– Dogadam się po angielsku, niemiecki tylko podstawy. Powiedz mi – poradzę sobie w Szwajcarii?
Nawet nie wiecie, ile już otrzymałam takich wiadomości. Albo – angielski biegle, francuski na poziomie A2, czy znajdę pracę? Przykładów mogłabym podawać bez liku. Dziwne jednak, że nikt niewiele osób podaje, jakiej pracy szuka, jakie ma kwalifikacje i gdzie konkretnie zamierza mieszkać (miasto-wieś-region?).
Tymczasem Szwajcaria jest zupełnie inna niż popularna wśród naszej Polonii Wielka Brytania i nie da rady powiedzieć, czy „tak ogólnie” A2 z angielskiego wystarczy, czy może jednak niezbędna byłaby znajomość języka narodowego kantonu?
Postaram się jednak odpowiedzieć na to pytanie zbiorczo, chociaż nie wiem naprawdę czy jest możliwe wyciągnąć z miliona całkowicie różnych sytuacji, doświadczeń i charakterów ludzkich jakiś wspólny mianownik. Istnieje jednak kilka prawd, którymi mogę się z Wami podzielić.
Zacznijmy od tego: są pewne domeny i miejsca, gdzie język angielski całkowicie wystarczy (ale jednocześnie jest wymagany na bardzo dobrym poziomie). Są to szkoły wyższe, organizacje międzynarodowe i korporacje. Oczywiście, nie próbujcie mnie nawet łapać za język – doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre korporacje ni stąd ni zowąd wymagają drugiego języka, nawet jeśli się go używa wyłącznie okazjonalnie. Są również działy, w których znajomość drugiego języka, niekoniecznie języka kantonu może być konieczna – chociażby marketing, PR, czy HR.
Znam co najmniej osób, które od wielu lat mieszkają w Szwajcarii, pracują w korporacjach i porozumiewają się tylko i wyłącznie po angielsku. Język francuski znają w stopniu podstawowym komunikatywnym, co im pozwala dogadać się „survivalowo”. Co ciekawe – te osoby w żadnym stopniu nie czują się niepełnosprawne. Mają znajomych ze wszystkich stron świata, ich dzieci chodzą do dwujęzycznych lub międzynarodowych szkół i bardzo rzadko zdarza im się żałować, że nie znają języka kantonu, w którym mieszkają. W większości przypadków zresztą nawet nie próbują się go uczyć. Można tak? Można! Ale ile się traci! To jest tak, jakby lizać tą Szwajcarię przez papierek – nigdy się jej tak naprawdę nie pozna. W Szwajcarii, ale tak jakby zawieszeni poza rzeczywistością… Kiedyś napisałam tekst o tej szwajcarskiej bańce ekspackiej – jeśli macie ochotę go sobie odświeżyć, kliknijcie TU.
Przejdźmy do drugiej sytuacji, gdzie język angielski może wystarczać – są to wszelkie sytuacje, gdzie mamy do czynienia ze specjalistami w swojej dziedzinie. Nie oszukujmy się, gdy się ma unikalne kompetencje / zdolności poszukiwane przez pracodawców, można sobie gwizdać na języki. W pewnych domenach po prostu łatwiej jest się nauczyć języka niż zawodu. Myślicie w tym momencie o specjalistach wysokiej klasy – owszem, nie przeczę, o takich też, ale nie tylko. Osobiście otrzymałam kiedyś propozycję pracy jako tłumacz dla firmy budowlanej, która ściągnęła sobie ludzi do pracy z Polski, a jako że nie mogła się nijak z nimi dogadać, postanowiła po prostu zatrudnić do tego człowieka… Oczywiście – to był wyjątek, nie zdarza się tak często i nie sądźcie, że bez jakiejkolwiek znajomości języka obcego łatwo znajdziecie pracę na budowie – chyba że przez polskich pośredników lub w polskiej ekipie, ale o tym później.
Kiedy znajomość języka kantonu będzie niezbędna? Niestety, ale wszystkie prace w mniejszych, szwajcarskich firmach, wymagające kontaktu z ludźmi będą pociągały za sobą konieczność przynajmniej komunikatywnej znajomości języka kantonu. W przypadku, gdy będziecie szukali pracy w mniejszych miejscowościach i praca będzie polegała na kontakcie ze zwykłymi Szwajcarami, nieodzowna może się okazać nawet znajomość a przynajmniej rozumienie dialektu. Nie od razu jednak Rzym zbudowano, nauczyć się zawsze można w trakcie pracy, także nie załamujcie od razu rąk!
Niestety, ale jeśli znasz wyłącznie język angielski, a chcesz wykonywać pracę polegającą na bezpośrednim kontakcie z ludźmi (np. praca niani, opieka nad osobami starszymi), będziesz ograniczona wyłącznie do ekspatów potrzebujących tego typu usług. Analogicznie z językiem polskim – gdy startujesz w Szwajcarii tylko i wyłącznie ze znajomością polskiego, jesteś „skazany” tylko i wyłącznie na polskie towarzystwo, pracodawców i współpracowników. To nie jest aż taka katastrofa, ale pamiętaj, że w Szwajcarii jest cały przekrój Polaków. Możesz trafić dobrze i źle i w zasadzie tylko od przypadku będzie zależało, jaką opinię rozciągniesz później na całą Polonię w Szwajcarii…
Dobrze, wyjdźmy już z tych nieco sztampowych rad i truizmów dla „nowych” w Helwecji, a zabierzmy się za nieco skrótowe podsumowanie pozycji angielskiego w Szwajcarii. Nieoficjalnie mówi się, że jest to piąty język oficjalny i że o wiele więcej Szwajcarów mówi po angielsku niż po francusku czy włosku. Jest to solą w oku dla mniejszości językowych, które zżymają się, że w niektórych kantonach pierwszym językiem „obcym”, którego uczą się dzieci stał się angielski w miejsce francuskiego, czy włoskiego. Podczas gdy w Romandii i Ticino Szwajcarzy nadal żeby zrobić karierę muszą uczyć się niemieckiego, w części niemieckojęzycznej coraz mniej chętnie sięga się do francusko- i włoskojęzycznych podręczników.
Tak wygląda teoria. Jak ja to widzę w praktyce? W dwujęzycznych miastach, takich jak Fryburg, Szwajcar niemieckojęzyczny, który nie mówi po francusku to jednorożec lub inne Yeti, natomiast Szwajcarów francuskojęzycznych, którzy z pogardą prychają na „Gruezi” jest jak Amerykanów w kolejkach do kanadyjskiej granicy. Czyli znów wyłażą tu te francuskie naleciałości – niechęć do języków obcych i gloryfikowanie swojego języka!
Bardzo dobrze to widać w statystykach! Czy wiecie, że francuskojęzyczna Lozanna stoi na samym szarym końcu, jeśli chodzi o znajomość angielskiego? Końcówkę wyciera również cały kanton Vaud za włoskojęzycznym Ticino.
Ciekawostką natomiast jest to, że Szwajcarzy wcale nie są aż tacy dobrzy, jeśli chodzi o znajomość angielskiego. Zajmują 14 miejsce na 70 przebadanych krajów (my, Polacy, jesteśmy na 10 miejscu!).
Czy warto więc uczyć się języka narodowego kantonu, w którym przebywacie / do którego zamierzacie przybyć? Warto! Da się przeżyć oczywiście wyłącznie z angielskim (z samym polskim pewnie też nie zginiecie), ale przecież nie o przeżycie tu chodzi. No, chyba że nie chcecie żyć, ale tylko jakoś przeżyć w tej Szwajcarii…
Moim zdaniem zawsze warto uczyć się drugiego języka obcego (innego niż angielski) jeśli z danym krajem wiążemy jakieś dalekosiężne plany. Albo nawet jeśli jedziemy tam do pracy tylko na wakacje. Będzie to plusem u pracodawcy a i nam będzie łatwiej. I bezpieczniej- mniejsza szansa, że ktoś nas wykorzysta lub oszuka.
Dobra, to gdzie te anglojęzyczne firmy z działami marketingu dla anglojęzycznych Polaków 🙂 z francuskim na poziomie B1 🙂
Heheheheh nie, nie! Akurat dział marketingu to ten mój wyjątek, gdzie trzeba znać języki 😛
Im dluzej jest w Szwajcarii, tym bardziej sie przekonuje do tego, ze znajomosc niemieckiego nie jest mi wogole potrzebna. NIedalej jak w zeszly wtorek kolega z pracy powiedzial mi po angielsku: „Why do we have to speak high german? It is so fucking disgusting”. Co prawda byl wtedy kompletnie pijany, ale ja tez bylem kompletnie pijany i przyznalem mu 100% racji. In vino veritas.
Ciekawe dlaczego mam wrażenie, że w ten sposób chciał Cię przekonać do nauczenia się dialektu, a nie dyskusji po angielsku 😉
Mam dokładnie takie samo wrażenie 😀
Ciężko powiedzieć, bo na trzeźwo nie chciał kontynuować tematu. Koniec końców dalej gadamy w high Herman :/
*German (j…na autokorekta).
To zalezy gdzie pracujesz. Jak pracujesz w uslugach zdrowotnych to musisz umiec Mundart. Must have.
Współczuję.
Droga Autorko,
jako ze styl pisania masz literacki to prosiłbym o artykuł o helweckiej schizofrenii.
o tym jak oni nienawidzą usländerstwa ( a śmieciarze,a salowe w szpitalu, panie w cukierni, a Panie w Migros czy Coop) czy w ogóle wszyscy pracownicy prawie wykonujący prace nisko płatne lub ciężkie – to właśnie usländerzy…
Chciałbym tez poczytać o doświadczeniach forumowiczów z tym zjawiskiem właśnie, bo poprawność polityczna poprawnością a życie życiem.
Pozdrawiam.
uuu… widze, że Kulega maruda.
Nie, oni nie nienawidza. Dyscyplinuja swoich tak jak ałslanderów. Tylko może Kuledze sie tak wydaje, że to do niego kierują.
A jak sie ma 25% obcokrajowców u siebie (i pewnie drugie 25% z „drugiego pokolenia”) to dziwne nie jest, że ochorna własnej kultury i tożsamości jest dla nich ważna jednocześnie z otwartością na obcych – i nie jest to żadna schiza, tylko normalne współistnienie tych cech.
Ale jak sie Kuledze w Szwajcu nie podoba, to nie musi tu mieszkac oczywiscie. Jest wiele pięknych krajów.
no wiesz, do swoich nie mowia du schiis usländer albo tua szien polone.
albo ostblocknutte o czeskiej lekarce.
Wioec bym juz tak nie koloryzowal, bo – moze byc jak to w zyciu przewrotnie – koniec milosci i majtki na füdli.
Nie słyszalem chamskich komentarzy, ani wśród górali spod alpu ani wsród ludzi wykształconych.
Jak kto jest przerważliwiony to mu w drewnianym kościele cegła na głowę spadnie.
I jw. Sie nie podoba to wykicaj stąd na ojczyzny łono albo gdzie indziej. To ich kraj, mogą sobie robić co chcą.
Też mi się już nie podoba wielu auslanderów. Zwłaszcza tych marudnych, krytykujących, nie zachowujących miejscowych reguł i chcących „tolerancji”. To dzięki Szwajcarom ten kraj jest taki świetny jaki jest – i jak jaki brudny auslander chce to psuć, to poprosze uprzejmie gdzie indziej.
Ale ja sie zgadzam, ale *
jako usländer to nie masz szans na stanowisko kierownicze np. w ochronie zdrowia – bez kontaktów politycznych nie da się.
i co do robienia gnoju przez usländerstwo tez sie zgadzam. Tylko ze życie nie jest czarno białe.
Co do robienia tego co chcą to się nie zgodzę. Bo przecież równie dobrze mogą – jak mój szwajcarski szwagier chce – strzelać do usländerstwa.
Odnosze wrazenie ze idealizujesz ten kraj. On jest fajny, jednak do Edenu mu brakuje.
Widze, ze nie mozna za gleboko tu wchodzic w polemiki, bo system nie pozwala 🙂 wiec pisze z boku.
Cieszę się, że Kulega się w dużej mierze zgadza.
Ale – może to dobrze, że auslander nie może zostać kierownikiem? Nalazłoby większość niemców (a w Romandie pewnie Francuzów) i porobiłoby się jak u nich. W ochronie zdrowia widziałem parę stanowisk kierowniczych obsadzonych z braku laku niemcami – i większość tam żałuje, że tak się stało, woleliby szwajcarskich szefów.
Kierownik musi nadawać ton, rozumieć układy międzyludzkie, dbać o kontakty zewnętrzne. Z całym szacunkiem – nawet świetny merytorycznie obcokrajowiec jest tu gorszy od miejscowego. Też miałem ambicje być kierownikiem, ale wystarczy mi, że zarabiam więcej niż kadra kierownicza w innych krajach, a użerania się „menedżerskiego” nie mam, tak to sobie zracjonalizowałem 🙂
A na raj, to proszę Kulegi musimy sobie dopiero zasłużyć, jak będziemy się dobrze zachowywać w tym życiu 🙂
Z tymi statystykami, że w PL lepiet to bym uważał, bo słoń jaki jest każdy widzi.
Jest np statystyka gdzie Szwajcaria jest na szarym końcu w Europie jeśli chodzi o czystość jezior. He he.
Po prostu Szwajcarzy dane do międzynarodowych statystyk podają rygorystycznie, bez ściemniania.
Drogi RockyMountains,
Usländerstwo dzieli sie na lepszy i gorszy sort. W Swiss Romande to ja akurat widziałem stygmatyzacje Afrykanczykow ( możemy sie zacząć śmiać dlaczego) – no biednych robaczków skrzywdzono. W ochronie zdrowia to preferuje sie Niemcow na Chefarztow bo oni są po pierwsze tańsi a po drugie bardziej sterowalni i maja bardzo giętki kręgosłup moralny. Chefarzt szwajcarski nie chce przyjść za mniej niz 450.000CHF rocznie + Poolbeteiligung. Niemcy sie miedzy soba o to pogryza bo dla nich władza to element pruskiego bytu. Verwaltung natomiast glupie nie jest – divide et impere. Niemiec bardziej ciśnie zespól a szpitaliki dziś to firmy gdzie jeśli będę zabijał niekompetencja ludzi to nikogo to nie obchodzi natomiast jak zapomnę kodu na Leistung to mam problem. Bo ma byc kasa i papiery w porządku,
Natomiast ja – gdy szwajcarskiego chlopa z gor alkoholika wysłać chcialem do Triemli w Zurychu – to mi odpowiedział mniej-więcej : Nei, dort sind zu viel schiis usländer. Isch bin dort inmal xi, nur blöde zwetschgen us schiis Polen und schiis Polacken. Nei, nischt dort bitte. Jedyne co zrobiłem to wpisałem go na liste persona non grata żeby poszedł do innego Husarzta.
Jak ja się ożeniłem ze Szwajcarka a rodzina lekarsko inżynierska to dla mniej więcej 1/3 rodziny infamia – no nikt nam nie zrobi zabójstwa honorowego ale jeden Profesor powiedział mojej zonie – jej wuj – ze gdyby była prostytutka czy narkomanka czy lesbijka to pol biedy, ale taka hańba dla rodziny z usländerem z Ostblocku i nie życzy sobie w związku z tym jakichkolwiek kontaktów dożywotnio. Ale mnie to nie dziwi bo bedac pupilem szefa mojego -jak sie dowiuedzial ze mam narzeczona szwajcarke to mi powiedział ze mnie zawodowo załatwi bo dokonałem Rassenschande . Zazdrość i zawiść typowo Polska. O tym jak mnie nazywał można pisać elaborat i co mi robił i jak traktował, ale to bez sensu.
Z racji zawodowej widze tez szwajcarskie niebieskie ptaki cale zycie na socjalu, nie chca Umschulung i Reintegration, SUVA, Gemeinde sie martwi, robi wiele – a oni maja to w dudzie. Z racji zawodowej widzialem juz tyle ze – powiem – uwazajmy na stereotypy. Bo one sa fajne dla posmiania sie ale jak sie laduje duda w gnojowce to juz mniej fajnie jest.
Ja sie oduczylem stygmatyzowania i schematyzowania. Ludzie sa wszedzie tacy sami. Dobrzy zli zawistni wspaniali, uprzejmi etc. itd. To nie geografia to determinuje.
Pozdrawiam Serdecznie,
Ale merytoryczna i wielowarstwowa wypowiedź, miło się czytało 🙂
Wyjeżdzam za niedługo do pierwszej pracy w okolice Lausanne. Czy można się z panem jakoś skontaktować? Chciałbym zaczerpnąć kilku rad od kogoś doświadczonego żeby wiedzieć na co mentalnie przygotowac siebie i swoją lubą.
Pozdrawiam 🙂
Moja połówka jest właśnie superspecjalistą, więc mimo pracy w okolicy Genewy – nie wymagali od niego francuskiego ani żadnego innego języka poza angielskim, ale uprzejmie mu doradzili, że jak chce się socjalizować, to fajnie jak by się nauczył. Tym bardziej że 90% pracowników firmy to Francuzi.
Moje CV także liche nie jest, ale marketing właśnie. 90% stanowisk francuski minimum B2, a najlepiej minimum 3 języki. Nawet w korporacjach. Nestle zżyma się, że wystarczy angielski i zatrudnia ludzi z całego świata, ale poza wyższą kadrą zarządzającą zatrudniają tylko z wieloma językami, a przynajmniej lokalnymi. L’Oreal w każdej ofercie pracy (w mojej branży), także na staż – minimum 3 języki, a najlepiej 4+.
To ile języków, jakich i na jakim poziomie – mocno zależy od branży. Na pewno inżynier, grafik, IT, naukowiec – wystarczy angielski. Zależy od poziomu i rodzaju skillsów.