Wino i tulipany

W moim miasteczku Morges zwykle niewiele się dzieje. Po prostu urocza, cicha mieścina mniejsza od Krasnegostawu, a z ambicjami stolicy. Każdy kto oceniłby infrastrukturę Morges (świetnie rozwinięta komunikacja publiczna, restauracje, kawiarnie, sklepy…) nigdy by nie uwierzył, że miasteczko ma tylko 14 tysięcy mieszkańców. Morges nie jest jednak tak wyjątkowe w Szwajcarii, jakby się wydawało – generalnie każde miasto jest naprawdę rozwinięte, a do tego ludzkich rozmiarów.

Jak już wspominałam, w moim miasteczku niewiele się zwykle dzieje, a w nocy po ulicach grasują tylko koty. Niedobitki imprezowiczów są szybko sprzątane z ulic przez tzw. Pyjama Busy, które dowożą wszystkich pod dom za dodatkowe 4 franki do biletu.

Ale jak się coś dzieje w Morges, to wszystko na raz. I tak to w ten weekend mamy jedną z najciekawszych imprez na wybrzeżu Jeziora Genewskiego – festiwal wina Arvinis i święto tulipanów.

Arvinis trwa od wczoraj (2.04) do następnego poniedziałku (7.04), dlatego jeśli chcecie uczestniczyć w tym wydarzeniu, musicie na pewno decydować się bardzo spontanicznie i dość szybko na przyjazd. Święto wina w Morges odbywa się w Halach Kolejowych CFF przed Dworcem Głównym. Jak to wygląda? Przez ulice przejeżdża kareta Bachusa z pijanymi driadami, a potem wszyscy mieszkańcy zaczynają orgię taplając się w winogronach i polewając winem? Nie, chociaż jeśli będziesz intensywnie degustował, może tak się to dla Ciebie skończy. Czytaj dalej …

Koleją na fałszywych blachach

Właśnie przeczytałam fajny artykuł w Le Matin na temat nieudolnych fałszerstw biletów kolejowych, więc dziś pobawimy się w „Znajdź błąd”. Czyli coś dla młodych detektywów, lub też fanów ortografii języka niemieckiego lub francuskiego.

Uwaga, pierwsza zagadka. Co może wskazywać na to, że ten bilet jest fałszywy?

Czytaj dalej …

Wyrostek czyli rozmowy z doktorem McDreamy o życiu

Nie piszę, nie dzwonię. Wiem, wiem, za to mam usprawiedliwienie lekarskie! Podejrzenie zapalenia wyrostka robaczywego. Moje robaczki się zbiesiły i miały niby wyrosnąć w wyrostku. Czyli kilka dni wiłam się jak robaczek z bólu, a potem zwiedziłam szwajcarski szpital, gdzie moje robaczki się przestraszyły panów w kitlu, także wyniki badań mi wyszły idealne. Dostałam więc silny lek przeciwbólowy i wypis do domu. Dlatego jeśli dziś będę pleść farmaceutozony, to znaczy, że jestem pod wpływem. I wiecie…mam usprawiedliwienie od lekarza!

Natomiast śpieszę donieść co-nie-co o szwajcarskiej służbie zdrowia. Kochani! Jak chorować, to tylko w Szwajcarii! Jak będziecie planować złamanie nogi, ręki, potylicy, trzustki, czy innych przy- lub naddatków, to niechcący się dobrze ubezpieczcie, a potem przypadkowo zahaczcie o Lozannę. Czytaj dalej …

Slow down, take it easy!

Tydzień temu wróciłam z Ojczyzny. Żywa o dziwo, chociaż było blisko. Czy chodzi o to, że z frustracji dostałam wstrząsu mózgu po tym jak waliłam głową o klamkę drzwi do polskich lekarzy, którzy przyjmują na NFZ? Nie, nie, nie chciałam sobie fundować takich ciężkich przeżyć i zdecydowałam się pójść prywatnie i zapłacić za wizyty, mimo, że płacę tyle za ubezpieczenie, że się mi należy jak psu kość.

Nie, moja żywotność była bardzo mocno testowana na polskich drogach. Raz mi jeden pan o mało nie przejechał po stopach na przejściu dla pieszych. Miałam ochotę z całej siły kopnąć w jego dychawicznego renaulta i z przeszłością i po przejściach, ale po pierwsze ów rzęchot prawdopodobnie by się wtedy rozpadł, a po drugie jak wszyscy dobrze wiedzą, nie ma sensu kopać się z koniem. Co więcej, notorycznie wchodziłam na przejście dość niefrasobliwie, myśląc, że w końcu takie prawo pieszego, po czym ze zdziwieniem konstatowałam, że żaden kierowca nawet nie zwalnia, w końcu może sobie ten pieszy poczekać, przecież w końcu nie jest -20 stopni, a ja się śpieszę! Czytaj dalej …

Dignitas – śmierć na życzenie

Szwajcaria wita wszystkich turystów, którzy chcą pojeździć na nartach, zostawić swoje ciężko zarobione pieniądze, zjeść fondue, pochodzić po górach, czy… popełnić asystowane samobójstwo.

Hmmm… No tak. Wszyscy wiedzą, że eutanazja jest legalna w Holandii, Belgii, Luksemburgu, Niemczech i Albanii. Ale tylko w Szwajcarii dopuszczalna jest turystyka eutanazyjna. Nie byłam w stanie dotrzeć do danych, ilu obcokrajowców zostawiło swoją cielesną powłokę i około 7000 franków w szwajcarskiej klinice eutanazyjnej Dignitas, ale jest to ponoć spory procent z 1000 „obsłużonych” osób.

Klinika Dignitas została założona w 1998 roku przez szwajcarskiego prawnika Ludwiga Minelli, działacza praw człowieka. Założyciel twierdzi, że w swoich działaniach kieruje się wyłącznie współczuciem wobec cierpiących osób bez nadziei na poprawę ich stanu.

Czytaj dalej …

AAAA dom tanio kupię

Pewnie po długich i uporczywych kłótniach z wszechwładnymi agencjami nieruchomości niejednemu Polakowi w Szwajcarii wynajmującemu mieszkanie zaświtało to rozwiązanie: a, wezmę kredyt i kupię! I to ja będę kręcił nosem na lokatorów i to ja będę rozdawał karty w tym rozegraniu. Wynająć wynajmie się bez problemu, a i jeszcze będę wybierał i przebierał spośród chętnych, cenę ustalę taką, żeby i kredyt sam się spłacał, i żeby zostało na wygodne życie w Polsce.

W teorii brzmi to super. Nic tylko zebrać zaskórniaki i do dzieła. Tylko, że jak pewnie wiecie, teoria nie ma wiele wspólnego z praktyką. Czytaj dalej …

Śnięty Walenty i garnek do gotowania na parze

Dzisiaj święto zakochanych, dlatego oczywiście należy napisać artykuł o miłości, żeby jeszcze bardziej dobić samotnych. Ale nie przejmujcie się Kochani, w parze święto zakochanych bywa również całkiem prozaiczne. Dla przykładu, ja dostałam od Steva garnek do gotowania na parze. Wobec tej jawnej i niekrytej deklaracji odwiecznej miłości nie mogę się zdecydować, co mu kupić: płyn do chłodnicy czy nową słuchawkę prysznicową?

Dlatego zamiast opowiadać o kolacjach przy świecach za jedyne 200 franków (bo przecież wszystkie restauracje muszą w ten dzień zarobić), skupię się na szwajcarskich pomysłach na zmniejszenie liczby samotnych serc. Czytaj dalej …

Röstigraben czyli szwajcarska szczelina Marianny

Zawsze jak myślę o Rowie Mariańskim, przypomina mi się takie jedno zdarzenie z czasów moich studiów na lingwistyce. Na zajęciach z tłumaczenia ustnego języka angielskiego na język polski mieliśmy takie ćwiczenie, które polegało na symultanicznym tłumaczeniu pewnego nagrania, w którym niestety roiło się od nazw geograficznych. Wiecie, nazwy geograficzne, szczególnie nietypowe, to nie jest coś, co każda osoba znająca język ma w jednym palcu. Moja koleżanka otrzymała tekst o Marianas Trench, co z prawdziwym nerwem przetłumaczyła jako…Szczelina Marianny. To był ten prawdopodobnie czas, kiedy pod wpływem mojego widoku na podłodze dusząc się ze śmiechu, powstał skrót ROTFL (rolling on the floor laughing).

Czytaj dalej …

Demon Toggeli, czyli co dręczy nocą Szwajcarów…

…jeśli akurat nie są to koszmary o spadku ceny złota.

Czy kiedyś obudziłeś się z głębokiego snu w środku nocy będąc jeszcze gdzieś w krainie między snami a rzeczywistością i poczułeś, że coś bardzo ciężkiego siedzi Ci na klatce piersiowej i uniemożliwia oddychanie? Jeśli tak, to znaczy, że z przepięknej alpejskiej krainy przyleciał do Ciebie nocny demon gór – Toggeli.

Jak wygląda Toggeli?

Nikt nigdy nie widział demona, ale najstarsi górale opowiadają, że jest to górski goblin, który mieszka w Centralnej Szwajcarii w okolicach Lucerny, w Uri, czy Obwaldzie. Toggeli atakuje w czasie najgłębszego snu. Wchodzi przez dziurkę od klucza lub dziury w ścianach (rzadko przez otwarte okna lub drzwi) i skrada się do łóżka ofiary. Siada na klatce piersiowej i dusi pozbawiając oddechu i pozostawiając tylko uczucie przerażenia i pustki. Bruno Imfeld z Obwaldu porównuje to do uderzenia drewnianym młotem, a Klaus Bucheli spod Lucerny opowiada o poczuciu, że tysiące gwoździ wbija się w klatkę piersiową. Nic nie wiadomo, jak wygląda ów demon, oprócz tego, że potrafi zmieniać kształt formę, jak również wniknąć w duszę żywych istot, na przykład zwierząt. Czytaj dalej …

Zawód asystenta seksualnego – prostytucja czy misja?

Czy oglądaliście może film Larsa von Triera „Przełamując fale”? Krótkie streszczenie: młody mężczyzna ulega wypadkowi, w wyniku którego staje się niepełnosprawny. Przykuty do łóżka mąż zmusza żonę do prostytucji (hmmm… w zasadzie nie do prostytucji, ale do puszczania się na lewo i prawo), bo tylko opowieści żony o kolejnych podbojach są go w stanie pobudzić seksualnie. Jeśli nie oglądaliście, to bardzo polecam, to stara dobra szkoła von Triera, a nie ostatnie dość przekombinowane dzieła.

Ten film w całkiem niezły sposób wskazuje na jedną rzecz: utrata dwóch nóg, dwóch rąk i oka na dodatek nie pociąga za sobą utraty popędu płciowego. Osoby z zespołem Downa, autystyczne, czy sparaliżowane to też ludzie ze wszystkimi ich potrzebami, uczuciami i nadziejami.

Europa jest już dość zaawansowana w opiece nad osobami niepełnosprawnymi. Mamy windy, obniżone krawężniki, specjalne autobusy, fundacje, paraolimpiady, specjalne miejsca dla parkowania i toalety. Tylko niewiele osób pomyślało o… seksie przystosowanym do potrzeb niepełnosprawnych.

–       Moi podopieczni mają jakieś potrzeby seksualne? A, co mi tam pani głowę zawraca – pomyśli pielęgniarka z ośrodka, który na co dzień zajmuje się takimi osobami. – Są czyści, mają podane do stołu, nawet czasami zabieramy ich do kina i na spacer! Kiedyś to takie niepełnosprawne dzieciaki się przecież zostawiało w lesie, żeby ich wilki zjadły!

–       Mój synek ma jakieś potrzeby seksualne? Zwariowała czy co? – pomyśli matka o swoim 20-letnim synu z zespołem Downa. On przecież by nigdy… On nie może mieć żony, ja się nim będę zajmowała przecież do końca życia.

–       Mój mąż ma jakieś potrzeby seksualne? – pomyśli żona, której mąż uległ ciężkiemu wypadkowi. – Nam już to nie w głowie, codziennie rehabilitacja. A zresztą on mówi, że się wstydzi.

W krajach bardziej progresywnych istnieje zawód asystenta seksualnego, którego rolą jest świadczenie usług seksualnych dla osób niepełnosprawnych. Czyli prostytutka dla niepełnosprawnych – tak pewnie pomyślicie? No cóż, możecie tak to w sumie nazywać, ale zadanie asystenta seksualnego jest o wiele bardziej skomplikowane i często nie polega wcale na odbyciu samego stosunku.

Jak mówi Claudine Damay, 59-letnia asystentka seksualna z Lozanny, praca asystenta seksualnego to przede wszystkim zapewnienie namiastki bliskości i potwierdzenia seksualności klientów. Nie trzeba zobowiązywać się do odbycia stosunku seksualnego – i Claudine tego nie robi. „W razie potrzeby daję numer telefonu do moich koleżanek, które się są w stanie tego podjąć.”

Pierwsze spotkanie zawsze polega wyłącznie na ustaleniu zasad współpracy i określenia pewnego planu działania. Czasami asystenci seksualni uczą swoich klientów jak się masturbować lub po prostu doprowadzają ich do orgazmu. W przypadku ofiar wypadków, który nie radzą sobie z „nowo nabytym” kalectwem, asystenci uczą swoich podopiecznych jak odkrywać na nowo swoją seksualność, pomagają im przełamać wstyd przed płcią przeciwną, pokazują, w jaki sposób te osoby mogą się kochać, są takim „workiem treningowym” przed inną „prawdziwą” relacją. W przypadku osób, które ze względu na swoją zaawansowaną niepełnosprawność  nie mogą już doświadczać swojej seksualności, asystenci po prostu oferują swoją bliskość, przytulanie inne niż to matczyne i sensualne masaże.

W Szwajcarii działalność asystentów seksualnych jest traktowana jak prostytucja  – czyli jest w pełni legalna (poza kantonem Genewa, gdzie istnieje osobna kategoria obejmująca te usługi). Asystent seksualny zarabia 150 franków szwajcarskich za godzinę i jest to stawka standardowa ustalona przez Szwajcarskie Stowarzyszenie Asystentów Seksualnych Corps Solidaires. Aby dostać się do zawodu, w Szwajcarii należy przejść 2-letni kurs organizowany przez stowarzyszenie (w czasie kursu można już się podjąć zawodu) i pozytywnie przejść selekcję. Kurs obejmuje część psychologiczną, sposoby relaksacji i masażu i część medyczno – rehabilitacyjną. Asystenci seksualni w Szwajcarii są członkami stowarzyszenia, które przede wszystkim zapewnia im wsparcie psychologiczne i pedagogiczne. W kantonie Vaud dzisiaj działa jedynie 5 takich osób – 4 kobiety i 1 mężczyzna i wszyscy mają duże „powodzenie”, dlatego stowarzyszenie nieustannie szuka nowych kandydatów.

Wcale się nie dziwię. Dla mnie to brzmi szalenie obciążająco. To nie jest psycholog, czy psychiatra, który uczy się, w jaki sposób nie angażować się w historię swojego klienta. Asystent seksualny musi wszystkie lęki, problemy, kompleksy klienta wziąć na klatę, żeby dać mu namiastkę jakiejś może nie prawdziwej, ale przynajmniej nieudawanej emocji.

No tak, ale seks za pieniądze… to w końcu prostytucja? Asystentka seksualna Catharina Koenig (znowu uroda rasowej prostytutki, jak na załączonym obrazku) zwykła mówić, że ten zawód jest podwójnie kontrowersyjny.

Po pierwsze – jest to piętno osoby, która za pieniądze sprzedaje swoje ciało. Po drugie – tabu związane z seksem osób niepełnosprawnych, których ciało jest często zdeformowane albo umysł błądzi gdzieś po innych planetach. Zadaniem asystenta seksualnego jest często okazanie bezwarunkowej akceptacji ciała klienta, co może być po ludzku i zwyczajnie trudne. Wszyscy oczywiście wiemy, że nie co dzień się trafia Brad Pitt przykuty do wózka. Ale okazanie szczerego ciepła i zainteresowania bez względu na to kogo spotykamy wymaga dużej mądrości życiowej, dystansu i poświęcenia.

Dlatego też wszystkie osoby wykonujące ten zawód w Szwajcarii są około 50-tki – i szwajcarskie stowarzyszenie nie wydaje nikomu pozwolenia na tą pracę, kto nie przekroczył 30 lat. W dodatku osoby wykonujące ten zawód muszą być silne i zdrowe – często trzeba swoich klientów po prostu przenieść z wózka.

Czy taka sytuacja: ciepła, uśmiechnięta asystentka seksualna plus sparaliżowany do połowy chłopak, dla którego jest to pierwsza kobieta w życiu nie stanowi żadnych zagrożeń? Oczywiście, na pewno każdy o tym pomyślał. A co, jeśli chłopak się zakocha? W końcu, bardzo możliwe, że to będzie jego pierwsza tego typu relacja i pierwsza kobieta, która okaże mu namiastkę uczucia! Dlatego ilość możliwych spotkań z jednym asystentem seksualnym jest ograniczona i ustala się ją na pierwszym spotkaniu.

Cała piątka asystentów z Lozanny traktuje swoją pracę jako misję. Mimo wszystko, jedynie trójka z nich otwarcie opowiada o swoim zawodzie prasie, znajomym i rodzinie. Nawet w tolerancyjnej Szwajcarii dwie osoby zdecydowały, że nie chcą ujawniać swojej tożsamości bojąc się piętna bycia „na sprzedaż”. A według Ciebie? Misja czy prostytucja? Prostytucja czy misja?

Źródła:

http://www.myhandicap.com/sexual-assistance-disability.html

http://www.europeandme.eu/15baby/771-sexual-assistance

http://www.smh.com.au/lifestyle/life/the-stigma-of-sexual-assistance-20111111-1nace.html

http://www.allodocteurs.fr/actualite-sante-confessions-d-une-assistante-sexuelle-9883.asp?1=1

http://www.swissinfo.ch/eng/Home/Archive/Disabled_sex_assistants_tackle_taboo.html?cid=5365194