzi zakompleksiona dziewczynka, która nie czuje własnej wartości, bo nigdy nie miała okazji sprawdzić się w walce z trudnym życiem, które dzięki jej misiowi leży jej u stóp. Ale do tego trzeba przecież wyjść ze swojej strefy komfortu, a nie każdy ma na tyle odwagi…

STOSUNEK SZWAJCARÓW DO ŻON SZWAJCARÓW: Pełna tolerancja, gdy już przełamie się początkową niechęć i uświadomi, że Polkom w zasadzie nic daje małżeństwo ze Szwajcarem. Ale przyjaźń? Żeby się zaprzyjaźnić, trzeba przecież wypić beczkę soli, czy whisky, czy jakiegoś innego dziegciu… Nie da się zaprzyjaźnić „przez pośredników”, a znajomi męża będą zawsze przede wszystkim znajomymi męża…

IMIGRANT EKONOMICZNY – Na każdym kroku walczy starając się utrzymać głowę na powierzchni. Od znalezienia i wynajmu wystarczająco taniego mieszkania, znalezienia pracy, załatwienia wszystkich formalności do zwyczajnych codziennych spraw. Nie mówi w języku urzędowym kantonu albo mówi w nim słabo – ale albo zaciska zęby i niemal zasypiając po pracy uczy się pilnie starając się za wszelką cenę uwolnić z tej kategorii albo wzrusza ramionami i pozostaje w niej ostentacyjnie gardząc swoim szwajcarskim otoczeniem. Ta druga subkategoria żyje pełną gębą w zasadzie tylko w Polsce, gdzie buduje dom, stawia wszystkim w knajpie, a ludzie mówią na niego „panisko”. Dlatego też praktycznie każdy wolny moment spędza w kraju.

STOSUNEK SZWAJCARÓW DO IMIGRANTÓW EKONOMICZNYCH: „To skomplikowane”: pełna amplituda temperatury relacji od przyjaźni do otwartej niechęci, a nawet nienawiści. Najczęściej jednak można uogólnić w następujący sposób: żaden człowiek traktowany wrogo nie wyjdzie ku nam z otwartym sercem. Ci, którzy uważają, że Szwajcarzy traktują ich źle i źle o nich myślą, najczęściej sami tak postępują. Relacja głupi bauer (brudny szef/szwajcarski bucowaty lider zespołu itp.) – zaperzony Polak to stereotyp, który kwitnie i ma się dobrze szczególnie na licznych forach polonijnych. Oprócz tej „oficjalnej” wersji znam kilka historii fantastycznych, zadziwiających wręcz przyjaźni szwajcarskich szefów z polskimi pracownikami.

UCHODŹCA – Podczas gdy imigrant ekonomiczny walczy o utrzymanie głowy na powierzchni, uchodźca walczy o utrzymanie na powierzchni chociażby nosa, albo po prostu co jakiś czas o ten zbawienny oddech… Uciekał od wojny w swoim kraju, w Szwajcarii zastaje również nielichą walkę. Zaczynając od tego, czy otrzyma tu azyl, czy będzie musiał uciekać i klecić sobie życie jako nielegalny imigrant. To kategoria „duchów”, o której nawet dłużej nie wspomnę…

STOSUNEK SZWAJCARÓW DO UCHODŹCÓW: Ależ oczywiście, że my współczujemy! To strrraszne, co się dzieje w Syrii/Iraku/Afganistanie/Etiopii… To koszmarne, że ludzie giną na łodziach na Morzu Śródziemnym. Coś z tym trzeba zrobić! Ale, nie u nas trzeba zrobić. Nie no, dobrze, niech będzie, że w Szwajcarii trzeba zrobić… Ale nie u nas w kantonie! Nie u nas w gminie! Ile musimy zapłacić, żeby nie u nas w gminie?

Oprócz tych kategorii można wyróżnić także OBYWATELA ŚWIATA, PANA PRZYGODĘ i DOBRZE ZINTEGROWANEGO POLAKA. Te gatunki są jednak tak normalne, że aż nudne. Nie da się wystarczająco cynicznie podsumować ludzi, którzy pozytywnie przyjmują, co im przyniesie życie, uczą się języka, albo go znają, ale nigdy nie zapominają swoich korzeni. Potrafią się chwalić żurkiem i kiełbasą, ale doceniają także raclette i nie kręcą nosem na Rivellę. Mają znajomych i Szwajcarów, i Polaków, i zagraniczniaków i jakoś to, kto ma jaki paszport się dziwnie rozmywa w ich świadomości… Pracują albo nie pracują, w różnych zawodach, na różnych stanowiskach i za bardzo różne wynagrodzenie, ale nie czują żadnych z tego powodów kompleksów. Trudno takim ludziom „pojechać”, także dziwnie mi nie pasują do tego mojego osobistego gabinetu wieczornej mizantropii. I to nic, że tych normalnych jest tak naprawdę większość… niestety te pierwsze pięć typów zajmuje w umysłach Szwajcarów bardzo poczesne miejsce.

Tym tekstem wbiłam szpilę niejednemu z Was, także wiem, że mogę się spodziewać linczu. Mam tylko nieśmiałą nadzieję, że rozumiecie jaka jest różnica między stereotypem (pewną generalizacją i wyolbrzymieniem) a charakterystyką (którą można zastosować tylko względem konkretnej osoby)…

28 komentarzy o “Kategorie emigrantów obrzydliwie podlane mizantropią i stereotypami

  • 13 marca, 2017 at 9:50 am
    Permalink

    Ja chyba jestem ekonomiczno-społeczny

    Reply
  • 13 marca, 2017 at 10:15 am
    Permalink

    Joanno, prawdę piszesz! Dodałabym jeszcze tylko, że tak naprawdę to wszystko jedno czy to Polka czy obywatelka innego kraju jest żoną Szwajcara. Wszystkie tak samo szybko zapominają o korzeniach i nie przyznają się do pochodzenia i dumnie obnoszą się z nowiutkim paszportem, oraz zapominają ojczystej mowy 🙂 Po zapowiedzi jadu i nienawiści we wstępie, spodziewałam się czegoś mocniejszego, a tutaj całkiem prawdziwie obiektywne charakterystyki Ci wyszły 🙂 No ale wiadomo prawda w oczy kole i możliwe, że wiele rozmaitych odpowiedzi otrzymasz.
    Pozdrowionka

    Reply
    • 13 marca, 2017 at 12:35 pm
      Permalink

      Fakt, jakoś wczoraj wieczorem wydawało mi się to mocniejsze. Dzisiaj, patrząc już z większym dystansem, widzę, że wcale aż tak nie skrytykowałam naszej imigracji… Chociaż jest w tym kilka gorzkich słów, w których tkwi chociaż odrobina prawdy.

      Reply
      • 13 marca, 2017 at 1:24 pm
        Permalink

        Mhm… malo kontrowersyjne 😉 Taka jest prawda po prostu. Zycie w kraju gdzie jest 25% obcokrajowcow, a druga cwiartka naturalizowanych ma swoje specyficzne zjawiska.

        Choc np. tak wyekspatowanych ekspatów trudno znalezc gdzie indziej. To co na filmie http://www.rts.ch/play/tv/26-minutes/video/les-tout-petits-bonheurs-shane-dardon?id=7493948
        oddaje dosc wiernie prawde. W D-Schweiz jest takie zagłębie w regionie pomiędzy Zuri- a Zugersee. W porannym s-bahnie zdarza sie na niektorych trasach, ze kolejnosc jezykow wg popularnosci to angielski, rosyjski, hochdojcz i dopiero potem miejscowy dialekt.

        Reply
        • 13 marca, 2017 at 2:42 pm
          Permalink

          W Romandii zagłębie ekspatów występuje pomiędzy Lozanną a Genewą z wyjątkowym natężeniach w ekspackich wioskach takich jak St-Sulpice, czy Pully, gdzie po francusku nie pogadasz…
          I czasem aż smutno, bo nawet zwykli Szwajcarzy mówią, że ich nie stać na mieszkanie w tych enklawach dobrobytu, gdzie mieszkania chodzą po 3-4 k (bo płaci korporacja…).

          Reply
  • 13 marca, 2017 at 3:56 pm
    Permalink

    Można jeszcze wspomnieć o jednej grupie -》dorosłe dzieci imigrantów, które wychowały się w CH, a tęsknią za krajem pochodzenia, najwięksi patrioci. Taka Italia, kraje byłej Jugosławi, czy Polska to dla nich kraina miodem i mlekiem płynąca, a w Szwajcarii jest wszystko źle. Nieważne, że trzydzieści lat temu ich rodzice uciekali od biedy czy wojny z ojczyzny. I gdyby nie to że znaleźli się w Szwajcarii jedli by glebę i uciekali przed bombami.

    Reply
    • 13 marca, 2017 at 4:09 pm
      Permalink

      No popatrz, Twój komentarz mi uświadomił, że zapomniałam o całej wielkiej grupie „starej” Polonii. Chociaż w zasadzie stanowią oni najczęściej nadal imigrację społeczną lub ekonomiczną…

      Reply
  • 13 marca, 2017 at 4:27 pm
    Permalink

    Stereotypy o Polakach mogą się wydawać krzywdzące, dopóki się raz człowiek wizzairem nie przeleci. Miałam przyjemność przedwczoraj. Przede mną dwóch panów Polaków, którzy jadą do Polski, żeby pozachowywać się jak panowie na włościach. Na emigracji żyją jak szczury i pracują fizycznie. Tu jednak już poczuli się u siebie, zamawiają alkohol, wypijają jednym haustem i głośno bekają. Cały czas rozmawiają, 50% słów to jakieś wariacje na temat kurwa i jebać. Nawet jak dzwonią do swoich dziewczyn czy żon. Koło mnie obywatele Włoch i Arabii Saudyjskiej. Patrzą z przerażeniem. Aż miałam ochotę wstać i krzyknąć: patrzcie, ja też jestem w Polski, siedzę sobie tu i czytam książkę, jestem normalna. A niestety pół samolotu patrzy na nich, a nie na cały tuzin innych, niczym się niewyróżniających Polaków. Takie typy można spotkać niemal w każdym europejskim kraju. I cóż że stanowią mniejszość? Są najgłośniejsi.

    Ale w sumie nie o tym chciałam pisać. Sami niestety też mamy sporo za uszami, jeśli chodzi o traktowanie imigrantów. Wychowałam się na wsi, gdzie w sezonie truskawkowo-ogórkowym przyjeżdżało to prac polowych wielu Ukraińców. Dlatego remont w domu najlepiej było robić przed sezonem, bo wtedy na pewno ktoś akurat urządzał dla nich miejsca do spania i każdy pamiętający Gomułkę grat się przydał. Miejsca do spania były czasami na strychu nad stajnią, bo jak krowy mogą, to oni też. Poza zakwaterowaniem oferowano im wyżywienie. Na przykład ugotowane w parniku dla świń i nakładane z wielką łaską chochlą na talerz. Ukraińcy pracowali po kilkanaście godzin dziennie w pełnym słońcu za śmieszną stawkę. Niektórzy nawet ich doceniali i mówili, że ci Ukraińcy to tacy pracowici. Ale moja mama na wszelki wypadek zabraniała mi w sezonie włóczyć się po polach, no bo tam są przecież Ukraińcy, nigdy nie wiadomo, co mogą zrobić, nie? Czasem zdarzało się, że jakiś Polak i jakaś Ukrainka się sobie spodobali i postanowili wziąć ślub. Ludzie się wtedy trochę z tego podśmiewali. Że jego to już żadna Polka nie chciała. A ona to ma pewnie chmarę dzieciaków na Ukrainie i jak tylko wezmą ślub, zaraz mu całą tę hałastrę zwali na głowę. Moja babcia pewnie nigdy by nie uwierzyła, że Ukrainiec może być lekarzem. Albo sędzią. Albo pilotem. (Chociaż sama skończyła tylko podstawówkę).

    Takich co to sami wyjechali za granicę i u nas żyli jak wielcy panowie. Ale chociaż sami byli źle traktowani za tą granicą, jakoś nigdy nie pomyśleli, że Ukraińcy mają tak samo. Jestem trochę złośliwa i wyolbrzymiam, ale niestety wcale nie tak bardzo.

    Reply
    • 13 marca, 2017 at 9:39 pm
      Permalink

      Nie za bardzo wyolbrzymiasz… To smutne, ale prawdziwe – bardzo szybko zapomnieliśmy, jak byliśmy sami traktowani chociażby na niewolniczych farmach w GB. Wspięliśmy się zaledwie o jeden szczebelek na piramidzie dziobania i najwyraźniej odbijamy sobie za te wszystkie lata poniżań.
      Na szczęście nie wszyscy.

      Reply
  • 13 marca, 2017 at 8:48 pm
    Permalink

    Warto wspomniec o Zonach Szwajcarow, szczegolnie z Azjii czyli Tajlandia, Malezja i biedniejsze Filipiny. Mialam przyjemnosc byc w Tajlandii, a pozniej zamieszkalam w Szwajcarii. Nie wiedzialam, ze bogaci Szwajcarzy biora sobie Panie tej narodowosci bardzo chetnie za zony, a czasem.. za dobra sume. Nie, nie jest to przypadek kiedy dwoch Szwajcarow jedzie do Malezji/Filipin po zone 🙂
    Kiedys od przyjaciela Austriaka slyszalam, ze u nich nadal obecny jest stereotyp, iz w CH nadal popularne sa „zony z katalogu”. Nie uwierzylam, dopoki nie wpisalam w wyszukiwarke.. Naprawde przeraza mnie to, te rodowicie Szwajcarzy biora za zony obywatelki krajow Azji, Ameryki Poludniowej (Chile, Panama, Boliwia- z takimi Paniami-zonami Szwajcarow chodzilam na kursy B2 i C1), a duzo jest samotnych Szwajcarek.. Dodam, ze jestem 10 lat w Szwajcarii i nie przeszkadza mi to w zaden sposob poniewaz Zony sa dobrze zintegrowane, pracuja, znaja biegle jezyk niemiecki. Wydaje mi sie, ze Szwajcarzy sa przeciwni Imigrantom/ Imigracji, a czesto w drugim pokoju/ domu obok siedzi piekna Azjatka otoczona malymi brzdacami, majacymi szwajcarskie obywatelstwo.. 😉

    Reply
    • 13 marca, 2017 at 9:40 pm
      Permalink

      Znam takie dwie azjatyckie żony – jedna z Tajlandii, druga z Wietnamu. Co ciekawe, obie intensywnie uczą się francuskiego – poziom A2, a po angielsku nie da rady się z nimi dogadać. Ja się tylko zastanawiam po jakiemu one gadają ze swoimi mężami…

      Reply
      • 14 marca, 2017 at 9:38 am
        Permalink

        No właśnie po francusku 😉

        Reply
      • 14 marca, 2017 at 11:33 am
        Permalink

        U mnie w pracy jest Amerykanka niemówiąca po niemiecku wcale, która ma za męża Szwajcara praktycznie niemówiącego po angielsku (rolnik z małej miejscowości na końcu świata). Poznali się w barze, ktoś pomógł w tłumaczeniu i boom! po roku byli już po ślubie 😛 Co ciekawe językowo dalej jest u nich średnio, dziewczyna ma konfikt ze swoją szwajcarską teściową i w celu załagodzenia sporów prosiła nawet swoją szefowa (sic!) żeby ta z nią jeździła do teściowej w weekendy jako tłumacz.

        Reply
        • 14 marca, 2017 at 3:01 pm
          Permalink

          Ja już nie takie historie słyszałam. Moja koleżanka tak wyszła za mąż za Peruwiańczyka. On mówił po hiszpańsku, ona tylko po angielsku… Na szczęście po jakimś roku się tego hiszpańskiego nauczyła 😉

          Reply
    • 16 marca, 2017 at 2:24 pm
      Permalink

      Nie przypominaj mi… mam takoweych co kupuja mlode tajki albo indonezyjki. Potem w szpitalu sie awanturuja bo ta chora. Mam przed oczami takiego 85 latka co krzyczal w szpitalu przy lozku ze powinnismy ten szrot zabrac do kostnicy bo on zaplacil za produkt bez wad a ona chora. Byla chora 23 latka i ow nabywca sie denerwowal… i nie chcial zr

      Sa zony i zony – sprzedawane niczym kury na targu. A ze rodziny takowych moga dostac kilkanascie tysiecy CHF to sie to kreci i piekna gra pozorow.

      Pamietajcie drodzy czytelnicy ze sa ludzie i ludzie. A Joanna moglaby napisac o szwajcarskiej turystyce surogatkowej jak sobie pary homoseksualne zamawiaja dzieci w Indonezji czy Laosie.

      Reply
      • 16 marca, 2017 at 8:23 pm
        Permalink

        Czekałam na Ciebie, Medyku, aż opowiesz historię w tym stylu.
        Słyszałam o zjawisku turystyki surogatkowej z bardzo wiarygodnego źródła – tzn. od mojej bezpłodnej koleżanki, która bardzo bardzo chciała mieć dziecko. Dziewczyna była z mężem w Tajlandii i już miała wpłacać pierwszą ratę, gdy obejrzała na ten temat reportaż…
        I wycofali się. „Zamówili” dziecko ze Stanów. Zapłacili za wszystko (z przelotami, hotelami itp.) ok. 100 k dolców, ale wiedzieli, że surogatka jest zdrowa, bezpieczna, dobrze opłacana i robi to z własnej woli, a dziecko naprawdę będzie ich po porodzie… W krajach azjatyckich jest dramat w tym temacie.

        Reply
        • 16 marca, 2017 at 9:35 pm
          Permalink

          Ale ja oprocz surogatek mam na mysli handel zywym towarem. Do dzis mam przed oczami tego starca 85 letniego z demencja, z laska, z objawami pozapiramidowymi co wrzeszczal ze zostal oszukany bo zaplacil za towar pelnowartosciowy a sprzedano mu wadliwy towar – 23 letnia kobiete ktora chorowala i on chcial aby umarla bo nie chcial jej juz i zyczyl sobie zaprzestania terapii.

          Potem jednak jak mu siostra powiedziala ze poleci i kupi sobie nowa a ten schiis und schrott zostawia w Bangkoku by umarla to sie uspokoil nieco. Po czym niektorzy z bogatych maja quasi haremy i problemem jest np. to jak pobija swoje niewolnice kijami golfowymi bedac na kokainowym ciagu i wszyscy widza co sie stalo ale jak VIP cos zrobi to zadaje sie pytanie przez tlumacza – spadlam ze schodow…i koniec

          Reply
          • 16 marca, 2017 at 9:37 pm
            Permalink

            A tak może trochę niedyskretnie zapytam… zgłaszasz takie przypadki na policję albo do jakiś służb społecznych?

          • 16 marca, 2017 at 9:52 pm
            Permalink

            zglaszam ale one nie klamia i nie ma to sensu,
            ponadto raz mi sie uklonilo dwoch albanczykow na ulicy i pokazalo Sigsauery wiec odpuscilem,

            a np. dzwoniac do Kindes- und Erwachsenenschutzbehörden – kiedy widze ze dziecko zawszone i zaniedbane a rodzice alkoholicy – to interwencja sluzb w przypadku obywateli Szwajcarskich jest natychmiastowa, natomiast jak zglaszalem maltretowanie dziecka wloskiego czy francuskiego to mieli to w odcinku dystalnym przewodu pokarmowego.

            Usländerstwo jak mi kiedys powiedzial jeden z Anwaltow jest niczym plaga szczurow pasozytujaca na Helwecji i niech sobie bedac medykiem nie mysle ze nie jestem jednym z tych Ratte. Ten akurat jest wysoko w hierarchii i robimy interesy nawet dalej …ale on bedac prawnikiem nienawidzi obcych i mowi mi – ze nic go tak nie cieszy jak smiertelny wypadek jakiegos usländera na budowie czy w rolnictwie.

            Mnie w tym kraju nic nie zdziwi juz, co mnie raczej dziwi i czego oczekuje rowniez jak tego artykulu o polskim wyparciu i maskach.

            Bo ja np dla swojego ex szefa bylem polskim psem. On mnie publicznie wolal Tua szjen polone. Lekarke z Czech nazywal odpowiednio tez saloppe i co z tego.

            Co mnie w Szwajcarii zadziwia jak zadziwia Polakow w samolocie – otoz mimo to wszyscy w PL jak spotakaja sie z rodzinami to zachwalaja i robia z siebie wielkich.

            A widzialem szwajcara takiego z 19 letniego pochodzenia albanskiego co poganial takie 55 letnie Hiszpanki i Polkido pracy niczym kapo , wyzywajac od kobiet o rozwiazlym prowadzeniu i nawet naplul swego czasu na dwie. Nic sie nie stalo.

            O kompleksach emigranckich i wyparciu bys cos napisala i o tym jak sie gra, O tym, jak portale w PL klamia co do realiow. To byloby fajne.

          • 17 marca, 2017 at 9:39 am
            Permalink

            W takim razie nie do policji, skoro to nic nie daje. Ale na Twoim miejscu bym po prostu wszędzie łaziła z włączonym dyktafonem i nagrywała rozmowy. Założę się, że każda prasa – od poważnej do bulwarówek taki temat wzięłaby w ciemno. Przecież to się nóż w kieszeni otwiera…
            PS. Ty, medyku, zabierz się za pisanie książki, a nie tam ludzi leczysz 😉

  • 14 marca, 2017 at 1:04 pm
    Permalink

    Muszę przyznać, że z tych kategorii najbardziej pasuję do imigranta społecznego. Uważam, że nie po to człowiek decyduje się przeprowadzić do innego kraju, żeby przebywać na miejscu ze swoimi rodakami (nie mówię o rozmowach przy kawie co jakiś czas ale faktycznym spędzaniu wolnego czasu). A już szczególnie nie rozumiem trzymania się polskich enklaw w przypadku przeprowadzki z dziećmi, które muszą tutaj uczęszczać do szwajcarskiego przedszkola/szkoły i znajdą szwajcarskich znajomych szybciej, niż polskich.

    W moim otoczeniu często spotykam ‚prawdziwych Polaków’ propagujących bardzo krzywdzące stereotypy (i olaboga będących z nich dumnych) jak np to, że Polacy piją hektolitry wódki, że na polskich weselach wszyscy leżą na koniec pijani pod stołem (opowieść młodej dziewczyny o jej własnym weselu na zajęciach z niemieckiego!!!), albo że przemycają kilogramy kiełbas chwaląc się, że nikt ich nie przyłapał. Taka fama idzie później w świat i bardzo ciężko ją odkręcić. Obcokrajowcy nie muszą mieć dużej wiedzy o naszym kraju, a takie wypowiedzi tworza niepotrzebnie u nich wizję Polski jako kraju cwaniaczkowatego i patologicznego. I nie, nie czuję się w takich momentach dumna z tego, że jestem Polką.

    Dodałabym tylko, że Polacy za granicą nie są jak Włosi czy Hiszpanie, tak na prawdę jesteśmy tak samo hermetyczni jak Szwajcarzy, tylko na swój sposób.

    Reply
    • 14 marca, 2017 at 3:02 pm
      Permalink

      Trudno mi stwierdzić z mojej perspektywy, bo dzieci nie mam, ale podejrzewam, że polskie mamy chcą, żeby ich dzieci zachowały kontakt z językiem polskim. Szwajcarskiego się i tak w szkole, czy przedszkolu nauczą, a polski będzie im zapomnieć bardzo łatwo.

      Reply
      • 14 marca, 2017 at 10:27 pm
        Permalink

        Chyba trafiłaś z wyjaśnieniem. Tak przynajmmniej ja to widzę jako matka dzieci z mieszanego małżeństwa (chociaż nie w CH). Ale bardziej chciałam Cię zapytać co to jest Rivella?

        Reply
        • 15 marca, 2017 at 12:09 pm
          Permalink

          Rivella to „narodowy” napój szwajcarski robiony z serwatki (tak, tak, z tego płynu, co pozostaje w trakcie fermentacji nabiału!)
          Co lepsza, napój jest smaczny, gazowany, trochę mi przypomina nasz kwas chlebowy, chociaż niekoniecznie aż tak.

          Reply
          • 31 maja, 2017 at 7:45 pm
            Permalink

            Znaczy się, coś jak polski „serwowit”?

  • 15 marca, 2017 at 2:24 pm
    Permalink

    Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy nie spotkałam Polaka na emigracji, który udawałby, że nie umie już mówić (poprawnie) po polsku. Zastanawiam się, zupełnie serio, jaki to odsetek pośród emigrantów, czy w ogóle ma to jeszcze miejsce, czy też to rodzaj „urban legend”. Z drugiej strony prawdą jest też, że próba, jaką znam, jest niewielka i z pewnością nie jest istotna statystycznie. Niemniej mam wrażenie, że oceniamy się pod tym względem bardzo surowo (vide wszystkie zasłyszane opowieści o polskich bucach i chamach, napotkanych w tym czy innym zakątku planety; a ilu spotkano takich, o których się nie opowiada, bo byli nudno zwyczajni i kulturalni?)

    Reply
    • 16 marca, 2017 at 8:24 pm
      Permalink

      Ja znam osobiście 2 osoby, które do Szwajcarii przyjechały 20 lat temu i po polsku mówią, ale kiepsko. Ale trzeba przyznać, że obie się naprawdę bardzo starają (przynajmniej przy mnie) i straszni im głupio, gdy nie pamiętają jakiegoś słowa.

      Reply
      • 16 marca, 2017 at 10:05 pm
        Permalink

        Ale pierwszym objawem dysfunkcji jezykowej jest poszukiwanie slow lub zwrotow frazeologicznych by nazwac cos co widzimy… To przychodzi szybko, juz po 2 latach izolacji jezykowej.

        Reply

Skomentuj Jarek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.