Moje osobiste top 3 szwajcarskich produktów

Mój osobisty top 3 szwajcarskich produktów. Łatwo jest ogarnąć taki temat proponując Wam 3 takie produkty, których tu jeszcze na blogu nie było. Szwajcarzy mają co najmniej kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt) niezłych produktów i rdzennie helweckich marek, którymi mogą się bez wstydu chwalić. De facto robią to z wielką chęcią, także nieco zniekształcona flaga Helwecji widnieje na prawdopodobnie wszystkich produktach, których pociotek stryja wynalazcy był chociaż na chwilę w pobliżu szwajcarskiej granicy. W końcu szwajcarska jakość mówi sama za siebie. Co gorsza, szwajcarska flaga widnieje również na wielu produktach „Made in PRC” jako taki sprytny chiński chwyt marketingowy, także warto o chwilę refleksji przed zakupem produktu tylko ze względu na jego domniemany kraj pochodzenia.


Dzisiejszy wpis jest częścią akcji „W 80 blogów dookoła świata”. Poniżej znajdują się linki wiodące do artykułów na ten sam temat stworzone przez blogerów, których naczelnym tematem są inne zakątki Europy i świata.

Muszę przyznać, że pisanie tego tekstu zeszło mi się w czasie z jednym niby błahym zdarzeniem, które sprawiło, że zaczęłam nieco inaczej patrzeć na Szwajcarię i szwajcarskie produkty. Otóż jakiś czas temu pojawiła się możliwość wyjazdu ze Szwajcarii daleeeeko hen hen do egzotycznych krajów na rok, dwa lub trzy lata. Ta możliwość znikła niestety szybciej niż się pojawiła, ale pozostawiła poczucie końca pociągając za sobą podsumowania i bilanse. Dlatego gdy myślałam o jakich produktach napisać, nie mogłam nie odpowiedzieć tak naprawdę na pytanie: Za jakimi szwajcarskimi produktami bym tęskniła lub bym je wzięła ze sobą, gdybym wyjechała ze Szwajcarii?

1.    Szwajcarski nóż wojskowy

To jest jedna z tych rzeczy, za którymi nie tęsknisz i o których nie pamiętasz, że ją masz, do czasu, gdy ratują Ci życie. Ostatnio użyty w pociągu, gdy mały pomysłowy Dobromir – synek kumpeli – przywiązał się do siedzenia na taki supeł, że musiałam poświęcić jego sznurówki, żeby wysiąść w Lozannie, a nie 3 godziny później w Paryżu. A ile dobrych win zostało skonsumowanych w romantycznym plenerku dzięki temu urządzeniu?…. Ech!

Szwajcarski nóż wojskowy to po prostu charakterystyczny czerwony scyzoryk MacGyvera z ostrym nożem, nożyczkami, piłką, korkociągiem, szydłem, otwieraczem do puszek i wina oraz śrubokrętem. Produkowany jest tradycyjnie w różnych odmianach przez dwie szwajcarskie firmy: Victorinox i Wenger. Skąd jego nazwa – nóż wojskowy? Przecież tym scyzorykiem można najwyżej podciąć komuś gardło w walce wręcz… Otóż pierwszy raz szwajcarski nóż wojskowy został wyprodukowany w 1881 roku właśnie na potrzeby wojska. Po pierwsze – używane wtedy karabiny Rubin – Schmidt wymagały śrubokrętu do złożenia. Po drugie – żołnierze mogli mieć zawsze przy sobie niewielki otwieracz do puszek. Co ciekawe – nawet teraz szwajcarski nóż wojskowy jest częścią wyposażenia każdego helweckiego żołnierza.

2.    Raclette

Szwajcarskie sery to jest coś za czym można tęsknić. Za jakim serem jednak tęskniłabym najbardziej? Dlaczego właśnie raclette? Otóż fondue zrobiło się dość popularne i bardzo podstawowy garnek do fondue można kupić nawet w Ikei, a ser w hipermarkecie. W dodatku wiele restauracji na całym świecie serwuje ten przysmak. Z raclette sprawa ma się nieco inaczej.

Po pierwsze – przygotowanie raclette wymaga odpowiedniego sprzętu – albo takiej specjalnej maszyny do opiekania sera nad ogniem, albo domowego grilla raclonette. Po drugie – do przyrządzenia raclette potrzebujemy odpowiedniego sera Raclette. Czy kiedykolwiek udało Wam się znaleźć taki ser poza Szwajcarią?

Co to jest to raclette? Raclette to specjalny ser, rozpuszczony i leciutko zgrillowany, którym oblewamy małe ziemniaczki i konsumujemy razem z suszoną wołowiną lub koniną i malutkimi marynowanymi warzywami. Oto jest smak szwajcarskiej zimy!

3.    Morelówka (Abricotine) i gruszkówka (Williamine)

Ha! Szwajcarskie Blabliblu nie pozostawiłoby przecież artykułu bez wspomnienia o szwajcarskich gorzałach! Szwajcarska morelówka i gruszkówka prosto z gór z kantonu Valais to trunki dla koneserów, żadne tam nasze słodkie wódeczki dla letnich panienek (które też lubię, w końcu jestem letnią panienką!).

Morelówkę i gruszkówkę pija się tak jak koniak – po posiłku, na trawienie. Jej mocny, wytrawny smak wibruje dojrzałymi owocami. Ale docenią ją tylko koneserzy, ponieważ daleko jej od łatwej słodyczy likierów.

Jaki to rodzaj alkoholu? Eau-de-vie, czyli nasza polska okowita, a w dosłownym tłumaczeniu – woda życia. Tak, tak, trunek ten powstał w wyniku eksperymentów średniowiecznych alchemików poszukujących przepisu na eliksir długowieczności. Nie wiem, czy im wyszło, ponieważ po nadużyciu tego eliksiru na pewno ma się poczucie nieśmiertelności, a dwie minuty potem poczucie rychłej śmierci.

Ciekawostka: ten 40% trunek podaje się w kieliszkach o bardzo oryginalnym kształcie:

Mój szwajcarski top 3 dobiega końca. Serdecznie zapraszam po inspiracje do innych krajów:

Austria:

Viennese breakfast – 3 austriackie produkty – marki

Chiny:

Biały Mały Tajfun – Moje 3 ulubione yunnańskie produkty 

Francja:

Francais-mon-amour – Moje ulubione produkty z Francji

Love for France – Moje ulubione francuskie kosmetyki

Francuskie i inne Notatki Niki – Moje trzy ulubione morskie produkty z Francji

Między Francją a Szwajcarią – Moje ulubione francuskie produkty

Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim – Moje francuskie TOP 3, czyli jak zatrzymać przy sobie Francuza

Madou en France – Ekosprzątanie, czyli moje ulubione francuskie produkty do domu

Gruzja:

Gruzja okiem nieobiektywnym – Gdy mi ciebie zabraknie… 

Hiszpania:

Hiszpański na luzie – Trzy pyszne hiszpańskie produkty

Irlandia:

W Krainie Deszczowców – Moje trzy ulubione irlandzkie produkty

Kirgistan:

O języku kirgiskim po polsku – Moje ulubione produkty z Kirgistanu 

Niemcy:

Niemiecka Sofa – 3 rzeczy z Niemiec

Niemiecki po ludzku – 3 ważne dla mnie niemieckie produkty

Językowy Precel – Moje 3 ulubione niemieckie produkty

Norwegia: 

Pat i Norway – Trzy ulubione norweskie produkty

Szwajcaria:

Szwajcaria moimi oczami – Moje trzy ulubione szwajcarskie produkty

Szwecja:

Szwecjoblog – 3 ulubione wynalazki ze Szwecji

Turcja:

Turcja okiem nieobiektywnym – Smak i zapach granatów

Wielka Brytania:

Angielska Herbata – Moje trzy brytyjskie naj 

Angielski C2 – Moje 3 ulubione

Head Full of Ideas – Moje 3 ulubione produkty z Wielkiej Brytanii

Wietnam:

Wietnam.info – 3 produkty z Wietnamu, które warto polubić

Włochy: 

Studia,parla, ama – W 80 blogów dookoła świata, czyli moje trzy ulubione włoskie produkty

33 komentarzy o “Moje osobiste top 3 szwajcarskich produktów

  • 25 października, 2015 at 10:25 am
    Permalink

    numer 1, top produkt, mój najukochańszy: Buendnerfleisch! najwspanialsza szyneczka na świecie, gdziekolwiek bym nie była, nie udało mi się jeszcze znaleźć godnego odpowiednika 🙁

    Reply
  • 25 października, 2015 at 11:26 am
    Permalink

    No ta gruszkówka już mi pachnie. Zwłaszcza po moich doświadczeniach z włoskimi tego typu trunkami o smaku cytryny czy melona.

    Co do moich szwajcarskich produktów, nic nie przebije mojej torby swiss, którą wożę już od ponad 10 lat i dalej „daje radę”. A latam z nią ciągle…

    No i Federer oczywiście, Federer jako jakość oraz nowe oblicze tenisa. Mimo, że do produktów nie należy, ciągle jest w naszym domu 😉

    Reply
  • 25 października, 2015 at 11:39 am
    Permalink

    Mocne alkohole nie dla mnie, ale ten ser brzmi pysznie. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się go spróbować.

    Reply
  • 25 października, 2015 at 11:52 am
    Permalink

    Alkohol sobie wypij, nóż zabieraj, ale roztopiony ser ciągnący się na chrupiącej bagietce proszę mi tutaj szybciutko dać. ;P

    Reply
  • 25 października, 2015 at 12:27 pm
    Permalink

    Podobne gorzały piję od czasu do czasu tutaj w Niemczech, kiedy ktoś mnie poczęstuje. Trochę za mocne dla mnie. Gdybym wypiła tak ze 3 kieliszki, to bym się na pewno upiła 🙂

    Reply
  • 25 października, 2015 at 4:38 pm
    Permalink

    To ja poproszę raclette! Nie miałam okazji skosztować, ale opis brzmi wyjątkowo zachęcająco (może nie konina, ale z ziemniaczkami jak najbardziej)

    Reply
  • 25 października, 2015 at 7:10 pm
    Permalink

    Raclette uwielbiam, ale poznałam go na północy Francji.

    Reply
  • 25 października, 2015 at 7:25 pm
    Permalink

    Jeee raclette! Oficjalnie rozpocznę sezon w przyszły weekend, bo zwali się kilkoro znajomych. Mam super wypasioną maszynę, której nie zawaham się użyć 😉
    A te kieliszki do okowity są wypasione. Nigdy wcześniej takich nie widziałam.

    Reply
  • 25 października, 2015 at 7:39 pm
    Permalink

    Mój mąż ma taki scyzoryk! Niejednokrotnie i nam ratował tyłek 😉 Raclette jeszcze nie jadłam. Jeśli tylko będę miała okazję to spróbuję – uwielbiam sery! A mocne alkohole smakowe niekoniecznie mi smakują. Najczęściej są za słodkie.

    Reply
  • 25 października, 2015 at 7:41 pm
    Permalink

    Raclette regularnie jadłam jeszcze w Polsce i podawałam gościom 🙂 Grill jest bez problemu do dostania w sklepach internetowych z AGD i nie kosztuje fortuny, a ser jest w Almie (lepszy i większych ilościach) i w Auchan. Nie miałam pojęcia, że tradycyjnie można go jeść z koniną… w mojej wersji rządzi zwykła sucha szynka.

    Reply
  • 25 października, 2015 at 9:53 pm
    Permalink

    No tak, słynny szwajcarski scyzoryk, rzeczywiście nadaje się do wszystkiego! Sery zawsze na tak, każdy rodzaj 😉

    Reply
  • 25 października, 2015 at 11:05 pm
    Permalink

    Mój scyzoryk! Uwielbiam. Na każdy wyjazd. Ostatnio służył mi do otwierania kokosów. 😉

    Reply
    • 18 marca, 2016 at 10:33 am
      Permalink

      Dokładnie scyzoryk szwajcarski to must have. Mój dostałem od ojca, klasycznie chyba jeśli w rodzinie istnieje tradycja, że każdy meżczyzna ma swój nóz, wcale to nie dziwi. Ogólnie służy do wszystkiego, zawsze pod ręką, niezawodny, Kokosa nie otwierałem, ale jżdząc Tico czasami wydaje się niezastąpiony:P Pozdrawiam:)

      Reply
  • 26 października, 2015 at 10:34 am
    Permalink

    Raclette, oj tak, ale jeszcze bardziej Vacherin Mont-d’Or… Oraz double crème (podwójna śmietana) z bezą 🙂

    Reply
  • 26 października, 2015 at 11:27 am
    Permalink

    Kieliszki ładne, ale mi od razu przyszło na myśl „Pewnie ciężko to się myje!”. Nad rozpływającym się serem rozpływałam się już na blogu Ani, ale tutaj też się rozpłynę.. Jestem już naprawdę głodna a lista blogów w tej akcji jeszcze długa!

    Reply
  • 26 października, 2015 at 2:32 pm
    Permalink

    Ser raclette bez problemu można dostać we Francji. U siostry mojego męża jemy raclette za każdym razem, kiedy do nich przyjeżdżamy, stąd przez dłuższy czas myślałam, że to francuskie danie 😉

    Reply
    • 26 października, 2015 at 4:09 pm
      Permalink

      No właśnie, napisałam, że jest do dostania w Polsce, a przecież to we Francji jest prawdziwe zatrzęsienie sprzętu i sera raclette w przeróżnych smakach i rodzajach 🙂 Zastanawiałam się tylko, czy tak jest w całej Francji, czy tylko blisko Szwajcarii.

      Reply
  • 26 października, 2015 at 2:38 pm
    Permalink

    Scyzoryk też posiadam, a tak naprawdę to ma go mój Mąż. Natomiast kilka lat temu spędzałam tydzień w Zurichu. Zachwyciłam się tym miastem i jestem pewna, że jeszcze tam wrócę. Ale, co istotne, spotkałam się z tym, że raz w tygodniu na terenie hali dworca PKP odbywał się targ. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Przede wszystkim niezwykłą czystością, uporządkowaniem i dbałością o prezentowane produkty spożywcze, aż chciało się kupować. Największe wrażenie zrobiły na mnie sery. Zakupiłam wówczas kilka gatunków. Pychota :-))).

    Reply
  • 27 października, 2015 at 3:55 am
    Permalink

    W Stanach tez jest raclette Emmi 🙂 mamy w lodowce bo szwajcarskiemu mężowi sie tęskni za szwajcarska kuchnia. Ale Miami to nie miejsce na jedzenie raclette, tutaj nie smakuje tak dobrze jak w Szwajcarii z kieliszkiem chasselas 🙂 Ale Wiliamine nie do kupienia niestety.

    Reply
  • 27 października, 2015 at 5:29 pm
    Permalink

    Raclette zostalo wyeksportowane poza Francje. We Francji jest tak popolarne zima i szczegolnie w osrodkach narciarskich, ze wielu cudzoziemcow i nawet Francuzow jest swiecie przekonanych, ze to oryginalne danie z Francji.
    Scyzoryk oczywiscie must dla kazdego chlopaka. Tylko trzeba uwazac przy podrozach samolotem, bo w podrecznym nie przejdzie:))
    Co do alkoholi az tak mocnych, to raczej ich nie pijam, wiec trudno mi porownywac, ale podobne sa i na Wegrzech i w wielu krajach. Ciekawe, czy sa miedzy nimi jakies roznice w smaku (mam na mysli te robione z takiego samego owocu)?
    Pozdrawiam
    nika

    Reply
  • 27 października, 2015 at 5:30 pm
    Permalink

    Mialo byc: wyeksportowane poza Szwajcarie… Mysle szybciej niz pisze 🙂

    Reply
  • 28 października, 2015 at 1:10 pm
    Permalink

    Szwajcarski nóż wojskowy znajduje się na mojej wishliście, może przy następnej wizycie w Szwajcarii sobie go sprawię 🙂 (jestem ogromną fanką MacGyvera 😛 )
    Raclette uwielbiam tak bardzo, że bardziej się chyba nie da! Dobrze, że sezon już się zaczął 😀
    W Alzacji mirabelówka w wersji eau-de-vie jest bardzo popularna. Nie wiedziałam, że w Szwajcarii to są również popularne alkohole. Ale z drugiej strony przecież zimną zimę w górach bez rozgrzewających od środka trunków trudno byłoby znieść 😛

    Reply
  • 1 listopada, 2015 at 9:39 pm
    Permalink

    M. dostał szwajcarski scyzoryk na trzydziestkę od kumpla. Jest w użyciu non-stop, m. nosi na nim również zakupy ;). Raclette to moja wielka miłość i jem go wszędzie i o każdej porze. Do tego stopnia straciłam dla niego głowę, że jadłam go tego roku LATEM w 30 stopniach w Paryżu :P. Mokra po tym jedzeniu byłam niczym foka, ale było warto 😉

    p.s. Nikt nie lubi Rivelli ;)?

    Reply
    • 3 listopada, 2015 at 11:16 am
      Permalink

      Ja niby lubię Rivellę, ale zwykle nie jest częścią moich zakupów, czasem tylko się skuszę, najczęściej jak jestem w Alpach.

      Reply
  • 16 listopada, 2015 at 7:46 pm
    Permalink

    Zestaw raclette zakupiłam co prawda w Polsce, ale pierwszy raz jadłam go w Szwajcarii. Jadłam to zbyt uproszczone, przy raclette spędziliśmy ze znajomymi parę godzin. Każdy z nas miał swój sposób na niego, a to marchewkę ktoś podgrillował, albo cukinię, bagietki się też na górze znalazły. Jesienią znów go odkopałam na babskie imprezy przy czerwonym winie sprawdza się bombowo. Ser dostarcza nam koleżanka pod Zurychem mieszkająca 🙂 Pozdrawiam zgłodniała.

    Reply
  • 10 grudnia, 2015 at 2:47 pm
    Permalink

    Ja z tych 3 wybrałabym mimo wszystko raclette a do tego viande seche ( suzone mięso wołowe)… mniam

    Reply
  • 8 września, 2016 at 6:51 pm
    Permalink

    bardzo przypadly mi do gustu pani wpisy, bardzo pomocne.
    zastanawiam sie gdzie sie podzial tete de moine i slynna tacka (krajalnica) girolle , bez ktorej zaden szanujacy sie szwajcar nie obejdzie? jak dla mnie to zdecydowanie numer jeden:)

    pozdrawiam

    Reply
    • 12 września, 2016 at 10:07 pm
      Permalink

      Ojojoj zgubiły się w natłoku serów 😀 Również pozdrawiam!

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.